Kenoza Ducha w Kościele

Dariusz Kowalczyk SJ

Czerwiec minął mi pod znakiem egzaminów, oceniania różnych prac pisemnych oraz doktorskich obron. Miałem okazję być recenzentem doktoratu rzeczywiście - nie tylko moim zdaniem -wybitnego. Zgodziłem się na jego recenzowanie od razu, kiedy tylko zobaczyłem temat: "Kenoza Ducha Świętego".

Termin "kenoza" znajdujemy w Liście do Filipian, w którym czytamy, że Syn Boży, druga Osoba Trójcy, "ogołocił […], uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej" (2,7-8). Słowo "ogołocił", to po grecku "ekenosen", od czego pochodzi właśnie pojecie kenozy. Rozumiemy jednak, że chodzi tutaj o kenozę Jezusa Chrystusa, który umarł na krzyżu. Ale na czym miałaby polegać kenoza (uniżenie) Ducha Świętego?

Jednym z aspektów tego pasjonującego od strony nie tylko teologicznej, ale także duchowej, zagadnienia, jest kenoza Ducha w Kościele. Można dostrzec pewną analogię między misją Syna i misją Ducha. Syn Boży ogałaca siebie, ogranicza swą Boskość przyjmując ludzką naturę i krzyżową śmierć; Duch Święty natomiast uniża siebie, samoogranicza, będąc posłanym do serc ludzi słabych i grzesznych. Tę analogię znajdujemy w Konstytucji dogmatycznej o Kościele Soboru Watykańskiego II: "Jak bowiem przybrana natura ludzka służy Słowu Bożemu za żywe narzędzie zbawienia, nierozerwalnie z Nim zjednoczone, nie inaczej też społeczny organizm Kościoła służy ożywiającemu go Duchowi Chrystusowemu ku wzrastaniu ciała" (nr 8).

W Kościele działa oczywiście Bóg w jedności Ojca, Syna i Ducha, ale jest to działanie zróżnicowane, w którym Duch odgrywa rolę szczególną - działa w głębi naszych serc, by zaprowadzić nas przez Syna do Ojca. Duch uniża się w czasowo-przestrzennej konkretności Kościoła i działa w instytucjach kościelnych, sakramentach i ich szafarzach. W ten sposób realizuje swoją kenozę.

DEON.PL POLECA

Duch Święty "szanuje" prawowite instytucje Kościoła, które sam powołał do istnienia, i dostosowuje się do ich nieuniknionej ograniczoności i niedoskonałości. Nie znaczy to oczywiście, że Duch nie działa poza tymi instytucjami; tym niemniej posługuje się nimi jako narzędziem zwyczajnym, a zarazem uprzywilejowanym w komunikowaniu swej zbawczej łaski. Człowiek - działając zgodnie ze swoją naturą - tworzy różnego rodzaju instytucje i procedury. Duch dostosowuje się do tego ludzkiego sposobu postępowania i dlatego nie rozwala instytucji swoją nieograniczoną mocą, ale działa w nich uniżając się, wchodząc w kenozę.

O kenozie Ducha możemy też mówić w odniesieniu do przyjmowania i sprawowania sakramentów. Wierni, szafarze, księża nie dorastają do tej rzeczywistości, którą Duch Chrystusowy realizuje poprzez sakramentalne znaki. Zostaliśmy ochrzczeni, ale naszymi słabościami i grzechami ograniczamy skuteczność łaski chrztu. Pozwalamy działać Duchowi w nas w sposób bardzo ograniczony, ale On przyjmuje tę sytuację, uniża się, działa z miłosierną cierpliwością.

Czy kenoza Ducha oznacza negację Jego wszechmocy? Wręcz przeciwnie! Nieskończony jest na tyle wszechmocny, że może wejść w rzeczywistą relację ze skończonością. Innymi słowy, wszechmocny jest ten, kto potrafi się samoograniczyć, a nie ten, kto takiej możliwości nie ma i przygniata wszystkich wokół swą mocą. Gdyby Bóg nie mógł się samoograniczyć, ogołocić, niemożliwa byłaby historia zbawienia. Bóg pozostałby w swej doskonałości daleko od nas, słabych i grzesznych. Ale jest zupełnie inaczej - "Bóg wysłał do serc naszych [do instytucji, osób i sakramentów] Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem" (Ga 4,6).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kenoza Ducha w Kościele
Komentarze (19)
DK
Dariusz Kowalczyk SJ
16 lipca 2012, 10:03
@Agnes Dzieki za sugestie. Zstapienie Jezusa do piekiel to bardzo inspirujaca prawda wiary, ktora wyznajemy w Credo... Postaram sie cos napisac.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
15 lipca 2012, 22:41
  ~Dariusz Kowalczyk SJ Wielkość kenozy Boga dobrze obrazuje chyba przypowieść o śmierci bogacza i Łazarza (Łk 16,19-31). Kenoza jest tak wielka, jak odległość między Niebem a Otchłanią, jak odległość między świętością Boga a obrzydliwością grzechu. Człowiek po grzechu pierworodnym znalazł się wraz z Szatanem, swoim nowym Bogiem, w Otchłani. Tylko dzięki kenozie Chrystusowego Wcielenia i Zbawienia może on ponownie wybrać się w drogę do Nieba. A o poszanowaniu godności i wolności człowieka świadczy to, że mimo kenozy, Zbawienie to nie jest człowiekowi narzucone – może je przyjąć lub nie. Przy okazji chciałabym nawiązać do rozważania „Co oznacza chrześcijański paradoks ubóstwa?”. Czy mógłby Ojciec napisać coś więcej ( może w osobnym rozważaniu ) o zstąpieniu Pana Jezusa do piekieł. Chociaż jest to prawda wyznawana przez wierzących co najmniej raz w tygodniu (w niedzielnym CREDO), to przypuszczam, że większość wyznaje ją czysto mechanicznie, bo nauczanie wielkotygodniowe, na poziomie duszpasterstwa parafialnego, jest o niej bardzo, bardzo ubogie. Nie wiem, czy jest to dogmat, czy prawda wywiedziona (z czego?). Czy ma ona związek (jaki?) ze zbawieniem tych, którzy zmarli przed narodzeniem i zbawczą ofiarą Jezusa Chrystusa?
D
dziobak
15 lipca 2012, 22:39
Nie przesadzilem, ale raczej nie-dosadzilem. Miedzy nieskonczonym Bogiem, a skonczonym stworzeniem, nawet tym najwspanialszym, jak Maryja, roznica jest nieskonczona, stad mowa o kenozie Boga. Trzeba tu zauwazyc, iz mowienie o tej roznicy nijak nie przekresla wspoanialosci Bozego stworzenia i jeszcze wiekszej wspanialosci Bozego wybrania. Ta wspanialosc bierze sie z bezinteresownej Bozej milosci, z wybrania. Co wiecej, bezinteresowan milosc jest tym wieksza, im wieksza jest roznica. Ergo, kenoza Boga nie tylko nie umniejsza Maryi, ale ja wywyzsza, bo Maryja jest umilowana w sposob szczegolny. Podane argumenty nie neguja zadna miara faktu nieskonczonej roznicy miedzy Bogiem a stworzeniem. Podkreslaja natomiast, ze ta nieskonczona roznica zostala wypelniona nieskonczona miloscia. Intelekt nakazuje mi przyznać Ojcu rację, choć cała moja natura wzdraga się.Starałam się zrozumieć to na rozmowie z Bogiem. Tak, z całą pewnością Ojciec ma rację. Przyczynę mojego buntu odnajduję we wzorcach i doświadczeniach w relacjach międzyludzkich. Tak trudno jest uwierzyć w bezinteresowność drugiego człowieka, która najczęściej okazuję się rządaniem dozgonnej wdzięcznoćsi- lepiej więc nie korzystać z takiej "uprzejmości" Z drugiej strony nie można wobec ludzi okazać się słabym bo nie zasłużysz na ich szacunek i uwagę Widzę, że boża perspektywa jest zupełnie odwrotna "Jeżeli nie staniecie się jak dzieci"- -Bóg oczekuje od nas tylko uznania własnej kondycji, tego że bez Niego nic uczynić nie możemy. Uznanie własnej nicości nie uwłacza naszej godności jest to stwierdzenie prawdy o sobie tzw pokora. Wszystko zawdzięczmy Bogu, a dla Niego obsypywaniem nas darami jest prawdziwą radością
DK
Dariusz Kowalczyk SJ
15 lipca 2012, 20:09
Oj chyba co do tej wysokości z której Bóg musi zniżać się do Maryi, to Ojciec grubo przesadził. Wszak w Starym Testamęcie jest napisane (Chrystus je cytował), że bogami jesteśmy, w Księdze Rodzaju Bóg stwarzając człowieka, zadowolony ze swego dzieła stwierdził, że było ono bardzo dobre, przechadzał się po ogrodzie i rozmawiał z człowiekiem twarzą w twarz. Ojcowie Kościoła mawiali, że Bóg stwarzając człowieka kontemplował swego Syna, bo na obraz Boga zostaliśmy stworzeni. No i ostatni argument bliskości Boga i Maryi- jedynie Człowieka określa się najwyższym mianem OSOBY, która to nazwa świadczy o jego najwyższej godności.  @dziobak Nie przesadzilem, ale raczej nie-dosadzilem. Miedzy nieskonczonym Bogiem, a skonczonym stworzeniem, nawet tym najwspanialszym, jak Maryja, roznica jest nieskonczona, stad mowa o kenozie Boga. Trzeba tu zauwazyc, iz mowienie o tej roznicy nijak nie przekresla wspoanialosci Bozego stworzenia i jeszcze wiekszej wspanialosci Bozego wybrania. Ta wspanialosc bierze sie z bezinteresownej Bozej milosci, z wybrania. Co wiecej, bezinteresowan milosc jest tym wieksza, im wieksza jest roznica. Ergo, kenoza Boga nie tylko nie umniejsza Maryi, ale ja wywyzsza, bo Maryja jest umilowana w sposob szczegolny. Podane argumenty nie neguja zadna miara faktu nieskonczonej roznicy miedzy Bogiem a stworzeniem. Podkreslaja natomiast, ze ta nieskonczona roznica zostala wypelniona nieskonczona miloscia.
D
dziobak
14 lipca 2012, 19:44
Chciałby dać nam Słowo,a możemy wytrzymać tylko parę liter tak to prawda, to jest prawdziwa pokora, czyli uznanie, i poznawanie swojej  ułomnej grzesznej kondycji, lecz przeglądając się w rozmiłowanych w swoim stwarzeniu bożych oczach,( i tylko w taki sposób), czuję swoją godność i niepowtarzalność. Każdy z ludzi jest w bożych oczach jedynym Jego dzieckiem. Chrystus uczył nas modlitwy: Ojcze nasz... a nie Stwórco nasz
T
teresa
14 lipca 2012, 15:30
Chciałby dać nam Słowo,a możemy wytrzymać tylko parę liter
D
dziobak
14 lipca 2012, 14:00
 Oj chyba co do tej wysokości z której Bóg musi zniżać się do Maryi, to Ojciec grubo przesadził. Wszak w Starym Testamęcie jest napisane (Chrystus je cytował), że bogami jesteśmy, w Księdze Rodzaju Bóg stwarzając człowieka, zadowolony ze swego dzieła stwierdził, że było ono bardzo dobre, przechadzał się po ogrodzie i rozmawiał z człowiekiem twarzą w twarz. Ojcowie Kościoła mawiali, że Bóg stwarzając człowieka kontemplował swego Syna, bo na obraz Boga zostaliśmy stworzeni. No i ostatni argument bliskości Boga i Maryi- jedynie Człowieka określa się najwyższym mianem OSOBY, która to nazwa świadczy o jego najwyższej godności. 
DK
Dariusz Kowalczyk SJ
14 lipca 2012, 11:39
Jedno pytanie które mnie nurtuje: czy możemy mówić o kenozie Ducha Św. odnośnie osoby Matki Bożej. @dziobak Jak najbardziej, gdyz Maryja choc jest najwspanialszym stworzeniem, bez grzechu, to jednak pozostaje stworzeniem i nieskonczony Bog musial ze swej nieskonczonosci znizyc sie do Niej, a to wlasnie mozemy nazwac kenoza. Trzeba tutaj zauwazyc, ze kenoza nie zawsze musi oznaczac cierpienie (jak na krzyzu). Bog zamieszkujac w Maryi nie cierpial, bo przeciez byla Mu ona ze wszech miar mila, ale musial sie umniejszyc, by wejsc z Maryja w rzeczywista relacje.
D
dziobak
11 lipca 2012, 22:12
 jedno pytanie które mnie nurtuje: czy możemy mówić o kenozie Ducha Św. odnośnie osoby Matki Bożej.
DK
Dariusz Kowalczyk SJ
11 lipca 2012, 20:00
@dziobak Ciesze sie, ze tekst sklonil do skonfrontowania sie z rzeczywistoscia Ducha. Zachecam do duchowego i intelektualnego drazenia tematu...
D
dziobak
11 lipca 2012, 17:13
 Nigdy nie zastanawiałam się nad tematem kenozy Ducha Św. Krótko i obrazowo mówiąc, w mojej świadomości Syn Boży miał "swoje 5min." Bóg Ojciec również, a w przypadku Ducha Św. dźwięczy w moim umyśle wielka pustka. Zawstydziło mnie to przed samą sobą- mnie katoliczkę od 45 lat. Dziękuję Ojcu za ten tekst, który poruszył mój krnąbrny umysł do myślenia
DK
Dariusz Kowalczyk SJ
5 lipca 2012, 18:25
Kiedyś ktoś powiedział ,że DUCH ŚWIĘTY jest  wielką miłością ,osobową. @kks40 Rzeczywiscie, w tradycji Kosciola mamy poczawszy od sw. Augustyna nurt, ktory widzi w trzeciej Osobie Trojcy, Duchu Swietym, milosc uosobiona. Mozna by powiedziec tak: Ojciec jest kochajacym, Syn kochanym, a Duch jest miloscia miedzy Ojcem a Synem, miloscia, ktora jest Osoba.
.
.
5 lipca 2012, 13:09
Duch dostosowuje się do tego ludzkiego sposobu postępowania i dlatego nie rozwala instytucji swoją nieograniczoną mocą, ale działa w nich uniżając się, wchodząc w kenozę. Podobnie jak nie rozwala i dopuszcza istnienie obozów zagłady, łagrów, skorumpowanych instytucji i całego ogromu zła, jakie istnieje na tym świecie. Duch uniza się i działa na tyle , na ile pozowala mu ludzkie serce.
DK
Dariusz Kowalczyk SJ
5 lipca 2012, 11:26
Innymi słowy - idąc za słynnym Paradoksem: "Bóg MOŻE stworzyć kamień, którego NIE ZECHCE podnieść!" @Raa To tak zwany paradoks omnipotencji. Chodzi o pytanie, czy byt wszechmogacy moze ograniczyc swoja wszechmoc. W wersji popularnej (dosc prymitywnej) wyraza sie to pytaniem: Czy Bog moglby stworzyc tak ciezki kamien, ktorego nie moglby podniesc? W tak sformulowanym pytaniu nie tyle jednak chodzi o mozliwosc samoograniczenia sie Boga, co o pewna pulapke slowna, ktora mialaby negowac istnienie Boga. Do paradoksu ominipotencji roznie mozna podchodzic. Moim zdaniem, na gruncie teologii chrzescijanskiej, trzeba stwierdzic, iz wszechmoc Boga nie jest jakas abstrakcyjna cecha, ktora mialaby polegac na mozliwosci zrobienia wszystkiego (nawet jesliby mialo to oznaczac lamanie zasady niesprzecznosci). Bog jest miloscia - mowi sw. Jan, a zatem wszelkie atrybuty w tym atrybut wszechmocy sa atrybutami Milosci i w tej perspektywie trzeba o nich mowic.  Samoograniczenie sie Ducha (kenoza) tez ma sens jedynie w perspektywie Milosci. 
L
leszek
5 lipca 2012, 11:19
 Mi się podoba taka scena z ksiązki Romana Brandstaettera, gdy Jezus uzdrowił paralityka przy sadzawce Betesda. =============== Wzruszali ramionami, spoglądali po sobie, potem dotykali nóg szczęśliwca, a wreszcie upewniwszy się, że naprawdę są zdrowe, mocne i krzepkie. - Gdzie On jest?! - krzyknął jakiś kaleka. - Nie ma Go, poszedł - odpowiedział szczęśliwiec. - Jak wyglądał?! Opisz Go! Tak! Niech opisze, jak wyglądał! - podniecenie rosło w tłumie. - Miał czarne włosy i czarne oczy... - Wszyscy mamy czarne włosy i czarne oczy! - Był wysoki... - Ja także jestem wysoki - ktoś huknął. - Młody czy stary? - W sile wieku... - Skąd wiesz? Widziałeś Go? - spytał złośliwie kulawy. - To był człowiek... jak ja... jak wy... jak wy wszyscy - szczęśliwiec zapewniał solennie.
Joanna Maria Górska-Radomska
4 lipca 2012, 22:17
Chętnie bym przeczytała taką pracę doktorską :-)
M
Maria.m
4 lipca 2012, 21:49
 W   Kalwarii   Pacławskej    jest  obraz   Maryi  /  z odsłoniętym   uchem /.   Maryi   Słuchającej.   Ale   ile   słow  Matka Boża  wypowiedziała   w swym życiu  ?
KS
Konrad Sawicki
4 lipca 2012, 18:47
Wielka to dla mnie radość, że nadal powstają doktoraty na tak ciekawe tematy! Chwała teologii. Ładnie Ksiądz tym komentarzem pokazał pneumatologiczny (i mało oczywisty) wymiar Kościoła.
R
Raa
4 lipca 2012, 15:27
Innymi słowy - idąc za słynnym Paradoksem: "Bóg MOŻE stworzyć kamień, którego NIE ZECHCE podnieść!"