Kardynał oderwany od codzienności?

(fot. Famille Chrétienne / YouTube.com)

W 10. rocznicę ogłoszenia motu proprio Benedykta XVI "Summorum Pontificum" prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów kard. Robert Sarah skomentował coraz powszechniejsze używanie urządzeń elektronicznych podczas modlitwy. W sieci wywiązała się dyskusja, która moim zdaniem rozminęła się z sensem kontrowersyjnej, jak się okazało, wypowiedzi.

Zgodnie z tym, co podaje Katolicka Agencja Informacyjna, kardynał stwierdził, że "smartfony i tablety są co prawda praktyczne, ale nie są właściwe dla celów liturgicznych", a także zaznaczył, że na modlitwę brewiarzową lub inne nabożeństwo powinno się wyłączać urządzenia elektroniczne, a w ogóle to najlepiej zostawić je w domu. Najmocniejsze sformułowanie na ten temat, pominięte przez KAI, brzmiało:

"Być może odmawianie brewiarza przy użyciu mojego telefonu lub tabletu lub innego elektronicznego urządzenia jest praktyczne i wygodne, ale nie jest odpowiednie: to desakralizuje modlitwę".

Przytoczone słowa hierarchy skomentowali między innymi Małgorzata Wałejko na portalu dominikanie.pl oraz Karol Wilczyński na Deon.pl. Oba teksty zbudowane są wokół tezy, z którą trudno się nie zgodzić. Otóż autorzy twierdzą, że zawsze lepsza jest modlitwa niż jej brak, a skoro nie można sobie w danym momencie zapewnić idealnych warunków i narzędzi do modlitwy, trzeba korzystać z tych, które ma się pod ręką, w miejscu, w którym zmuszeni jesteśmy w danym momencie przebywać. Jednak zasadnicze pytanie brzmi, czy wypowiedź szefa watykańskiej dykasterii faktycznie staje w poprzek takiemu przekonaniu.

DEON.PL POLECA

Zrozumieć kardynała

Cały tekst kardynalskiego przemówienia dotyczy właściwie innego zagadnienia, ale jest faktycznym kontekstem dla zrozumienia jego wypowiedzi na temat urządzeń elektronicznych, który nie może być pominięty. Prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego w swojej dość długiej wypowiedzi skoncentrował się na liturgii. Nie jest to nic zaskakującego. Kardynał Sarah bardzo często wypowiada się na ten temat z racji sprawowanego urzędu, ale także - jak wierzę - z autentycznego przekonania o głębokiej prawdziwości formuły, która wprost pochodzi z konstytucji Soboru Watykańskiego II "Sancrosanctum Concillium", a mianowicie, że liturgia jest źródłem i szczytem życia Kościoła.

Kardynał wychodzi od postulatu konieczności stawiania Boga w liturgii na pierwszym miejscu. Zdaje się, że to oczywiste, jednak w tekście pada kilka mocnych uwag, które sugerują wprost, że nie zawsze i nie dla wszystkich. Nie chcę ich omawiać, bo to temat zasługujący na osobny komentarz. Ważny jest tu pewnego rodzaju aksjomat, który kryje się za tym postulatem i który w przemówieniu został sformułowany wprost: liturgia nie jest czynnością tylko ludzką, ale także Boską. Innymi słowy, gdy rozpoczynamy liturgię, wchodzimy w całkiem inną sferę rzeczywistości, odmienną od tych, w których funkcjonujemy, gdy zajmujemy się czymkolwiek innym. Nie oznacza to, że przekraczając próg świątyni, musimy wyrzucić z umysłu i serca wszystkie sprawy, którymi żyjemy na co dzień. To niemożliwe. Możemy jednak, do czego kardynał gorąco zachęca, złożyć je z wiarą u stóp krzyża i tam je pozostawić, ufając, że Jezus troszczy się o nas nieustannie.

Konsekwencją takiego widzenia liturgii, które wynika przecież z nauczania Soboru, jest szczególne podejście do wszystkiego, co jest z nią związane.

Najlepsze, najpiękniejsze, wyjątkowe

Każdy, kto dorastał w rodzinie praktykującej, od dziecka był uczony, że w kościele należy zachowywać się inaczej niż poza nim. Cisza, większe skupienie towarzyszących nam dorosłych, określone gesty i słowa wypowiadane w odpowiednich momentach, wszystko to pomagało nam wchodzić w Tajemnicę, która dokonywała się na ołtarzu. Także w życiu dorosłym, gdy najczęściej przeżywamy Eucharystię bardziej świadomie niż w latach dziecięcych, wymienione elementy wspomagają naszą modlitwę. Rytuały, w których bierzemy udział, są zarezerwowane i wyłączne tylko dla tej wyjątkowej rzeczywistości liturgii, przynależą do kultu Bożego.

To samo dotyczy naczyń liturgicznych. Nikt z nas nie wyobraża sobie, żeby można było popijać colę z kielicha, w którym wcześniej była Krew Pańska. Albo żeby ktoś przecierał stół po obiedzie puryfikaterzem. Jest dla nas jasne, że naczynia liturgiczne czy bielizna liturgiczna są poświęcone i przeznaczone do jednego celu. A z uwagi na to, jak wielki jest ten cel, Kościół zawsze stara się, by były to rzeczy najwyższej jakości.

Kardynał Sarah podkreśla:

"«Rzeczy», których używamy podczas liturgii, powinny mówić o prymacie Boga: nic nie jest wystarczająco dobre, piękne, ani cenne dla Jego służby. Nasze naczynia liturgiczne, szaty i pozostałe przedmioty powinny odznaczać się jakością, wartością i pięknem - choć ich prostota powinna odpowiadać materialnym środkom, które mamy do dyspozycji - ukazując miłość i ofiarę, którą składamy za ich pomocą Wszechmogącemu Bogu".

Ale zaraz, zaraz - powie ktoś - co ma z tym wspólnego odmawianie brewiarza przy użyciu urządzeń elektronicznych? Przecież nieszpory to nie Eucharystia, a brewiarz to nie kielich.

Liturgia

Adekwatna odpowiedź na to pytanie wymaga poruszenia jeszcze jednego tematu, który można zamknąć w pytaniu: co to jest liturgia? Konstytucja o liturgii świętej "Sacrosanctum Concillium" w taki sposób mówi na ten temat:

"Słusznie zatem uważa się liturgię za wypełnianie kapłańskiej funkcji Jezusa Chrystusa. W niej przez znaki dostrzegalne wyraża się i w sposób właściwy dla poszczególnych znaków dokonuje uświęcenie człowieka, a Mistyczne Ciało Jezusa Chrystusa, to jest Głowa ze swymi członkami, sprawuje pełny kult publiczny".

W dalszej części obok zaleceń dotyczących Eucharystii Konstytucja odnosi się również do liturgii godzin, wskazując tym samym, że odmawianie brewiarza we wspólnocie Kościoła jako akt kultu publicznego przynależy do liturgii. A skoro tak, powinno się odprawiać tę modlitwę z dbałością o wewnętrzne skupienie, ciszę serca, ale również przy użyciu odpowiednich przedmiotów. I tak jak w przypadku Eucharystii dbamy o to, by naczynia liturgiczne nie były używane poza nią, tak w czasie liturgii godzin otwieramy brewiarz jako księgę przeznaczoną dla tej czynności.

Oczywiście, jest tu bardzo duża różnica stopnia, którą można zauważyć bez długoletnich studiów teologicznych. Czymś o wiele poważniejszym jest używanie naczyń liturgicznych, które służyły podczas Eucharystii, do jakichś błahych celów, niż odmawianie jutrzni w czasie zgromadzenia liturgicznego ze smartfona. Niemniej jednak to brewiarz właśnie jest przeznaczony do odmawiania jutrzni i innych godzin liturgicznych, a nie smartfon. Za takim postawieniem sprawy kryje się oczywiście założenie, że mamy możliwość skorzystać z brewiarza. Jeśli jednak mowa tu cały czas o liturgii, na którą przecież musimy się specjalnie wybrać, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy się do niej przygotowali, zabierając ze sobą to, czego potrzebujemy.

A co jeśli po prostu nie mamy brewiarza? Najczęściej jeśli w danej parafii istnieje praktyka odmawiania liturgii godzin, przeważnie jest ona do tego odpowiedniego przygotowana i udostępnia wiernym wybrane teksty.

Afera smartfonowa

Małgorzata Wałejko w swoim tekście odnosi się do słów kardynała, ale niestety bez przywołania przedstawionego wyżej kontekstu. Pisze:

"Skoro modlitwa z księgi jest Bogu milsza niż ze smartfona, należy postawić kilka nie mniej ważkich pytań.

A zatem, czy w ogóle można:

- modlić się w piżamie? A nago?

- modlić się karmiąc piersią?

- modlić się tańcząc na dyskotece?

- czytać Słowo w kolejce do lekarza? Na placu zabaw pilnując dzieci?

- modlić się w trakcie seksu? W czasie seksu tak, a ze smartfona nie?".

Nie jestem kardynałem Sarahem, ale po rozważeniu jego tekstu i mając w pamięci słowa św. Pawła do Tesaloniczan, który namawiał adresatów do nieustannej modlitwy, z całym przekonaniem odpowiadam: oczywiście, że można! Jednak, czy nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby ktoś przyszedł nago na nabożeństwo? Albo urządził plac zabaw w prezbiterium?

Słowa kardynała Saraha na temat używania urządzeń elektronicznych w czasie modlitwy dotyczyły rzeczywistości liturgii. Prefekt kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów nie wypowiadał się w swoim przemówieniu na temat modlitwy odprawianej prywatnie, w wirze codziennych obowiązków i zabieganiu. Karol Wilczyński zauważa, że "niewiele osób stać na to, by modlić się w tak ekskluzywnych warunkach [w ciszy, skupieniu, z Pismem św., brewiarzem itd. - A.S.] wykonując obowiązki dnia codziennego. Dostęp do narzędzi, jakim są "katolickie" aplikacje w tym przypadku jedynie pomaga". I tu pełna zgoda. Ta uwaga nie odnosi się jednak do liturgii.

"Oderwanie"

Kardynał Sarah w swoim przemówieniu zachęca, żebyśmy w czasie liturgii spróbowali przestać zajmować się wszystkim tym, czym zajmujemy się w naszej codzienności. Nie dlatego, że nasza codzienność jest niegodna Boga, ale po to, byśmy zdobyli się na zaufanie i uważność. To On kieruje naszymi sprawami. Skoncentrowanie się na Jego obecności podczas liturgii wtedy, gdy różne rzeczy nas wzywają lub nęcą, jest aktem miłości. Wyłączenie smartfona z pewnością może nam to ułatwić. To pewnego rodzaju oderwanie, ale paradoksalnie sprawia ono, że jesteśmy bliżej naszego życia niż kiedykolwiek indziej. Bo skoro liturgia jest szczytem i źródłem życia Kościoła, jego sercem, to jest też prawdziwym, bijącym sercem rzeczywistości każdego wierzącego. Nawet jeśli o tym zapominamy.

Alicja Straszecka - z wykształcenia filozof i polonistka, pracuje w wydawnictwie WAM

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Kardynał oderwany od codzienności?
Komentarze (9)
GS
Grzegorz Sokołowski
14 października 2017, 11:11
Nie przesadzajmy z Tradycją. Wątpię, czy za czasów Pana Jezusa do nauczania służyły łodzie. A jednak ..."On wsiadł do łodzi, żeby nieco odbić od brzegu i nauczał ich wszystkich"... Głos lepiej się niesie po wodzie, tłum nie napiera. Pan Jezus chciał być lepiej słyszany, by nie uronili ani słowa. To dzisiejsze mikrofony, tablety, rzutniki, telewizja, radio... długo by wymieniać. A gadżeciarze? Też ludzie.
GS
Grzegorz Sokołowski
14 października 2017, 11:11
Nie przesadzajmy z Tradycją. Wątpię, czy za czasów Pana Jezusa do nauczania służyły łodzie. A jednak ..."On wsiadł do łodzi, żeby nieco odbić od brzegu i nauczał ich wszystkich"... Głos lepiej się niesie po wodzie, tłum nie napiera. Pan Jezus chciał być lepiej słyszany, by nie uronili ani słowa. To dzisiejsze mikrofony, tablety, rzutniki, telewizja, radio... długo by wymieniać. A gadżeciarze? Też ludzie.
10 października 2017, 17:10
Kiedy tridentina drzwi do liturgii otworzyła praktyka NOM-owska postanowiła je jednakowoż wyważyć. Modne ostatnio (kard.Sarah,Benedykt XVI) stało się przypominanie ,że zarówno w liturgii jak i w życiu Bóg winien być na pierwszym miejscu. Człowiek NOM-owski wie jak zwykle lepiej dlatego też postanowił Pana Boga w czynnościach Jemu zarezerwowanych wyręczyć a potem nazwał to pogłębieniem uczestnictwa. Pogłębiając czlowiek ów doszedł do wniosku,że bardziej pogłębi gdy będzie na czasie i zaopatrzy się w takiego np. smartfona. No i się zaopatrzył a tu się okazuje,że jak twierdzi kard.Sarah (idealista usiłujący zaszczepić NOM-owi choćby część ducha tridentiny):  „Te urządzenia nie są przedmiotami poświęconymi i zarezerwowanymi dla Boga; korzystamy z nich dla Boga i ludzi, ale jako z przedmiotów świeckich” I mamy klops, o przepraszam kotlet,NOM-owski kotlet. 
10 października 2017, 11:36
Ładnie wkoponowany w ambonę tablet, lub jeszcze lepiej e-ink nie jest złym pomysłem. Większym problemem jest kwestia skupienia sie na Liturgii, a nie na obsłudze urządzenia i tutaj jeszcze tradycyjny Mszał z zakładkami zdecydowanie wygrywa. Ale to tylko kwestia czasu..... Natomiast mając do wyboru książeczką (taką od I Komunii sw) czy smartfon wybieram smartfon.  Czytania na każdy dzień też mam w smartfonie. A w chwilach wolnych przygotowuję aplikacje dla mojej parafii - oczywisćie na smartfony/tablety. Bo nawet tradycyjny PC jest już powoli przeżytkiem.
KJ
k jar
10 października 2017, 10:57
W mojej parafii po raz pierwszy w tym roku było zamiast poświęcenia zeszytów na początku roku szkolnego poświęcenie tabletów. Studentom nie wręcza się piór po imatrykulacji, ale pendrajwy. Nauczycieli też nie szkoli się w tradycyjnych metodach podawczych, ale w TIK-ach, wszelkiej maści cyfrowych programach nauczania za pomocą tabletów i smartfonów. Ba, od tego roku w statutach zreformowanych szkół podstawowych wykreśla się zapis o wyłączaniu telefonów komórkowych w szkole.Można je mieć włączone w zakresie dydaktyki na lekcjach. Ebooki królują wszędzie: brewiarz też jest na tym nośniku.Sama widziałam odmawiającą brewiarz w ten sposób zakonnicę podczas podróży Polskim Busem do Warszawy. Problem nie dotyczy chyba ani nośnika, ani liturgii, skoro na You Tube można znaleźć mszę św., gdzie czyta się z tabletu liturgię świętą. Problem jest w tym,że można już spokojnie ściągnąć na smartfona aplikację np. różańcową, która uruchomiona "modli się" cały czas i w ten sposób jakby nas wyręcza. Można jeść obiad, prać, czy pisać Tweety w momemcie jak aplikacja się "modli". Zachodzi obawa,że urządzenia mobilne przejmą funkcje, które z założenia ma spełniać człowiek, bo to on kontempluje, medytuje, modli się. To on nawiązuje duchowy kontakt z Bogiem, a nie aplikacja. Wygoda nie może być swoistą przeszkodą do budowy relacji. I chyba tego dotyczy problem wskazany przez kardynała Saraha.
10 października 2017, 11:21
Niestety jeżeli chodzi o obecne kształcenie młodych nauczycieli to jest wielki dramat z TiKami.  Przede wszystkim dlatego, że nie chodzi wcale o zamianę narzędzi czyli pióra/zeszytu/ksiazki na tablet/smartfon. Dziś jesteśmy w srodku cyfrowej rewolucji mentalnej. Tyle tylko, że nie w szkołach i nie w nauczaniu przyszłych nauczycieli.  Chciałby poznać choć jeden przykład polskiej uczelni, która do końca wdrożyła narzedzia pracy grupowej, która wykorzystuje możliwosci pracy razem w czasie rzeczywistym choćby nad dokumentami czy prezentacjami i której wykładowcy  na bieżąco kontrolują postęp pisnaia róznych prac w wersji cyfrowej, albo na bieżąco udostępniaja cyfrowe notatki z wykładów I nie chodzi mi przy tym o korzystanie z FB/Twittera lecz z dedytkowanych powaznych narzędzi. Nawet nic chcę sie rozwodzić nad wykladami online, czy wspólpracą online ze studentami z róznych krajów.  Warto pooglądac sobie konfernecja czy to MS, Google czy tez innnych producentów dotyczące nowoczesnej edukacji, czy choćby wdrażanych już komercyjnie projektów wirtualnej czy rozszerzonej rzeczywistości.  I nie tablet podczas liturgii, nie smartfon z Biblią, ale za chwile będziemi musieli sobie odpowiedzieć na pytanie o VR w Kościele. ps. ile polskich parafii nie ma jeszcze aktualizowanych na bieżąco stron internetowych czyli podstawy podstaw współczesnego cyfrowego świata.
KJ
k jar
10 października 2017, 12:03
Niech Pan spróbuje znaleźć pracę jako nauczyciel nie znając TIK. Problem inny: brak technicznej infrastruktury i przepisów,które obligują uczniów i nauczycieli do posiadania odpowiedniego sprzętu.Szkoły się nie rozwijają,bo nie muszą,bo rodzice skutecznie blokują rozwój infrastruktury szkolnej. Mentalność młodzieży też nie lepsza. Jak wprowadziłam na Akademii Ignatianum wykłady TED i Kahoota to sprzeciw był ze strony studentów.Grywalizacja nie zadziałała,bo za dużo samodzielnje pracy,za dużo projektów w sieci, za dużo WebQuestów. Praca nad wspólnym projektem w sieci się zawiesiła w trakcie zajęć.Nim się zajął problemem informatyk uczelni zajęcia się skończyły. Z wykładów online zrobionych za pieniądze z Unii, które są kompletne zarówno w zakresie przekazu wiedzy,jak i oceniania prawie nikt nie korzysta. Jak odsyłałam studentów do nich,aby przyswoili na zajęcia te treści i sprawdzałam, kto zaliczył, to były 2-3 osoby. Nie ma obowiązku, nie ma rozwoju. Co do obecności Kościoła w sieci,to chyba z tym nie ma problemu.Problem jest z wiarą.Cyfrowy świat nie zastąpi nam transcendencji
10 października 2017, 13:29
Od lat zadaję sobie pytanie, czy uczelnia która sama nie potrafi zaadaptować nowoczesnych narzędzi potrafi wykształcić nauczycieli wykorzystujących takie narzędzia? Młodzi ludzie nie otrzymując odpowiednich narzędzi od starszych sami adoptują sobie to co znają. Pracują z wykorzystaniem FB, darmowych chmur i doskonale potrafią sobie poradzić. Ale prace zaliczeniowe oczekuje się od nich albo wydrukowane, albo co bardziej światli nauczyciele / wykładowcy czekają na załączniki w mailach. Po co? Tak się robiło kilka lat temu, dziś wysyłanie plików mailem jest bez sensu. Wykłady, czy spotkania online to dziś standard – dziwi mnie że studenci nie korzystają, widać ich nikt tego nie nauczył. Kiedyś robiłem szkolenia stacjonarne, dziś robię je online. Kiedyś jeździłem na seminaria, dziś jeżdżę aby się spotkać, a nie aby słuchać wykładów. Ale skoro wykłady na uczelni są obowiązkowe i brak usprawiedliwienia powoduje niezaliczenie ich…. To nie dziwi mnie zachowanie studentów. Jakiś program nie działa w komputerze, to dziś wystarczy, aby zezwolić na pomoc zdalną. Mi kilka razy pomagali w ten sposób informatycy z zagranicy, ze Stanów lub z innego kraju. Nie pytałem, bo to nie ma znaczenia. A jak jest na uczelniach czy w szkołach? I o ile transcendencja jest oczywistością, to pojawianie się nowych cyfrowych technologii w Kościele będzie budziło wiele kontrowersji. Oczywiście nic nie zastąpi obecności na Mszy św., ale np. wspólnotowe spotkanie zrobione online choćby w kilku kościołach, różaniec odmawiany wspólnie wykorzystując łącza internetowe itd.
KJ
k jar
11 października 2017, 08:28
Zaaadaptowanie nowoczesnych narzędzi do kształcenia nauczycieli? Raczy Pan żartować.My nie mamy AKTUALNEGO programu dla kształcenia nauczycieli (reforma szkolna przypominam weszła we wrześniu br.!), a co mówić o narzędziach cyfrowych. Analiza potrzeb rozwojowych dla poziomu intelektualnego "cyfrowych tubylców" została opracowana dopiero w 2013 roku na Uniwersytecie Warszawskim i jest od tego czasu w ciągłym pilotażu,bo zmiany polityczne uniemożliwiły jej wdrożenie od X 2015. Z drugiej strony uczelnie się na to nie zgadzają, bo to nadmiernie obciąża ich budżet na infrastrukturę (potrzeba zintegrowanych systemów nauczania w sieci, w tym elearningowych platform i kursów online). Niektóre uczelnie prywatne jak Łazarski w Warszawie to wdrożyły z niezłym skutkiem,tj. 30% studentów jest objętych nauczaniem cyfrowym w 80%, w tym prowadzą swoje start-upy w sieci i wdrażają projekty na odległość.Nie jest to jednak skutek cyfrowej rewolucji,ale bardziej wprowadzonej do dydaktyki metody tutoringu i mentoringu,który bardziej mentalnie odpowiada silnie zindywidualizowanym dziś studentom. Poziom cyfrowy to dodatek do tego modelu. Co do prac zaliczeniowych to trzeba by zmienić prawo, w tym sposób archiwizowania materiałów wytworzonych (tak czy siak trzeba je wydrukować!).Prace projektowe poza tym mają mieć dzisiaj wymiar praktyczny,a więc stricte pisemnych prac jest dzisiaj nawet w humanistyce mało.