Język wiary skończył się

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Niestety językowi, który wciąż słyszymy w większości kościołów, bliżej do legendy niż świadectwa. Jeżeli nie zmienimy języka, jakim mówimy o Ewangelii, ona de facto przestanie istnieć. Już teraz powoli tracimy jej sens.

W Polsce obserwujemy dwa zjawiska. Z jednej strony są kościoły, z których młodzież ucieka, wydające się martwe. Z drugiej mamy kościoły pełne młodych: akademickie, w wielkich miastach, żywe. Źródło problemu jest jedno: język, jakim mówi się o Bogu.

Benedykt XVI w książce Światło świata napisał: "Ten, Który Przyszedł, jest wciąż raczej Przychodzącym, a my w tej perspektywie żyjemy wiarą skierowaną w przyszłość. Często ten Przychodzący bywa przedstawiany za pomocą prawdziwych, ale zarazem przestarzałych formuł. W kontekście naszego życia one już nie przemawiają i zdarza się, że nie są już dla nas zrozumiałe. Albo Przychodzący staje się pusty i pozbawiony treści, albo w fałszywy sposób bywa przedstawiany jako ogólny moralny topos, z którego nic nie wynika i który nic nie oznacza".

Język wiary skończył się. Nie mówimy już o wierze w sposób wystarczająco czytelny, inspirujący i odnoszący się do teraźniejszości. Dlatego jak nigdy potrzebujemy uwspółcześnienia, które było jednym z kluczowych założeń Soboru Watykańskiego II. Taką potrzebę dostrzegł sam papież Benedykt XVI uznawany za żelaznego kardynała i strażnika tradycji. Uwspółcześnienie nie ma bowiem nic wspólnego z zakłamywaniem obrazu i zniekształcaniem prawdy, ale umożliwia ponowne jej zrozumienie przez pryzmat czasu i zmian. Tak jak zmianom podlegają świat i nasza świadomość, tak musi zmienić się też język, żeby był zdolny wyrazić całość przesłania Boga do człowieka.

DEON.PL POLECA

Balansowanie na krawędzi

Wiara nie powinna być dodatkiem do życia, ale jego podstawą, na której wszystko jest zbudowane. To pewien fundament pozwalający nam zadawać pytania i odpowiadać na nie. To pragnienie jest naturalne zwłaszcza dla ludzi młodych. Jeżeli Bóg w Kościele jest martwy, to nie uzyskują oni odpowiedzi na swoje wątpliwości, nie są w stanie dojrzewać. W swoim poszukiwaniu wychodzą poza Kościół. Dlatego duszpasterstwo jest najbardziej potrzebne na peryferiach Kościoła. Tam granica pomiędzy byciem w nim i byciem poza jest bardzo cienka. Młodzi balansują pomiędzy wiarą i niewiarą.

Wiara realizuje się w spotkaniu z osobą Boga, a nie ideą. Do tego spotkania musi dochodzić teraz, ale musimy też być na nie stale gotowi. Jeżeli Bóg stał się dla nas przeszłością, Jego dzieła opowieścią o czasach minionych, a liturgia nie jest spotkaniem, tylko pamiątką, to znaczy, że straciliśmy sens wiary.

Są trzy etapy dojrzewania wiary. Jak podaje Andrzej Kijowski w książce Tropy, pierwsza młodzieńcza wiara bazuje na tradycji i wychowaniu, rozumie wszystko przez cud i zasługi. Jest odziedziczona. Swój kryzys przeżywa w zderzeniu z nauką. Gdy na rodzące się pytania nie odnajdujemy odpowiedzi albo są one sprzeczne, wtedy następuje negacja. Rodzi się wiara zaprzeczona, która pyta i docieka, dzieli włos na czworo. Pyta już nie tylko o podstawy naukowe, ale też moralne: "W jakim stopniu moja religia jest jedyną? Czy Kościół ma monopol na prawdę i może dyktować mi, jak mam żyć?". Ten etap kończy się z chwilą, gdy Bóg staje się dla nas osobą, gdy wychodzimy poza literę Prawa. Moment nawrócenia z pielęgnowania ideologii na prawdziwe wyznawanie wiary to dojrzałość. Znając już słodycz i gorycz życia, zaczynamy tęsknić za kimś. Ten etap jest wiarą odzyskaną lub inaczej - postanowioną. Nie tylko otrzymałem łaskę nawrócenia, ale też postanowiłem trwać w wierze świadomie. Ze wszystkimi pytaniami i rozterkami, które będą mi towarzyszyć do śmierci.

Dlaczego kościoły pustoszeją?

Żadnego etapu nie można pominąć. U jednych będzie on silniejszy, u innych mniej zauważalny. We wspólnocie szukamy siebie, relacji z innymi i odpowiedzi. Jeżeli na rodzące się podczas kryzysu pytania nie potrafimy odpowiedzieć zrozumiale, wtedy pojawia się pokusa odejścia. Ewangelia głoszona z wielu ambon brzmi po prostu bardzo archaicznie, a jednocześnie jest to przesłanie, którego ludzie potrzebują. W poszukiwaniu prawdziwej miłości, prawdy i życia kierują się w stronę filozofii, które kuszą ich nie tyle łatwą przyjemnością, co mówieniem w ich języku. Młodzi znajdują się wszędzie tam, gdzie nie ma tematów tabu, gdzie ich pragnienia i marzenia są nazywane wprost. Zresztą nie tylko młodzi. Ludzie naszej epoki porzucają wiarę, bo o Jezusie mówimy, jakbyśmy nigdy Go nie poznali. Powielamy opowieści o Nim w języku, którego sami nie znamy.

Dlaczego kościoły się zapełniają?

Fenomen tego zjawiska widać zwłaszcza w wielu środowiskach akademickich i zakonnych. Rolą duszpasterstwa w Kościele jest towarzyszenie. Tam, gdzie jest duszpasterz, są też ludzie. Tam mówi się wprost, nazywa problemy i ich rozwiązania, towarzyszy i wychodząc poza ambonę, wchodzi się z Ewangelią do świata. Okazuje się, że młodzi potrafią z zainteresowaniem wysłuchać czytań, mieć do nich mądre pytania i wymagać, by homilia rzeczywiście była obecna w liturgii. Nie przedstawia im się wiary jako szczytu dążeń okupionych cierpieniem i ciężarem, ale jako zupełną podstawę, dzięki której można poznać Boga i siebie. Bo nasza wiara ulega ciągłym przekształceniom. Nie sposób jej zamknąć. Rolą formacji duchowej nie jest nadawanie jednolitej formy wszystkim, ale tworzenie przestrzeni aby to, co wyrasta z człowieka ponad "przeciętność", służyło na chwałę Bożą.

Jeżeli nie zmienimy języka, jakim mówimy o Ewangelii, ona de facto przestanie istnieć. Już teraz powoli tracimy jej sens, nie wiemy, po co Jezus przyszedł na świat, nie wiemy, do czego nas zachęca. Wmawiamy na przykład młodym, że trzeba "mieć świat w nienawiści", ale jak można nienawidzić świata, którego częścią tak bardzo się czują? Na każdym kroku słyszą, że są źli, że ich marzenia są niezgodne z wolą Bożą, ich dążenia grzeszne, a prawdziwe szczęście możliwe jest tylko przez poświęcenie i cierpienie. Jedno zdanie wyrwane z kontekstu, które tłumaczy im się jako "mieć w nienawiści samego siebie". Ale czy sami rozumiemy to zdanie? Biblia zawiera tysiące takich sformułowań. Dogmaty, Katechizm, encykliki, dokumenty kościelne - wszystko pisane namaszczonym językiem, powielające stare frazesy. I pojawia się najważniejsze pytanie, które wcale nie zakłada braku wiary: dlaczego? Trzeba się z nim mierzyć, ponieważ kolejne pokolenia będą je zadawać.

Ważny jest nie tylko język, ale też forma. Ewangelię trzeba przekształcać w kulturę. Powinna być obecna wszędzie tam, gdzie jest człowiek, i towarzyszyć jego zainteresowaniom. Dlatego tak ogromną uwagą cieszą się chrześcijańska muzyka, film i książki - zwłaszcza te o relacjach i życiu. Wszystkie one tłumaczą Ewangelię na język współczesny. Z tej potrzeby narodziły się spotkania lednickie, Światowe Dni Młodzieży i liczne uwielbienia na stadionach. To właśnie robi Adam Szustak OP, któremu wielu zarzuca spłycanie i łączenie Biblii z psychoanalizą. Tak naprawdę jest on jednym z nielicznych, który podejmuje trud tłumaczenia Ewangelii na język współczesny. Niestety językowi, który wciąż słyszymy w większości kościołów, bliżej do legendy niż świadectwa.

Benedykt XVI ma coś z proroka, stawiając tak odważne oceny. Jego wnikliwe i celne obserwacje pomagają zrozumieć czasy, które nadeszły. Myślę też, że całym swoim podejściem do kwestii wiary, co widać było również w pokorze ustąpienia z urzędu, przygotował Kościół na papieża Franciszka. Tego języka dziś potrzebujemy, żeby powrócić do korzeni Ewangelii. Nie namaszczonych i wzniosłych słów, ale prostych, by wiara rodziła się ze słuchania i z opowieści - jak u pierwszych chrześcijan.

Szymon Żyśko - redaktor DEON.pl, grafik, prowadzi autorskiego bloga "Pudełko NIC"

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Język wiary skończył się
Komentarze (27)
Andrzej Ak
12 lutego 2017, 22:38
Nie na języku powinniśmy stawiać akcent, lecz na roli Ducha Świętego w naszym życiu i życiu ludzi, którzy pragną wierzyć w Boga jakiego przybliżył nam Jezus Chrystus. Gdy przyjmiemy Ducha Świętego wówczas wszystkie formy języka (języków przybliżających lub opisujących wiarę) zyskają treść i sens oraz zaczną budować obraz Prawd Bożych, które musimy przyjąć do naszego życia i żyć nimi na co dzień. Wszelkie problemy odchodzenia ludzi od Kościołów lub od Boga leżą na płaszczyźnie nie przyjęcia Ducha Świętego lub na życiu w pewnym oddaleniu od Boga. Duch Święty przynagla nas do życia w świętości do ciągłego dążenia do tego stanu, bo można być choć na chwilę świętym jeszcze tu na Ziemi. Owszem jest to trudne, a dla niektórych bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Już 5 min bycia świętym (tuż po Eucharystii) robi różnicę, a co dopiero 1 godzina, 1 doba  itd. Właśnie tak powinniśmy postrzegać doskonalenie, które zbliża nas do Boga, a zarazem prostuje nasze, nieraz strasznie pogmatwane ścieżki życia. Owszem my możemy próbować doskonalić tzw język wiary albo jej przekaz poprzez własne świadectwo wiary, ale sami bez Ducha Świętego niczego nie zmienimy na lepsze, co najwyżej popsujemy to co już jest. Tak więc akcent trzeba kłaść na Ducha Świętego najpierw w naszym życiu, a potem również w życiu innych ludzi; ludzi których Bóg postawi na naszych drogach.
SM
Sabina Misjonarka-Szkoły
28 marca 2017, 12:05
1. W związku z tym, że nie można pisać o wszystkim, autor skupił się na jednym aspekcie przekazu Ewangelii: niedostosowania języka do precepcji odbiorcy. Moim zdaniem bardzo słusznie napisał. Tak jest w polskim Kościele.  2. Jasne, bez Ducha Świętego nie ma doswiadczenia wiary. Ale samo trwanie w łasce uświęcającej nie wystarczy do owocnego głoszenia Ewangelii.  Łaska buduje na naturze:  => Bez odpowiedniego podejścia do innych człowiek, który doświadczył spotkania z Bogiem może przekazywać swoje doświadczenie w sposób nieumiejętny, albo niezrozumiały dla innych. I w zależnosci od rodzaju trudności w komunikacji będzie uznany za prostaka albo za "oszołoma".  => Bez przygotowania doktynalnego (teologicznego) zawierzenie Duchowi Świętemu może być tylko ułudą. Tzn. mnie się wydaje, że głoszę Jezusa, a głoszę własne wymysły, niezgodne z nauką Kościoła. 
12 lutego 2017, 20:58
@stos Napisałeś: "Mam pomagać modernistom w poprawie samopoczucia? Nie,Stos jest od tego aby palić... "Nie forma bowiem jest tu winna lecz miałkość waszej formacji. Dlatego też zasługujecie na STOS" Człowieku ty masz poważne problemy zdrowotne.
AK
Adam Kowalski
12 lutego 2017, 15:40
Co sie tyczy Benedykta XVI jako proroka, to nie raz można spotkać się z podobnie wizjonerskimi wypowiedziami, np. wywiad o przyszłości Kościoła z 1969 (na Aleteia). Czy chociażby tekst popularnej drogi krzyżowej. Jest w tym dużo prawdy
MR
Maciej Roszkowski
12 lutego 2017, 10:37
Jak to powiedział pewien książę "trzeba bardzo wiele zmienić, żeby nic się nie zmieniło". Jeśli język (poza tekstami kanonicznymi) ma być narzędziem komunikacji to musi nadążać za tymi do których ma przemawiać. Dobry fachowiec dba o narzędzia.
12 lutego 2017, 14:19
Zaś Boży fachowiec dba o to aby treść, której ma strzec nie uległa zmianie np pod wpływem czyjeś ambicji :dostosowania, zmieniania, uwspółcześniania. Temu zaś służy forma. Nieukrywana wśród modernistów niechęć do dawnych form potwierdza to,iż ich celem nie jest organiczna ewolucja lecz ideologiczna rewolucja, ta zaś niszczy Kościół i obraża Boga.    
LB
Lenny Belardo
12 lutego 2017, 15:19
Stos: jesteś głównym hejterem, a każda Twoja wypowiedź ujawnia, że przychodzisz i piszesz o tym co Ci się wydaje, a nie co faktycznie jest w tekście. A w tekście jest o zmianie jezyka, a nie treści. Nie chodzi o dyplomację, czyli mówienie o grzechu tak, by kogoś nie urazić. Chodzi w ogóle o mówienie o prawdach wiary językiem zrozumiałym. Wytłumaczenie młodym ich językiem, że małżeństwo jest nierozerwalne, sakramenty są święte i konieczne do zbawienia, mówienie o tym, czym jest niebo i piekło w sposób zrozumiały. Wśród tradycjonalistów przydałby się test na ile język, którego bronią jest dla nich samych zrozumiały. Na każdym kroku w większości zdradzacie, że bronicie właśnie czystej formy, a z przyjęciem sercem i umysłem sami macie problem. A może tak zamiast znowu podpalać wirtualne ognisko zastanowisz się razem z nami, co można zmienić i jak mówić o Bogu, wierze i Kościele jezykiem współczesnym, żeby prawdy wiary zachować? Spróbuj chociaz raz podejśc pozytywnie do problemu.
12 lutego 2017, 16:15
Mam pomagać modernistom w poprawie samopoczucia? Nie,Stos jest od tego aby palić... W Kościele nic się nie może zmienić bo przestanie być Kościołem. Kościół może natomiast się rozwijać, tak jak dojrzewa owoc. Wy moderniści nienawidzicie Kościoła czasów minionych ponieważ kochacie zmianę - kochacie REWOLUCJĘ, obłudnie nazywając ją uwspółcześnieniem. Zamiast Boga kochacie meandry waszego wnętrza do którego pragniecie nagiąć dogmat i uświęconą liturgię. Z upadku moralnego i osłabienia wiary czynicie bezczelnie argument dla zmiany czegoś do czego nie dorastacie. Nie forma bowiem jest tu winna lecz miałkość waszej formacji. Dlatego też zasługujecie na STOS   
LB
Lenny Belardo
12 lutego 2017, 17:14
I tym sposobem potwierdziłeś Stos, że jestes poza Kościołem. Tobie nie chodzi o prawdę, Ciebie motywuje tylko nienawiść. Od takich jak ty z daleka powinni trzymać się nie tylko moderniści, ale tez tradycjonaliści. Jak wierzacy katolik może pisac do kogokolwiek : zasługjecie na stos, jestem od tego, aby palić. To sa przekleństwa nienawiści. Nie wycieraj sobie już więcej gęby Bogiem i Kościołem, bo nie masz z Nim nic wspólnego. Przed takimi wilkami przestrzegał Jezus - ich gorliwość będzie przyprawiac ludzi o śmierć. Faryzeizm w czystej postaci.
12 lutego 2017, 17:49
No widzisz lenny.belardo dzięki Stosowi odkryłeś w sobie gorliwość. Jeszcze tylko ukierunkuj ją we właściwą stronę i będzie z Ciebie katolik
12 lutego 2017, 07:36
Dwie uwagi - zawsze mnie zastanawia na ile emocjonalna wiara będzie skała, na której uda sie oprzeć całę swoje życie i na ile pomoże przetrwać kryzysy. Wątpię, ale życze każdemu powodzenia. I uwaga druga - nie ma nic bardziej śmiesznego, niż dorośli (tacy koło 40-50) zachowujacy sie jak młodzi nastolatkowie. Podrygiwanie przy gitarkach i cały emocjonalny spektakl (podobno) dojrzałych ludzi budzi wielkie politowanie. Człowiek powinien dojrzeć do swego wieku i wyzbywać sie infantylności w zachowanaich, ale ostatnio o to jest trudno. A może to tęsknota do lat minionych i zmarnowanych szans?
LB
Lenny Belardo
12 lutego 2017, 15:20
W tekście nie ma nic o emocjach, a o poszukiwaniu wiary dojrzałej i drogach dojścia do niej.
12 lutego 2017, 15:31
ŚDM, Lednica, spotkania na stadionach.... Emocje. "Nowoczesna" oprawa Mszy s - gotarki i rzewne piosenki - emocje. Współczesne kazania = wywoływanie emocji. Znam wielu, którym te "katolickie" emocje sie znudziły i odeszli do bardziej rozemocjowanych form relgijnych. I znam wielu, dla których emocjonalna wiara zmieniłą sie w emocjnalny ateizm.
LB
Lenny Belardo
12 lutego 2017, 17:16
Nie mierz wszystkich swoja miarą, jeśli nie możesz odnalec w tym głębii. Tak samo daleko od sedna sa ci, co szukają emocji, jak ci, którzy się ich panicznie boją.
12 lutego 2017, 20:00
Problem nei lezy w emocjach jako takich, lecz w fakcie oparcia wiary na emocjach.
SM
Sabina Misjonarka-Szkoły
28 marca 2017, 11:52
Wydaje mi się, że autorowi nie o to chodzi. Tu nie chodzi o tanie chwyty propagandowe. Tu chodzi o przemawianie do ludzi językiem, który znają, ubranie przekazu dotyczacego wiary w słowa, które są zrozumiałe dla odbiorcy.  Duszpasterstwa akademickie, Msze np. u Dominikanów - w życiu nie słyszałam u Dominikanów na gitary na Mszy!
11 lutego 2017, 21:06
MAGDALENA jan.wygnaniec | 2017-02-11 21:05:14 Co ty bezwstydny człowieku wyprawiasz? Nie zdajesz sobie sprawy, że tak wykoślawiając wypowiedzi poprzez minusowanie ( nielegalne) przyczyniasz sie do fałszywego odczytu treści, którą ktoś tutaj zostawił. Co ty starotestamentowo świnio robisz. Już nie jeden raz zauważyłam takie chamskie twoje działanie. Jak ci nie wstyd  starotestamentowy wieprzu. Zajmę się tobą. Będę ten wpis lub podobny umieszczać przy każdym twoim aby każdy wiedział jaki z ciebie oszust.
11 lutego 2017, 16:23
A obecna chrześcijańska muzyka jest  nudym jak flaki z olejem zestawem dźwięków w porównaniu z wielkimi dziełami przeszłości i tym "skostniałym" chorałem gregoriańskim,. 
11 lutego 2017, 16:38
no może z wyjątkiem Luxtorpedy
SM
Sabina Misjonarka-Szkoły
28 marca 2017, 12:16
@Eleazar To zależy, gdzie się ucho przyłoży. W Polsce jest wiele współczesnych fenomenalnych "zjawisk muzycznych", zarówno jeżeli chodzi o "piosenki", jak i muzykę liturgiczną. Ale jest to muzyka niszowa, bo żadne radio publiczne nie splami się taką muzyką. Kiedyś pisał na ten temat Marcin Jakimowicz.  Tym razem YouTube prawdę powie. Proszę posłuchać sobie takich kompozytorów i wykonawców, jak: Paweł Bębenek Hubert Kowalski Piotr Pałka... New Life Music (New Life M) Fisheclectic Exodus 15 TGD (Trzecia Godzina Dnia) Magdalena Kania Natalia Niemen Mieczysław Szcześniak Mate.O
11 lutego 2017, 16:18
Mnie to zastanawia jedno, jak Kościół przedsoborowy z tym swoim archaicznym językiem trzymał ludzi przy sobie, przez wieki, począwszy od prymitywnego rolnictwa, poprzez uprawę dwupolową, trójpolówkę, epokę przemysłową, węgla, pary, elektryczności, radia i poczatków telewizji i dopiero rypnęło się wszystko od "reform" posoborowych. Tak wiem, że przed Soborem też było różnie, ale z obecną sytuacją nie można tego porównać.
DP
Danuta Pawłowska
11 lutego 2017, 15:43
 Neo.j nawróć się!!!
AA
a a
11 lutego 2017, 16:08
Napisałem może jakąś nieprawdę, że mam się nawrócić? Jeśli tak, to co wg ciebie źle napisałem?
AA
a a
11 lutego 2017, 16:17
asyz tylko minusować potrafisz? Jesli komuś coś narzucasz to powinieneś napisać dlaczego. Ja także mogę wsadzić tobie dużo minusów. Stare to i już nie modne. Takimi rzeczami jeszcze żyją tacy jak stos.
AA
a a
11 lutego 2017, 15:19
@stos Napisałeś: ‘’Trzeba nam wiedzieć jedno.Mamy jedną prawdziwą religię -rzymskokatolicką opartą na wierze, przekazanej nam przez Kościół,którą to wiarę w formie i treści winniśmy przyjąć rozumem,gdyż pochodzi ona od Boga, który mylić się nie może. Bóg w Trójcy Świętej Jedyny chce również by Jego kult publiczny miał określoną formę i nikomu z ludzi nic do tego.Forma ta bowiem jest doskonale zintegrowana z treścią i chroni przekaz wiary przed wszelkim błędem (lex orandi lex credendi).” To wszystko to nieprawda. Bóg się nie myli ale pomylili się przedstawiciele KK już od III wieku naszej ery. Stworzyli Katechizm KK, który w treści nie ma nic wspólnego z Ewangelią Chrystusa.  Nawet można stwierdzić, że jest zaprzeczeniem Słów Pana Jezusa Chrystusa.  Parę razy ci to pokazano a ty dalej brniesz w kłamstwach.  Dopóki nie wyjaśnisz podstawowych rzeczy takich jak zaprzeczenie słów apostołów, że ofiara MUSI BYĆ KRWAWA A  MSZA JEST BEZKRWAWĄ OFIARĄ . to na ten czas jest to bezsporna sprzeczność.  Dlatego wiara, która pochodzi od KK nie pochodzi od Boga. Zatem daruj sobie kłamstwa w tym zakresie. Pojmij człowieku, że ludzie potrafią czytać i nie dadzą sobie takich kłamstw narzucić. Bóg w  trójcy NIC NIE CHCE ponieważ go NIE MA został wymyślony przez KK.  Jest OJCIEC I SYN – tyle stos.
11 lutego 2017, 14:53
Świat się zmienia ale moderniści cały czas wciskają ten sam kit. Uwspółcześnienie z jednoczesnym powrotem do korzeni. Hasłem powrotu do korzeni posługiwali się wszyscy heretycy zaś tzw uwspółcześnienie stanowiące wyraz istoty modernizmu polega na dostosowania Pana Boga do ludzkich potrzeb. To bowiem od stanu ludzkiego ducha zależy wg modernistów forma wg której ma być przekazywana wiara. Faktycznie więc wielu ludziom może nie odpowiadać forma religii katolickiej i trzeba to uszanować, a jeśli coś można zrobić to ...nagiąć Pana Boga do potrzeb człowieka , bo jeśli nie czeka nas niechybna klęska na wolnorynkowym targowisku produktów duchowych. Moderniście,red Żyśko ciąży forma. Warto więc wiedzieć od czego zaczyna się upadek wiary. Zaczyna się on od upadku moralnego,człowiek wybiera łatwiejsze,lepiej opakowane,przyjemniejsze.W ślad za tym idzie negacja tego co wymaga od niego religia, w tym również uświęconej formy.Dalej mamy zanegowanie podstaw wiary i PUSTE KOŚCIOŁY. Trzeba nam wiedzieć jedno.Mamy jedną prawdziwą religię -rzymskokatolicką opartą na wierze, przekazanej nam przez Kościół,którą to wiarę w formie i treści winniśmy przyjąć rozumem,gdyż pochodzi ona od Boga, który mylić się nie może. Bóg w Trójcy Świętej Jedyny chce również by Jego kult publiczny miał określoną formę i nikomu z ludzi nic do tego.Forma ta bowiem jest doskonale zintegrowana z treścią i chroni przekaz wiary przed wszelkim błędem (lex orandi lex credendi). Modernistyczne (heretyckie) wywody p.Żyśko podkopują autorytet Kościoła i tym samym Jego boskiego założyciela,detronizują niezmiennego Boga by na Jego miejscu postawić słabego człowieka z którego uczyniono miarę wszechrzeczy. Tam gdzie jest mowa o zmianie, uwspółcześnieniu, przeżyciu, tam gdzie miesza się z błotem uświęcone formy (np msza św.wszechczasów) tam p.Żyśko czuć zapach siarki.       
DP
Danuta Pawłowska
11 lutego 2017, 13:27
Język wiary skończył się dla Pana Szymona Żyśko i jemu podobnych szukających w kościele rabanu i przytupanek! [url]http://www.fronda.pl/a/o-niebezpieczenstwie-uczuc,87198.htm[/url]