Kryzys Kościoła jest oczywisty. Potrzebujemy zmiany modelu parafii

Fakt, że Kościół przeżywa kryzys wydaje się być oczywistością. Ilekroć używamy słowa kryzys pamiętać musimy, że czym innym są objawy kryzysu a czym innym przyczyny kryzysu.

Jednym z najbardziej charakterystycznych objawów kryzysu trapiącego Kościół to radykalny spadek powołań do kapłaństwa i życia zakonnego. Jesteśmy właściwie świadkami zapaści życia zakonnego w Europie Zachodniej (ta Europa Zachodnia to również Polska). Żyjemy w społeczeństwie i w Kościele, w którym wszystko podporządkowane jest dyktaturze pieniądza. O tej dyktaturze mówi Franciszek w rozmowie z Dominikiem Woltonem w książce Otwieranie Drzwi. Wspominał o niej także i ją napiętnował w trakcie spotkania z biskupami Włoch latem 2019 roku.  Ona niszczy życie zakonne. W naszych domach zakonnych patrzymy na siebie przez pryzmat pieniędzy, które przynosi się z pracy katechetycznej lub kapelańskiej. A co zrobić w sytuacji, w której nie sposób w jednym domu utrzymać wspólnotę zakonną. Godzimy się wtedy na fikcyjny zapis życia wspólnotowego, który polega na tym, że kilku zakonników tworzy wirtualny dom zakonny (mieszkają rozsiani w promieniu kilkudziesięciu kilometrów, obsługując kilka parafii  ale de facto nie mieszkają razem i razem się nie modlą!! Wszystko to w imię ekonomii, w imię pieniądza. To oczywiście pogrąża charyzmat zakonny w iluzji a żadna iluzja nie rodzi życia.

Ta dyktatura pieniądza rodzi także pytanie czemu służą nasze parafie. Winny być przestrzenią życia duchowego, sakramentalnego i kościelnego czy też są najniższym elementem pewnej feudalnej struktury, który ma regularnie dostarczać centrum (nazwijmy to centrum Kurią biskupią) daninę.

Że takie postrzeganie parafii nie jest czymś nowym poświadcza ksiądz Jan Zieja, wielka legenda polskiego Kościoła, który w rozmowach z Jackiem Moskwą mówi tak:

„…w seminarium i potem, kiedy byłem świadkiem zdzierstwa, jakie uprawiano po parafiach, pragnienie ubóstwa formowało się coraz wyraźniej”. (Jan Zieja, Życie ewangelią, Znak, Kraków 2017, str. 35)  

Formuła naszego duszpasterstwa oparta jest o Eucharystię, zwłaszcza niedzielną. Tej zgodnie z nauczaniem Kościoła (od samego początku jego istnienia, tradycja wspólna dla Zachodu i Wschodu) przewodniczyć winien ważnie wyświęcony mężczyzna, w Tradycji łacińskiej, winien to być celibatariusz, co jest jednak rozwiązaniem dyscyplinarnym (do XI wieku Eucharystii w obrębie tradycji łacińskiej mógł przewodniczyć mężczyzna żonaty, ważnie wyświęcony i nie ujmowało to niczego samej Eucharystii!) a nie doktrynalnym, może zatem ulec zmianie.

Wobec spadku liczby księży Kościół, wobec kryzysu życia zakonnego chcąc zachować dotychczasową formułę duszpasterstwa, potwierdzoną bardzo wyraźnie w nauczaniu Soboru Watykańskiego II, czego wyrazem może być słynna deklaracja z konstytucji o liturgii Sacrosantum Concilium:

„Z liturgii przeto, a głównie z Eucharystii jako ze źródła, spływa na nas łaska i z największą skutecznością przez nią dokonywa się uświęcenie człowieka w Chrystusie i uwielbienie Boga, które jest celem wszystkich innych dzieł Kościoła”. 

I potwierdzoną ponownie przez ostatni synod, poświęcony Kościołowi w Amazonii,  Kościół ma do dyspozycji kilka rozwiązań. 

Może inaczej dysponować tymi księżmi, których ma ciągle do dyspozycji. Kościołowi włoskiemu takie rozwiązanie w 2019 roku zaproponował Franciszek podczas otwarcia corocznego spotkania Konferencji włoskich biskupów w Watykanie. W jakiejś mierze odpowiada to idei Fidei donum. Wymaga to jednak od samego księdza swoistej postawy wyjścia (mielibyśmy w ten sposób pierwszy etap Kościoła exodusu, postulowanego przez Papieża Franciszka w adhortacji apostolskiej Evangelii gaudium), gotowości rezygnacji z mentalności kościelnej, w której został wychowany i ukształtowany na rzecz dobra wspólnoty, do której zostaje posłany.

Innym rozwiązaniem jest łączenie parafii i powierzanie takich jednostek duszpasterskich opiece, posłudze jednego kapłana. W praktyce polega to na tym, że ksiądz przyjeżdża do kościoła, odprawia mszę świętą, czasami spowiada i właściwie zaraz po celebracji jedzie do kolejnego kościoła. To rozwiązanie wymusza deklerykalizację parafii, deklerykalizację duszpasterstwa, co samo w sobie nie jest złe.  Ksiądz jest nie tyle człowiekiem wyjścia, ile człowiekiem przejścia, kimś w drodze. Mój przyjaciel, proboszcz w Szwajcarii, przez dziesięć lat odprawiał w każdą niedzielę cztery msze święte w czterech różnych kościołach przejeżdżając ponad 150 km. Każdego 24 grudnia sprawował cztery pasterki, pierwszą odprawiał około 16 ostatnią o północy.

Dopiero co zakończony synod poświęcony Amazonii (wydaje się, że synod był/jest zorientowany na utrzymanie dotychczasowego modelu duszpasterstwa) zaproponował inne rozwiązanie. Pojawiła się myśl, postulat (który na synodzie uzyskał najwięcej głosów przeciwnych 41 na 128 głosów pozytywnych), aby święcić żonatych mężczyzn. Póki, co rzecz miałaby dotyczyć obszaru Amazonii. Ale zapewne ta praktyka sprawdzona tam, na końcu świata, stanie się postulatem dla tych obszarów Kościoła, gdzie brakuje księży celibatariuszy. Czyli najprawdopodobniej dotrze do Europy, bo tutaj też brakuje księży celibatariuszy!

Tytułem zapisu kronikarskiego trzeba byłoby wspomnieć o dwóch innych ewentualnościach. Jedna wpisuje się w obowiązujący model duszpasterstwa. Skoro nie ma mężczyzn gotowych do posługi przewodniczenia Eucharystii to sięgnijmy po kobiety i święćmy je na prezbiterów. To rozwiązanie sprzeciwia się jednak Tradycji Kościoła Zachodniego i Wschodniego i wiążącej decyzji Jana Pawła II z 1994 roku.   

A druga ewentualność to zmiana modelu duszpasterskiego z sakramentalnego na biblijny, w którym potrzebny będzie bardziej teolog – egzegeta (tym mógłby być świecki, mężczyzna lub kobieta, niekoniecznie ksiądz) lub na model socjalny (w tym modelu jeszcze mniej potrzeba księdza), Ale to jeszcze mniej prawdopodobne niż święcenie kobiet.

Innym objawem kryzysu Kościoła jest zmniejszająca się liczba wiernych uczestniczących w życiu sakramentalnym wspólnoty. Mam tutaj na myśli dwa sakramenty: kryzysem dotknięty jest udział wiernych w mszy świętej niedzielnej oraz sakrament spowiedzi. To prowadzi również do tego, że zanika życie duchowe, religijne w naszych rodzinach.

Oczywiście rodzi się pytanie dlaczego tak się dzieje. Innymi słowy, jakie jest źródło kryzysu, który objawia się spadkiem powołań i odejściem wiernych?

Współcześnie odpowiedź nasuwa się sama, niejako automatycznie: wszystko to jest rezultatem skandalów pedofilskich z udziałem duchownych. Zwykliśmy źródło wszystkich nieszczęść dotykających Kościół współczesny widzieć w skandalu pedofilii. Pamiętamy stwierdzenie papieża Benedykta XVI, że fenomen pedofilii wśród kleru wpędził Kościół w poważniejszą zapaść niż prześladowania chrześcijan w pierwszych wiekach. Musimy jednak pamiętać, że mamy dwie lektury fenomenu grzechu pedofilii wśród duchowieństwa katolickiego. Jedną z tych lektur zaproponował papież- emeryt Benedykt XVI patrząc na to wszystko w perspektywie współczesnej, rozerotyzowanej kultury. Inną lekturę proponuje papież Franciszek. Według Niego za skandalem pedofilii wśród księży kryje się nie tyle erotyczna kultura, ile klerykalizm.

Teza papieża Franciszka jest ciekawa, gdyż próbuje On opisać fenomen pedofilii wśród księży wyłącznie kategoriami kościelnymi. Tak jakby chciał powiedzieć, że w samym Kościele istnieją mechanizmy (lub pewien mechanizm), który przeszkadza Kościołowi w realizacji jego misji. Tym mechanizmem jest klerykalizm.

Ale ta teza Franciszka mówi coś jeszcze – to nie pedofilia prowokuje kryzys, w którym się znajdujemy. Rak, który toczy Kościół to klerykalizm i dotyka on wszelkich (zgodnie z dynamizmem choroby nowotworowej) obszarów  życia kościelnego. On także dotyka niszczy życie parafialne.

Przyczyn kryzysu szukałbym nie tyle w jakichś incydentalnych sytuacjach (niczego w ten sposób nie ujmując dramaturgii tych sytuacji), ile w pewnych zaniedbaniach strukturalnych. Takim zaniedbaniem strukturalnym jest niewydolność duszpasterska naszych parafii. I ta niewydolność sprawia, że znajdujemy się w aktualnym kryzysie.

Przyjęliśmy mimowolnie dystrybucyjny model parafii: wierni przychodzą i otrzymują lub kupują pewne dobra duchowe. W centrum tego modelu znajduje się ksiądz – dystrybutor. Oczywiście, możemy się gorszyć postawą samego księdza, który za te dobra oczekuje rekompensaty, ale pamiętajmy, że wasal w strukturze feudalnej musiał opłacać się suwerenowi a ten de facto jest poza kontrolą. Od czasu do czasu zdarzają się parafie, w których model dystrybucyjny zostaje opuszczony na rzecz modelu wspólnotowego, który był postulowany przez Sobór Watykański II i który wydaje się bardziej odpowiadać wrażliwości współczesnego człowieka, pragnącego bardziej być aktywnym uczestnikiem niż biernym odbiorcą.  

Kapłan w zakonie zmartwychwstańców. Autor rekolekcji o "Amoris Laetitia". Mieszka i pracuje w Tivoli

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kryzys Kościoła jest oczywisty. Potrzebujemy zmiany modelu parafii
Komentarze (6)
SA
~Stanisław Anczakowski
17 listopada 2020, 23:40
Cokolwiek by nie uczyniono , be aktywizacji laikatu będzie to zmiana kosmetyczna , bez cesji na rzecz jego uprawnień będzie to nieskuteczne . W roku 1919 skończył się historycznie wiek XIX oto upadły trzy z czterech największych monarchii europejskich oprócz jednej , monarchia brytyjska ocalała … bo potrafiła się cofnąć o krok , inne działające na zasadzie "ani kroku w tył "zniknęły z powierzchni ziemi , czy kk potrafi się cofnąć ?czy dopuści laikat do współdecydowania ? choćby w tych dziedzinach jak prawo czy ekonomia tj. rzeczach na których duchowieństwo się po prostu nie zna , ale stawiam dolary przeciw orzechom ,że instytucja będzie manewrować liturgią ,teologią ,ale laikatowi nie popuści , ot , przykład miłości braterskiej …pies ogrodnika , sam nie potrafi rządzić a drugiemu nie pozwoli ,po cóż iść na policję do obcych w kwestiach np. pedofilii skoro laikat mający w składzie np. policjantów rzecz załatwiłby "raz- dwa " i to bez hałasu … a tak jest mało efektów i wiele hałasu.
AP
~Artur P
16 grudnia 2019, 01:51
Uważam, że Kościół od dłuższego czasu, parafrazując bpa Rysia (debata z ks. Jaklewiczem oraz ks. Skrzypczakiem), znajdował się w sytuacji dla niego nienormalnej. Odwołam się tylko do przykładów w Polsce. Klerykalizm istniał nie od dziś. Sprawy finansowe w diecezjach i parafiach (w tym w mojej) są wciąż okryte aurą niejawności, księża nieraz są właścicielami samochodów o stosunkowo wysokiej marce, nienagannym przebiegu oraz stosunkowo młodym roczniku ;) Niemożność załatwienia sprawy pedofilii przez hierarchię i język, rzekłbym wręcz pogardliwy... Załatwiano w ten sposób sprawę bpa Paetza, a o farsie pt. "lustracja" nawet nie mówmy. Mam wrażenie, że wiele postaw wniknęło już tak głęboko, że nawet nie widzimy jak złe one są. Czy przypadkiem nie jest tak, że kryzys już trwał bardzo długo, ale Pan Bóg powiedział "stop"? Może to tylko maski opadły i prawda wyszła na jaw. Okazało się jak nadzy jesteśmy.
MN
~Maciej Nowak
15 grudnia 2019, 23:38
Zmiana modelu już była - ponad 50 lat temu - Vaticanum II - efekt? Katastrofalny. No to eksperymentujmy dalej. W końcu uda się wygonić z Kościoła nawet babcie śpiewające majowe pod wiejskim krzyżem.
KT
~Kazimierz Trojanowski
15 grudnia 2019, 23:15
Takie lewackie myślenie o soborze Watykańskim II doprowadziło ze wierni np w Stanach Zjednoczonych zmienili liturgie na zebranie . Gromadzą się wokół paczkow kawy i bezsensownego show . Dlatego wiele parafii wprowadza piękne liturgie msze po łacinie itp i posiadają wiele wiernych wiec jest to zupełnie odwrotnie jak Ksiądz pisze . Musimy skupić się wokół Chrystusa i Sakramentów a nie jak się ludzie czuja e kościele itp . Jak chcemy więcej ludzi to dajmy im wódkę i cokolwiek to będą pełne kościoły nie o to chodzi .
OK
~Ola Kowalska
17 grudnia 2019, 14:11
Zamiany liturgii na zebranie nie widziała w żadnym kościele katolicki w USA, ani innym kraju. Za to w innych krajach wielokronie spotkałam się z kapłanem rozmawiającym z wiernymi po mszy przed kościołem, wiernych zapraszających nowe osoby (takie jak ja będące na mszy z powodu obowiązków służbowych w innym kraju) na kawę i przysłowiowe pączki, pytające z zainteresowaniem skąd jestem, co mi się podobało lub nie w kazaniu, jeśli było późno to propnowali podwieźć mnie do hotelu itp. Skupienie i zaangażowanie świeckich w liturgię było znacznie większe niż przeciątnie w Polsce. W Polsce tylko 1 raz w życiu (a żyję prawie pół wieku) spotkałam księdza, który po mszy serdecznie rozmawiał z wiernymi przed kościołem, a nie wymykał sie szybko tylnimi drzwiami z zakrystii. Skupienie się wokół Chrystusa nie polega na odwróceniu się od drugiego człowieka i naszych ludzkich spraw.
Janusz Brodowski
15 grudnia 2019, 10:52
Wydaje mi się, że jeżeli chodzi o grzech pedofilii to papież Benedykt XVI myli się całkowicie. Czyny pedofilne wśród kleru nie pojawiły się po 1968 roku. Nie były wynikiem erotyzacji kultury. One były wcześniej i to w zatrważającej ilości przypadków (Irlandia najlepiej udokumentowała ten proces). Papież Franciszek na pewno wskazał poprawnie, że klerykalizm jest odpowiedzialny za tuszowanie pedofilii. To widać i teraz wyraźnie. Nie należy jednak zapominać, że większość duchownych, którzy skrzywdzili dzieci nie było pedofilami. Popełnili czyny pedofilne ale nie byli/są pedofilami. Być może celibat powiększa frustrację seksualną niektórych księży. Nie każdy nadaje się do celibatu, nie każdy nadaje się do kapłaństwa. W moim odczuciu zbyt młodzi ludzie są wyświęcani na księży. Nic nie wiemy o nich. Święty Paweł wskazywał, że kandydat na prezbitera powinien mieć ustabilizowaną sytuację życiową, powinien być znany wiernym. Czy jest żonaty czy nie to sprawa drugorzędna.