"Pojednanie jest możliwe dla nas wszystkich"
Podróż papieża do Kanady jest kolejnym krokiem w długiej pielgrzymce pojednania Kościoła katolickiego i rdzennych mieszkańców Kanady. Ucieleśnieniem tego pojednania jest ks. Cristino Bouvette – dyrektor ds. liturgicznych podróży apostolskiej papieża Franciszka. “Jeśli ja mogę być ucieleśnić pojednanie - to każdy może to zrobić” – mówi ks. Bouvette.
Ks. Bouvette wie bardzo dużo o krzywdzie, jaka spotkała rdzenne ludy Kanady. Bo spotkała ona jego własną babcię. W szkole rezydencjalnej, z dala od rodziców i rodzinnego domu spędziła ona 12 lat. „Miała 14 dzieci. I myślę, że przez całe życie musiała być naprawdę cudowną i niezwykłą matką, jej dzieci tak bardzo kochały ją i szanowały. Wiem, że wielu wychowanków tych szkół mówi, że z powodu rozłąki z rodzicami sami nigdy nie nauczyli się być dobrymi rodzicami. I rozumiem powody, dlaczego tak się działo, ale nie dotyczyło to mojej babci” – powiedział mi ksiądz Bouvette w „Między Ziemią a Niebem” TVP1.
„Babcia była cudowną, piękną osobą, a jej wiara była jedną z najważniejszych części jej życia, to było coś, czego nie narzuciła jej szkoła. Był to dar, było to dziedzictwo jej rodziny, ponieważ w jej rodzinie były już wcześniej trzy pokolenia chrześcijan. A więc było to coś znanego jej przed pójściem do szkoły, a nie coś, co musiała wziąć na siebie, przyjąć i zachować. To było w niej głęboko zakorzenione i to właśnie próbowała nam przekazać”.
Babcia księdza Cristino była protestantką, przez protestantów zresztą była prowadzona jej szkoła. To była babcia ze strony ojca – pochodziła z plemienia Kri. Dziadek był Metysem. Mama księdza Cristino jest Włoszką, i to właśnie wtedy ojciec duchownego przeszedł na katolicyzm – gdy poznał żonę.
Jak zareagowała Babcia gdy dowiedziała się, że jej wnuk zostaje katolickim księdzem?
„To po babci odziedziczyłem dar miłości do czytania Pisma Świętego i codziennego spędzania czasu ze Słowem Bożym. Dla niej to nie miało znaczenia, że będę katolickim księdzem, że jej wnuk wybrał taką drogę powołania. W momencie kiedy lepiej rozumiałem tę zależność Kościoła katolickiego i szkół rezydencjalnych obawiałem się, że może to ją zrani czy też przyniesie jej wstyd. Ale ona w ogóle nie miała takich uczuć. Powiedziała mi : 'Znałam też dobre zakonnice i księży i wiem, że będziesz jednym z nich'. Zachęta z jej strony była dla mnie źródłem wielkiej siły” - powiedział mi ks. Bouvette.
Babcia nie dożyła momentu w którym zobaczyłaby swojego wnuka jako dyrektora papieskiej pielgrzymki w Kanadzie. Ale rola, jaką odgrywa ks. Bouvette, nie jest tylko formalna.
„Nie chcę brzmieć zbyt patetycznie, ale mam nadzieję, że jestem ucieleśnieniem pracy, którą staram się wykonać. Staram się być pomostem między dwoma światami, Watykanem i całą jego strukturą i protokołami, a rdzennymi ludami, Połączenie tych dwóch światów może być czasami skomplikowane, ale czuję się bardzo komfortowo w nich obu. Nie jest mi niezręcznie zakładać sutannę, zachowywać się bardzo oficjalnie i mówić po włosku do urzędnika Watykanu. Ale jest mi też bardzo wygodnie siedzieć przy ognisku i słuchać opowieści starszych. Oba światy są moje. A więc jeśli mogę mieć, jak mówimy tutaj, stopę w obu światach, mam nadzieję, że daje to przykład wszystkim. Jeśli jest to możliwe w jednym człowieku, to jest to możliwe dla nas wszystkich”.
My już żyjemy tym pojednaniem, mówi ks. Bouvette. To nie jest coś nowego i nie jest to coś, co się zacznie, ponieważ przyjeżdża papież.
„Przyjeżdża, aby uczestniczyć w czymś, co już się dzieje. Dlatego tak ważny jest obraz, którego użył on pewnego dnia, obraz pielgrzymki. Kiedy idziesz na pielgrzymkę, dzieje się tak dlatego, że inni pielgrzymi przeszli przed tobą, a jeszcze inni pielgrzymi przyjdą później. A więc papież przyjeżdża po to, żeby uczestniczyć w czymś, co już się rozpoczęło i już dzieje się w naszym kraju. Ale jego wizyta da nam nowe pomysły i nowe sposoby, aby spróbować lepiej żyć”.
Symboliczne spotkanie dwóch światów zobaczymy już podczas powitania papieża – gdy zostanie on potraktowany jako jeden z „wodzów” na Niedźwiedzich Wzgórzach w Edmonton, w zachodniej Kanadzie. „To będzie jedna z najpiękniejszych chwil pielgrzymki” - mówi ks. Cristino, dodając: „Myślę, że będzie to bardzo wzruszające dla niego i dla całego świata, aby zobaczyć piękno i bogactwo kultury, która - choć starano się ją wyeliminować - nie zniknęła i jest nadal dla nas obecna i potrafi dzielić się swoim pięknem z nami”.
To właśnie wykorzenienie kultury jest dla ks. Bouvette znakiem, że krzywda ciągnie się w Kanadzie od pokoleń.
„Rząd Kanady chciał wykorzystać istniejący wcześniej system edukacji i ludzi, którzy go znali, aby odebrać rdzennym mieszkańcom kulturę, aby przekształcić ich w ludzi, którzy mogliby żyć w nowej kulturze , żeby powiedzieć, mamy teraz nowy kraj, jesteście teraz obywatelami tego kraju, więc nauczycie się „żyć po naszemu”. Przez to - mówi ksiądz – „umiem dzięki jednym dziadkom mówić po włosku, ale nie umiem mówić w Kri, bo mojej drugiej babci ten język został po prostu odebrany i nie mogła przekazać go mnie”.
Część dzieci była zabierana rodzinom, ale trzeba też pamiętać, że część rodzin sama oddawała dzieci na wychowanie w szkołach.
„Było też wielu rdzennych rodziców, którzy mówili - to jest teraz nasz kraj, tak się rzeczy mają, musisz iść do szkoły. Więc trzeba uczciwie powiedzieć, że nie chodziło też o to, że księża chodzili i porywali dzieci i zmuszali je do przyjścia i pozostania w szkołach. Wiele przekazów medialnych jest zbyt sensacyjnych i sprawiają one, że problem wydaje się gorszy, niż faktycznie był. To, co się stało, było wystarczająco złe. Nie musimy zamieniać tego dziś w coś jeszcze gorszego. Myślę, że ważne jest, aby ludzie mniej zaznajomieni z historią też to zrozumieli” – podkreśla ks. Bouvette.
Z drugiej jednak strony - papież, decydując się na przyjazd tutaj „mówi, że nie ukrywamy się przed tą historią. Nie udajemy, że tak się nie stało. I nie mówimy, że to nie było dla ciebie trudne, ani że nie sprawiało ci cierpienia. Potwierdza ich doświadczenie. Pierwsza część uzdrowienia to przecież powiedzenie: Przyznaję, że to spowodowało u ciebie cierpienie”.
Ksiądz Bouvette przyznaje też, że pielgrzymka jest już sama w sobie dowodem na społeczny proces pojednania zachodzący w kanadyjskim społeczeństwie.
„Jak do niej doszło? Tym, że kilku wodzów rozmawiało z kilkoma kardynałami w Watykanie i nagle – mamy papieską wizytę? Nie. Setki nierdzennych mieszkańców Kanady poświęciło na ochotnika więcej godzin swojego życia, niż przypuszczali, że mają do zaoferowania – po to właśnie, aby to wszystko się wydarzyło. Jest to niezwykłe i piękne świadectwo. To jest właśnie jedność, której wszyscy powinniśmy pragnąć w tym kraju. Wszyscy jesteśmy zaproszeni, aby stać się sąsiadami w tym kraju, widzieć siebie nawzajem jako sąsiadów, ponieważ dzielimy tę ziemię razem i możemy żyć w harmonii i jedności, jeśli będziemy mieli odwagę spróbować”.
Skomentuj artykuł