Kościół pielgrzymujący ze światem

Konrad Sawicki

Polski Kościół - coraz wyraźniej to widzimy - w szybkim tempie i na naszych oczach przestaje być jedynym nauczycielem narodu, a staje się jednym z wielu równorzędnych partnerów publicznej debaty. Uprzywilejowane miejsce, które miał jeszcze niedawno, stopniowo traci.

Ta sytuacja rodzi nowe wyzwania. Jednym z nich jest przeorientowanie duszpasterskiej misji Kościoła. Sytuacja jest o tyle nowa, że po raz pierwszy Polaków niewierzących, Polaków inaczej wierzących i Polaków wierzących ale nie praktykujących jest więcej niż Polaków wierzących i praktykujących. A przecież Kościół nie może pozwolić sobie na zajmowanie się tylko tymi ostatnimi, bo byłby to ewidentną zdradą Ewangelii. A więc i ci, i tamci.

Szczególnie istotne jest wypracowanie strategii wobec tych, którzy są ochrzczeni, wychowali się w katolickich rodzinach ale z jakichś przyczyn od Kościoła się oddalili. To jest grupa, jak to się mówi, rozwojowa. Dziś nazywa się to nową ewangelizacją, ale problem znany jest od lat. Juliusz Eska (Powstaniec Warszawski i wieloletni zastępca redaktora naczelnego "Więzi") podjął ten temat już 50 lat temu w książce zatytułowanej "Kościół otwarty".

DEON.PL POLECA

Zadaniem Kościoła wobec współczesnego człowieka - który coraz częściej sytuuje się na obrzeżach Kościoła - jest zwrócenie go ku Chrystusowi i pomaganie mu w jego drodze do Boga - uważa Eska. Jeśli natomiast z jakichś przyczyn ten cel nie jest w danym momencie możliwy do osiągnięcia, misja ta polega na tym, by życie człowieka było przynajmniej dobre, choćby miało nawet być przy tym oparte o światopogląd niereligijny.

Dobrze jest patrzeć na ludzi i współczesny świat z założeniem, że grzech pierworodny mimo, że obecny i destrukcyjny, to jednak w ostatecznym rozrachunku został pokonany przez Chrystusa. To oznacza, że ani poszczególne osoby, ani kultury, cywilizacje, ustroje społeczne czy ideologie nie są absolutnie złe, czy też absolutnie dobre. Zadanie Kościoła nie polega na ich totalnym osądzaniu czy klasyfikowaniu na podstawie wyznaczników: dobry-zły lub katolicki-niekatolicki. Zadanie to polega na dostrzeżeniu tych dobrych wartości, wydobyciu ich i budowaniu na nich.

Można to też ująć inaczej. Zadaniem Kościoła jest prowadzenie ludzi do Boga tak blisko, jak to jest w danym momencie możliwe. Oznacza to, że nie w każdym przypadku musi to być od razu doprowadzenie do regularnych praktyk religijnych. Co nie znaczy też, że misja była nieudana. Tego rodzaju apostolat winien w pierwszym rzędzie skupić się na dopomaganiu człowiekowi w wydobywaniu i rozwoju tkwiących już w nim dobrych wartości. Wtedy jest szansa, że później z rozwoju tych wartości może się zrodzić potrzeba szukania większego dobra i większej prawdy. A w dalszej perspektywie może to się okazać podatnym gruntem, na którym Bóg wzbudzi łaskę autentycznej wiary.

Benedykt XVI z kolei mówił o "pedagogii pragnienia", którą należy stosować wobec niewierzących oraz zagubionych. Papież zakłada fundamentalną prawdę mówiąca o tym, że w sercu każdego człowieka tkwi tęsknota za Bogiem. Zadaniem Kościoła i wierzących jest obudzenie tej tęsknoty i wzbudzenie pragnienia Boga. Ten proces może się odbywać na różnych polach: ludzkiej miłości, przyjaźni, doświadczenia piękna, umiłowania wiedzy. Co więcej "każde doświadczane przez człowieka dobro zmierza do tajemnicy". Ta pedagogia pragnienia winna obejmować dwa aspekty.

Pierwszy to uczenie się smaku autentycznych radości życia. - Wychowywanie od najmłodszych lat do kosztowania prawdziwych radości, we wszystkich dziedzinach życia - w rodzinie, przyjaźni, solidarności z cierpiącymi, rezygnacji z własnego ja, aby służyć drugiemu, umiłowania wiedzy, sztuki, piękna przyrody - wszystko to oznacza realizację smaku wewnętrznego i wytwarzanie przeciwciał skutecznych wobec rozpowszechnionych dziś banalizacji i ujednoliceniu - mówi biskup Rzymu.

Drugi aspekt oznacza dla niego to, by nigdy nie być zadowolonym z tego, co osiągnęliśmy: - Właśnie najprawdziwsze radości są w stanie uwolnić w nas ten zdrowy niepokój, który prowadzi do tego, by być bardziej wymagającymi - pragnienie wznioślejszego, głębszego dobra".

Tego stopniowego prowadzenia ludzi do Boga i tej pedagogii pragnienia musimy się dziś wszyscy uczyć: i świeccy, i duchowni. Juliusz Eska od metafory Kościoła pielgrzymującego przez świat przechodzi do metafory Kościoła pielgrzymującego ze światem. "W tej pielgrzymce czujmy się braćmi wszystkich ludzi, towarzyszami drogi także tych, którzy nie wierzą" (Benedykt XVI).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół pielgrzymujący ze światem
Komentarze (8)
K
katolik
23 lutego 2013, 17:16
@Paweł Jeżeli ktoś urodzi się w niewoli, to nigdy nie zrozumie czym jest wolność. Pan Jezus powiedział o Sobie, że jest Prawdą. Każdy kto się boi prawdy, boi się Pana Jezusa. http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
P
Paweł
22 lutego 2013, 17:19
@katolik - jak czytam to co piszesz, to mam wrażenie, że Twoje chrześcijaństwo obraca się tylko wokół ciebie samego. Strasznie egocentryczne. A inni ludzi do których nas Pan posyła?
K
katolik
22 lutego 2013, 11:50
@Paweł Katolik ma służyć Bogu a nie światu. Pan Jezus mówi, że nie możemy dwom panom służyć, tj. Bogu i światu. W żaden sposób nie potraficie zadowolić obydwu naraz, a to dlatego, że zupełnie odmienne i przeciwne są ich myśli, pragnienia i uczynki. Jeden zabrania tego, na co drugi pozwala. Jeden każe pracować dla życia doczesnego, drugi dla życia wiecznego, czyli nieba. Jeden przyrzeka rozkosze, zaszczyty i bogactwa, drugi przynosi łzy, pokutę i zaparcie siebie samego. Jeden zaprasza was, przynajmniej pozornie, na drogę wysłaną kwiatami, a drugi wskazuje wam drogę ciernistą. Każdy z nich domaga się naszego serca, a od nas zależy, za którym z nich pójdziemy. Świat obiecuje spełnić wszystkie nasze życzenia, obiecuje szczęście, a ukrywa nędzę, która nas czeka przez całe wieki, jeżeli pozwolimy się usidlić. Jezus Chrystus nie czyni podobnych obietnic, ale, powiada, że wśród cierpień pocieszy nas i dopomoże: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę. Weźcie jarzmo moje na się, a uczcie się ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpoczynek duszom waszym” (Mt 11, 28-29). Za którym z tych dwóch panów pójdziemy? To, co ofiaruje świat, trwa tylko do czasu: dobra, rozkosze i honory skończą się wraz z życiem, a potem rozpoczną się męczarnie wieczne. Jezus Chrystus, sam niosąc krzyż, wzywa nas, byśmy szli za Nim. Gdy usłuchamy Jego głosu, rychło się przekonamy, że służba Jego nie jest tak ciężką i przykrą, jak się nam początkowo zdawało. Przemówię dziś do was na temat, że niepodobna światu i Bogu się podobać, że trzeba albo oddać się Bogu bez wyjątku, albo światu.
P
Paweł
22 lutego 2013, 10:53
Kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Nikt nie może dwom panom służyć. posoborowy Kościół kroczy do piekła. ... Posoborowość nie ma tu nic do rzeczy. Ale że Kościół (duchowni i świeccy) coraz bardziej miłuje świat, to fakt. To jest prawdziwa przyczyna kryzysu Kościoła. Pytanie teraz jak służyć światu, kochając go odpowiednią miarą? 
K
katolik
22 lutego 2013, 09:38
Kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Nikt nie może dwom panom służyć. posoborowy Kościół kroczy do piekła.
I
Iga
21 lutego 2013, 22:22
Bardzo mądre i dalekowzroczne patrzenie na Kościół. Dziękuję
MR
Maciej Roszkowski
21 lutego 2013, 20:23
Złoty wiek Koscioła w naszym kraju się skończył.  Wierni, ci naprawdę wierni chcą widzieć, że Kośćiół jest po ich stronie i tak jak oni stoi zdecydowanie na gruncie nauki Chrystusa. Miekkość, kompromisy nie przyciagną obojetnych. A pogubionym trzeba ukazywać proste perspektywy, alternatywy życiowych wyborów. Te kościoły, które poszły na kompromis w sprawach podstawowych wcale nie rozwijają się lepiej. Wręcz przeciwnie anglikanie odchodzą od swojego Kościoła, bo chcą wiedzieć, gdzie góra, gdzie dół, gdzie ściana i że ta ściana jest nieruchoma.
jazmig jazmig
21 lutego 2013, 17:24
Aby prowadzić ludzi do Boga, należy wyraźnie określić, czego Bóg od nich oczekuje. Nie może być zakłamania, zagłaskiwania jakichkolwiek negatywów. Nie można mówić hinduiście, gardzącemu niedotykalnym, że Bóg go kocha i on ma szanse na zbawienie. Trzeba mu wyjaśnić, że Bóg kocha tak samo ludzi z każdej kasty, które wprowadziła jego religia i dla Boga niedotykalny i bramin to takie same osoby ludzkie. Podobny problem dotyczy aktywnych homoseksualistów, wprowadzanych w błąd, że jakoś to będzie, czym szczególnie negatywnie wsławił się kard. Schoernburn. Tych ludzi nie wolno okłamywać, że ich zachowanie nie jest grzechem, bo ono jest grzeszne i wyklucza ich ze zbawienia, o czym apostoł św. Paweł pisał w swoich listach. Nowa ewangelizacja powinna otwierać KK na ludzi grzesznych i innowierców, ułatwiając im zejście ze złej drogi. Gdy czytam, że wprowadza się kolejne utrudnienia ślubów katolickich, to zastanawiam się, kogo szatan podkusił do takich durnych pomysłów. Czy mało jest w Polsce par żyjących bez ślubu kościelnego, chociaż brak formalnych przeszkód ku temu? Czy trzeba tworzyć nowe utrudnienia, aby kolejne pary i ich potomstwa odeszły i nie wróciły do KK? Uzasadnienie, że jest coraz więcej wniosków o unieważnienie małżeństwa jest niepoważne, bo należy odrzucać te wnioski poza naprawdę skrajnymi przypadkami, gdy ukryto np. impotencję współmałżonka, chorobę psychiczną lub coś podobnego. Teraz uzasadnia się rozwalenie małżeństwa brakiem dojrzałości psychicznej. To ciekawe, że byli dojrzali do osiągnięcia potomstwa, założenia i utrzymania rodziny przez ileś lat, a do ślubu nie byli dojrzali. W wiekach poprzednich dziewczęta wydawano za mąż, kiedy zaczynały miesiączkować, a 16-latki brały ślub tak, jak dzisiajm 18-latki. Nie opowiadajmy andronów o niedojrzałości, odmawiajmy unieważniania małżeństw pod byle pozorem, a skończą się wnioski o unieważnienie małżeństwa.