Odnaleźć "to coś"

Piotr Żyłka

Wszyscy widzimy, że Kościół się kurczy, że jest nas coraz mniej. Dlaczego tak się dzieje? Co robimy nie tak? I - najważniejsza sprawa - czy jesteśmy w stanie coś zmienić?

Rok Wiary to dobry czas na zadawanie trudnych pytań i szukanie odważnych odpowiedzi, które mogą pomóc ożywić życie Kościoła. Spróbujmy więc.

Jakiś czas temu poszedłem na Mszę do parafii św. Józefa w Krakowie, gdzie posługuje ks. Jacek Stryczek. Szef Szlachetnej Paczki wypowiedział tego dnia myśl, która mocno mnie poruszyła i do dziś nie daje mi spokoju. Zwrócił uwagę na zjawisko kurczenia się Kościoła, na to, że coraz więcej ludzi odchodzi, a nowych nie widać. Inni stają się obojętni i żyją wiarą od niedzieli do niedzieli. Skąd to się bierze? Ks. Jacek przyczyny upatruje w sposobie, w jaki interpretujemy współcześnie Ewangelię i bez owijania w bawełnę mówi, że robimy to źle.

DEON.PL POLECA

Chyba coś jest na rzeczy. Dwa tysiące lat temu ludzie przecież byli tacy sami. Jedni lepsi, inni gorsi, tak samo grzeszni jak my dzisiaj. Co więcej, nie mieli dostępu do narzędzi, z których my możemy korzystać. Nie było masowych mediów, internetu, youtube’a i facebook'a. Dotarcie z informacją o tym, że jest nadzieja dla świata, że jest Bóg, że stał się człowiekiem, by nas zbawić, było naprawdę trudnym zadaniem. A jednak im się udało.

Myślę, że ludzie, którzy doprowadzili do rozprzestrzenia się wiary w pierwszych wiekach po Chrystusie, mieli w sobie "to coś". Co to było? Różnie można to nazwać - radykalizm chrześcijański, żywa wiara, wiarygodne świadectwo. Może jeszcze coś zupełnie innego. Nie mam pewności. W każdym razie "to coś" sprawiało, że, gdy głosili Dobrą Nowinę, to robili to w taki sposób, że ludzie faktycznie przyjmowali ją jako dobrą, a nawet wspaniałą. Ich czytanie, interpretowanie i dzielenie się Ewangelią było takie, że inni zostawiali swoje stare wierzenia albo niewiarę i stawali się chrześcijanami. Kościół się rozrastał.

"Tego czegoś" ewidentnie nam dziś brakuje. Skoro wierzących jest coraz mniej, to chyba warto zadawać sobie pytania: Co robimy źle? Co nam umknęło? Co zgubiliśmy gdzieś po drodze?

Bycie chrześcijaninem to naprawdę fascynująca przygoda. Nie ma lepszej wiadomości niż ta, że Chrystus jest Bogiem, który chce dla każdego człowieka życia w pełni. Ba! On chce dla każdego wiecznego szczęścia. A przecież wszyscy o tym marzą.

Kościół ma do "sprzedania" najlepszy news w historii świata. To dla każdego wierzącego ogromna odpowiedzialność. Również dla mnie. Nie możemy sobie pozwolić na obojętność. Nie mam gotowych odpowiedzi, nie mam genialnej recepty, ale wiem, że musimy "to coś" odnaleźć. Wszystko inne, to marnowanie czasu.

Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Odnaleźć "to coś"
Komentarze (27)
B
Bogna
28 listopada 2012, 23:35
Pewnie racja jest, że brak świeżości, entuzjazmu ludziom Kościoła. Radosna Nowina nie może być głoszona bez radości. Ludzie odchodzą, ale co znajdują w zamian? Nie widzę radości i entuzjazmu również w tych, którzy świadomie opuścili Kościół. Hania bardzo słuszna uwaga.
Z
ziomek
28 listopada 2012, 21:05
kosciol sie kurczy ? to i taca sie kurczy ? wielka tragedia dla facetow w czarnych kieckach kto bedzie placil na ich palace i na ich nowe auta?
E
e
27 listopada 2012, 13:30
kapitankloss -"polacy madrzeja i przestaja wierzyc"..Wiara jest darem od Boga. Bóg dla "światowego rozumu" jest ciemnością, wiara również odbiera "swiatowemu rozumowi " światło .Trzeba by więc napisać :.. mają coraz więcej "światowego rozumu" i coraz więcej ciemności.Pozdrawim.
KK
kapitan kloss
27 listopada 2012, 02:36
kosciol sie kurczy ? to dobrze, znaczy ze polacy madrzeja i przestaja wierzyc w naiwne i smieszne koscielne bajki
T
tak
26 listopada 2012, 22:44
Czarek, może źle wybierasz? Może za mało wiesz?
T
tak
26 listopada 2012, 22:44
Czarek, może źle wybierasz? Może za mało umiesz/
C
Czarek
26 listopada 2012, 16:42
Znakiem chrześcijanina jest miłość do Boga i bliźniego (tj. także naszego wroga, np. politycznego). Czy my tacy jesteśmy. Na pewno nie. Wystarczy spojrzeć na treść komentarzy pod różnymi artykułami na tym portalu. Bardzo często nie różnimy się w postępowaniu od innych poza kultem. Ja sam nie znajduje w polskich katolikach coraz mniej dobra, mimo, że kocham Kościół, staram się kochać ludzi i coraz trudniej mi znaleźć radość w dyskusjach na forum publicznym, w rozmowie prywatnej, w przebywaniu wśród nich przy różnych okazjach codzienności. Są albo aroganccy, irytujący (np. w polityce) i bardzo często nieautentyczni. Coraz częściej spotykam dobrych ludzi wśród osób, które nie mają bardzo bliskich, trwałych więzi z Kościołem...
T
tak
24 listopada 2012, 19:49
Hania, masz rację w pełni. Tylko, że oni jak nastolatki. Wszystkie nastolatki chcą być gwiazdami , bo wydaje im się to wręcz rajem. A tam rozpacz, narkotyki, ogromny stress i w  krótkim czasie zapomnienie. Różnica jest taka, że ten kto odszedł z KK zawsze może wrócić i być z radością przyjęty. Czasem wstyd przeszkadza. A szkoda.
H
Hania
24 listopada 2012, 19:38
Pewnie racja jest, że brak świeżości, entuzjazmu ludziom Kościoła. Radosna Nowina nie może być głoszona bez radości. Ludzie odchodzą, ale co znajdują w zamian? Nie widzę radości i entuzjazmu również w tych, którzy świadomie opuścili Kościół.
DM
DO MODERACJI PO RAZ KOLEJNY!
24 listopada 2012, 19:18
przeminela wiara w zeusa ,przeminie i w jezusa Czemu członek redakcji i publicysta JEZUICKIEGO DEON.pl pozwala na obrażanie Imienia Jezus ?! "Na imię Jezusa niech zegnie się wszelkie kolano" (Flp 2, 10) A TUTAJ W WIELU MIEJSCACH TA SAMA OSOBA BEZCZESCI IMIĘ PANA !!!!
T
tak
24 listopada 2012, 18:51
Czy tego chcą czy nie stan naszej wiary zależy od przewodników, czyli kapłanów. Brak mi u wielu z nich entuzjazmu, gorącej wiary, gotowości do poświęceń, nawet oddania życia za wiarę, radości. Natomiast mam wrażenie zmęczenia, trochę znudzenia, u innych nowinkarstwo, łatwy krytycyzm skierowany do środka KK: zdają się nauczać: " Innych nalezy zrozumieć, ale swoi nas drażnią". Może to projekcja własnej winy na innych. Kapłan targany setkami wątpliwości nie może być przewodnikiem bo on sam nie wie gdzie ma iść. Gdy wierni widzą takich niezdecydowanych targanych wątpliwościami księży odchodzą od nich i od KK. Top nie wysokie wymagania są przyczyną odejść , to nie polityka jak straszą cynicy, ale brak oddania wierze, brak tego przekonującego przykładu, letniość wiary. Ja wiem, że entuzjazmu, radości z wiary, zawierzenie Bogu nie da się na sobie wymusić. To musi być szczere płynące z serca a nie sobie siłą narzucone bo zamiast pomóc jeszcze bardziej szkodzi. Dlatego tak bardzo rozumię i martwi mnie dramat ludzi, którzy winni być przewodnikami, a nie dają rady. Trudniej mi zrozumieć i zaakceptowac tych, którzy nie dając sobie rady ze swoimi słabościami obniżają wymagania moralne. To już wielki grzech. Cóz trzeba się modlić za naszych braci księży i mieć nadzieję, że Bóg przywróci przede wszystkim kapłanom, ale i nam wszystkim świeżość wiary.
B
ble
24 listopada 2012, 11:24
@Annelise, to co sugerujesz, jest właśnie odchodzeniem od wiary i żądaniem, by Kościół się dostosował do obecnych czasów. Kościół się niestety w wielu punktach dostosował i nie wyszło mu to na dobre. Wspominasz o związkach niesakramentalnych, a właśnie nic innego, jak zbyt duża tolerancja Kościoła dla cudzołożników spowodowała, że zamiast nawracania się i przylgnięcia do Kościoła, nastąpił odwrót od niego. Czy od czasu złagodzonego stanowiska Kosicioła dla ludzi żyjących w ponownych związkach po rozwodzie zmniejszyła się liczba rozwodów?Wręcz przeciwnie, bo znacząco wzrosła! Czyli odchodzenie od przykazań, aby "ulżyć" ludziom jest drogą do nikąd. W myśl zasady: ustąp w małej sprawie, a za chwilę będziesz musiał ustąpić w wielkiej. Zaczyna brakować pierwotnych zasad chrześcijańskich, radykalizmu, który przyciągał ludzi do Kościoła. Prawdziwie szukający Boga nie chcą boga przedstawianego często dzisiaj jako "dobrotliwego staruszka", który jest głuchy i ślepy i zawsze uśmiechnięty. Czas zacząć mówić więcej o Bogu sprawiedliwym, a nie tylko miłosiernym i o tym, że piekło też istnieje, a nie że wszystkim należy się niebo
Piotr Żyłka
24 listopada 2012, 09:33
@mhpaw Jasne, że są regiony świata w których katolików przybywa. I to jest piękne. Ale ja piszę o naszych warunkach, o kulturze zachodniej. Zresztą nie są to moje teorie. Np. pisał o tym już dawno Joseph Ratzinger (jeszcze jako kardynał). Problem jest realny. Pozdrawiam
jazmig jazmig
23 listopada 2012, 22:22
<a href="http://gosc.pl/doc/1359291.Co-roku-6-mln-wyznawcow-islamu-prosi-o-chrzest">gosc.pl/doc/1359291.Co-roku-6-mln-wyznawcow-islamu-prosi-o-chrzest</a> Tak, tu jest odpowiedź na pytanie autora artykułu.
23 listopada 2012, 21:41
 <a href="http://gosc.pl/doc/1359291.Co-roku-6-mln-wyznawcow-islamu-prosi-o-chrzest">gosc.pl/doc/1359291.Co-roku-6-mln-wyznawcow-islamu-prosi-o-chrzest</a>
23 listopada 2012, 21:39
 Jeszcze jedno:  Skąd Autor wie, że Kościół się kurczy? W Sudanie podobno przybywa 6 mln wyznawców Chrystusa rocznie.
23 listopada 2012, 21:36
 Dzisiaj ludzie nie wierzą w siły nadprzyrodzone, więc trzeba ich przekonać, że te siły naprawdę istnieją, a KK głosi prawdę. Wierzą, ale często na swój sposób. Nie tak dawno otrzymałem prezentację spełniającą me życzenia. Człowiek od pewnych rzeczy nie ucieknie.
jazmig jazmig
23 listopada 2012, 20:47
 @Annelise: Jezus nawracał ludzi, nie zostawiał ich w grzechu, jak sugerujesz. Samarytanka sama przyjęła nauki Chrystusa i nakłoniła do tego innych. Jej poprzednie życie było grzeszne, ale po spotkaniu Jezusa zmieniła się i podonie czynili inni. KK ma obowiązek głosić prawdziwą naukę wiary, a nie mówić grzesznikom, że hulaj dusza, piekła nie ma. Nie można ludzi okłamywać, bo wtedy nadal nie przybędzie katolików, ci ludzie wprowadzeni w błąd, pozostaną poganami.
jazmig jazmig
23 listopada 2012, 20:39
Kiedyś ludzie wierzyli w rzeczy nadprzyrodzone. Było dla nich oczywiste istnienie duchów, istot wyższych itp. Dlatego problem polegał jedybie na przekonaniu ludzi, że chrześcijaństwo głosi prawdziwą naukę o Jedynym Bogu. Dzisiaj ludzie nie wierzą w siły nadprzyrodzone, więc trzeba ich przekonać, że te siły naprawdę istnieją, a KK głosi prawdę. Ponadto po V II, KK wycofał się z walki o dusze ludzi. Milczał podczas ofensywy ateizmu, homoseksualizmu i cywilizacji śmiefci. Dopiero JP II zaczął mówić o cywilizacji śmierci, ale z kolei dowartościował inne religie, czyniąc kompletny galimatias w głowach wiernych oraz ewentualnych katechumenów.
T
Tomek
23 listopada 2012, 20:28
 Może to zabrzmi jak apel, ale kościół sie kurczy bo brakuje Miłości. W nas wszystkich(duchownych i świeckich brakuje Miłości). Ludzie błagam, szanujmy się, każdy człowiek ma godność, nie gardźmy czowiekiem. Czy tak trudno jest wykrzesać odrobine życzliwości, powitać drugiego dobrym słowem, być pomocnym, nie bawić się drugim człowiekiem, nie zwalniać go na 5 lat przed emeryturą tylko dlatego że za chwilę obejmie go ochrona przedemerytalna, nie pozbywać się człowieka z pracy nieuczciwie, okrutnie, podstępnie, według widzimisię, nie segregować ludzi, nie poniżać, nie uwłaczać ich godności, nie traktować jak pustą paczkę papierosów, którą można zgnieść, podrzeć, wyrzucić do kosza jak i kiedy się chce. Dotyczy to zakładów pracy, tak ludzi wykształconych i wydawało by się na dobrych stanowiskach, jak i szeregowych pracowników wykwalifikowanych jak i nie, partnerów handlowych, franszyzobiorców, kontarahentów, wspólników. Dotyczy tak samo naszych parafii, kurii, seminariów, domów zakonnych. Stanowcze nie pogardzie dla człowieka. Kto ci człowiecze dał prawo gardzić drugim, tylko dlatego że jesteś szefem, silny, zdrowy, bogatszy, w danej chwili lepiej dysponowany. Czy myślisz że możesz lżyć, szydzić, bawić się innym i nic ci nie będzie....bląd....dopóki dzban wodę nosi dopoty sie ucho nie urwie... to samo się tyczy przestrzeni internetu. 
A
Anneliese
23 listopada 2012, 16:54
Myślę, że w Kościele brakuje miejsca dla tzw. "bojących się Boga". Wiara wielu osób - niestety - rozbija się o przykazania kościelne i nauki dotyczące moralności. Kiedy Jezus spotkał Samarytankę przy studni, nie kazał jej najpierw rozstać się z kolejnym partnerem, a potem wrócić, by mogła usłyszeć Dobrą Nowinę. Obecnie w Kościele grzesznik słyszy, że najpierw ma przestać grzeszyć, i dopiero potem może zostać uznany za chrześcijanina godnego Zbawienia. A grzechy, takie jak stosowanie antykoncepcji, życie w związku niesakramentalnym czy popieranie in vitro, są traktowane jak grzechy nieprzebaczalne. Może gdyby większość chrześcijan miała stałych spowiedników lub kierowników duchowych, a więc osoby, do których można się zwrócić z wątpliwościami i rozterkami, które byłyby w stanie przekonać, dlaczego warto życ zgodnie z nauką dot. moralności, kościoły by nie pustoszały w tak zastraszającym tempie?
M
Mariusz
23 listopada 2012, 16:24
"To coś" - genialne. Eureka. Ręce opadają.
A
agatape30
23 listopada 2012, 12:22
Tym czymś jest Miłość. Brakuje nam zwykłej, braterskiej miłości. Miłości do siebie - popatrzmy jak szerzą się nałogi, ile anoreksji wkoło, ile dziewczyn na diecie, bo uważają że będą wartościowszym człowiekie, kiedy będą ważyć  5 kg mniej....Słyszy się o depresjach, braku wiary w siebie, rosną frustracje, bo ciągle człowiek do czegoś dąży i czegoś nie ma....Nie kochamy siebie takimi jakimi jesteśmy: z wadami i zaletami. Wciąż chcemy być inni i mówimy sobie, że będziemy szcześliwi jak osiągniemy to, czego nam brak. W ten sposób zamykamy się na innych, skupiamy się na sobie i swoich problemach. Nie tworzymy wspólnot, a wręcz przeciwnie - jesteśmy nieufni do innych, podejrzliwi. I tak brak nam miłości do bliźnich. Ludzie odchodza od Kościoła i Boga a przecież Bóg jest Miłościa. Jeżeli człowiek nie wie co to miłość to nie będzie mógł stworzyć relacji z Bogiem. Dzisiejszy świat szerzy indywidualizm, konsumpcjonizm, zaspakajanie wszystkich zachcianek, życie bez ograniczeń. Ludzie chłoną te "wartości" i uważają, że to co widzą w TV to jest jedyny sposób na życie. Czy to w życiu prywatnym czy zawodowym człowiek zapomina o innych, myśli tylko o sobie. Stąd tyle rozwodów, zazdrości, donosicielstwa, kłamstwa itp. Miłość wymaga wyrzeczenia, cierpliwości, często zapomnienia o sobie.... A że teraz wygodnictwo jest w modzie, człwiek woli iść na łatwiznę i odejść od Kościoła, niż np. udzielać się we wspólnotach parafialnych, brac udział w nabożeństwach, poszerzać swoją wiedze o świętych, mszy św, ruchach kościelnych ... W pierwszych wiekach po Chrystusie ludzie nie siedzieli wygodnie na kanapie z pilotem w ręku, ale w pocie czoła i w marnych sandałach kroczyli po nieasfaltowych drogach Świata, by nieść Dobrą Nowine - Miłujcie się, jak ja Was umiłowałem!!!
B
Beata
23 listopada 2012, 12:01
Zrozumieć Słowo Boże, zrozumieć, że Ono jest żywe. Żyć Ewangelią, iść drogą za Jezusem, nie obok drogi ale tą drogą. Nie stać wśród tłumu słuchającego Jezusa, ale być tą jedyną osobą, nad którą Jezus się pochyla, którą Jezus spotyka po swym zmartwychwstaniu i mówi: "przekażcie moim uczniom, że zmartwychwstałem, chcę się z nimi spotkać". Duch Święty niech nas prowadzi:)
P
p.a.x.
23 listopada 2012, 11:52
Nasuwa mi się pytanie czy łatwiej było być chrześcijaninem dawniej czy w czsach teraźniejszych ? i moim zdaniem jest podobnie. Chrześcijanin stoi raczej przeciw wartościom które ten świat promuje tak dawniej jak i dzisiaj. W naszych czasach dochodzi jeszcze jedno czyli Tradycja która źle rozumiana zamiasat pomagać w poznaniu Boga jest niejako blokadą której nie chce się omijać.
23 listopada 2012, 10:33
Myślę, że ludzie, którzy doprowadzili do rozprzestrzenia się wiary w pierwszych wiekach po Chrystusie, mieli w sobie "to coś". Co to było? Różnie można to nazwać - radykalizm chrześcijański, żywa wiara, wiarygodne świadectwo. Może jeszcze coś zupełnie innego. Nie mam pewności. W każdym razie "to coś" sprawiało, że, gdy głosili Dobrą Nowinę, to robili to w taki sposób, że ludzie faktycznie przyjmowali ją jako dobrą, a nawet wspaniałą. To Coś to Duch Święty i Jego dary. A współczesny, bardzo pobożny katolik przestaje wierzyć w Boga w Trójcy Jedynego.
K
katolik
23 listopada 2012, 08:58
Armagedon trwa od 26 X 2009. Koniec świata może być w każdej chwili. Pomyśl o wieczności. Masz do wyboru niebo albo piekło. Nie dbasz o zbawienie duszy? http://tradycja-2007.blog.onet.pl/