Miałam cesarkę czy urodziłam przez cesarskie cięcie?
Informacja o czekającym mnie cesarskim cięciu i operacja nie były dla mnie traumą. Mimo tego, mimo mojej świadomości w temacie ciąży i porodu, trudno jest mi powiedzieć “urodziłam dziecko”.
Masz urodziny? Co za pytanie, przecież każdy je ma. Otóż nie. Jak donoszą empatyczne kobiety z rodzicielskich grup, jeśli miało się cesarskie cięcie, to nie jest się matką, bo się nie rodziło, a dziecko nie ma urodzin, tylko wydobyciny.
Urodziny czy wydobyciny?
Niestety nie jest to żart i są kobiety, które odbierają innym status mamy. Ale nie trzeba się spotkać z tak ostrą opinią, żeby mieć wątpliwości czy to, że moje dziecko przyszło na świat podczas operacji, daje mi prawo do mówienia, że urodziłam dziecko.
Wiele przyszłych mam uważa cesarkę za coś niewłaściwego. Kiedy dzielą się porodowymi historiami, informacja o cięciu cesarskim często pojawia się ze sformułowaniem “nie udało się”.
Poród naturalny vs. cesarskie cięcie - czy to w ogóle jest wybór?
Był czas, kiedy mówiło się dużo o “cesarce na życzenie” jako alternatywie dla kobiet, które obawiały się porodu. Mam wrażenie, że trochę w kontrze do tego poród naturalny zaczął być gloryfikowany jako jedyna słuszna opcja. Może po to, żeby zmniejszyć strach kobiet, by dać im siłę na czekające ich trudności. Za mało jednak myślimy o drugiej stronie - o kobietach, które z różnych przyczyn nie mogły urodzić siłami natury.
Moja mama nie mogła rodzić naturalnie, więc byłam gotowa, że jeśli genetyka nie jest po mojej stronie, to mnie też nie będzie to dane. Żyłam z tym tyle lat, że już będąc w ciąży, nie nastawiałam się na nic. Kiedy tydzień po terminie pojechałam na wywoływanie porodu i usłyszałam, że lekarze zalecają cesarskie cięcie, wiedziałam, że nie mam wyboru. Bo kiedy po jednej stronie mam zdrowie, a może i życie dziecka, a po drugiej “poród naturalny”, to to nie jest żaden wybór.
Problem językowy
Na wizycie kontrolnej po porodzie, kiedy lekarz zapytał mnie “Poród prawidłowy?” przekonana, że chce się dowiedzieć, czy nie było żadnych komplikacji, odpowiedziałam “Tak, prawidłowy. Przez cesarskie cięcie”. “Czyli nieprawidłowy” usłyszałam. I wiem, że to medyczna nomenklatura. I wiem, że wyjście przez brzuch to dla dziecka wyjście ewakuacyjne, a nie główne drzwi. Ale jaki przekaz dostałam? “Źle urodziłaś, na samym początku swojej macierzyńskiej drogi dałaś ciała”. Aż strach, co będzie dalej.
Jak słyszę “poród naturalny” to widzę kobietę idącą do lasu, która opierając się o drzewo rodzi dziecko prosto na kołderkę z mchu. Śpiewają nad nimi ptaszki, zwierzątka nieopodal łkają nad cudem stworzenia. Poród w zgodzie z naturą, w zgodzie z zamysłem. Więc cesarka nie jest naturalna? Nie jest. Tak jak wycinanie wyrostka, przeszczep serca i przyszywanie kończyn. Ale czy ratowanie ludzkiego życia nie jest naturalne?
Licytacja a może.. akceptacja?
Próbowałam przekonać samą siebie, że rodziłam. Wyliczałam, że po cesarce miałam trudniejszy połóg, dłużej dochodziłam do siebie, bardziej mnie podczas niego bolało. Mimo to nijak nie wychodziło mi “po równo” z tym, czego doświadczają kobiety przy porodzie naturalnym. I chyba nie o to chodzi, żeby było po równo. Niektóre rodzą w dwie godziny tak, że nawet nie poczują. Inne cierpią przez 12 godzin. Porównywanie się nie ma żadnego sensu i nie jest mnie wstanie przekonać.
Na świecie pojawiło się dziecko, więc rodziłam. I choć mój ból jest ważny, to nie w tym kontekście. Nie chodzi o argumenty, tylko o przestawienie myślenia i świadome używanie czasownika w stronie czynnej - rodziłam. Bo jak patrzę na tego zdrowego, szalejącego, prawie rocznego chłopca, to ostatnie co mi przychodzi na myśl, to że coś się w tym porodzie “nie udało”.
Skomentuj artykuł