Męczennicy prześladowanego Kościoła
Po raz pierwszy obchodzimy dziś w Polsce Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym. Nieczęsto zdarza nam się myśleć w naszej bezpiecznej codzienności o tych, którzy w różnych częściach świata muszą cierpieć, bo wierzą w Chrystusa. Według kościelnych statystyk chrześcijanie są atakowani z powodu swej wiary aż w 75 krajach świata!
To powinno dawać nam do myślenia, pobudzać do refleksji, czy sami zdolni bylibyśmy do znoszenia takich cierpień. Czy gotowi jesteśmy na męczeństwo?
Rzadko dziś pamiętamy, że pierwszymi uznanymi w Kościele świętymi byli właśnie męczennicy. I tak naprawdę rzadko się zastanawiamy, dlaczego chrześcijanie dawnych wieków tak wielką otaczali czcią tych, co znosili dla wiary prześladowania i oddawali za nią życie. Znany polski hagiolog (specjalista od świętości i żywotów świętych), ks. prof. Ireneusz Werbiński tak ową niegdysiejszą cześć dla męczenników i chrześcijan cierpiących z powodu Chrystusa tłumaczy:
„Sytuacja, w jakiej znalazło się chrześcijaństwo pierwszych wieków, wpłynęła na model świętości w tym czasie. Z racji prześladowań zasadniczy akcent położono na męczeństwo za wiarę jako najdoskonalsze świadectwo dane Chrystusowi. Podkreślenie znaczenia męczeństwa znalazło także swoje odbicie w tym, że oddanie życia za wiarę traktowano na równi z przyjęciem sakramentu chrztu, stąd mówiło się o męczeństwie jako o „chrzcie krwi”. Świadczy to o tym, że Kościół w tamtych czasach na pierwszym miejscu oczekiwał od swoich członków świadectwa, które najbardziej uwiarygodniało wyznawane przekonania. Perspektywa oddania życia za wiarę, nawet jeśli egzekucja z przyczyn niezależnych od mającego oddać życie nie doszła do skutku (z wyjątkiem apostazji w czasie przewodu sądowego), stawiała takiego wyznawcę w bardzo korzystnym świetle w oczach wspólnoty”.
Czyli widziano w męczennikach świętych, bo pamiętano o słowach Jezusa, iż „nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Okazji do tej miłości u początków Kościoła było sporo: przez pierwsze trzy wieki swego istnienia chrześcijaństwo nieustannie doświadczało prześladowań. Greckie słowo martyr oznaczało jednak najpierw świadka a nie męczennika. Mimo to historycy i teologowie podkreślają, że już w Nowym Testamencie wyrażenie „dawać świadectwo wierze” utożsamione jest ze „stawać się męczennikiem”.
Dobrze wie pewnie o tym przebywający dziś w Polsce abp Raphael Cheenath z indyjskiego stanu Orisa, gdzie raz po raz dochodzi do gwałtów zadawanych chrześcijańskiej wspólnocie.
Co robimy my – chrześcijanie bezpiecznych pieleszy, by gwałty te powstrzymać? Czy sami gotowi jesteśmy na to, by dawać świadectwo czyli by stawać się męczennikami?
Samo sentymentalne wspominanie cierpień współwyznawców w Indiach, Sudanie czy Timorze nie czyni przecież jeszcze tej pożądanej przemiany serca, na której opiera się wiara autentyczna.
Świadectwo naszych prześladowanych braci i sióstr jest wezwaniem dla nas do nawrócenia i miłości czynnej - do pomocy, jaka nie jest tylko pustą deklaracją. Do otwartego i głośnego mówienia o doznających krzywd chrześcijanach. Do skutecznej reakcji, by krzywdy te powstrzymać. Wielokrotnie wskazywał na to Jan Paweł II, gdy wspominał nie tylko wielką godność, ale i odnawiającą moc krwi męczenników dla całego Kościoła.
Skomentuj artykuł