Między szeptem i krzykiem a rozmową

ks. Artur Stopka

Nie można powiedzieć, że te tematy w ogóle nie są w Kościele, w naszej wspólnocie wiary, poruszane. Ale albo mówi się o nich bardzo cichym szeptem, albo pojawiają się one w formie wykrzykiwanych deklaracji i wyroków. Nie ma ich natomiast prawie wcale w zwyczajnej, wewnątrzkościelnej rozmowie.

Wszyscy na tym cierpimy, a jednak nie czynimy nic, aby z listy tematów nieobecnych w dialogu, usunąć jeden czy drugi.

To smutne i przykre, że włoski dziennikarz, sześćdziesięcioletni Magdi Allam, którego przed pięcioma laty, dokładnie w Wielką Sobotę, ochrzcił papież Benedykt XVI, na znak protestu wystąpił z Kościoła katolickiego. Przy tej okazji skrytykował także papieża Franciszka. A sprawa pojawia się na forum publicznym w Wielki Tygodniu. Po prostu ból.

I od razu pojawiają się kategoryczne komentarze, mieszające człowieka z błotem, zaliczające go do kategorii zdrajców, wyrokujące o jego dojrzałości, a nawet o tym, czy się nawrócił, czy nie. Nie ma nawet próby refleksji, rozmowy o tym, w jaki sposób uzasadnia on swoją, raniącą Kościół, decyzję. Jest przekreślenie człowieka. Opatrzone westchnieniem ulgi usunięcie ze spisu trudnych i niewygodnych problemów, którymi musimy się zajmować.

DEON.PL POLECA

Nie rozmawiamy o tych, którzy odchodzą z Kościoła. Nie czynimy z nich przedmiotu swej troski. Nie pochylamy się nad każdym takim przypadkiem, martwiąc się o ich zbawienie. Nie organizujemy konferencji i sympozjów, nie szukamy mozolnie i z miłością sposobów, aby ich ze złej, naszym zdaniem, drogi zawrócić. Raczej mruczymy, może nawet z satysfakcją, "Krzyż na drogę", nie zastanawiając się nad tym, że wbrew własnej woli im błogosławimy.

A co z księżmi porzucającymi kapłaństwo? Potrafimy się jedynie oburzać na tych, którzy nie robią tego chyłkiem, lecz czynią ze swej tragicznej dla Kościoła decyzji akt publiczny, albo, co gorsza, nie znikają w niebycie, lecz mają czelność pojawiać się w mediach i to w charakterze ekspertów od Kościoła. W takich przypadkach słowo "zdrajca" odmieniane jest przez wszystkie przypadki, niczym wielki młot, który powinien jego adresatów wbić w ziemię najgłębiej, jak się da. Porównania do Judasza są stałym repertuarem i to niejednokrotnie przede wszystkim w kontekście tego, co zrobił Iskariota po porzuceniu niegodnych srebrników u stóp ludzi, którzy mu nimi zapłacili.

Nie potrafimy też, nawet nie usiłujemy rozmawiać o innych, nie aż tak bolesnych, choć nie mniej trudnych sprawach ważnych dla naszej wspólnoty. Na przykład o zasadach i mechanizmach obsadzania i obejmowania w Kościele najrozmaitszych funkcji. Pytanie: "Dlaczego niektórzy księża awansują mimo braku kompetencji?" można było przeczytać w znanej z niechęci do Kościoła gazecie. A przecież powinno ono zostać postawione głośno i wielokrotnie na forum wewnątrzkościelnym. Powinno się pojawiać w wielu konkretnych przypadkach i w szerokich dyskusjach o funkcjonowaniu struktur kościelnych na najróżniejszych szczeblach. Nie powinno zresztą dotyczyć wyłącznie duchownych. W równym stopniu winno się odnosić do pełniących takie czy inne funkcje w Kościele świeckich. Mało tego. Trzeba je rozszerzyć i zapytać, dlaczego wielu, którzy powinni w taki czy inny sposób brać na siebie w naszej połączonej wiarą wspólnocie odpowiedzialność, ze względu na predyspozycje, umiejętności i kompetencje, nie służą zgodnie z nimi Kościołowi. Ze szkodą dla nas wszystkich.

Podobnych problemów i spraw, o których w Kościele się tylko szepcze albo demonstracyjnie krzyczy, zamiast rozmawiać, jest więcej. Zapewne niemal każdy polski katolik mógłby tu coś dopisać z własnego doświadczenia lub z osobistych przemyśleń.

Nie znam się na małżeństwach, ale czytałem gdzieś, że tym, które unikają rozmów na poważne tematy i omijają szerokim łukiem nawet próby podejmowania dialogu o trudnych problemach, grozi kryzys i rozpad...

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Między szeptem i krzykiem a rozmową
Komentarze (5)
M
M.R.
28 marca 2013, 02:58
Natomiast mam prawo jako świecki katolik i obywatel oceniać zachowania tych osob, które kapłaństwo porzuciły i wszystkich innych, A WYPOWIADAJĄ SIĘ PUBLICZNIE. Doszło do zgorszenia, chyba Ksiądz nie zaprzeczy? A jeśli taki były ksiądz i kiedyś niewątpliwie autorytet moralny dla wielu, wychowawca kapłanów, wychowawca studentów, opiekun naukowy cudzych karier dzisiaj promuje wulgaryzm w publicznym obrzucaniu inwektywami i nieuzasadnionymi zarzutami MOJEGO PAPIEŻA, to mam milczeć? Jeśli takie osoby bezpardonowo atakują mój Kościół jako AUTORYTETY w jego sprawach, to dochodzi do kompletnego odwróczenia rózl i pomieszania pojęć. Proszę Księdza, największym autorytetem w sprawach zamachów na papieży iich tuszowania jest niewątpliwie Ali Agca. Powinien byc zatem proszony o opinie za każdym razem, gdy media omawiają tego typu sprawy. Podobnie, gdy dyskutowane są np. sprawy seryjnych morderców, trzeba by w pogoni za autorytetami udawać się do więzień. Co do byłego muzłumanina, pierwsza moja reakcja była podobna, ten człowiek ma wiele racji. Druga, po zastanowieniu się zupełnie inna. No tak, ten człowiek ochrzcił się, tyle, że uznając, iż Jezus jest Bogiem, bo to znacznie bardziej pociągająca, po ludzku koncepcja, od Boga muzłumanów, wewnętrznie dalej pozostaje muzłumaninem. Jego pociaga koncepcja, ale odrzuca wymagania moralne, które z niej powstają. W tym momencie mamy pytanie: co to za chrześcijanin? Już mieliśmy Mahometa - popatrzył na judaizm, popatrzył na chrześciajńtwo, powybierał co mu pasowało, dołożył swoje, bo tak mu pasowało i przypadło to do gustu ludziom z pewnego kręgu kulturowego. Nie trzeba juz myśleć, relacja jest prosta. Zupełnie jak w niektórych sektach, także chrześcijańskich. Czy potrzebujemy kolejnego proroka tego rodzaju? Wg mnie nie, ale być moż Ksiadz widzi to inaczej. Muszę przyznać, że lata temu bardzo się z księdzem zgadzałem, a ostatnio coraz częściej - nie. Na szczęście  mam do tego prawo.
M
M.R.
28 marca 2013, 02:57
Było i jest kilka spraw w Kościele, które budzą moje opory. Takimi sprawami są lustracja (zaznaczam, że byłem przeciwny temu co zrobiono abp. Wielgusowi, który w pewnym momencie zgłupiał na chwilę, ale to mądry ksiądz, natomiast atakujący go katolicy niedźwiedzią przysługę wyrządzili Kościołowi), wykroczenia natury moralnej księży, czy np. sprawa byłego abpa poznańskiego. Trudno się wypowiadać, o czymś, czego nie wiem, ale reakcja Papieża dała mi do myślenia, a zważywszy choćby na akta IPN, jest to wierzchołek góry lodowej. Wypowiadał się nie będę, bo mnie jako swieckiemu nie wypada, ale NIE PODOBA MI SIĘ TA HISTORIA, delikatnie mówiąc. Tak jak i inne sprawy dotyczące niektórych biskupów. Bo powiedzmy sobie z jednej strony tak: biskup to też człowiek, a nie istota idelana, podobnie jak ksiadz. Pozwólmy im być ludźmi, ze słabościami. Ale nie są to funkcje zaufania społecznego i to szczególnego zaufania, które powinny promować same słabości ludzkie. A chwilami wydaje się, że taki obraz rzeczywistości w Polsce mamy. Najgorszą przysługą wyrządzoną Kościołowi jest zamiatanie spraw pod dywan, z założeniem, że nie wystają. Kościół ma mechanizmy samooczyszczania i one powinny być skuteczne. NIE POWINNY BYĆ PRZEKSZTAŁCANE W MECHANIZMY SAMOUSPRAWIEDLIWIANIA. Ja tu jednak widzę wewnętrzny problem środowska księży. Trudno bym ja świecki brał się za rozwiazywanie ich problemów, trudno bym ja je artykułował. Księży cechuje brak odwagi cywilnej? Ja za publiczne mówienie tego co myślę zapłaciłem swoją cenę. Mówienie o wewnętrznych sprawach stanu kapłańskiego nie do mnie należy. ciąg dalszy nastąpi...
M
M.R.
28 marca 2013, 02:56
Jako świecki katolik nie będę uderzał w księży, ponieważ Bóg nie dał mi takiego prawa (są szczególnie przez Niego chronieni, ale i sądzeni). Są wyjątki od tej reguły, (Obirek, Bartoś - kiedy jeszcze byli księżmi i PLETLI TOTALNE GŁUPOTY, kapłaństwo nie zwalnia od odpowiedzilności za stan swojego rozumu i wygłaszanych poglądów, ale też o. Dariusz Kowalczyk, z którym kiedyś się starłem, gdy zafascynowany możliwościami raczkującego internetu uważał, że może być dopuszczalna spowiedż internetowa. Nie ma sakramentów wirtualnych. Takie było moje zdanie, a o. Kowalczyk jest jezuitą i przyjął stanowisko Stolicy Apostolskiej w tej sprawie. Natomiast w pozostałych sprawach od wielu lat zgadzam się z nim w 100% (a śledzę jego wypowiedzi), bo to mądry ksiądz. Ja roumiem początkowe zafascynowanie internetem, tyle, że ja korzystałem z niego wtedy, kiedy służył jeszcze wymianie informacji naukowych miedzy ośrodkami naukowymi i wiedziałem, że jest to tylko medium, nic więcej. Co więcej - jest to groźne medium, na ogół nie zdajemy sobie sprawy z tego jak groźne, mimo wbudowanych weń mechanizmów z załoźenia majacych te zagrożnenia osłabić. Dlatego ja korzystam z internetu świadomie, a i tak jestem pod wrażeniem tego, jak bardzo internet ma wgląd w moje życie i ile informacji o mnie zawiera. Szczególnie ostatnie lata rozwinęły totalitarną stronę internetu, niestety. Dobrze, mniejsza z tym, o. Kowalczyk, w momencie gdy różnilismy się stanowiskami, był na etapie zafascynowania, pozostałe jego poglądy katolickie są takie same jak moje, więc nie byłbym w stanie z nim się pokłócić, czy coś mu wytknąć, a trudno stale przytakiwać.
ZC
znak czasu ?
27 marca 2013, 17:37
Wierzę w Jezusa, ale nie wierzę już w Kościół – napisał muzułmanin, którego 5 lat temu ochrzcił Benedykt XVI. „Mój wybór jest niezmiernie bolesny, gdy patrzę w oczy Jezusa i wielu przyjaciół katolików, którzy czują gorycz i reagują nań z dezaprobatą. Ale dokonuję tego wyboru, bo czuję jako imperatyw obowiązek moralny, by być w zgodzie z samym sobą i z innymi w służbie prawdy i wolności” – pisze M.C. Allam w „Il Giornale”. [url]http://kosciol.wiara.pl/doc/1500900.Muzulmanin-katolik-apostata[/url]
jazmig jazmig
27 marca 2013, 16:18
Wrzucił ksiądz do jednego worka kilka różnych tematów. Odejście z KK niedawwnego muzułmanina, który jednak nadal czuje się chrześcijaninem, a odszedł z tego powodu, że hierarchowie KK traktują islam jak religię niemal równą chrześcijaństwu jest czymś zupełnie innym, niż odejście z Kościoła księży, którzy po odejściu po prostu plują na Kościół. Gdyby ci drudzy przeszli przynajmniej do jakiejś wspólnoty, które realizuje ich wizję chrześcijaństwa, to byłoby pół biedy. Oni jednak uważają siebie ze jedynych słusznych, którzy najlepiej wiedzą co powinien głosić i realizować KK. Tymczasem prawda jest taka, że oni nie umieli wytrwać w celibacie i czystości, do czego się zobowiązali wobec Boga ślubami. Jest to znany w psychologii mechanizm racjonalizacji zachowań. Ktoś postąpił niewłaścicie i zamiast przyznać się i przeprosić, wmawia wszystkim, że on postąpił tak jak należy a inni nie mają racji. Były muzułmanin, a obecnie chrześcijanin doskonale zna islam, zna jego filozofię, ponieważ on w islamie wyrósł. Jeżeli krytykuje tę religię, to wie co i dlaczego krytykuje. Jego opinię należy traktować z pełną powagą, bowiem jest on w tej sprawie kompetentny, przeciwnie niż katoliccy hierarchowie, którzy mają o islamie mierne pojęcie. Krok tego byłego muzułmanina powinien dać dużo do myślenia papieżowi Franciszkowi. Ten eks muzułmanin słusznie oczekuje jednoznaczego stosunku do islamu katolickich hierarchów, a szczególnie papieża. Słodka paplanina zapisana w uchwałach soborowych okazała się być błędną. Należy pójść zupełnie inną drogą.