Jak (i po co) żyć?
"Szukajcie, a znajdziecie". Doskonale znamy te słowa Jezusa. W teorii są one bardzo pobudzające i motywujące do działania. Ale co, jeśli szukamy i nie znajdujemy? Co, jeśli już nie bardzo chce nam się szukać?
Dziś pozwolę sobie na kilka mocno osobistych przemyśleń. W maju obchodzę urodziny i dlatego zawsze jest to dla mnie czas bardziej intensywnej niż zazwyczaj refleksji, nad sensem tego, co robię w życiu. Zresztą chyba wszyscy tak mamy. Przy okazji różnych rocznic analizujemy nasze sukcesy i porażki. Równocześnie snujemy plany na najbliższą przyszłość.
Ten rok był dla mnie niesamowicie intensywny. Skończyłem studia, zakończyłem etap beztroskiego funkcjonowania w duszpasterstwie akademickim, podejmowałem pierwsze trudne życiowe decyzje. Ponieważ jestem osobą wierzącą i staram się poważnie podchodzić do swojego zaangażowania w Kościele, każdego dnia wracam do tego wezwania z siódmego rozdziału Ewangelii Mateusza: "Szukajcie, a znajdziecie".
Te słowa powinny być życiowym mottem wszystkich chrześcijan, nawet jeśli już nie mamy sił szukać. Są takie dni, że trudno jest wstać z łóżka. Są też takie, kiedy mamy wątpliwości, czy to wszystko, co robimy, ma w ogóle jakiś głębszy sens. W takich chwilach warto trochę sparafrazować słowa Jezusa i powiedzieć sobie: "Szukaj, aż znajdziesz".
No dobrze. Ale gdzie szukać? Pierwsza myśl - w Ewangelii. Tam są przecież wszystkie recepty. Jest to prawda, ale co, jeśli szukamy i nie znajdujemy? Co, jeśli już nie bardzo chce nam się szukać albo nie mamy pomysłu na to, jak to robić? Wtedy warto skorzystać z doświadczenia tych, którym się to już udało.
W moim wypadku w ostatnim czasie był to brat Roger z Taize. Właśnie czytam Jego pamiętniki z lat 1969-1974. Kilka dni temu natrafiłem w nich na jeden z takich fragmentów, które potrafią dać potężnego pozytywnego kopa. Są takie teksty, które czytasz i zdajesz sobie sprawę, że nareszcie znajdujesz odpowiedź.
Myślę, że takie słowa powinno się przekazywać dalej, dlatego pozwolę sobie przytoczyć w całości ten dość długi fragment. Jest to list napisany przez przeora wspólnoty z Tazie na otwarcie Soboru Młodych w 1974 roku.
Żyć tym, co niespodziewane
List ten napisałem do ciebie, który chcesz kształtować swoje życie w komunii z Chrystusem, bo On jest miłością. Jeżeli zawsze odwoływać się będziesz do kilku istotnych wartości, do kilku prostych prawd, z coraz większą swobodą pójdziesz od prowizorium do prowizorium.
Otwarcie Soboru Młodych
Taize, 30 sierpnia 1974
Razem z ludem Bożym, z ludźmi całej ziemi, jesteś zaproszony, by żyć tym, co niespodziewane. Bo jakże sam jeden rozpoznasz promieniowanie Boga? Bóg jest zbyt olśniewający, żeby Go oglądać. Światłość Boża oślepia. To w Chrystusie, który przejmuje ten pożerający ogień, Bóg objawia się bez blasku. Rozpoznany czy nie, Chrystus jest obok każdego z nas. Jest tak bardzo związany z człowiekiem, że mieszka w nim nawet wtedy, gdy człowiek o tym nie wie. Jest w nim utajony, jest żarem jego serca, jest światłem w ciemności. Chrystus jest również kimś innym niż ty. On, Żyjący, jest i przed, i ponad tobą. On ukochał cię pierwszy. To Jego tajemnica. Być kochanym zawsze, być kochanym na wieczność, by kochać miłością mocną jak śmierć - oto sens życia.
Po co istnieć bez miłości? Odtąd, w modlitwie i w walce, nic nie jest groźne, jeśli nie stracisz miłości. Po co wiara bez miłości? Po co ciało wystawiać na spalenie? Przeczuwasz to? I walka, i kontemplacja mają jedno źródło - Chrystusa, który jest miłością. Jeśli więc modlisz się - czynisz to z miłości. Jeśli walczysz, by przywrócić ludzkie oblicze człowiekowi krzywdzonemu - czynisz to także z miłości. Czy zgodzisz się na taką drogę, choćbyś przez miłość miał utracić życie? Czy będziesz żył Chrystusem dla ludzi?
Aby doszli do głosu ci, których głosu pozbawiono, aby powstało społeczeństwo bez klas, cóż może uczynić człowiek, jeżeli jest sam? Wspólnie, z całym ludem Bożym, można na ziemi rozpalić ogień. Czy rozpoznałeś Mnie w głodnym? To pytanie Chrystusa chwyta za gardło. Gdzie byłeś, gdy wiodłem życie najnędzniejszego? Czy nie byłeś ciemiężycielem choćby jednego człowieka na ziemni? Gdy mówiłem: "Biada wam, bogaci", bogaci w pieniądze, bogaci w doktryny, czyś nie wybrał wtedy miraży bogactwa? Walka spełnia się przez czyny. Ustaje w ideach bez życia. Przełam uciemiężanie ubogich i wyzyskiwanych, a ujrzysz, świadku zdumiony, znaki zmartwychwstania na ziemi. Dziel swoje dobra ku większej sprawiedliwości. Nie czyń nikogo swą ofiarą. Bracie wszystkich, bracie uniwersalny, biegnij ku odrzuconym, ku tym, których nikt nie poważa.
"Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują". W nienawiści - cóż byś z Chrystusa odzwierciedlał w sobie? "Miłuj bliźniego swego jak siebie samego". Gdybyś nienawidził siebie, jakież spustoszenie w tobie! Człowieku głębi niezmierzonej, chcesz w innym zrozumieć wszystko? Im bliżej będziesz komunii, tym bardziej wysilać się będzie kusiciel. By się uwolnić od przeciwnika, śpiewaj Chrystusa aż po pogodną radość. Napięcia mogą mieć wartość twórczą. Ale gdy twoje stosunki z innymi psują się, gdy w kłębowisku wewnętrznych sprzeczności niemożliwe staje się porozumienie - nie zapominaj, że istnieje coś więcej niż jałowość tej sytuacji. Człowiek sądzi drugiego według siebie, według własnego serca. Ty pamiętaj jedynie o tym, co najlepsze w innym.
Twoje słowo niech wyzwala. Nie potępiaj. Nie zamęczaj się wypatrywaniem źdźbła w oku twego brata. Jeżeli osądza cię fałszywie z powodu Chrystusa, tańcz i przebaczaj, tak jak przebaczył Bóg. Staniesz się niezrównanie wolnym. Po co szukać, kto zawinił, a kto ma rację, skoro jesteś całkowicie inny. Uciekaj od zręcznej rozgrywki, miej przezroczyste serce. Nie posługuj się sumieniem bliźniego. Z jego niepokojów nie czyń środka urzeczywistniania swych planów. Łatwizna nigdy nie sprzyja twórczości, to ubogie środki wiodą do pełni życia w radości dnia dzisiejszego. Ale radość pierzcha, gdy ubóstwo zmienia się w surowość lub przyzwyczaja do sądzenia. Ubóstwo środków rodzi poczucie uniwersalności… I święto zaczyna się od nowa. I nie będzie miało końca.
Gdyby nagle zabrakło święta wśród ludzi… Gdybyśmy któregoś ranka przebudzić się mieli w społeczeństwie sytym, lecz pozbawionym spontaniczności… Gdyby modlitwa stałą się jedynie zeświecczoną przemową, ogołoconą z tajemnicy, pozbawioną "modlitwy ciała", poezji, uczucia, intuicji… Gdybyśmy mieli utracić dziecięcą wiarę w Eucharystię i Słowo Boże… Gdybyśmy w dniach ciemności zniszczyli to, cośmy pojęli w dniach światła… Gdybyśmy odrzucili szczęście ofiarowane nam przez Tego, który osiem razy woła "Błogosławieni…"
Jeśli w Ciele Chrystusa znika święto, jeśli Kościół jest miejscem odosobnienia, a nie zrozumienia powszechnego, to gdzież na ziemi ludzie spotkają przyjaźń?
Człowiek jest sobą tylko w obecności Boga
Jeżeli w czasie modlitwy nie znajdujesz w sobie żadnej wyraźnej odpowiedzi Boga, to dlaczego się niepokoisz? Granica miedzy pustką i pełnią jest nieuchwytna, tak samo jak między zwątpieniem a wiarą, między lękiem a miłością. Najistotniejsze pozostaje zakryte dla oczu. Ale to jeszcze bardziej pobudza do żarliwego szukania prawdziwej rzeczywistości. Z wolna odkryjesz rozległość i głębię tej miłości, która przerasta wszelkie poznanie. Wtedy dotkniesz bram kontemplacji. Wtedy odnajdziesz siłę, by ciągle zaczynać od nowa, zdobędziesz odwagę działania. Gdy nie masz nikogo kto by cię zrozumiał, wtedy odkrywanie siebie może rodzić wstyd i prowadzić do samounicestwienia. Czasem może ci się nawet zdawać, że za życia jesteś potępiony. Ale dla Ewangelii ani normalność, ani inność nie istnieje. W niej są ludzie na obraz i podobieństwo Boga. Któż więc może potępiać? Jezus modli się w tobie. Jego przebaczenie wyzwala wszystkich ubogich sercem. Droga wyzwolonego - niesienie wolności innym.
W każdym człowieku tkwi cząstka samotności. Nie wypełni jej żadna ludzka zażyłość, ani nawet najsilniejsza miłość dwóch istot. Kto tego miejsca samotności w sobie nie uznaje, ten wie, czym jest bunt przeciwko ludziom, przeciwko Bogu samemu. A jednak nigdy nie jesteś sam. Wejrzyj w głąb swego serca, a przekonasz się, że nie po to został człowiek stworzony, by mieszkała w nim pustka. Na dnie istoty, tam, gdzie każdy jest inny, czeka na ciebie Chrystus. Tam dzieje się to, co nieoczekiwane. Duch Święty - oślepiające przejście Bożej Miłości - przenika każdą ludzką istotę, jak błyskawica noc. W tej chwili Zmartwychwstały porywa cię, uwalnia od tego, co ponad siły, siebie obarcza wszystkim. Kiedyś nagle zrozumiesz, że to przeszedł Chrystus. Obfitość została podarowana. W chwili gdy otworzą się twoje oczy, powiesz sobie: "Czy serce we mnie nie pałało, kiedy rozmawiał ze mną?"
Chrystus niczego w człowieku nie unicestwia. W komunii z Nim nie ma miejsca na wyobcowanie. Niczego, co jest w człowieku, nie złamie. Nie przyszedł burzyć, lecz wypełniać. Gdy słuchasz uciszonym sercem, On przemienia twój niepokój. Gdy gubisz się w niezrozumiałym, gdy noc gęstnieje, Jego miłość jest jak ogień. A ty patrz w tę płonącą w ciemności lampę, aż zaświta jutrzenka. I w twoim sercu wzejdzie dzień.
Szczęśliwy, kto kocha miłością mocną jak śmierć
Bez wytchnienia, o Chryste, wzywasz mnie i pytasz: "A dla ciebie kim jestem?" Jesteś Tym, który mnie kocha zawsze. Stawiasz przede mną ryzyko wyboru. Poprzedzasz mnie na drodze świętości, gdzie szczęśliwy jest ten, kto kocha miłością mocną jak śmierć, gdzie męczeństwo jest ostatnią odpowiedzią. Dzień za dniem moje "nie" przemieniasz w "tak". Nie chcesz kilku okruszyn, lecz całego mojego istnienia.
Ty jesteś Tym, który dniem i nocą modli się we mnie, chociaż nie wiem, jak. Moje pojękiwania są modlitwą, bo samo wzywanie Cię imieniem Jezus wypełnia naszą komunię. Ty jesteś Tym, który każdego ranka, wsuwa na mój palec pierścień syna marnotrawnego, pierścień święta.
A ja, czemu wahałem się tak długo? Czyżby "lud wymienił swą Chwałę na kogoś, co pomóc nie może […] opuścili mnie - źródło wody żywej, by sobie wykopać cysterny dziurawe, co wody utrzymać nie mogą"? Ty nieustannie szukałeś mnie. Dlaczego zawahałem się znowu, prosząc o czas na załatwienie swoich spraw? Przyłożywszy rękę do pługa, czemu obejrzałem się wstecz? Nie wiedząc o tym, stawałem się niezdolny do pójścia za Tobą. A jednak, nie widząc, pokochałem Cię. Ty powtarzałeś: żyj tym, coś zrozumiał z Ewangelii, choćbyś zrozumiał niewiele. Głoś moje życie ludziom. Rozpalaj ogień na ziemi. Pójdź za mną…
I pewnego dnia zrozumiałem: chciałeś mojej nieodwołalnej decyzji.
Roger, twój brat
Skomentuj artykuł