Nie bój się wyobraźni
W święta nie oglądałem "Kevina samego w domu", ale za to uciąłem sobie długą pogawędkę z przyjaciółmi na temat "Władcy pierścieni" J. R.R. Tolkiena. Jest to zresztą moja ulubiona baśń, zarówno w wersji książkowej jak i filmowej. W trakcie naszej rozmowy przypomniałem sobie mało znany esej tego brytyjskiego pisarza o roli baśni w życiu ludzkim, który kiedyś przeczytałem.
Właśnie tam autor "Hobbita" zauważa, że wbrew pozorom baśnie nie są przeznaczone jedynie dla dzieci, ale także, a może głównie, dla dorosłych. Aby baśń zdała w nas swój egzamin, należy przyjąć ją jako alternatywny świat, który w swoich ramach i regułach jest prawdziwy. Jeśli podejdziemy do baśni wyłącznie z naukowego punktu widzenia, nie będziemy w stanie wejść w jej atmosferę i przesłanie, bo wszytko wyda nam się nierzeczywiste i nienaturalne.
Zwłaszcza frywolność i dowolność fantazji postrzegana jest w opozycji do rozumu. Jeśli przyjmiemy taką opcję, wówczas niewiele będzie nas już dzielić od zajęcia stanowiska, że zawracanie sobie głowy takimi głupotami to dziecinada. Bo jedynie dzieci można nabrać na istnienie troli, wróżek, krasnoludków i chochlików. Dorośli zajmują się przecież "poważniejszymi" sprawami. Czy rzeczywiście?
Tolkien przekonuje, że najważniejszym celem baśni jest odnowa i profilaktyka umysłu, a konkretnie odzyskanie jasnego oglądu rzeczy, które w swej istocie nigdy nie stają się naszą własnością. "Musimy wyczyścić nasze okna, aby rzeczy były widziane wyraźnie, uwolnione od szarej szablonowości i swojskości - od zaborczości".
To wplątanie się w sidła posiadania sprawia, że z uśmieszkiem podchodzimy do figlów wyobraźni. Rzeczy stają się dla nas sztampowe, wyświechtane i oczywiste w chwili, gdy zawłaszczamy je mentalnie. W naszych oczach tracą wtedy swoją oryginalność i dziwność. Nic nas w nich nie porusza. Na początku, kiedy były nowe, dostrzegaliśmy ich blask, kolor, kształt. Być może zachwycaliśmy się nimi, ale potem nam spowszedniały. Za bardzo zżyliśmy się z nimi. To, że dzieci wierzą w różne stwory, czują się tym podekscytowane i mają bujną wyobraźnię, nie jest, zdaniem Tolkiena, przejawem ich niedojrzałości i naiwności. Raczej jest to znak, że ich umysł nie został jeszcze całkowicie skażony manią posiadania i utylitarystycznym podejściem do życia. Rzeczy na zawsze pozostają znakami. Nie są tylko do naszych usług. Dlatego w baśni drzewo może mówić i ruszać się. Dom otwiera oczy. Dzięki czytaniu baśni odzyskujemy świeżość wizji, wyostrzamy nasze spojrzenie tak, jak byśmy patrzyli na rzeczy pierwszy raz w życiu. Znowu stajemy się bardziej wolni i dzięcięcy.
Kolejną funkcją baśni jest ucieczka. Tolkien ma na myśli jej pozytywne znaczenie, rodzaj schronienia, wewnętrznego kontaktu z niewidzialnym, ale istniejącym światem. Na przykład, człowiek, który siedzi w celi więziennej stara się myślami wydostać z więzienia i w wyobraźni powraca do domu, do swoich bliskich, chociaż ich nie widzi. Taka ucieczka nie jest dezercją, lecz wzmocnieniem w chwili próby, ogniem nadziei, siłą, która pozwala przetrwać trudne chwile. Świat zewnętrzny, o którym myśli więzień, nie stał się dzięki jego marzeniom mniej realny. Nadal jest taki, jakim był.
Tolkien i Peter Jackson kolejna odsłona. "Hobbit" jest jedną z najbardziej oczekiwanych premier kinowych 2012 roku.
Niektórzy wysuwają zarzut, że baśnie wyobcowują nas z "rzeczywistego życia". My dorośli stąpamy przecież twardo po ziemi. Ale czy nie jest wskazane, aby od czasu do czasu opuścić na chwilę nasze "rzeczywiste życie"? Czy wszyscy jakoś za tym nie tęsknimy? Co więcej, ile osób i tak ucieka od siebie, od świata i innych, tyle że w niewłaściwy "dorosły" sposób. Wydaje się na pastwę używek, uzależnień, rozmarzenia, ideologii i fanatyzmu. A skąd w naszych czasach bierze się taka popularność gier komputerowych i tworzenia wirtualnych światów? Nawet jeśli nasze ucieczki nie są dobre, to jednak w samym pragnieniu ucieczki kryje się pewna tęsknota za innym, lepszym, nieznanym, wyzwalającym z monotonii. Chcemy przekroczyć nasze granice. Czy marzenie o lataniu jak ptak i rozmawianiu z innymi stworzeniami (jak chociażby w Wigilię) jest czymś niepoprawnym? Czy jest z tego jakiś pożytek dla ludzkiego życia? - pyta Tolkien.
Gdyby człowiek nie marzył o lataniu, nie stworzyłby samolotu. Problem nie tkwi w samych marzeniach, ale w sposobie, w jaki pragniemy je zrealizować. Balon, samolot, lotnia jest dla nas niczym innym niż wypełnieniem pragnienia unoszenia się nad ziemią jak ptak. W ten sposób pokonaliśmy granice przestrzeni, ale w sposób, który nas nie niszczy.
Taka forma baśniowej ucieczki wiąże się nierozerwalnie z pocieszeniem. Zwykle szukamy dobrego zakończenia. W baśni happy end jest nagłą i cudowną łaską, nieoczekiwanym zwrotem. Aby odczuć radość wybawienia trzeba najpierw odczuć smutek i porażkę. Baśń odrzuca uniwersalną i ostateczną porażkę i dlatego jest również ewangelią - dobrą nowiną. To podnosi na duchu, serca uderza mocniej, co uzewnętrznia się we łzach i wzruszeniu. Czy tego instyntkownie nie poszukujemy? Wiele filmów hollywodzkich to współczesne baśnie fabularne dla dorosłych, w których wprawdzie nie spotykamy elfów, ogrów i karłów, ale schemat jest bardzo podobny.
"Ewangelie z Pisma Świętego zawierają baśń lub opowieść wyższego rzędu, która wyraża w sobie istotę wszelkich baśni" - pisze Tolkien. Życie Jezusa zaczyna się i kończy na radości. Chrystus wkroczył w historię i nasz świat. Cała historia Jezusa jest sztuką przenikniętą tonem pierwotnej Sztuki, czyli Stworzenia. Radość i dobre zakończenie odwołują się do tego momentu pierwotnego stwarzania, do pierwotnej prawdy, która nie zniknęła z a tego świata.
W ostatecznym rozrachunku pisanie i czytanie baśni jest uczestnictwem w stwarzaniu: oczyszczaniem, odnawianiem, powrotem do tego, co pierwotne, przeżywaniem radości, do której należy ostatnie słowo, przypominaniem tego, co pierwsze i podstawowe, uskrzydlaniem, nawet jeśli to wszystko pozostaje w sferze ideałów, pragnień, a rzeczywistość wydaje sie temu przeczyć. W tym szerokim znaczeniu także świętowanie Narodzin Jezusa jest jedną wielką baśnią.
Skomentuj artykuł