Ksiądz Jacek Międlar i trudna ścieżka ortodoksji
Myślę, że ksiądz Jacek Międlar popełnił podczas białostockiego kazania i kościelnych obchodów rocznicy ONR-u jeden błąd: odmówił racji tym, którzy boją się nacjonalizmu.
Nie jest łatwo stąpać po ścieżce ortodoksji, bo jest to wąski trakt, który z prawej i lewej strony ma strome urwiska. Zaczniesz za bardzo przesuwać się w stronę "wszystko jest łaską", żeby uciec od pokusy samozbawienia, i nagle możesz spaść w otchłań kwietyzmu lub determinizmu. Uciekając przed ryzykiem tryteizmu, możesz pogrążyć się w błędzie Ariusza. Będziesz podkreślał znaczenie Nowego Przymierza w Chrystusie - możesz niezauważenie stoczyć się lub kogoś strącić w marcjońskie odrzucenie objawienia obecnego w Prawie Mojżesza. Ortodoksja to śliska ścieżka, bo oznacza nieustanne zachowanie paradoksu, co dla ludzkiego umysłu złaknionego czystego światła jest bardzo trudne.
Trudności na tej ścieżce dodatkowo potęguje fakt, że nie kroczymy nią sami. Teologia, żeby nie pozostała niewypowiedzianą mistyką, musi sięgać po słowa, a te nie są niczyją własnością i choć tak samo brzmią we wszystkich uszach, nie tak samo rezonują we wszystkich umysłach. W Aleksandrii nikogo nie dziwiło określenie Maryi mianem Bogurodzicy, w Konstantynopolu wywoływało zgorszenie. Gdy Paweł mówi: "Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska" (Rz 5,20), od razu broni się przed słuchaczem, który chciałby zawłaszczyć jego słowo i rozumieć je po swojemu: "Czyż mamy trwać w grzechu, aby łaska bardziej się wzmogła? Żadną miarą!" (Rz 6,1). Trudno jednak oczekiwać od słuchaczy, żeby tak nie robili. Po prostu trzeba uważać na trudną naturę wypowiadanego słowa.
Ksiądz Jacek Międlar porusza się po tym odcinku ścieżki, na którym z jednej strony zagraża przepaść nacjonalizmu i umiłowania swoich kosztem innych, a z drugiej faktyczne porzucenie miłości i pogrążenie się w egoistycznym indywidualizmie pod pozorem nierzeczywistej i złudnej powszechnej jedności. Jest to droga dawno nieuczęszczana, bo po klęsce II wojny światowej wydawało się, że wszystko jest już jasne, ale klęska multikulti znowu wywołuje temat. Wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie będziemy musieli coraz częściej wchodzić na ten odcinek ścieżki w poszukiwaniu ortodoksji. Paradoksalnie to pociesza, bo z czasem będzie łatwiej…
W Białymstoku ksiądz Jacek Międlar znalazł się poza tym w bardzo niekorzystnej sytuacji. Przemawiał, mając przed sobą narodowców, czyli ludzi za swoje najważniejsze zadanie uważających troskę o budowanie silnych więzów z najbliższymi, ale za jego plecami stali i przysłuchiwali mu się ci, którzy, panicznie bojąc się przepaści nacjonalizmu, swoje główne zadanie widzą w walce o powszechną jedność.
Myślę, że to właśnie ta sytuacja, a nie sama wypowiedziana nauka, sprawiła, że księdzu Jackowi Międlarowi nie udało się bezpiecznie przejść po ścieżce między tymi przepaściami.
Co do samej wygłoszonej przez niego homilii, naprawdę trzeba się mocno wysilić, żeby się do czegoś doczepić. Mówił do narodowców, szanując to, co w nich i ich działaniu jest dobre, ale świadom grożących im niebezpieczeństw. Słowa o konieczności budowania wszystkiego na Chrystusie i osobistym nawróceniu były wręcz wyborne. Krytyka współczesnych postaw myślowych, może nie tak subtelna i wyważona jak w papieskich encyklikach, ale z grubsza zgodna z oficjalnym nauczaniem Kościoła. Nie było w tej homilii nic zdrożnego, żadnego sformułowania, które uprawniałoby komentatora do określenia jej mianem "antysemickiej i rasistowskiej".
Kilka rzeczy oczywiście można czy wręcz należałoby poprawić. Zabrakło przede wszystkim jasnego powiedzenia o tym, co istotne w Ewangelii, a co w kontekście ruchów narodowych jest konieczne: ostateczny uniwersalizm przykazania miłości. Ksiądz Jacek Międlar mówił co prawda, że nacjonalizm musi być katolicki, ale odnoszę wrażenie, że samo takie sformułowanie to trochę za mało dla ludzi, którzy stowarzyszają się w celu walki o swoje.
W każdym razie na własne uszy słyszałem wiele gorszych i bardziej odległych od Ewangelii kazań, za które żaden ksiądz nie otrzymał kary. Dlatego nie sądzę, żeby poślizg na ścieżce ortodoksji wiązał się z tym, co ksiądz Jacek powiedział. Raczej chodzi o to, czego nie powiedział.
Myślę, że ksiądz Jacek Międlar popełnił podczas białostockiego kazania i kościelnych obchodów rocznicy ONR-u jeden błąd: odmówił racji tym, którzy boją się nacjonalizmu. Nie było ich w białostockiej katedrze, ale wiedział, że stoją obok i słuchają. Słuchaczy obecnych w taki sposób też trzeba uszanować, bo posługa kapłana jest zawsze powszechna i zawsze w imieniu całego Kościoła. Jeśli się nie chce lub nie umie tego zrobić, to trzeba będzie zamilczeć.
Droga ortodoksji na tym odcinku, na który wszedł ksiądz Jacek Międlar, prowadzi pomiędzy przerażającymi przepaściami: z jednej strony zgroza nacjonalizmu, z drugiej przerażające multikulti. Lęk rodzą próby gwałtu dokonywane na narodach przez wymuszanie na nich oddawania własnej kultury i tożsamości w imię wyimaginowanego i faktycznie bezkształtnego humanizmu. Lęk rodzi jednak także takie przeżywanie miłości do swoich, które w innym widzi obcego i wroga tylko dlatego, że jest inny.
Kościół od początku porusza się po tej ścieżce, bo różne narody jednoczy w wyznawaniu tej samej wiary, dlatego umie pogodzić to, co lokalne i narodowe, z tym, co powszechne i po prostu ludzkie. Księdzu Jackowi w Białymstoku ta sztuka się nie udała. Szkoda, bo ludzie zaangażowani w ruch narodowy potrzebują dobrego duszpasterza. Powinien on jasno potępić te formy nacjonalizmu, które doprowadziły i mogą doprowadzić do obudzenia demonów plemiennych i wojny, i umieć poprowadzić ludzi miłujących własną ojczyznę do postawy Samarytanina, który zaopiekował się Żydem w potrzebie, stając się bliźnim obcego.
Za mało czasu upłynęło od II wojny światowej, od ludobójstwa na Wołyniu i od pogromów Żydów, żeby nacjonalizm udawał niewiniątko. Za blisko nas są ludzie z Bliskiego Wschodu czy Afryki, którzy potrzebują naszego otwarcia, żeby podkreślać konieczność miłowania własnej krwi i własnego koloru skóry.
Jeśli czegoś dziś potrzebują polscy patrioci, czy - jak woli mówić ksiądz Jacek Międlar - polscy nacjonaliści, to kogoś, kto im powie, że Kościół i ojczyzna wzywają ich do większej miłości. Jeśli ten ktoś równocześnie będzie umiał nauczyć obcych żyć w Polsce, zdoła przejść i poprowadzić innych po śliskiej ścieżce ortodoksji.
ks. Przemysław Szewczyk - prezbiter Kościoła rzymskokatolickiego Archidiecezji Łódzkiej. Patrolog, tłumacz. Prezes Stowarzyszenia Dom Wschodni - Domus Orientalis. Założyciel portalu patres.pl.
Skomentuj artykuł