Kościół według biskupa Grzegorza Rysia
(fot. Eliza Bartkiewicz / episkopat.pl)
Sławomir Rusin / DEON.pl
Kościół, którego nauczyłem się od bp. Rysia to coś więcej niż instytucja. To wspólnota grzeszników, których gromadzi Niewinny i tylko On może osądzać i wydawać wyroki. To Kościół, w którym każdy ma szansę, zawsze.
Kiedy chodzi, kiedy się porusza, kiedy się z nim rozmawia, sprawia wrażenie osoby trochę niezgrabnej, przy tym nieco nieśmiałej, na pewno nienarzucającej się, ale jednocześnie wzbudzającej sympatię.
Od pierwszego spotkania jest kimś niemal bliskim. Kiedy zaś skupimy się na tym, co mówi, to odkryjemy, że niewiele jest w Polsce (tak, w Polsce, nie tylko w naszym Kościele) osób, które mówią równie głęboko, czerpiąc z własnego doświadczenia wiary, a zarazem erudycyjnie i do tego z szacunkiem dla innych.
Choć znakomita większość katolików w Polsce kojarzy biskupa Rysia przede wszystkim z działalnością ewangelizacyjną, z przewodniczeniem Zespołowi ds. Nowej Ewangelizacji, z głoszeniem konferencji, homilii, z uczestniczeniem w charyzmatycznych spotkaniach modlitewnych, z wspieraniem neokatechumenatu, dla mnie chyba zawsze pozostanie profesorem - kimś, kto otworzył mi oczy na wiele spraw, zwłaszcza na rozumienie Kościoła.
Miałem szczęście być studentem jego i śp. ks. prof. Jana Kracika. Bez tego drugiego - tak myślę - nie byłoby biskupa Rysia, jakiego dziś znamy. Mistrz i uczeń. Mediewista i historyk nowożytności.
Ten starszy choleryk, wyrzucający z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego (tak szybko, że nie zawsze dało się go zrozumieć), ten młodszy do dziś ważący każde słowo i wypowiadający je bez pośpiechu. Obaj cykliści. I obaj zakochani w Kościele, w świętym Kościele grzesznych ludzi.
Dla obu Kościół to miejsce dla każdego ochrzczonego. Bo to chrzest jest fundamentem jedności, a nie takie czy inne poglądy. Z tego domu, z tego szpitala dusz nie powinno się nikogo wyrzucać, zwłaszcza że powrót jest zwykle bardzo trudny. Kościół, którego nauczyłem się od ks. Kracika i ks. Rysia, to coś więcej niż instytucja. To wspólnota grzeszników, których gromadzi Niewinny i tylko On może osądzać i wydawać wyroki. To Kościół, w którym każdy ma szansę, zawsze.
Zadaniem Kościoła jest łączyć, nie dzielić, także w wymiarze społecznym. Goethe powiedział, że "Europa zrodziła się w pielgrzymce, a jej ojczystym językiem jest chrześcijaństwo". Biskup Ryś podąża za tą myślą (można powiedzieć, że również fizycznie - co roku uczestniczy w pielgrzymce krakowskiej). "Dla niego, mediewisty, to mnisi, misjonarze, pielgrzymi wędrujący do sanktuariów i studenci uniwersytetów budowali Europę"
Dzięki średniowiecznej christianitas nasz kontynent był zjednoczony jak nigdy wcześniej i nigdy później. "To dzięki chrześcijaństwu następuje przesunięcie centrum, dzięki niemu Europa zaczyna myśleć o sobie w kategoriach jedności".
Kościół, którego nauczył mnie bp Ryś, to także sanktuarium wolności, zaprzeczenie instytucji totalitarnej. W wydanej prawie 20 lat temu książce Inkwizycja - wciąż jakże aktualnej - ks. Grzegorz Ryś, zestawiając ze sobą Kościół budowany przez wielkiego inkwizytora z Braci Karamazow z Kościołem Chrystusa, pisał:
"To właśnie największy wróg wielkiego inkwizytora w budowaniu jego Kościoła: wolność! Wolna myśl, wolna nauka, wolne sumienie. Wolność może być narzędziem świętości, ale tylko dla wybranych, inkwizytor zaś (i to jest jeden z przerażających refrenów jego monologu) chce zgromadzić w swoim Kościele wszystkich, chce Kościoła totalitarnego, który mylnie nazywa «powszechnym». W Kościele totalitarnym wolność musi być zastąpiona posłuszeństwem i podporządkowaniem się «ślepo, nawet na przekór sumieniu»".
W jednym z programów telewizyjnych ks. bp Ryś, odpowiadając na pytanie młodego człowieka, jakie błędy Kościół polski popełnił w ciągu 1050 lat, stwierdził, że było to między innymi ograniczanie wolności w zdobywaniu wiedzy, a dokładnie wprowadzenie indeksu ksiąg zakazanych. O Kościele mówi zawsze szczerze, odważnie, nie wybielając czarnych kart, ale też starając się zrozumieć epokę, nie popełniając w ocenie błędu ahistoryzmu.
Święty Jan Paweł II był człowiekiem gestów profetycznych, otwierających na inne wyznania, religie, kultury. Gestów, które przełamywały skostniałe schematy, pokazywały, że spotkanie z drugim człowiekiem jest możliwe, nawet jeśli - jak się wydaje - wiele nas dzieli. Gestów, które - jak prośba o przebaczenia za winy dokonane przez synów i córki Kościoła - budziły opór i niezrozumienie.
Nie można nie zauważyć, że bp Ryś jest pod jego wielkim wpływem, podobnie jak pod wpływem papieża Franciszka. Dziedziniec Dialogu, Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, spotkania międzyreligijne, publikacje międzywyznaniowe… Gdzie nie było Rysia?
Podczas zeszłorocznej Liturgii mszy Wieczerzy Pańskiej w sanktuarium św. Jana Pawła II bardzo poruszył mnie gest obmycia nóg, którego dokonał bp Ryś. Zaprosił do niego wszystkich chętnych, przez 15 minut obmywał nogi każdemu, kto do niego podszedł. Chrystus Pan jest bowiem sługą swoich sług. W Niebie to On będzie usługiwał tym, którzy zjawią się na wiecznej uczcie. Jeden z ulubionych świętych biskupa Rysia, Grzegorz Wielki, po wyborze na papieża określił siebie: servus servorum Dei - sługa sług Bożych. To też jest Kościół, którego nauczył mnie Grzegorz Ryś.
Kościół środków ubogich, Kościół św. Franciszka i św. Brata Alberta. I znów cytat z Inkwizycji:
"Kościół totalitarny, Kościół makiawelistyczny, rodzi się z fascynacji trzema wielkimi pokusami, które Chrystus odrzucił na pustyni u samego początku swojej działalności; w szczególności zaś pokusą trzecią […]. To pokusa władzy w wymiarze doczesnym, a więc także pokusa wszystkiego, co do niej prowadzi: pokusa siły, pokusa pieniądza… Ulegając nim w pełni świadomie - by zapanować nad ludźmi zamiast im służyć - «z orszaku Baranka» staje się Kościół apokaliptyczną bestią; nie jest już dłużej z Chrystusem, ale «z nim» - «straszliwym i mądrym duchem, wielkim duchem», kusicielem z Pustyni Judzkiej. W takim Kościele Chrystus jest jedynie przeszkodą".
Kościół środków ubogich to Kościół dialogu i świadectwa wiary. Kościół, w którym Bóg objawia się prostaczkom, w którym Bóg dokonuje skandalu miłosierdzia. Niedawno biskup Ryś zabrał do Ziemi Świętej niepełnosprawnych. Wszyscy pukali się w czoło, pytając: "Jak oni tam wejdą, jak będą się poruszać?" Owszem, zrobili z siebie "niezłe widowisko", ale czyż do Chrystusa mają podchodzić tylko zdrowi? Czyż nie przyszedł On na świat, by stać się także lekarzem ciał?
Kościół, którego uczę się od biskupa Rysia, to Kościół, w którym jego wrogowie nie kryją się na zewnątrz, ale przede wszystkim w nas samych:
"Wystarczy przypomnieć spór Jezusa z faryzeuszami o rytualną czystość i splamienie. Uczniowie już po publicznej wymianie zdań dręczyli Go tym samym pytaniem. On zaś tłumaczył: «Nie dostrzegacie, że wszystko, co z zewnątrz wchodzi do człowieka, nie może go splamić, gdyż nie wchodzi do jego serca, ale do żołądka i wydalane jest na zewnątrz […]. Co wychodzi z człowieka, to właśnie go plami (por. Mk 7,1-23). My jednak uparcie myślimy inaczej: za wszelkie zło gotowi jesteśmy momentalnie obciążyć świat. To świat jest zły, zgniły, złowrogi. Winni są politycy, media, masoni i «cykliści». Nie, to my".
Takiego Kościoła uczy mnie biskup Ryś i wierzę, że jest to Kościół jeden, święty, powszechny i apostolski.
Sławomir Rusin - mąż, ojciec, redaktor, z wykształcenia historyk. Uważa, że o wszystkim da się mówić/pisać "po ludzku". Lubi pracować z ludźmi, ale najlepiej odpoczywa w dzikich, leśnych ostępach. Interesuje się Wschodem (szeroko pojętym).
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł