Nominacje kardynalskie i bezpieczna przyszłość Kościoła
Papież Franciszek ogłosił kolejne nominacje kardynalskie. Chociaż niektórzy mówią o zaskoczeniu, to jednak można dostrzec w tej decyzji coś bardzo ważnego – zatroskanie o przyszłość Kościoła powszechnego.
Gdy w pierwszych dniach stycznia br. Katolicka Agencja Informacyjna snuła przypuszczenia, co ważnego w życiu Kościoła powszechnego wydarzy się w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy, na samym końcu zadała pytanie o kolejne nominacje kardynalskie. Wsparła je wyliczeniami, z których wynikało m.in., że 31 grudnia 2024 r. w Kolegium Kardynalskim będzie zaledwie 119 kardynałów mających prawo wybrać kolejnego Następcę św. Piotra. To o jednego mniej, niż maksymalna liczba stu dwudziestu uczestników konklawe, którą wskazał św. Paweł VI. Odnotowano też, że zarówno św. Jan Paweł II, jak i Benedykt XVI i Franciszek, nie trzymali się dotychczas kurczowo tej liczby i niejednokrotnie elektorów było w Kolegium Kardynalskim więcej, niż stu dwudziestu. „Można się więc spodziewać, że również w tym roku Franciszek dokona nowych nominacji kardynalskich” – podsumował autor analizy opublikowanej przez KAI.
A jednak, gdy 6 października br. Franciszek ogłosił kolejną grupę dwudziestu jeden nowych kardynałów, Reuters napisał o „niespodziewanym ruchu” Papieża. „Chociaż papieże mogą mianować kardynałów w dowolnym momencie, decyzja Franciszka o dokonaniu nowych nominacji teraz jest czymś zaskakującym” – uzasadniła swoją ocenę światowa agencja. Także inni komentatorzy wspominają o zaskoczeniu.
Rzeczywiście, zewnętrznemu obserwatorowi życia Kościoła katolickiego chwila wybrana przez Franciszka na ogłoszenie nowych nominacji kardynalskich może się wydawać specyficzna. Zaledwie kilka dni wcześniej rozpoczęła się druga sesja XVI Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów. „Wsłuchujmy się zatem w głos Boga i Jego anioła, jeśli naprawdę chcemy bezpiecznie podążać naszą drogą pomimo ograniczeń i trudności” – apelował Papież podczas Mszy świętej inaugurującej to wydarzenie. W tym wezwaniu zwraca uwagę troska o bezpieczeństwo pielgrzymującego Kościoła. Być może „bezpieczeństwo” to słowo-klucz do zrozumienia nie tylko samego faktu nominowania przez Franciszka kolejnych purpuratów, ale także do doboru składu Kolegium Kardynalskiego. Zwłaszcza ma ono znaczenie w coraz bardziej skonfliktowanym świecie.
Po zeszłorocznych nominacjach kardynalskich, które Papież ogłosił 9 lipca, w komentarzach zwracano uwagę, że ponad 70 procent uczestników przyszłego konklawe pochodziło z nominacji Franciszka. Teraz ten odsetek jeszcze wzrośnie. Niektórzy obserwatorzy życia i funkcjonowania Kościoła sugerują, że Papież swymi decyzjami stara się wpłynąć na wybór swego następcy. Przypominają np., że do skutecznego podjęcia decyzji potrzeba głosów dwóch trzecich uczestników konklawe.
Nie jest tajemnicą, że Franciszek radykalnie zmienił pewne niepisane reguły, które przez dekady funkcjonowały podczas nominacji do Kolegium Kardynalskiego. M.in. zdecydowanie odrzucił, wydawałoby się jeszcze niedawno oczywistą, zasadę automatycznego łączenia kapelusza kardynalskiego z konkretnymi – np. ważnymi z historycznego punktu widzenia – diecezjami. Skutków tej zmiany doświadczamy w Polsce. Nawet metropolita krakowski nie jest obecnie kardynałem, a nominację otrzymał rok temu (fakt, że pochodzący z Krakowa) arcybiskup łódzki.
Od lat, ogłaszając kolejne nominacje kardynałów, Papież wskazuje, że mają one odzwierciedlać powszechność Kościoła. Również w tym roku takim argumentem uzasadnił swoje decyzje. „Ich pochodzenie wyraża powszechność Kościoła, który nadal głosi miłosierną miłość Boga wszystkim ludziom na ziemi. Włączenie ich do diecezji rzymskiej jest wyrazem nierozerwalnej więzi między Stolicą Piotrową, a Kościołami partykularnymi rozsianymi po całym świecie” – powiedział 6 października br. Jednak przyglądając się tegorocznym nominacjom można odnieść wrażenie, że nie tylko o geografię chodzi. Na liście dwudziestu jeden duchownych, którzy 8 grudnia br. podczas konsystorza otrzymają insygnia kardynalskie jest np. liczący zaledwie 44 lata Mykola Bychok, redemptorysta, biskup Eparchii Świętych Piotra i Pawła z Melbourne dla Ukraińców. W całej grupie ponad połowa to zakonnicy. Co prawda aż dziesięciu to Europejczycy, ale część nich to faktyczni misjonarze. Biorąc pod uwagę nacisk Franciszka na misyjność Kościoła trudno to uznać za przypadek.
Śledząc w jaki sposób obecny Następca św. Piotra kształtuje Kolegium Kardynalskie, a zwłaszcza tę jego część, która będzie miała wpływ na wybór kolejnego papieża, niektórzy komentatorzy wyrażają obawy związane z rozproszeniem tego grona po całym ziemskim globie. Wskazują, że elektorzy wzajemnie znają się słabo lub nawet prawie wcale, co może znacząco utrudnić wskazanie właściwej osoby i sprawić, że rezultat konklawe okaże się w pewnym stopniu przypadkowy. Z drugiej strony faktyczna obecność wśród wybierających reprezentantów wszystkich zakątków ziemskiego globu może zmienić pewne utarte schematy myślowe, funkcjonujące dotychczas w kwestii kolejnego papieża. Sam Franciszek zaledwie kilkanaście dni temu w liście do kardynałów przypomniał pewne okoliczności związane z jego wyborem na Stolicę Piotrową.
Z pewnością Franciszek zdaje sobie sprawę ze swego wieku i stanu zdrowia. Co prawda wciąż ma dość sił, aby kierować nawą Kościoła i nie obawia się wyruszyć w kilkunastodniową pielgrzymkę na antypody, to jednak widać wyraźnie, że z troską myśli również o przyszłości Kościoła po swoim odejściu. Nominacje kardynalskie to tylko jeden z elementów tego zatroskania. Ważny, ale chyba jednak nie najważniejszy.
Skomentuj artykuł