Jak stoczyłam bitwę o plakat „Zranionych w Kościele” w mojej parafii

fot. Magda Fijołek

Powrót do kościelnej rzeczywistości po kwarantannie okazał się trudniejszy, niż myślałam. Brak maseczek, chaos przy rozdawaniu Komunii i ostatecznie zwycięska, lecz okupiona trudnymi rozmowami walka o to, by w parafialnej gablotce zawisł plakat „Zranionych w Kościele”, dały mi się we znaki. Mimo to, a może właśnie dzięki temu, czuję, że wracam do mojej wspólnoty silniejsza.

Kiedy dowiedziałam się o tym, że prymas Polski abp Wojciech Polak zaapelował do wszystkich diecezji w Polsce, by te rozesłały podlegającym im parafiom plakat informujący o akcji „Zranieni w Kościele”, coś we mnie drgnęło. Czyżby do polskich hierarchów w końcu dotarło, że najskuteczniejsza droga do oczyszczenia Kościoła z grzechu pedofilii i jej tuszowania wiedzie przez stanięcie w prawdzie i okazanie empatii ofiarom? Mój entuzjazm kurczył się jednak wraz z upływającymi dniami. Wypatrywałam plakatu w mojej parafialnej gablocie, niczym pierwszej gwiazdki na niebie. Kiedy się go nie doczekałam, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak nierówna będzie to walka.

Nic nie wiem, nic nie słyszałem, zarobiony jestem

Pod koniec maja zapukałam do zakrystii i z całą delikatnością na jaką było mnie stać, zadałam księdzu pytanie o to, czy nasza parafia planuje włączyć się w akcje zaproponowaną przez prymasa Polaka. Jakież było moje zaskoczenie, gdy ksiądz (na co dzień starający się, przyzwoity duszpasterz, który - o ironio - chwilę wcześniej na kazaniu przekonywał, że świeccy powinni przejmować w Kościele inicjatywę) „nafuczał” na mnie, odpowiadając z przekąsem, że nie ma - uwaga cytat - „jakiegoś szczególnego nabożeństwa do tej akcji”. Dodał też, że dopóki parafia nie otrzyma „wyraźnych wytycznych” (tak jak by prośba ze strony prymasa, a później kardynała Nycza - a więc jego przełożonych - nie wystarczała).

DEON.PL POLECA

Zakrystię opuściłam przytłoczona alergiczną reakcją kapłana. Na pytanie o plakat, ksiądz zjeżył się tak, jak bym przyszła do niego obklejona proaborcyjnymi hasłami albo owinięta tęczową flagą (a przecież i wtedy jego postawa pozostawiałaby wiele do życzenia). Zostałam potraktowana jak „wróg Kościoła”, a nie katoliczka zatroskana o dobro wspólnoty, do której przecież wciąż, mimo targającego nią kryzysu, należę.

Po tym doświadczeniu uznałam, że nie mam siły na dalszą walkę, że to nie dla mnie. Niech walczą wyszkoleni i doświadczeni aktywiści, ja wrócę do pisania tekstów i manifestowania swojej niezgody za pośrednictwem klawiatury i monitora. Kiedy dwa tygodnie później pojawiłam się w tym samym parafialnym kościele, obiecałam sobie, że tym razem nie będę interweniować, choćby nie wiem co. I wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam.

Święte oburzenie

Po mszy zostałam, żeby chwilę się pomodlić i ostudzić emocje. W środku gotowało się we mnie, bo kolejny raz przed komunią ksiądz „zapomniał” (mimo wyraźnego zalecenia kardynała Nycza) poinformować o dwóch oddzielnych kolejkach, uzależnionych od formy przyjmowania sakramentu. W efekcie ludzie tłoczyli się przed ołtarzem, raz otwierając usta, raz wyciągając dłonie po hostię. Byłam jedną z nielicznych osób, które przyjęły wówczas komunię „na rękę”. Osoba przede mną, jak i ta po mnie, przyjęły ją w sposób tradycyjny, co uczyniło moje starania o zachowanie zasad sanitarnych kompletnie bezsensownymi.

Siedząc w opustoszałej już kaplicy, modliłam się nie tylko o cierpliwość, ale i światło Ducha Świętego. To było tydzień po Pięćdziesiątnicy i wiedziałam, że jeśli mam wykrzesać z siebie inicjatywę, to potrzebuję wsparcia „z góry” - jakiegoś znaku, że moje oburzenie nie jest tylko chęcią wylania frustracji, ale czymś, z czego można wyciągnąć jakieś dobro. Modliłam się o to, żeby albo ta złość zniknęła zupełnie, albo żeby przynajmniej stała się impulsem do konkretnego działania.

Z jednej strony chciałam już wyjść z kościoła i zapomnieć o rosnącej frustracji - z drugiej, wciąż biłam się z myślami, czy potencjalny brak reakcji z mojej strony, nie byłby kolejnym złem. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Byłam już w progu drzwi świątyni, kiedy nagle odwróciłam się i skierowałam swoje kroki do zakrystii. W środku czekał ksiądz (inny niż poprzednio), który przed chwilą sprawował eucharystię. Zadałam mu to samo pytanie: o plakat „Zranionych w Kościele” i dopytałam o kwestię dwóch kolejek do komunii. O dziwo, nie zbył mnie, jak jego kolega. Choć tłumaczenie, że plakat nie zawisł „bo go jeszcze nie dostali” wydało mi się dziwne (od zalecenia prymasa upłynęło już kilka trochę czasu), kapłan ten podziękował za zwrócenie uwagi. Uznałam to za akt dobrej woli - przynajmniej mnie nie zaatakował, tylko wysłuchał. A to już coś. Na odchodne uśmiechnęłam się do niego, mrugając okiem i informując, że w razie czego mam w domu drukarkę i plakat mogę im wydrukować od ręki. Tym razem zakrystię opuszczałam już spokojna - choć teoretycznie „niczego” nie załatwiłam, byłam zbudowana tym, że przynajmniej nie potraktowano mnie jak wroga.

„W gablotce nie ma miejsca”. A dla Andrzeja Dudy jakoś się znalazło?

Moje pertraktacje z księżmi z parafii (w których wspierał mnie mąż, za co mu bardzo dziękuję), swoją kulminację miały w minioną sobotę. Upewniwszy się u samego źródła, że plakaty zostały wysłane do wszystkich stołecznych parafii, a to, czy ostatecznie w nich zawisną jest kwestią tylko i wyłącznie dobrej lub złej woli proboszczów, udałam się w towarzystwie Marcina na ostateczne starcie, tym razem do księdza proboszcza.

Opór kapłana był duży. Co prawda przyjął nas i wysłuchał, ale co chwila odbijał przedstawiane mu argumenty. Jednym z nich było to, że w gablotce…. „nie ma miejsca”. Wtedy coś we mnie pękło i spytałam proboszcza, jak to jest, że na informację o podpisanej przez prezydenta tzw. karcie rodziny (sąsiadującej nota bene z tekstem sprzed sześciu lat autorstwa Krystyny Pawłowicz i artykułem na temat handlu dziećmi na „mięso, seks i satanistyczne rytuały”). Nie potrafił mi na to odpowiedzieć. Rozmowa była trudna, choć obie strony starały się zachować empatii i zrozumienia. Na koniec niemal „wymusiliśmy” na proboszczu deklarację, że plakat „Zranionych w Kościele” pojawi się najdalej za tydzień.

Pyrrusowe zwycięstwo to nadal zwycięstwo?

Wieczorem, tego samego dnia wybraliśmy się z mężem na krótki spacer. Kiedy mijaliśmy nasz kościół, oniemieliśmy. Na tablicy nie tylko pojawił się plakat informujący o telefonie wsparcia dla osób, które doświadczyły przemocy ze strony ludzi Kościoła, ale całkowicie zniknęła „kontrowersyjna” gablotka. Szczerze mówią nie spodziewaliśmy się, by nasza rozmowa coś wskórała, a już na pewno nie w takim tempie.

Dawno nie czułam takiej ulgi i radości - czyli presja (nie „agresja”) ma sens. A w połączeniu z modlitwą i cierpliwością może zdziałać cuda: bo tak postrzegam to, co wydarzyło się w mojej parafii. Ta walka była bardzo nierówna: w zderzeniu z korporacyjną kościelną machiną czułam się bezsilna. A jednak, mimo tego, że bitwa została okupiona nerwami, nieprzychylnymi reakcjami księży i przekonywaniem przypominającym momentami walenie głową w mur, udało się.

Tę bitwę wygrałam, ale wojna wewnątrz Kościoła toczy się dalej

Nie wiem, czy był to efekt tylko i wyłącznie naszej rozmowy z księdzem proboszczem, czy interweniował ktoś z przełożonych (post na Twitterze zaczął w pewnym momencie żyć własnym życiem), ale plakat ostatecznie zawisł i to jest niekwestionowane zwycięstwo. Przy najbliższej okazji podziękuję za to mojemu proboszczowi bo wiem, ile ta decyzja mogła go kosztować. Co prawda mieszkam na Żoliborzu od niedawna, ale przez tych kilka miesięcy ksiądz ten dał się poznać jako człowiek zaangażowany w życie parafii, dobry spowiednik i duszpasterz. Podejrzewam (a w każdym razie chcę w to wierzyć), że jego dystans do akcji „Zranieni w Kościele” mógł wynikać z obawy przed reakcją części parafian — w końcu media pokroju „Naszego Dziennika” już orzekły, że inicjatywa ta ma na celu rozbicie Kościoła od środka i szkalowanie niewinnych księży.

Niestety, choć nie znoszę takich porównań, to nie jest to koniec „wojny”, która od wewnątrz trawi polski Kościół. Wbrew pozorom, to nie LGBT, ani „potwór gender” niszczą dziś tę wspólnotę. Niszczy je skrajny klerykalizm, bezrefleksyjność i pycha księży, którzy tak przywykli do pozycji świętych krów, że każdy najmniejszy przejaw krytyki, czy zwykłej troski ze strony wiernych, odbierany jest często jako atak.

Gazetka informująca o poczynaniach Andrzeja Dudy znikła, ale w jej miejsce pojawiły się kolejne teksty straszące „ideologią LGBT”. W minioną niedzielę nadal nie było dwóch oddzielnych kolejek do komunii. Nie odczytano też listu, w którym Prymas tłumaczy sesn akcji „Zranieni w Kościele”.

Dopóki księża nie zmienią swojej mentalności, każde porozumienie będzie rodziło się w podobnych bólach, co opisana przeze mnie sytuacja — co oczywiście oznacza, że nie jest niemożliwe i nie ma przypadków beznadziejnych. Kropla drąży skałę, nawet tak twardą jak poczucie wyższości i nieomylności części kapłanów.

Aktualizacja:

Tuż przed wysłaniem tekstu do redakcji, jeden z księży parafii św. Jana Kantego w Warszawie (tym razem nie mam już skrupułów, by zdradzić, o którą parafię konkretnie chodzi), odpowiedział mi na Facebooku w następujący sposób:

„Plakat zawisł na prośbę Księdza Kardynała w ramach cotygodniowej, sobotniej praktyki zmiany gazetki. Została Pani poinformowana o sposobie przekazywania takich materiałów i zasadach ich publikacji w ogłoszeniach. Sugerowanie naszej niechęci i braku zaangażowania w tym aspekcie jest po prostu nieuczciwe”.

Cóż, czyli sukces, ale nie do końca. Mentalność oblężonej twierdzy ma się świetnie. Informuję, że wbrew temu, co pisze ksiądz Radosław Marciniak, na żadnym etapie „negocjacji” nie zostaliśmy z mężem poinformowani o „sposobie przekazywania takich materiałów i zasadach ich publikacji”. Zamiast tego, w odpowiedzi na nasze pytania, usłyszeliśmy serię wykrętów pokroju „materiały nie dotarły na czas” (co w rozmowie z proboszczem okazało się nieprawdą) i kuriozalne „w gablotce nie ma miejsca” - abstrahując od oddolnej inicjatywy i chęci wyjścia naprzeciw, czego kompletnie zabrakło.

Cieszę się, że w reakcji na opisaną w mediach społecznościowych sytuację dostałam kilka głosów od osób, które chciałyby wykonać podobny krok w swoich parafiach. Choć wiem, jakie to trudne i na własnej skórze doświadczyłam nieprzyjemnych skutków klerykalizmu, gorąco kibicuję tym wszystkim, którzy odważą się stanąć po stronie ofiar i w razie potrzeby zainterweniują - z ogromną dozą delikatności i empatii (w końcu nie chodzi o wywoływanie kolejnych afer, ale owocną współpracę w trosce o wspólne dobro) - u swoich proboszczów.

Jednocześnie wiem, że jako dziennikarka i publicystka, jestem w tej sytuacji uprzywilejowana - mogę opisać szczegóły interwencji publicznie, mojego Twitta podadzą dalej inni dziennikarze. Wreszcie mogę wykonać telefony do ludzi uchodzących za kościelne autorytety i od nich uzyskać „glejt” na działanie w słusznej sprawie, jak ta wyżej opisana.

Zastanawiam się, ile jest osób, które nie mają takich możliwości i nie interweniują z obawy przed odrzuceniem, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach i parafiach, gdzie wszyscy się znają; czy wreszcie z lęku przed potraktowaniem jak wroga i oskarżeniami o chęć zaszkodzenia Kościołowi. Być może nadszedł czas, by stanąć w prawdzie również o nas samych, świeckich: bo jeśli patrzymy na zło, zasłaniając oczy, wcale nie sprawimy, że ono zniknie.

***

Jeśli jesteś osobą skrzywdzoną w Kościele i potrzebujesz pomocy lub rozmowy, skorzystaj z tej infolinii. Stworzyli ją ludzie świeccy poruszeni Twoim losem:

Dziennikarka kulturalna, publicystka DEON.pl. Współpracowała m.in. z "Plusem Minusem", "Gościem Niedzielnym", Niezalezna.pl i TVP Kultura.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak stoczyłam bitwę o plakat „Zranionych w Kościele” w mojej parafii
Komentarze (30)
TP
Tomasz Pietrzak
14 listopada 2020, 09:28
A to już wiem o co się pani w zakrystii awanturowała, pani się uważa za katoliczkę? Dobre sobie......
MI
~Marcin I
23 czerwca 2020, 21:27
Dziękuję Pani Magdaleno, takich świadków wiary nam dziś potrzeba, Bóg stoi po stronie pokrzywdzonych <:
TS
~Taki Sobie
23 czerwca 2020, 19:40
Podziwiam wytrwałość. Prosze uważać tez na siebie. Walka z wiatrakami, budząca szacunek, zabiera dużo energii. Nie wszyscy wiedzą, że nowe nie musi byc złe i dla wlasnego poczucia komfortu wolą, żeby było tak jak było. Koń jaki jest każdy widzi, no nie każdy.
JM
~Joanna M
23 czerwca 2020, 13:29
Szanowna Pani dziennikarko, zupełnie nie rozumiem co pani chce osiągnąć przez pisanie takich artykułów? Jako katoliczka powinna mieć pani świadomość, że o sprawach parafii (w tym co umieści się w gazetce) głos decydujący ma proboszcz. Zatem nie rozumiem, dlaczego nie poszła pani od razu z problemem do Niego. Z tego co pani napisała wynika, że sprawę załatwił szybko i polubownie. Mam wątpliwości czy ten artykuł ma na celu dobro kościoła. Ja, ilekroć chcę o czymś powiedzieć, co mi się nie podoba i co mnie boli w kościele, poruszam to podczas sakramentu pokuty i to zawsze przynosi dobry skutek. Proszę więcej modlić się za księży, bo to dużo dobra przyniesie. Wszyscy jesteśmy grzesznikami.
KS
Konrad Schneider
23 czerwca 2020, 16:32
Pani Joanna, ciesze sie, ze dobro Kosciola lezy Pani na sercu. Ja jednak mysle, ze juz wystarczajaco duzo namodlilismy sie za naszych duszpasterzy, naposcilismy sie za nich, wzywalismy Ducha sw. itd. Teraz jest czas na czyny!
IK
~In Kab
23 czerwca 2020, 23:27
Pani Joanno, co prawda nie pisze Pani do mnie, ale jednak na forum. Dorzucę więc moje zdanie. Sprawa nie była załatwiona ani szybko, ani łatwo. I gdyby nie Twitter, do dzisiaj plakat by nie zawisł w gablotce. Używa tu pani słowa „polubownie” to niewłaściwe słowo. Powinno być pozytywnie, bo polubownie oznacza za porozumieniem stron, czyli jedna i druga ustępuje. Po drugie, proboszcz „rządzi” gablotką? Czyli ma prawo nie zamieszczać materiałów szkodliwych, a nie dokonywać własnej cenzury tego, co jego zwierzchnicy polecili przekazać parafianom. Sakrament pokuty , moim zdaniem, nie jest miejscem na plotki, dyskusje itp. A ksiądz po wyjściu z konfesjonału nie ma prawa zachowywać się w sposób wskazujący, że coś „pamięta” z naszej spowiedzi. Jeżeli pani proboszcz zachowuje się inaczej, to znaczy , że łamie tajemnicę spowiedzi. Nie ma się czym chwalić.
MC
~Marcin Chojecki
23 czerwca 2020, 07:59
Dlaczego pani kłamie że problem lgbt i gender nie jest ważny ? Skąd się bierze pedofila ? Raczej tolerancja dla homoseksualistów wśród księży jest większym problemem czytaj lawendowa mafia . Zajmijmy się na poważnie problemem a nie wszczynanie akcji które mają na celu jeszcze bardziej stygmatyzować Kościół.
WG
W Gedymin
23 czerwca 2020, 16:36
Nie tak stygmatyzują Kościół ludzie z zewnątrz jak grzech który jest w Kościele. Niedawno po liście do biskupów bp Janiaka ktoś pisał o wybuchu bomby. Ale w szafie polskiego Kościoła jest jeszcze bomba atomowa, o której strach myśleć - tzw msze smoleńskie. Wystarczy głębiej i w prawdzie pomyśleć czym jest msza św, czym jest Eucharystia dla Kościoła, a czemu służyły(!) msze smoleńskie. To jest problem o niebo ważniejszy niż LGBT+ i gender.
IK
~In Kab
23 czerwca 2020, 23:32
Nie każdy pedofil jest gejem lub lesbijką, czy ksiądz z filmu Siekielskich był gejem. Nie można tego wszystkiego mieszać. A co do stygmatyzowania, to Kościół sam się stygmatyzuje oddalając od nauki Jezusa.
AE
Adam Ewa
23 czerwca 2020, 06:31
"Kościół to my", klerykalizm to zło, więcej demokracji w kościele. Protestantyzacja pełną parą.
KS
Konrad Schneider
24 czerwca 2020, 07:28
Slyszal Pan Adam? Pani Ewa? cos o powszechnym kaplanstwie wiernych? Jesli tak, to jestem, jak to rozumie...
AE
Adam Ewa
23 czerwca 2020, 06:28
Zranieni w Kościele to nic innego jak publiczna pochwała donosicielstwa.
AE
Adam Ewa
23 czerwca 2020, 06:26
Zranieni w Kościele to nic innego jak publiczna pochwała donosicielstwa.
JN
~Julia Ny
23 czerwca 2020, 03:00
Publicystka Deon.pl No tak, teraz juz rozumiem dlaczego artykuly w Deon sa czasami takie anty koscielne.
MJ
Maria Janicka
22 czerwca 2020, 21:30
W mojej parafii stan taki jak na początku tekstu. Dwie niedziele przeżyłam z tym dygotem w środku: pójść porozmawiać - nie pójść. Ostatecznie nie poszłam, bo ogłoszono właśnie zmianę proboszcza i dwóch księży, darowałam sobie rozmowę ze starą ekipą. Czy z nową będzie inaczej - się okaże.
ED
Edyta Drozdowska
22 czerwca 2020, 18:05
Magda, brawo za odwagę i determinację!! :)
DP
~Dar P
22 czerwca 2020, 17:54
Dziękujemy deon.pl za publikację tak odważnego tekstu z gatunku dziennikarstwo społecznie zaangażowanego. Mnie nie stać, aby stoczyć batalię o treść gablotki w mojej parafii. Jestem tchórzem. Ale fajnie m, ze są tak bezkompromisowi dziennikarze w Polsce jak Pani Magda! Wow!!!! Gratulacje!
DP
~Dar P.
22 czerwca 2020, 17:42
Ale jesteś odważna, szok! Będę się starał, abyś wystąpiła w jakimś programie dla bohaterów w codzienności. Fajnie, że opisała to twoje bohaterstwo w tak obszernym artykule, bo gdyby nie to, to bym nie uwierzył, że są tak dzielni ludzie. Magdo, chce cię poznać i zrobić z tobą wywiad w naszej gazetce parafialnej.
KS
Konrad Schneider
23 czerwca 2020, 07:56
Dziekuje Panu za gleboko samorefleksje, kiedy Pan w poprzednim wpisie przyznal: "Jestem tchorzem". Zgadza sie. Nawet swojego nazwiska sie Pan wstydzi i wypisuje pod nickiem. Ale zawsze sie mozna podniesc i zaczac na nowo!
MK
Maria Kielawa
22 czerwca 2020, 13:07
Brawo za inicjatywę i odwagę! Odwaga jest cechą chrześcijanina, tak dziś potrzebną w relacjach z klerem. Oni ją w nas zredukowali, by siebie wynieść ponad zwykłych śmiertelników. Wyhodowali sobie niemych popleczników, poddanych wielbicieli, nieme owieczki. Wspólnoty kościelne to rzesza anonimowych ślepców broniących starego układu, frustratów negujących nauczanie i prymat Ojca świętego, opornych na słuchanie Słowa, bezrefleksyjnych, skrywających się także na tym forum /vide: liczba ocen w dół/.
RF
~Robert Forysiak
22 czerwca 2020, 12:27
Opór jak najbardziej zrozumiały, bo są uzasadnione obawy, że podsunięto Episkopatowi robaczywe jabłko. Inicjator i rzecznik tej akcji, czyli pan. Z.N. to nieciekawa persona – kto czyta Tygodnik Powszechny, ten wie. Czy zapewniono gwarancje, że w ramach wsparcia ofiar, nie sączy się im myślenia antyklerykalnego? Bo p. Z.N. w tym się specjalizuje…
MK
Maria Kielawa
22 czerwca 2020, 13:23
pan jesteś z tych strachem podszytych, propagujących spiskowe teorie, siewca kąkolu...! Zamiast kalumni, dowody poproszę !
WJ
~Wojciech Jedrzejewski
22 czerwca 2020, 20:17
Otóż ja osobiście cenie sobie publicystykę Zbigniewa Nosowskiego jak mało którego z publicystów. Jego troskę, rzetelność, mądrość i wyważone sądy.
RF
~Robert Forysiak
22 czerwca 2020, 22:46
Maria Kielawa - Ddowód, choć pośredni, otrzymaliśmy już od Ciebie. Dzięki, ale nie trzeba było.
IK
~In Kab
23 czerwca 2020, 23:38
To znalazcy, że biskup Janiak jest ” Robaczywym jabłkiem”?? No, ja bym raczej nie użyła takiego porównania. Tym bardziej, że tych jabłuszek może być więcej. Smutne.
MO
~Maria Orłowska
26 czerwca 2020, 22:47
Pani dziennikarka to nie zaangazowana katoliczka, lecz upierdliwa , pyszna parafianka, co to z duchem czasu idzie- tepić , tepić , upokarzać ksieży, jak tylko sie da, oczywiscie w imie troski o dobro Koscioła. Co za obłuda z tej pani wychodzi! Trochę pokory i sprawiedliwosci. Taki plakat uderza we wszystkich ksieży, takze tych świetych!
WS
~Wojciech Sobolski
22 czerwca 2020, 10:38
Pies z kulawą nogą nie interesuję się tą akcją a jeszcze bardziej śmieszną wojenką pani, która myśli, że ma chody jak rzekomo ważni z mega autorytetem znajomi do których może zadzwonić.
KS
Konrad Schneider
22 czerwca 2020, 13:53
Wie Pan, to jest Pana osobista opinia. Ja jestem Pania Magda zbudowany i zycze jej z calego serca wytrwalosci i nadal takiej odwagi cywilnej, jaka pokazala dotychczas!
WG
W Gedymin
23 czerwca 2020, 05:35
Jak daleko są "dobrzy" katolicy od Chrystusa i Ewangelii. Jakiś czas temu, jeden z biskupów powiedział, że nie ma prawa krytykować Kościoła kto się za niego nie modli. Patrząc na to co się dzieje w polskim Kościele, nachodzi mnie myśl, że Kościół zacznie się nawracać dopiero wtedy kiedy za Kościół zaczną się modlić ateiści, lewacy, LGBT+, chamska hołota, nieludzie i Polacy drugiego sortu. "Kamienie wołać będą".
J.
jmk232 .
22 czerwca 2020, 10:25
Moim zdaniem większość księży oportunistów boi się ze względu na swoje czyny mające charakter nadużyć seksualnych wobec innych nie tylko dzieci.