Konwencja
Gdy kobieta zostanie pobita przez mężczyznę, to nam przykro, ale się nie dziwimy. Gdy jest odwrotnie, wpadamy w zdumienie.
Gdy normalny, porządny człowiek słyszy o ekscesach chuligańskich na stadionie, to je potępia, ale się nie dziwi. Natomiast gdyby przeczytał o chamskich zachowaniach na widowni w teatrze, to oprócz potępienia pojawiłoby się w nim zdumienie. W efekcie dużo trudniej wykorzenić chuligaństwo na trybunach.
Podobnie jest, gdy słyszymy o płci i o przemocy domowej. Generalnie normalni ludzie ją potępiają. Natomiast gdy słyszymy, że kobieta została pobita, to nam przykro, pewnie się oburzamy, ale się nie dziwimy. A gdy to mężczyzna został pobity przez kobietę, to wpadamy w zdumienie, komentujemy z jakimiś podtekstami i jest to news towarzyski.
Po co nam konwencja antyprzemocowa, skoro mamy już nasze prawo walczące z przemocą domową? Prawo często jest za słabe, gdy przyzwolenie społeczne pozwala odwracać głowę od problemów. Tak naprawdę ratyfikując konwencję, zobowiązaliśmy się nie tylko do ulepszenia prawa w tym zakresie, ale też do zmiany kultury, a przynajmniej do pracy nad tą zmianą. Chodzi o to, by i ten rodzaj przemocy zaczął nas dziwić. Obserwowanie, czy coś zdumiewa, czy też nie i jak bardzo, to jakby mierzenie temperatury. Gdy jest gorączka, to szybciej zabieramy się za leczenie.
Na przykład kiedyś tortury były zgodne z prawem. Wielu ludzi wzdrygało się na nie, ale nikt się nie dziwił takiemu wydobywaniu zeznań. Zmiana prawa została wymuszona przez zmianę kultury w tym zakresie. I teraz, choć stosuje się jeszcze areszt wydobywczy (zawoalowana tortura), to jednak jesteśmy tym zdumieni, a ci którzy tak robią, muszą to ukrywać.
Dlatego konwencja mówi o kulturowym podejściu do płci. Nie chodzi o niedostrzeganie różnic fizycznych czy psychicznych, a o to, że inaczej dziwimy się wobec przemocy zadanej kobiecie, a inaczej wobec zadanej mężczyźnie. Tę pierwszą mamy niestety za „normalniejszą”. I w ten sposób kulturowe podejście do płci osłabia działanie prawa.
Bywają też (choć rzadziej) sytuacje, gdy bity mężczyzna wstydzi się (właśnie ze względów kulturowych) zgłosić takie przestępstwo.
Samo prawo, choćby najdoskonalsze, nie wystarczy. Gdy ofiary przemocy będą czuły presję kulturową na to, by siedzieć cicho, to niestety będą milczeć. To „siedzieć cicho” miewa i wymiar religijny. Do rangi cnoty podnosi się milczenie wobec grzechu wewnątrz rodziny. Czy konwencja wskazująca na tę „dulszczyznę” rzeczywiście atakuje model rodziny, o którym marzymy?
Trudno rozstać się z pewnymi modelami kulturowymi. Ale skoro powiedzenie „Baba niebita jest jak kosa nieklepana” śmieszy obecnie tylko w zdegenerowanych środowiskach, to może i ataki na azyle dla ofiar przemocy nie będą już takie „nowomodne”.
Skomentuj artykuł