Niektórzy duszpasterze chcą być jak wróżbici
Twierdzą, że znają odpowiedzi na wszystkie pytania. Arbitralnie i bez wątpliwości mówią innym, jak mają żyć. Nie wierzę takim ludziom.
Cud wskrzeszenia. Cud uzdrowienia z nieuleczalnej choroby. Cud odnalezionej miłości. Cud nawrócenia. Cud ocalenia. Cud sukcesu w biznesie. Cud zamążpójścia. Zainteresowanie wszelkiego rodzaju cudami jest dzisiaj ogromne. Pojawiają się nawet ludzie z różnych kościelnych grup i wspólnot, którzy sami o sobie mówią, bez żadnego eklezjalnego rozeznania, że są obdarzeni łaską wybrania i darem tzw. „modlitwy wstawienniczej”.
Również do mnie co jakiś czas zgłaszają się ludzie, którzy pragną „nałożyć na mnie ręce”. Uważają, że niczego bardziej nie potrzebuję, jak właśnie uzdrowienia.
Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie dewaluuję znaczenia cudów. Sam niejednokrotnie doświadczyłem cudownych zdarzeń i spotkałem się z realnymi uzdrowieniami osób, które przyjeżdżały do naszej parafii i prosiły o taką łaskę za wstawiennictwem św. Szarbela. Moja wiara nie opiera się jednak na cudach. Gdyby ich nie było, moja wiara w niczym by nie ucierpiała. Uzdrawianie nie jest bowiem istotą chrześcijaństwa. Zdarza się niejako przy okazji. Fundamentalne jest natomiast nauczanie, czyli – powiedzielibyśmy dzisiaj – ewangelizacja.
Pokazuje nam to Jezus w Ewangelii. Kiedy w Kafarnaum uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami, postanowił się oddalić. W końcu odnaleźli Go uczniowie i oznajmili Mu, że wszyscy Go szukają. Lecz On im odpowiedział: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem” (por. Mk 1, 34-38). Jezus przyszedł po to, by nauczać. To jest Jego pierwotna misja. Uzdrawianie jest wtórne, drugorzędne. Potwierdzeniem takiej hierarchii działania są słowa św. Pawła, który nie mówi, że misją jego jest uzdrawianie i czynienie cudów. Nic podobnego. „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii” (1 Kor 9, 16) – stanowczo stwierdza.
Owszem, czasem prosimy o cud. Modlimy się wytrwale i gorliwie, ale nic się nie zmienia. Macie takie doświadczenie, kiedy usilnie Boga prosicie o coś, co ze wszech miar jest dobre, a jednak Bóg wydaje się milczeć? Przeżyłem to wiele razy. Dopiero po czasie, z pewnej perspektywy widać, że to rozwiązanie, które w moim przekonaniu miało być najlepsze, wcale takim nie było. Najlepszym okazało się inne rozwiązanie, które pojawiło się nagle i niespodziewanie. Takie, którego wcześniej w ogóle nie brałem pod uwagę. Wystarczyło jedynie być wytrwałym w modlitwie, nie tracić nadziei i cierpliwości. Po prostu ufać.
Oto przykład. Modliłem się kiedyś o wsparcie w materialnym utrzymaniu naszej parafii. Czekałem, że Bóg w końcu wysłucha moich modlitw i wzrośnie ofiarność wiernych, albo przynajmniej zjawi się sponsor w białym bentleyu, który rozwiąże wszystkie nasze parafialne trudności ekonomiczne i sprawi, że jako proboszcz będę spał spokojnie. Tymczasem nikt taki się nie pojawiał. Nie działo się nic, co mogłoby wskazywać, że Bóg słyszy moje wołanie. W pewnym momencie pojawiła się jednak propozycja, bym został duszpasterzem angielskiej parafii. Nie byłem tym zachwycony. Wiązało się to z większą ilością obowiązków i większą odpowiedzialnością. Szybko okazało się jednak, że było to zbawienne rozwiązanie. Nastała bowiem pandemia i w tym kontekście decyzja o duszpasterzowaniu w dwóch parafiach była zbawienna. Dzięki temu nasza polska parafia nie ma dzisiaj trudności finansowych, a ja mogę spać spokojnie. Przypomnijcie sobie dzisiaj te wszystkie podobne sytuacje z Waszego życia. To są właśnie cuda. Czasem są tak powszechne, że trudno je zauważyć.
Co jakiś czas zgłaszają się ludzie, którzy pragną „nałożyć na mnie ręce”. Uważają, że niczego bardziej nie potrzebuję, jak właśnie uzdrowienia.
Stajemy się coraz bardziej niecierpliwi. Coraz mniej jest też w naszym życiu miejsca na tajemnicę. Domagamy się natychmiastowej odpowiedzi na wszystkie pytania i bezzwłocznego załatwienia naszych spraw. W myśl zasady „minimum trudu, oczekuj cudu”. Żądamy cudów i znaków. W tym kontekście przypominają mi się słowa Pana Jezusa o tym, że to przecież „plemię żmijowe”, czyli przewrotne żąda znaku. Są ludzie, którzy do duszpasterza przychodzą niczym do wróżbity i są duszpasterze, którzy chcą być niczym wróżbici. Twierdzą, że znają odpowiedzi na wszystkie pytania. Arbitralnie i bez wątpliwości mówią innym, jak mają żyć. Nie wierzę takim ludziom.
Przypominają mi się słowa papieża Franciszka, który powiedział: „Jeśli ktoś ma odpowiedzi na wszystkie pytania, oto dowód, że Bóg nie jest z nim. To dowód, że jest fałszywym prorokiem, który używa religii do swoich celów. Wielcy przewodnicy ludu Bożego, tacy jak Mojżesz, zawsze pozostawiali miejsce dla wątpliwości” (rozmowa z o. Antonio Spadaro, „Civiltà Cattolica”, tłum. Paweł Bravo i o. Kasper Mariusz Kaproń, „Leczmy rany”, „Tygodnik Powszechny” nr 39, 29 września 2013). Największym cudem, na jaki nas, ludzi, stać, jest akceptacja związanej z naszym życiem tajemnicy i kruchości świata oraz niewystarczalności naszych ludzkich środków. To wiara jest największym cudem, na jaki nas stać.
Skomentuj artykuł