Odnowa Kościoła ma tylko jedno źródło

(fot. unsplash.com)

Tradycja, doktryna, teologia moralna, liturgia ma wielkie znaczenie, ale nie można od tego zaczynać ani wciąż na tym się koncentrować. Nie mamy „robić” jedynie religijnych ludzi.

Czas epidemii odsłania silne i słabe strony Kościoła w Polsce. Wiele słów już napisano w tym temacie. Z jednej strony wiele osób trzyma się Jezusa i odkrywa sposoby bycia z Nim. Z drugiej strony, niestety, doświadczamy skutków niedostatecznej formacji wiernych świeckich, a w niektórych przypadkach także duchownych.

Wybiórcze cytowanie tekstów Magisterium Kościoła, samozwańczy recenzenci wypowiedzi i działań Ojca Świętego czy biskupów oraz koncentracja na własnych przeżyciach i postępująca anarchia nie jest wyrazem zdrowej mocnej wiary, ale pachnie to realnym fideizmem i fanatyzmem.

Dyskusje w Internecie odsłaniają jak bardzo ludzie skoncentrowani są na pobożności i zewnętrznej religijności, a nie na Jezusie, Ewangelii i duchowości. Słowo „Ewangelia” dla wielu jest synonimem walki o wartości chrześcijańskie i doktrynę, gdy tymczasem nie można tego utożsamić – Ewangelia jest źródłem i z tego źródła czerpie nauczanie Kościoła. Obserwacja świata, wszystkich procesów socjologicznych, światopoglądowych i religijnych odsłania fakt, że rzeczywistość, którą znam z dzieciństwa, odchodzi. Już nie polityczna, ekonomiczna i kulturowa siła Kościoła ma znaczenie, gdy tymczasem wielu wciąż tęskni za tą zewnętrzną wielkością Kościoła. Ta wielkość jednak już w takim kształcie jak dotąd nie wróci.

DEON.PL POLECA

Co więc zrobić?

Trzeba wrócić do Jezusa, do Ewangelii. Ludzie dziś potrzebują Jezusa, pozytywnego orędzia Dobrej Nowiny, spotkania z Osobą, która może przemienić ich życia oraz nadać mu ostateczny i niepodważalny kierunek i cel. Dlatego bez sensu jest zaczynać od tego, by z człowieka zrobić dobrego katolika (chodzącego co niedzielę do kościoła, odprawiającego pierwsze piątki itd.). Naszym zadaniem, jako Kościoła, jest wskazywanie na Jezusa, zainteresowanie Nim tych, których spotkamy.

To poznanie Jezusa jest jednak procesem. Może człowiek nie od razu będzie chodził regularnie do kościoła, nie przystąpi do sakramentów, ale zacznie zbliżać się do Pana, przyciągany przez piękno Ewangelii. Nie dziwią więc słowa papieża Franciszka, że „czas jest ważniejszy niż przestrzeń”. Dlatego dajmy ludziom wzrastać, towarzyszmy im, cały czas odnosząc się pozytywnie do Ewangelii jako sposobu życia.

Czytam teksty Teresy, odkrywam jak jest mi bliska. Nie podała konkretnego systematycznego schematu modlitwy, ale zwróciła uwagę na to, by być z Jezusem, by odkrywać Go w sobie, by po prostu do Niego mówić.

Więc jeszcze raz apeluję do wszystkich nas: WIĘCEJ JEZUSA, JEZUSA, JEZUSA! Tradycja, doktryna, teologia moralna, liturgia ma wielkie znaczenie, ale nie można od tego zaczynać ani wciąż na tym się koncentrować. Nie mamy „robić” jedynie religijnych ludzi. Ważne jest to, aby oni stawali się przyjaciółmi Jezusa, kochali Go, cieszyli się Nim. Kiedy dziś byłem na adoracji i wpatrywałem się w ciszy w mojego Przyjaciela, Jezusa, to weszła w moje serce wielka radość z Jego obecności, takiej wielkiej bliskości. I chciałbym, by każdy człowiek na świecie spotkał Jezusa, żywego, zmartwychwstałego, obecnego, otwartego na każdego z nas.

Czego więc potrzeba?

W dniu 15 października Kościół katolicki wspominał św. Teresę od Jezusa, reformatorkę zakonu karmelitańskiego. Święta ta jest Doktorem Kościoła, a to wiele znaczy. Wniosła w życie katolików (i nie tylko) odnowę przez życie kontemplacyjne, przez troskę o bliski wewnętrzny dialog z Jezusem w modlitwie ciszy. Czytam teksty Teresy, odkrywam jak jest mi bliska. Nie podała konkretnego systematycznego schematu modlitwy, ale zwróciła uwagę na to, by być z Jezusem, by odkrywać Go w sobie, by po prostu do Niego mówić. Inspirują mnie karmelitanki i karmelici bosi, którzy dwie godziny dziennie poświęcają modlitwie wewnętrznej. Zatrzymać się, chwycić Słowo i trwać w tym Słowie, czyli w Jezusie. Nie tyle metoda, ale miłość. I Jezus daje się doświadczyć.

Na to zwraca uwagę także umiłowany papież Franciszek: „Bez dłuższych chwil adoracji, modlitewnego spotkania ze Słowem, zadania łatwo pozbawione zostają sensu, a my czujemy się osłabieni z powodu zmęczenia oraz trudności i zapał gaśnie. Kościół ma ogromną potrzebę oddychania płucami modlitwy i cieszę się bardzo, że we wszystkich instytucjach kościelnych mnożą się grupy modlitwy, wstawiennictwa, modlitewnego czytania Słowa, nieustającej adoracji Eucharystii” (Evangelii gaudium, 262) oraz „Najlepszą motywacją, by zdecydować się głosić Ewangelię, jest jej kontemplowanie z miłością, zatrzymanie się na jej kartach i czytanie jej z sercem. Jeśli przybliżamy ją w ten sposób, zadziwia nas jej piękno, ponownie nas fascynuje. Dlatego tak ważny jest powrót do ducha kontemplatywnego, pozwalającego nam odkrywać codziennie, że jesteśmy adresatami dobra, które czyni nas ludzkimi, pomaga prowadzić nowe życie. Nie ma nic lepszego jak przekazywanie tego innym” (Evangelii gaudium, 264).

Bez sensu jest zaczynać od tego, by z człowieka zrobić dobrego katolika.

Więc do dzieła: więcej ciszy, więcej modlitwy osobistej opartej o Biblię, bez słów, z wiernością i miłością. Wtedy dopiero ma sens to, co na zewnątrz – liturgia, spotkania modlitewne, ewangelizacje, wielkie akcje duszpasterskie.

Odnowa Kościoła i odnowa każdego z nas ma tylko jedno źródło: kontemplacyjny styl życia.

A wspominając św. Teresę warto zwrócić uwagę również na to, że ona jako mniszka klauzurowa, kobieta, odnowiła i zreformowała Zakon, a co za tym idzie stała się narzędziem odnowy Kościoła. Rację ma więc papież Franciszek, że w Kościele potrzeba więcej kobiet w rozeznawaniu i w zarządzaniu. Kobieca wrażliwość jest nam wszystkim bardzo potrzebna.

Wpis ukazał się pierwotnie na Facebooku ks. Przemysława Sawy

doktor teologii, pracownik Instytutu Nauk Teologicznych UŚ, dyrektor Szkoły Ewangelizacji Cyryl i Metody, misjonarz miłosierdzia

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Odnowa Kościoła ma tylko jedno źródło
Komentarze (14)
JP
~Jarosław Piechota
1 grudnia 2020, 07:12
Pan Jezus powiedział nam że mamy Go kochać zachowując Jego naukę. I Kościół nam tą naukę wyjaśnia w tradycji, doktrynie, nauczaniu moralnym. Ksiądz proponuje nam subiektywne podejście do Ewangelii jak to robią protestanci.
AN
~Agucha Nieslucha
1 grudnia 2020, 22:20
nie wydaje mi sie aby o tym byl ten tekst. Ja tu widze cos co sama juz zaobserwowalam ze wychowujemy mlodych na religijnych ludzi a doslownie nie glosimy im Jezusa - kazania sa o tym jak zyc, co robic czwgo nie a nie o samym Jezusie - tak jakbysmy zalozyli ze skoro sa na Mszy, skoro urodzili sie w katolickiej to z automatu wierza! a przeciez sami apsotolowie najpierw glosili Ewangelie, najpoerw glosili Jezusa a potem nauczanie - najpierw mowiki o Jezusie a dopiero gdy ludzie Go przyjeli mowili im jak maja zyc, jak zmieniac swoje zycie. my dzis dzieci uczymy modlitwy, prawd wiary ale czy mowimy im o Jezusie czy tylko o t6m jak maja zyc zgodnie z nauka KK. Maluchy ladnie sie modla ale dla wielu z nich to tylko recytowana formulka bo nie wiedza kim jest Jezus , za to wiedza ze 'trzeba sie modlic, trzeba chodzic na Msze'. Nie ta kolejnosc :)
JP
~Jarosław Piechota
3 grudnia 2020, 07:10
Dziś są dziesiątki tysięcy denominacji chrześcijańskich które mówią dokładnie to co ksiądz aby głosić Jezusa. Powstaje pytanie który Jezus jest prawdziwy. Tym bardziej że sam Jezus mówił że pod Jego imieniem przyjdą inni jak również fałszywi prorocy. Kościele Katolickim mamy problem formacji dorosłych którzy nie interesują się swoją wiarą i nie przekazują jej w domu.
AN
~Agucha Nieslucha
1 grudnia 2020, 01:28
Super tekst! Więcej Jezusa, więcej głoszenia Ewangelii bo potem mamy tylko światło w lampie a nie mamy oliwy... Dokładnie tak!
TO
~Tomasz Ostański
30 listopada 2020, 17:51
„…izmy” Bywają bardzo złe, najgorsze jednak to pewnie te prowadzące do sch-izmy. Niedawno czytałem tu o manicheizmie, dziś o zapachu fideizmu. Czy w proporcjach rozumu i wiary to gorszy zapach od zapachu niedoszacowania tej drugiej? Gorszy to zapach od materializmu? Ten rok mający już i tak wielu patronów, wydaje się najlepiej byłoby ogłosić rokiem zmartwień o ubywających z kościoła. Starzy bo wygania ich pandemia, młodzi bo nie znajdują tego czego szukają. Dobry pasterz szuka zagubionej owcy. Nieroztropny szukając tej zgubionej, zgubi całe stado. Pytam zatem: A co z tymi źle uformowanymi? Co ze skoncentrowanymi na pobożności i zewnętrznej religijności, a nie na Jezusie, Ewangelii i duchowości? Co z babciami mierzącymi siłę swojej wiary ilością odmówionych różańców? Co z dziećmi inicjatywy ks. Blachnickiego (mającymi dziś już po 40 lat i więcej) dla których przywiązanie do dogmatu i liturgii jest pochodną życia duchowego? Złożyć na ofiarnym ołtarzu minionej historii? Reformować?
JW
~Jarosław Wójcik
30 listopada 2020, 14:47
A co Autor mówi o zagrożeniu Kościoła działalnością lawendowej mafii tutaj w Polsce?
AS
~Antoni Szwed
30 listopada 2020, 11:26
Bez sensu jest zaczynać od tego, by z człowieka zrobić dobrego katolika (chodzącego co niedzielę do kościoła, odprawiającego pierwsze piątki itd.). Naszym zadaniem, jako Kościoła, jest wskazywanie na Jezusa, zainteresowanie Nim tych, których spotkamy." Och, ciągle to samo, uczucia, przeżycia, odczucia... Nie można zainteresować Panem Jezusem, nie znając Go, polegając tylko na własnych wyobrażeniach. Pogłębione życie wewnętrzne, wręcz intymne życie z Jezusem, zakłada znajomość Jego nauki, przestrzeganie Prawa Bożego (w tym III Przykazania Dekalogu!), przystępowanie do sakramentów świętych, oddawanie Bogu czci TAKŻE poprzez staranne sprawowanie liturgii i uczestniczenie w niej. Trzeba również widzieć i rozumieć to, co chrześcijaństwo wniosło, i nadal wnosi w świat. Dziś w Kościele odchodzi się od rzetelnego przekazu nauki chrześcijańskiej na rzecz jakichś indywidualnych odczuć, przeżyć itd. To jest subiektywizm bez obiektywnego podłoża. Taka wiara szybko przeradza się w niewiarę!
HK
Heniek Klein
30 listopada 2020, 16:41
Pan traktuje wspólnotę Kościoła jak oddział wojska. Regulamin, dyscyplina i szkolenie. I nieustanny nadzór połączony z samokontrolą. Myśli Pan że Piotr - zwykły rybak który pewnie nie umiał czytać a zatem pewnie po raptem dwóch latach chodzenia z Jezusem nie znał Prawa na wyrywki, zaparł się Jezusa trzy razy i nie przestrzegał żadnych reguł odnośnie Sakramentów bo żadnych wyraźnych reguł jeszcze nie było - wpisałby się w Pański wizerunek dobrego katolika? Jak chce Pan przekonać do Jezusa tego kto w niego nie wierzy? Goniąc go kilka razy w tygodniu do kościoła na rytuały których nie rozumie i każąc uczyć się na pamięć przykazań i prawd wiary? Toż odpuści i ucieknie po tygodniu. Najpierw trzeba być ciekawym Jezusa. Jedynie z tej ciekawości może zrodzić się chęć poznania, może potem wiara (ta prawdziwa), miłość i chęć zadowolenia Jezusa - z miłości a nie ze strachu czy obowiązku. Myślę że tylko taka może być droga do tej prawdziwej, twałej wiary.
MN
~Maria N.
30 listopada 2020, 21:18
Prawo św. Piotr musiał znać, bo tego w czasach Chrystusa wymagano od każdego Żyda. Większość sakramentów już wtedy istniała. Wszyscy wiedzieli co robił św. Jan Chrzciciel w Jordanie, Eucharystię i kapłaństwo ustanowił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy, a spowiedź jak pierwszy raz ukazał się uczniom po zmartwychwstaniu. Zapewne św. Piotr wpisuje się w wizerunek dobrego katolika, bo Chrystus, którego on trzykrotnie się zaparł, pomógł mu się potem wyspowiadać i trzy razy powiedzieć: "Tak, Panie, ty wiesz, że cię kocham". Dobry chrześcijanin, to ten, co umie przyznać się do swoich błędów przed Bogiem. Piotr to uczynił. A przecież obowiązek spowiedzi jest jednym z pięciu przykazań kościelnych.
MN
~Maria N.
30 listopada 2020, 21:24
Chrystus nikogo nie musztruje i nikogo, kto w niego wierzy, na siłę nie przekonuje do siebie. On mówi: Jeśli chcesz... Ciekawość to poziom przedszkolaków. Zakładamy, że każdy dorosły człowiek, nawet młody i niepełnoletni swój rozum ma, nie żyje na Marsie i wie, co to chrześcijaństwo. Jemu trzeba pokazać piękno sakramentów i Dekalogu. Dekalog nie został nam dany po to, by nas zniewolić, ale by nas przed nami samymi ustrzec.
HK
Heniek Klein
30 listopada 2020, 22:26
Droga Pani, ciekawość to ni poziom przedszkolaka. To jedna z najpotężniejszych sił napędowych cywilizacji. To ciekaność pchała do badań Koprrnika, Newtona i wielu innych, których rezultaty przeobrażały świat. Uważam że w drodze do wiary również ciekawość - przynajmniej na początku - jest jednym z podstawowych magnesów mogących skłonić do poznania nauki Jezusa. A wolną wolą jest wybór tego co z tą wiedzą zrobić. Obawiam się że czas w którym młodzi ludzie wchodzili w decyzyjne życie niejako uformowani, z wpojonymi obyczajami w zakresie praktyk religijnych bezpowrotnie mija. Ci ludzie musieli podjąć decyzję żeby z Kościoła zrezygnować. Obecnie coraz większy odsetek stanowią młodzi ludzie bez ugruntowanych nawyków w zakresie praktyk religijnych. Oni musieliby podjść decyzję abu się zaangażować podjąć wysiłek. Dlaczego mają to zrobić jeśli nikt nie wskaże im - w sposób który ich przekona - dlaczego warto?
AS
~Antoni Szwed
1 grudnia 2020, 09:33
@ Heniek Klein Nikt nikogo chodzić do kościoła NIE ZMUSZA (to jakieś przesądy, że jest inaczej). Jeśli ktoś tam się pojawia, to czyni to z własnej woli. Ateiści, agnostycy nie wierzą w Boga i Bogu, to do niego nie chodzą i żaden ksiądz ni świecki ich do tego nie zmusza ani nie przekonują, że bezwzględnie muszą tam chodzić. Wspólnota katolicka nie może w tym względzie na nikogo wywierać presji. Wiara w Boga ZAWSZE jest oparta na wolności nie na przymusie (to protestanci w przeszłości nakładali kary finansowe na tych, którzy nie pojawiali się na niedzielnych nabożeństwach!!). Trzeba ODRÓŻNIĆ człowieka, konkretną osobę od nauczania Kościoła. To ostatnie ma być jasne, jednoznaczne, pozbawione dwuznaczności i mętnych określeń, które nie wiadomo jak interpretować. Chodzi o to, by każdy, kto chce być katolikiem, wiedział do końca w co wierzy i Komu wierzy. Dziś mamy w Kościele sporo zamętu, a to nie przyciąga, lecz odpycha od Kościoła potencjalnych wiernych.
MN
~Maria N.
2 grudnia 2020, 10:54
@Heniek Klein. Jeżeli dziś młodzi ludzie odchodzą z Kościoła bez ugruntowanych nawyków w zakresie praktyk religijnych, to jest to przede wszystkim wina rodziców. Katoliccy małżonkowie zobowiązują się podczas sakramentu małżeństwa, że wychowają dzieci w wierze katolickiej. Kościół, a szczególnie kapłani powinni im w tym pomóc. Na ile inni ludzie i kapłani rodzicom w tym pomagają, to inny temat. Dziś młodzi mają możliwość ugruntować swoje praktyki religijne, jest religia w szkołach i jest bardzo dużo ruchów religijnych przy Kościele. Nie można winić wszystkich, którzy starają się młodych przyciągnąć do Kościoła za to, że niektórzy młodzi nie chcą w nim być. Nie chcą, to nie chcą. Ich rzecz. Wiara jest łaską. Pan Bóg nad wszystkim czuwa i nie da Kościołowi zginąć.
TO
~Tomasz Ostański
30 listopada 2020, 10:13
„Tradycja, doktryna, teologia moralna, liturgia ma znaczenie, ale nie można od tego zaczynać ani na tym się koncentrować”. Jest taka myśl, jeżeli w zdaniu występuje „ale” to tylko druga część tego zdania jest ważna i prawdziwa. Ułożę je zatem inaczej: Co pozostanie jeśli porzucimy, odrzucimy, zrezygnujemy całkiem z tradycji, doktryn, teologii moralnej i liturgii? Zgadzam się, te aspekty nie stoją przed miłością. Są jej pochodną i zewnętrznym wyrażeniem. Jezus jednak, jak sam powiedział, nie przyszedł Prawa znieść lecz je wypełnić. Jaką my mamy wizję budowania przyszłości relacji człowieka z Bogiem? Znieść dotychczasowe Prawo i proroków, czy istniejące wypełnić na nowo Bożą miłością? Jest taka intuicja, że aby się narodziło nowe, stare musi obumrzeć. W wyjaśnieniu nie chodzi jednak o to jak stary człowiek ma wejść do łona matki. Nowe ma rodzić się w duchu nie w ciele. Może nie musimy uśmiercać tradycji, doktryn, teologii moralnej, liturgii. Może temu odrodzeniu wystarczy nawrócenie?