Nie liczby, a jakość
Kilka dni temu jeden z wielkich portali zamieścił na głównej stronie zajawkę: "Alarmujące dane dla Kościoła katolickiego w Polsce". Kto poruszony taką zapowiedzią kliknął w link, trafiał na informację zatytułowaną już mniej emocjonalnie: "Spada liczba powołań w Kościele katolickim". Poniżej mógł przeczytać relację z konferencji prasowej delegata Episkopatu Polski ds. Powołań bpa Marka Solarczyka, krajowego duszpasterza ds. powołań ks. Marka Tatara i s. Krystiany Chojnickiej OSB, przewodniczącej Komisji ds. Powołań przy Konsulcie Zakonów Żeńskich. Konferencji zwołanej w związku z IV Niedzielą Wielkanocną, zwaną Niedzielą Dobrego Pasterza. W tym dniu obchodzony będzie 52. Światowy Dzień Modlitw o Powołania.
Jak zwykle przy okazji tematu powołań pojawia się mnóstwo liczb. Gdzie ubyło, a gdzie przybyło. Nieodmiennie sposób podawania tych informacji kojarzy mi się z komunikatami o stanie wód głównych rzek polski. Dla nieprzygotowanego odbiorcy, który nie zajmuje się na bieżąco śledzeniem cyfr, niewiele z nich wynika. Nie wie, czy opublikowane statystyki naprawdę są alarmujące, czy to tylko medialne podkręcanie emocji.
W zeszłym tygodniu z depeszy Katolickiej Agencji Informacyjnej można się było dowiedzieć, że "Dziesięcioprocentowy spadek powołań kapłańskich w Polsce w latach 2011-2013 odnotowuje najnowszy Rocznik Statystyczny Kościoła (Annuarium Statisticum Ecclesiae 2013)". To dużo czy mało? Kilka lat temu poświęcona podobnej kwestii wiadomość rozpoczynała się następująco: "O jedną trzecią spadła w ostatnich pięciu latach liczba kleryków w Polsce".
Wielokrotnie zwracałem uwagę, że w dziedzinie powołań duchownych i zakonnych żonglerka liczbami nie ma sensu, a dodatkowo może wprowadzać w błąd, jeśli spogląda się na nie w oderwaniu od szerszego kontekstu tego, co się akurat w Kościele dzieje. Trzeba też bardzo uważać z wyciąganiem dalekosiężnych wniosków z wyrywkowych danych. Nie tylko po to, aby w przyszłości uniknąć takich konstatacji, jakie zamieściła ostatnio jedna z gazet codziennych: "Kilka miesięcy po wyborze w 2013 r. papieża Franciszka lekki wzrost liczby mężczyzn zainteresowanych wstąpieniem do seminariów duchownych okrzyknięto efektem Franciszka. Tymczasem okazuje się, że żadnego efektu nie ma, a liczba kandydatów do kapłaństwa od kilku lat systematycznie spada". Tu nie ma miejsca na pochopne budowanie związków przyczynowo-skutkowych.
Według mediów bp Solarczyk podczas wspomnianej konferencji prasowej podkreślał, że nie liczby, a jakość powołań jest najważniejsza. Przed laty bp Grzegorz Ryś, jeszcze jako rektor krakowskiego seminarium duchownego, podkreślał, że człowiek wybierający kapłaństwo musi mieć głębię, tym większą im mniej czerpie motywacji z zewnątrz. "Na zewnątrz trudno jest znaleźć argumenty ‘dlaczego mam być księdzem’, w gruncie rzeczy trudno także znaleźć argumenty za życiem zgodnym z Ewangelią..." - mówił ksiądz rektor Ryś i dodawał, że trzeba tej argumentacji poszukać w sobie, podczas spotkania z Bogiem.
W orędziu na tegoroczny Światowy Dzień Modlitw o Powołania zatytułowanym: "Exodus, czyli wyjście fundamentalnym doświadczeniem powołania" papież Franciszek zwrócił uwagę, że u podstaw każdego powołania chrześcijańskiego znajduje się zasadnicze poruszenie doświadczenia wiary: "Wierzyć to znaczy porzucić samego siebie, porzucić wygodę i bezkompromisowość swego ‘ja’, aby skoncentrować nasze życie na Jezusie Chrystusie; jak Abraham porzucić swoją ziemię, wyruszając z ufnością, wiedząc, że Bóg wskaże drogę do nowej ziemi". Napisał też, że jeśli Kościół "jest ze swej natury misyjny", to powołanie chrześcijańskie może się zrodzić jedynie w obrębie doświadczenia misji. Aby je uzyskać, zdaniem Franciszka, trzeba "wyjść z siebie".
Dawno temu, jako alumn, spróbowałem w jednym z katolickich tygodników opisać seminarium duchowne. Zatytułowałem tekst "Dom przejścia". Wywołało to trochę kontrowersji. Dzisiaj być może tekst o seminarium duchownym zatytułowałbym "Dom wychodzenia z siebie". Ciekawe, ile sprzeciwów i oburzenia spowodowałby taki tytuł.
Skomentuj artykuł