Od-nowa w Chrystusie

(fot. Catholic Church of England and Wales / flickr.com)

Być może Kościół jest w permanentnym kryzysie. A może każda epoka ma swój "kryzys kulminacyjny", po którym przychodzi nowe. Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym spokojniejszy jestem o dzisiaj. Nie dlatego, że bagatelizuję problemy ostatnich lat, być może najpotężniejsze, jakich doświadczę za swojego życia. Gdy patrzę jednak na historię Kościoła, widzę, że Bóg zawsze powoływał w odpowiednim czasie odpowiednich ludzi. Na przekór naszej niewierności.

Kilka tygodni temu pewien znany dominikanin powiedział podczas homilii, że odkąd jest w zakonie, nie spotkał się z tak potężnym kryzysem. Warto dodać, że w owym zakonie jest od 56 lat. Jako ksiądz przeżył więc okres komunistycznych represji, internowanie kard. Wyszyńskiego i abpa Baraniaka, stan wojenny, zabójstwo ks. Popiełuszki, … Ale mówi nam z ambony, że to dziś - wolni i niepodlegli - jesteśmy w trudniejszej sytuacji niż kiedykolwiek. To, co najgorsze, przychodzi do nas z wnętrza Kościoła. "Co wychodzi z człowieka, czyni go nieczystym" - pisze św. Marek (Mk 7, 20), jakby ostrzegając nas współcześnie. Św. Mateusz zaś przypomina, że "dom wewnętrznie skłócony nie ostoi się" (Mt 12, 25). Te dwa cytaty chyba najlepiej opisują rzeczywistość i brak możliwości wyjścia ze współczesnego kryzysu.

Całkiem niedawno, siedząc ze znajomą na krakowskim Kazimierzu, rozmawialiśmy o tym, jak ten trudny czas wpływa na większe i mniejsze wspólnoty w Kościele. Jak błędy, grzechy i zaniechania hierarchów osłabiają w nas wiarę, odbierając prostą nadzieję - że kolejny raz warto wrócić z duchowego wygnania do domu. Usłyszałem wtedy, że receptą na uzdrowienie Kościoła jest "głoszenie Ewangelii i ubóstwo". Jej słowa mną wstrząsnęły. Recepta bowiem wydaje się tak prosta i tak trudna zarazem. Tak precyzyjna i nieprecyzyjna jednocześnie. Gdy spojrzałem jednak na historię Kościoła i najróżniejsze kryzysy w nim, zobaczyłem, że właśnie taka jest odpowiedź Boga - zawsze ta sama. Ubóstwo i głoszenie Ewangelii. My natomiast zajmujemy się dziś wszystkim, tylko nie głoszeniem Słowa Bożego.

Kiedy w XIII wieku Kościół przeżywał kryzys w związku z herezjami i odłączaniem się wspólnot, Bóg powołał św. Dominika do głoszenia i św. Franciszka ubogiego wśród ubogich. Gdy w XVI wieku podzieliła nas reformacja, św. Ignacego do głoszenia wezwał prosto z pola walki, a ubóstwem i posłuszeństwem św. Teresy z Avila i św. Jana od Krzyża uleczył będący w potężnym kryzysie zakon karmelitów. Spustoszenie podziału dokonanego w XX wieku przez nazizm, faszyzm i komunizm ceruje zaś cierpliwie z pomocą fraterni założonej przez br. Roger w małej burgundzkiej wiosce Taizé. Przykładów jest więcej, a o ilu nie dowiemy się nigdy, bo rozegrały się na gruncie najmniejszych wspólnot. "Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi".

Kim zatem są ludzie, którym dziś Bóg powierza zadanie odnowy Kościoła - kim my powinniśmy być? To ludzie czystej Ewangelii. Ubodzy, pozwalający wypełnić się Bogu, tak duchowo, jak i materialnie. Bliscy tym, którzy nie posiadając nic na ziemi, dziedziczą królestwo Boże. Ubodzy w poglądy, przekonania i racje, bogaci zaufaniem wobec Słowa Bożego. Niepewni swoich sądów, sami poddający się ufnie sądowi Syna Człowieczego. Zranieni Słowem, a nie Ewangeliczni teoretycy. Prostolinijni, ludzie jednego życia, bez masek. Choć grzeszni, z uporem poszukujący Bożej łaski. Przebaczający, którym wiele wybaczono. Miłosierni, którzy miłosierdzia doświadczyli. Ci, dla których głoszenie i ubóstwo nie jest wyborem "albo albo", lecz konsekwencją chrztu. Do nich Bóg mówi tak jak kiedyś do św. Franciszka: "Idź, odbuduj mój Kościół". A oni rozumiejąc, co Chrystus ma na myśli, klękają przed skrzywdzonymi i mówią im: "Ty jesteś Kościołem". Taka postawa jest potrzebna nam wszystkim, nie tylko wobec ubogich materialnie, ale w spotkaniu z absolutnie każdym człowiekiem. Bo ubóstwo, w które wpędza nas świat, nie jest jeszcze ubóstwem, którego chce od nas Bóg. Jeśli nie potrafisz uklęknąć przed swoim bratem, nigdy nie będziesz szczerze klęczeć przed Bogiem. Jeśli zaś nie masz w sercu Boga, to twoje klęczenie nic nie przyniesie twemu bratu. Głoszenie i ubóstwo - dwie nogi, na których stoi chrześcijanin.

Byłem zawiedziony opublikowanym w kwietniu listem Benedykta XVI na temat skandali seksualnych i powodów kryzysu w Kościele. Myślałem wtedy, że emerytowany papież stracił jasność umysłu, że niewiele widzi, będąc zamkniętym w bezpiecznym klasztorze. Jak może mówić takie banały, gdy toczy się walka o najwyższą stawkę?! Dopiero dziś odkrywam, jak wiele ma on racji i że być może odcięty od świata, przemawiając z wnętrza Kościoła, tak naprawdę widzi więcej.

Trudno dziś uwierzyć, że Bóg jest najlepszym lekarstwem dla Kościoła i świata, jeśli przez lata ci najbardziej uwikłani i obciążeni wycierali sobie twarz pobożnymi hasłami o tym, by Mu ufać. Z premedytacją używali Jego autorytetu, żeby prowadzić podwójne życie, ukrywać uczynione krzywdy i przestępstwa. Tymczasem Benedykt XVI stawia dziś tamę tej fali zakłamywania obrazu Boga. Mówi o Nim tak autentycznie i z taką żarliwością, że nie mamy wątpliwości - tylko w Bogu jest nasze ocalenie. Musimy jednak zacząć traktować Go poważnie, zwłaszcza w odniesieniu do własnego życia.

To, o czym pisze Benedykt XVI, nie wyklucza w żadnym stopniu działania prawa i domagania się ludzkiej sprawiedliwości. Jeśli jednak On nie odmienia naszego serca nastawionego na egoizm i egocentryzm, to nawet najbardziej precyzyjne i surowe prawo nie zagwarantuje nam pokoju.

Potrzeba zatem Kościołowi ludzi na miarę Dominika i Franciszka - świętych, lecz nie cudami i nadzwyczajnymi zdolnościami, ale darami Ducha. Ludzi traktujących serio Ewangelię; których wzrusza los braci; prawdziwie ubogich - takich, którzy wszystko mają u-Boga. To, w czym są bogaci i biedni. Ubóstwo i głoszenie - jedno wynika z drugiego i je uwiarygodnia. Bóg zapewne już powołał odpowiednich ludzi i wspólnoty do podjęcia odnowy Kościoła. Do niektórych wciąż się jednak dobija ze swoim przesłaniem. Do Ciebie, do mnie… Musimy zacząć od-nowa w Chrystusie.

Benedykt XVI zakończył swój list pięknymi słowami, które chciałbym przypomnieć. Pośród wielu analiz społecznych, obyczajowych i teologicznych jakoś umknęło nam to jego osobiste świadectwo. Myślę, że w tych dwóch zdaniach zawarta jest esencja życia prawdziwie chrześcijańskiego: "Mieszkam w domu, w małej wspólnocie ludzi, którzy odkrywają takich świadków Boga żywego w codziennym życiu i radośnie wskazują na to również mnie. Widzieć i odnaleźć żywy Kościół jest cudownym zadaniem, które wzmacnia nas samych i pozwala nam ciągle na nowo weselić się wiarą".

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Od-nowa w Chrystusie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.