Problemem katechezy nie jest szkoła

(fot. shutterstock.com)

Jako osoba wierząca, która aktywnie uczestniczy w życiu Kościoła, z prawdziwą troską przysłuchuję się debacie o kryzysie katechizacji w szkole. Ponieważ jestem także rodzicem (jeden z moich synów studiuje teologię), dyrektorem i nauczycielem szkoły podstawowej z dość dużym stażem, pozwolę sobie na komentarz i spojrzenie na katechezę z różnych perspektyw.

Prawdę mówiąc trochę niepokoją mnie głosy tych, szczególnie wypowiadane przez ludzi Kościoła, którzy jako jedyny środek zaradczy widzą "wyrzucenie" katechezy ze szkoły oraz przeniesienie jej na powrót do salki parafialnej. Szczerze mówiąc nie przekonują mnie przytaczane przy tym argumenty, że kiedyś w salkach było dobrze, a dzieci przychodziły z ochotą i tłumnie.

To prawda, że tak było. Sam uczestniczyłem w takiej katechezie. Ale nie czarujmy się - dzisiaj jesteśmy w innej rzeczywistości. Społeczeństwo boryka się z innymi problemami, na katechetów czekają inne wyzwania. Inna też jest młodzież, a przede wszystkim świadomość rodziców.

Daleki byłbym również od odżegnywania od czci i wiary katechetów. Znam bardzo wielu oddanych, kompetentnych i wartościowych nauczycieli religii: zarówno świeckich, jak i księży oraz siostry zakonne. Są pełni poświęcenia, kochają Boga, Kościół i ludzi. Mimo to owoce tej pracy są często bardzo mizerne. Gdzie więc leży problem?

Problemów jest wiele i to bardzo poważnych. Pierwszy z nich nie jest bezpośrednio związany z katechezą, jednak uderza w jej podstawy. Coraz więcej polskich rodzin poważnie "choruje". Rodzice coraz częściej, przepraszam za określenie, hodują swoje dzieci zamiast je wychowywać. Spełniają ich pragnienie posiadania i nie stawiają przy tym żadnych wymagań.

Coraz bardziej też rodziny są zaniedbane duchowo. Często borykają się z problemami: brakiem pracy, wyjazdami " za chlebem", czasami nawet obojga rodziców. W zastępstwie dziećmi zajmują się dziadkowie lub dalsza rodzina.

Wszystko to, ma bardzo negatywny wpływ na samych małżonków, jak i na ich relacje z dziećmi. Coraz bardziej widać, że niestety praca i zarabianie pieniędzy, zaspokajanie materialnych potrzeb staje się głównym celem polskich rodzin. I to wcale nie tylko wtedy, gdy pieniędzy brakuje. Niejednokrotnie trud związany z pracą i zapewnieniem stabilizacji finansowej rodziny pochłania większość czasu i energii rodziców. Z tego samego powodu w rodzinach dochodzi do konfliktów i nieporozumień.

Następnym poważnym problemem polskiej rodziny, najczęściej młodych rodziców, jest brak determinacji i nieumiejętność przezwyciężania problemów oraz brak prawdziwej miłości, którą mylą z uczuciem zakochania. Plaga rozwodów, która jest efektem poszukiwania tzw. "prawdziwego szczęścia i prawdziwej miłości", jest tak naprawdę ucieczką od problemów. Problem ten bardzo dotyka dzieci i dorastającą młodzież.

Zburzona jedność rodziny ma bardzo negatywny wpływ na przeżycia duchowe dzieci i młodzieży. Nawet jeżeli rodzice starali się, przed rozwodem, przekazywać wartości chrześcijańskie i nie stracili kontaktu z Kościołem, to w obliczu rozpadu małżeństwa sytuacja się zmienia. Często, w wyniku braku nawet odrobiny dobrej woli na podjęcie próby przezwyciężenia kryzysu, rodzice stają się w oczach swoich dzieci po prostu niewiarygodni.

Bardzo ciężko katechetom wygrać rywalizację z Internetem i telewizją, z których coraz częściej młodzi ludzie czerpią wiedzę o otaczającym świecie. Konfrontacja dwóch światów: medialnego i duchowego, stanowi ogromne wyzwanie dla katechetów. W obliczu kryzysu rodziny, lekcje religii w szkole są bardzo często jedynym miejscem i jedyną szansą na to, aby młody człowiek mógł usłyszeć i doświadczyć Boga. Nie zabierajmy im tej szansy!

Ci, którzy opowiadają, że młodzież częściej wybierze religię, gdy lekcje będą odbywały się w salkach, po prostu się mylą. To nie te czasy! Salka może być tylko, nawet powinna być, miejscem dodatkowych spotkań dzieci i młodzieży oraz formacji wspólnotowej. Myślę, że kroki podjęte w tym względzie przez Abpa Górzyńskiego w Diecezji Warmińskiej są właściwe i trafnie określają kierunek zmian.

Co więcej, uważam, że przed poważnym wyzwaniem stoją wszystkie ośrodki kształcące nauczycieli katechetów. Nie nadążyły one, moim zdaniem, za społecznymi zmianami.

Nie można sobie pozwolić, aby religię w szkołach prowadzili "przypadkowi" nauczyciele, którzy nie nadają się do pracy w szkole w charakterze nauczyciela religii lub nie są odpowiednio przygotowani do pracy z dziećmi i młodzieżą. Uważam, że pilnie trzeba zmienić system, priorytety w kształceniu nauczycieli religii. Należy kłaść większy nacisk na metodykę, dydaktykę i praktykę. Co jeszcze bardziej istotne: na rozwój duchowy przyszłych nauczycieli, który jest źródłem z którego mają czerpać i podłożem do dawania osobistego świadectwa.

Bynajmniej nie umniejszam znaczenia wiedzy teoretycznej. Uważam jednak, że szczególnie w dzisiejszych czasach, ważniejsze jest to, żeby każdy nauczyciel religii był prawdziwym świadkiem Jezusa. Co z tego, że będzie cytował z pamięci dzieła teologów, jak już po kilku pierwszych spotkaniach z dziećmi wyczują one, że nauczyciel "gra". Że opowiada o Kimś, kogo tak naprawdę nie zna.

Niestety też, zwracam się tu z ogromnym szacunkiem, księża profesorowie uczący przyszłych katechetów, nie znają realiów polskiej szkoły. W ogromnej większości nigdy nie byli nauczycielami w przedszkolu, szkole podstawowej, gimnazjum, ani nawet w szkole średniej. Co najwyżej stracili ze szkołą kontakt wiele lat temu. Jak zatem mogą opowiedzieć przyszłym nauczycielom to z kim będą mieli do czynienia? Z czym naprawdę się spotkają?

Błędne założenia stawiane przez twórców programów i wykładowców na uczelni sprawiają, że po kilku miesiącach pracy nauczyciel katecheta może czuć się zdezorientowany. Okazuje się bowiem, że program i podręczniki nijak mają się do rzeczywistości. Zakładają one bowiem, że nauczyciele będą mówić i pracować z młodzieżą, która w zdecydowanej większości ma już jakąś wiedzę na temat religii.

Zakładają również, że dzieci wynoszą doświadczenie związane z życiem religijnym z rodzin. Że są wychowywane w wierze i w duchu chrześcijańskich wartości. A tak nie jest - w niektórych społecznościach jest nawet zupełnie odwrotnie.

Współczesny nauczyciel religii musi być dobrze przygotowany do pracy, musi znać i stosować atrakcyjne formy i metody pracy. Do swojej dyspozycji powinien mieć programy, pomoce dydaktyczne i podręczniki, najlepiej kilka do wyboru, uwzględniające realia klasy i środowiska. Niektóre diecezje oferują ciekawą ofertę doskonalącą dla swoich nauczycieli i dobrze zorganizowane wsparcie merytoryczne w postaci kursów i warsztatów metodycznych, niestety nie zawsze chcą z tego korzystać katecheci.

Katechetą nie może być osoba "letnia" - taka osoba nie będzie dla dzieci wiarygodna. W dzisiejszych realiach polskiej szkoły katecheta musi zaczynać się od głoszenia kerygmatu, a do tego konieczny jest przykład i świadectwo osobiste. Katecheta musi pociągać dzieci i młodzież swoim przykładem, osobistym doświadczeniem Boga, który jest dla niego źródłem szczęścia, miłości i prawdziwego pokoju. Pokazać uczniom, że warto Mu zaufać i z Nim żyć.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Problemem katechezy nie jest szkoła
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.