Nie ma żadnych prześladowań
Gdy najnowszy numer lewicowej "Polityki" pyta czy jesteśmy państwem wyznaniowym i gdy w tym samym czasie na prawicy gdzieniegdzie słychać biadolenie na prześladowania polskich katolików, to należy z tego wysnuć prosty wniosek. Mianowicie taki, że Bogu dzięki cieszymy się normalną wolnością religijną a stosunki państwo-Kościół nadal opierają się na zasadzie przyjaznego rozdziału i autonomii.
Możemy modlić się kiedy chcemy i gdzie chcemy, możemy chodzić na Msze do tysięcy świątyń, których nikt nie zamyka, możemy chodzić po mieście z Biblią pod pachą i czytać ją na głos na ulicach i w parkach, mamy wolny dostęp do wszystkich sakramentów, nasi księża mogą swobodnie paradować w sutannach a zakonnicy i zakonnice w habitach, nasze dzieci mogą uczęszczać na katechezę w szkołach lub należeć do grup parafialnych, możemy dowolnie zrzeszać się i powoływać ruchy oraz stowarzyszenia, możemy swobodnie manifestować naszą wiarę w procesjach z Najświętszym Sakramentem, możemy głosować na katolickich polityków, czytać, słuchać i oglądać katolickie media itp. Itd.
Można by tak wymieniać jeszcze długo. A przecież do tego, by nasza wiara żyła i do tego, byśmy mogli owocować jako dojrzali chrześcijanie, przybliżając się tym samym do Boga, wystarczyłoby zaledwie klika pierwszych punktów z tej wyliczanki. Skąd więc narzekanie na spychanie katolików na margines społeczeństwa?
Już słyszę głosy: że Telewizja Trwam, że związki partnerskie, że łamanie sumień, że matura z religii itp. Itd. To teraz spójrzmy na niektóre prawdziwe przejawy prześladowań z czasów dawnych oraz te współczesne: zakaz zgromadzeń dla gmin chrześcijańskich, co spycha wiernych do katakumb, krzyżowanie i ścinanie głów za wiarę w Chrystusa, więzienie za posiadanie Biblii, zakaz noszenia krzyżyka na szyi, kara chłosty za próbę nawracania na chrześcijaństwo, zakaz budowania kościołów…
Oczywiście, że w niektórych sytuacjach faktycznie poszczególni katolicy są dyskryminowani albo w życiu społecznym i medialnym rzuca nam się kłody pod nogi. To prawda. Ale nazywajmy rzeczy po imieniu: to zwykłe trudności a nie żadne prześladowania. Piszę "zwykłe", bo od samego początku mówił o nich Jezus, uprzedzał uczniów, że nie będzie łatwo.
Wyobraźcie sobie taką oto scenkę: Nauczyciel wysyła apostołów by nauczali po okolicy. Wracają i zamiast opowiadać o swoich dziełach, rozpoczynają litanię: Mistrzu, w Kafarnaum nie wpuścili nas do synagogi! Mistrzu, w Betlejem twierdzą, że Twoją matką wcale nie jest Maryja! Mistrzu, w Kanie Galilejskiej uważają Cię za czarodzieja! Mistrzu, w całej Galilei piekarze na nas pomstują, bo Twoje rozmnożenia chleba zachwiały lokalnym rynkiem pieczywa!
Nie, taka scena byłaby niemożliwa. Jezus przecież nauczał: "Błogosławieni jesteście, gdy was znieważają i prześladują" i "Módlcie się za tych, którzy was prześladują". A po męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa pamiętacie, co mówili uczniowie, gdy wpadali w tarapaty? Cieszyli się, że mogli to wycierpieć w imię Jezusa. Święty Paweł napisał wręcz: "Błogosławcie tych, którzy was prześladują" (Rz 12,14).
Korzystajmy więc pełną parą z wolności religijnej, a trudności, z którymi się spotykamy, przyjmujmy z pokorą jako coś, co Mistrz nam zapowiedział, że musi przyjść. My zaś róbmy swoje, bądźmy świadkami w miejscach, do których Bóg nas posłał, nie zniechęcając się i nie schodząc z posterunku. A za naszą służbę nie żądajmy oklasków. Mówmy raczej: Słudzy nieużyteczni jesteśmy. Zrobiliśmy to, co do nas należało.
Skomentuj artykuł