Kryzys kapłańskiej tożsamości
Zamiast szukać winnych, oskarżać nieprzychylne media czy złe środowisko rodzinne, warto zmierzyć się z pytaniem o wewnętrzne przyczyny radykalnego spadku liczby powołań do kapłaństwa i życia zakonnego.
Seminaria świecą pustkami. Jakby nie filtrować danych, jakby nie próbować ich pudrować, to nie da się ukryć tego, że za kilka (w niektórych diecezjach za kilkanaście) lat trzeba będzie zacząć łączyć parafie, likwidować mniejsze punkty duszpasterskie, a kto wie, czy nie tworzyć wielkich ośrodków duszpasterskich na wzór niemiecki. Z nieoficjalnych jeszcze danych wynika, że do kilku diecezjalnych seminariów nie zgłosił się w tym roku żaden kleryk, do kilku zgłosiło się po jednym, i zaledwie w kilku można mówić o dwucyfrowej liczbie nowych kleryków. To zjawisko, radykalnego spadku liczby powołań, utrzymuje się od kilku lat, i nic nie wskazuje na to, by cokolwiek miało się zmienić. I choć można szukać źródeł we wrogości mediów, negatywnym obrazie kapłaństwa prezentowanym przez popkulturę, zmniejszającej się dzietności i migracji (wszystkie te elementy mają oczywiście swoje znaczenie), to jak sądzę warto zatrzymać się nad innym problemem: zanikającą świadomością tego, co oznacza bycie kapłanem w Kościele, co oznacza bycie pasterzem. Kościół, w tym sami duchowni, stracili samorozumienie kapłaństwa, wizje tego, co miałoby oznaczać bycie duchownym w Kościele, bo dotychczasowe modele życia kapłańskiego rozpadły się, a nowe jeszcze się nie utworzyły. Młodzi, którzy chcieliby wejść w kapłaństwo nie do końca wiedzą więc na co mieliby się zdecydować, bo sam Kościół nie prezentuje jasnej wizji życia kapłańskiego.
Wiem oczywiście, że jeśli chodzi o sakramentologie to nic się nie zmieniło. Kapłaństwo jest niezbędne, związane jest z władzą sakramentalną, nauczania i zarządzania w Kościele, bez niego nie ma sakramentów pokuty i Eucharystii. To wszystko są rzeczy oczywiste, ale już to, jak ma wyglądać życie kapłana, czy ma on być wyjęty poza wspólnotę i postawiony ponad nią czy też zakorzeniony we wspólnocie i z niej czerpiący swoje soki? Czy ma żyć osobnym życiem, czy w pełni wejść w relacje? Jak mają wyglądać jego relacje z biskupem - jak w monarchii absolutnej, korporacji, czy może rodzinie? Jak wyglądać ma wspólnota, z którą związany jest kapłan - czy ma on jej przewodzić czy towarzyszyć? Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, w Polsce nawet mniej, wszystko było jasne. Społeczny status księdza, nawet jeśli był on różny w różnych miejscach, był oczywisty, dość znany był także model życia kapłańskiego, a nawet najczęstszy model duszpasterski. Tyle, że tamta rzeczywistość już nie istnieje. Gdzieniegdzie w Polsce są jeszcze duchowni uformowani w tamtych czasach i żyjący według tamtych reguł, ale są oni coraz mniej liczni. Młodsi szukają albo powrotu do tradycyjnych form życia kapłańskiego, trochę rekonstruując (częściej według własnych wyobrażeń, niż według tamtej rzeczywistości) życie sprzed Soboru, niekiedy szukają nowych modeli, ale często pozostając zagubionymi. Sprawę komplikuje jeszcze papież Franciszek, który promuje i rozwija model nieklerykalnego Kościoła, ale i nieklerykalnego przeżywania kapłaństwa.
Proces przemiany przeżywania, modeli społecznych kapłaństwa, ale także nowych duchowości życia będzie oczywiście trwał i trudno z góry przewidzieć dokąd nas zaprowadzi. Po Soborze Trydenckim życie księży - w ciągu kilkudziesięciu lat - głęboko się zmieniło, przekształciło, i w wielu kwestiach nie przypominało juz funkcjonowania księdza za czasów Średniowiecznych czy nawet Reformacji. Teraz będzie - wiele na to wskazuje - podobnie.
Myśląc o kapłaństwie, rozważając jego znaczenie (ze świadomością, że kapłaństwo hierarchiczne jest istotnym elementem struktury Kościoła, ale także katolickiej sakramentologii) warto jednak sięgać także po teksty ludzi spoza Kościoła, do myślenia filozofów, którzy o religii, religijności, duszpasterstwie piszą niejako z zewnątrz. W taki sposób na posługę duchowną spogląda nominalny protestant, w rzeczywistości wyznający raczej jakąś formę wiary filozofów, niż chrześcijaństwo Karl Jaspers. W swojej polemice (bardzo ostrej i prowadzonej ad personam) z Rudolfem Bultmannem i jego demitologizacją chrześcijaństwa formułuje on kilka bardzo ciekawych spostrzeżeń na temat tego, na czym powinna opierać się posługa duszpasterza. Jaspers wychodzi w swojej analizie oczywiście od analizy mitu, jako szyfru, w jakim objawia nam się transcendencja, szyfru, który ujawnia ją na moment, i nie jako obiektywy fakt, ale jako pewne odkrycie zewnętrzności w podmiocie, które nie może i nie powinno prowadzić do przyjęcia dogmatów religijnych, co oznacza, że istota jego myślenia jest nie do zaakceptowania przez tradycyjnie myślącego chrześcijanina. A jednak jego rozważania na temat relacji duszpasterza do mitu, do języka religijnego są niezwykle pouczające.
„Język jest autentyczny, gdy przemawia nim ktoś, kto w nim żyje, nieautentyczny w ustach człowieka, który tylko za jego pomocą myśli, albo co gorsza, używa pochodzących z tego języka słów. Gdy jest autentyczny, a co za tym idzie efektywny - jak to się dzieje przy łożu śmierci, podczas zaślubin, pogrzebów, w czasie smutku - wówczas wypełnia swoje przeznaczenie. W takich momentach ów język uświadamia nam naszą skończoność i pomaga uzyskać pewność” - wskazuje Jaspers. I zostawiając na moment dość minimalistyczne cele, jakie stawia językowi religijnemu niemiecki psychiatra i filozof, warto zatrzymać się nad prawdą zawartą w tych słowach. Kluczowe wydaje się w nich przypomnienie, że istotą Ewangelii nie jest jej język, nie jest system myślowy jaki się z niej wywodzi, ale życie nią. Prawda o Zmartwychwstaniu (sam Jaspers, co wielokrotnie podkreśla, nie wierzy, że się ono w znaczeniu fizycznym dokonało), o Bożym miłosierdziu ma być nie tylko wypowiadana, ale przeżyta, doświadczona. Tam, gdzie jest ona jedynie elementem systemu teologicznego, tam gdzie jest jedynie częścią doktryną, tam nie dokonuje się prawdziwe zwiastowanie Słowa, a jedynie wykład teologiczny czy filozoficzny. Piotr mógł zacząć głosić bezwarunkowe Boże Miłosierdzie, dopiero, gdy najpierw w ogrodzie arcykapłana doświadczył zdrady i upadku, zdrady pozbawionej sensu, pozbawionej uzasadnienia, przypadkowej, ale realnej, a potem nad Jeziorem Genezaret sam doświadczył bezwarunkowego przebaczenia. Bez tych dwóch wydarzeń, bez życia zmartwychwstaniem nie tylko Jezusa, ale także własnym, jego zwiastowanie Słowa Bożego byłoby nie tylko nieautentyczne, ale pozbawione znaczenia.
Doświadczenie, przeżycie bezwarunkowego przebaczenia, a wcześniej niekiedy własnego upadku, przeżycie zmartwychwstania nie tylko jako istotnej prawdy teologicznej, ale także jako własnej drogi jest jedną z tych rzeczy, która czyni głoszenie Ewangelii nie tylko autentycznym, ale przede wszystkim skutecznym. Dlatego tak istotne, zarówno w wychowaniu dzieci, jak i formacji duchownych, jest doprowadzenie ich nie tylko do poznania (głębokiego) teologii, ale przede wszystkim do spotkania z żywym Bogiem, doświadczenia, że język, opowieść, mit Biblii to coś, co dokonuje się w naszym życiu. Bez tego katolicyzm kulturowy, albo niekiedy katolicyzm teologiczny będzie wydawał kulturowe albo teologiczne kapłaństwo (a niekiedy kapłaństwo rekonstrukcyjne) w miejsce posługi Słowa, które nie tylko stało się Ciałem, ale które staje się ciałem nieustannie w naszym życiu. Model formacji Ruchu Światło-Życie opierał się właśnie na takim prowadzeniu do doświadczenia.
Tyle, że przy takim modelu warto zadać sobie pytanie o rolę i miejsce seminariów duchownych, jakie ukształtowały się po Soborze Trydenckim. Wtedy były one odpowiedzią na inne kryzysy, i to odpowiedzią skuteczną. Teraz warto zadać sobie pytanie, o to, co trzeba zrobić z obecnym modelem formacji. Wiele zakonów czy zgromadzeń już to próbuje robić wprowadzając kleryków w głęboką służbę, wydłużając formację czy prowadząc ją - w wymiarze intelektualnym - z ludźmi świeckimi. W innych wyznaniach coraz częściej proponuje się wejście w posługę pastorską mężczyznom starszym, dojrzałym, takim, którzy przeszli niekiedy trudną drogę, ale to oznacza, że często żonatym i dzieciatym, co oczywiście w Kościele łacińskim nie jest możliwe. Warto jednak szukać takich modeli, które będą rzeczywiście formować do mniej klerykalnego przeżywania kapłaństwa, a jednocześnie takich, które umożliwiając głębokie studia teologiczne i filozoficzne, będą także prowadzić do przeżycia i doświadczenia prawdy teologicznych i doktrynalnych prawd.
Skomentuj artykuł