Proboszcz z Dzierążni

(fot. Jakub.hp [CC BY-SA 4.0])

Czy przypadkiem nasze moralno-teologiczne wymagania nazbyt nie przypominają ten fragment Łukaszowej Ewangelii: „Biada wam, faryzeusze, bo umiłowaliście pierwsze miejsca w synagogach i pozdrowienia na placach"?

Proboszczem mojej młodości był ks. Witold Korsak. Zarządzał dzierążyńską parafią w powiecie tomaszowskim lubelskim po Bożemu, czyli po ludzku. W czasie żniw, a wcześniej i później sianokosów, widząc że na niedzielnej mszy kościół świeci pustką, w następną niedzielę ogłaszał: "W ubiegłą niedzielę ze względu na słotę udzieliłem wszystkim parafianom dyspensy od mszy, żebyście mogli uratować zboże. Chleb jest od Pana Boga i nie można go marnotrawić. Za to teraz odmówimy Ojcze nas i Zdrowaś Mario". W ten sposób, zresztą na wyrost, uwalniał sumienia swoich owieczek od wyrzutów sumienia. Właściwie niepotrzebnie, jako że ani mojemu dziadkowi, ani ojcu, ani żadnemu innemu chłopu do głowy nigdy nie przyszło, żeby postąpić inaczej. Zamiast ratować zboże, iść do kościoła. Proboszcz oczywiście wiedział o tym, ale też za swój obowiązek uważał zwrócenie uwagi na więź, jaka niewątpliwie zachodzi między prawem i sumieniem.

Mając to wszystko w pamięci, nadziwić się nie mogę z jakimi kłopotami borykają się nasi biskupi i prezbiterzy, o czym niedawno pisał tutaj Tomasz Krzyżak. A tak na marginesie, ostatnio przypomniano nam, że imię Matki Jezusa powinno brzmieć Maryja a nie Maria. Ot problem, nie wiem tylko czyj. Może więc konsekwentnie powinniśmy wrócić do jenerała i Zofii? Ale wróćmy do proboszcza z Dzierążni. Nie wiem, czy ks. Witold Korsak wiedział cokolwiek o Karlu Rahnerze, pewnie nie. Nie tylko dlatego, że nie uczono o nim w seminariach, ale i dlatego że w tamtych czasach, lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte, państwowa cenzura nie dopuszczała do publikacji poważnych artykułów i książek teologicznych. Niemniej wspomniany proboszcz okazał się być tęgim teologiem i świetnym duszpasterzem.

DEON.PL POLECA

Otóż w wydanym w 1987 r. „Podstawowym wykładzie wiary” Karl Rahner SJ na s. 317 pisze: „W odniesieniu do przykazań kościelnych, nie mających bezpośrednio statusu przykazań Bożych, istnieje znacznie szerszy margines interpretacji ze strony jednostki, która niewątpliwie może uznać, że w pewnych okolicznościach nie jest w swoim sumieniu zobowiązana do przestrzegania określonego przykazania kościelnego, określonego kościelnego rozporządzenia. W takich przypadkach na przykład miłość, a nie tylko sytuacja przymusowa może nas zwolnić od przykazania kościelnego, całkiem niezależnie od tego, że istnieje oczywiście możliwość wyraźnej kościelnej dyspensy udzielonej przez władzę kościelną”. Otóż to, mój ojciec i dziadek, a z nimi inni chłopi i ich rodziny oraz proboszcz, nic nie wiedząc o rahnerowskich koncepcjach, dyspensowali się sami, bo tak dyktował im rozum i serce, sumienie. Nie tylko konieczność ratowania zbiorów, ale coś znacznie więcej, dyktowało im odstąpienie od przykazania. Tym czymś była troska o chleb, czyli o życie. A więc miłość, choć to słowo praktycznie w naszym słowniku nie istniało poza piosenkami, czy przyśpiewkami weselnymi i oczywiście w pieśniach kościelnych i czasami kazaniach. Bo niby po co mówić o czymś, o czym wiadomo, że jest. Zwyczajnie, nikomu z nas, dzieciom, ani przez chwili w głowie nie postała myśl, że ojciec czy matka mogą nas opuścić.

W podobnym duchu podchodzono do piątkowych i wielkopostnych powstrzymywań od spożywania mięsa. O rybach na wsi nie było co marzyć. Kiedy więc przychodziła wiosna, a po niej lato i jesień, i trzeba było ponad siły harować w polu i zagrodzie, potrzebne było mięso a nie kartoflane placki czy chrupiące bułeczki. Babka moja, zwyczajem ludzi starych, opowiadała, że przed wojną to dopiero były posty. Kiedy pewnego razu w wielkim poście znaleziono na drodze skorupki z jajka, cała wieś zamarła z przerażenia, ze strachu przed bożą karą. Za mojej młodości, już bez takich obaw, na wiosnę, przed żniwami i przed wykopkami zakłuwano wieprza i jak kto umiał, tak konserwował mięsi i bez skrupułów zajadaliśmy w piątki barszcz z „mięsną wkładką”. Również wtedy gdy zjawiali się w dzień postny goście, na stół wjeżdżała patelnia smażonego mięsa z cebulą i z jajkiem. Przysłowie gość w dom, Bóg w dom, rozumiano dosłownie i ofiarowywano gościom co się miało najlepszego. Nie chcę idealizować tzw. religijności ludowej, ale nie mogę nie widzieć jej pobożnego realizmu. Moi dziadkowie i rodzice, ale i nasz proboszcz wiedzieli, że to oni mają dać jeść, i nie ma co pokładać nadziei na skuteczność dzwonka loretańska, którym odstraszano nadchodzącą burzę, ani polegać na cudach, które jakoś zdarzały się zawsze gdzieś tam, ale nie u nas w Źwiartowie. Choć moi rodacy pewnie zdziwiliby się niezmiernie, słysząc, że Jezus z Józefem tak jak oni dzień w dzień zarabiali pieniądze, a Maryja stała przy kuchni, a raczej palenisku i prała, jak u nas mówiono, smaty.

Spróbujmy więc, biskupi i prezbiterzy, w kontekście artykułu Tomasza Krzyżaka, oraz wypowiedzi Karla Rahnera SJ i tradycji ludu Bożego spojrzeć na wymóg tzw. niedzielnego obowiązku, zachowania postów, czy innych praktyk religijnych, uważanych za nieomal konieczne do zbawienia. Czy przypadkiem nasze moralno-teologiczne wymagania nazbyt nie przypominają ten fragment Łukaszowej Ewangelii: „Biada wam, faryzeusze, bo umiłowaliście pierwsze miejsca w synagogach i pozdrowienia na placach. Biada wam, bo jesteście jak niewidoczne groby. Ludzie chodzą po nich i nic o tym nie wiedzą. Wtedy odezwał się do Niego jakiś znawca Prawa: «Nauczycielu, mówiąc takie rzeczy i nas znieważasz». On odparł: «Biada i wam, znawcom Prawa, bo nakładacie na ludzi ciężary, których nie można unieść, a sami ani jednym palcem ich nie dotykacie»” (Łk 11,43-46).

jezuita, poeta i publicysta, absolwent KUL, wykładowca homiletyki w Collegium Bobolanum Papieskiego Wydziału Teologicznego. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Autor wielu książek, w tym kilku tomów poetyckich

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Proboszcz z Dzierążni
Komentarze (37)
AA
~Adam Adi
14 grudnia 2020, 21:36
Proszę zauważyć, że wtedy ksiądz, a tym bardziej zakonnik używał na codzień stroju duchownego. A ja, mimo wszystko, cieszę się, że w moim domu rodzinnym było inaczej. Post był postem, a niedziela była niedzielą.
TO
~Tomasz Ostański
18 listopada 2020, 16:47
I Proboszcz z Dzierążni i ojciec Oszajca mają rację. Łuskanie kłosów w szabat nie jest zbrodnią. Tak myślę, skoro tak twierdził sam Jezus. Szabat jest dla człowieka nie człowiek dla szabatu. Podobnie dekalog jest dla człowieka, nie człowiek dla Dekalogu, Jednak czym tak naprawdę jest hesed (tłumaczony na różne sposoby) każdy powinien odkryć i zrozumieć sam. W końcu po to człowiek dostał sumienie. Sam decydujesz jaka jest twoja relacja z Bogiem, jakie jest twoje przymierze.
DL
~Dariusz Liwski
10 listopada 2020, 23:06
To tak juz jest, ze ja ksiadz chodzi bez sutanny, to mysli po swiecku
JB
~Jacek B.
10 listopada 2020, 19:13
Jak zwykle w punkt. Czekam na więcej.
MM
~Majka Majka
10 listopada 2020, 16:02
te wymagania kościelne są niegłupie, bo wprowadzają pewną systematyczność, konsekwencję i zorganizowanie w nasze życie religijne. bez nich mobilizacja jest znacznie trudniejsza, ja się za przykazania kościelne na Kościół nie obrażam, jako osoba ze słabą wolą w sumie cieszę, że ktoś mnie tak dopinguje!
MW
~Maciej Wylężek
9 listopada 2020, 22:03
Delikatnie zwracam uwagę, że Rahner to heretyk.
RD
~Robertus Dianthus
11 listopada 2020, 23:54
Podobnie de Lubac, Chenu, Congar, de Chirden, Balthazar, Schillebeeckx, Kung, Dupuis, Haight, Sobrino, Bouillard, Daniélou, Bouyer, Dubarle, Metz i wielu, wielu innych. To teraz proponuję grę w bingo i zaznaczyć sobie wszystkich, których teologia nauczana jest obecnie w seminariach. Jeśli jest to teologia z cyklu "ą ę", to zapewne wszystkich. Akurat zdecydowana większość studentów uczy się Rahnera i już (niestety) na nikim nie zrobi wrażenia Pana ostrzeżenie. Karl Rahner jest tu autorytetem, w dobrym tonie jest się na niego powoływać.
AK
~Andrzej Kowalczyk
9 listopada 2020, 18:15
Człowiek jaki jest każdy widzi. Jeżeli ma coś zrobić, albo nie zrobić, to zdecydowana większość wybierze to drugie. Jeżeli ma się czemuś podporządkować, albo ominąć, to wiadomo co zrobi. Tacy jesteśmy. Są sprawy ważne i mniej ważne. Istotne jest to, abyśmy w drodze samodyscypliny potrafili dostrzec, w jakim obszarze marginesu mogę się poruszać. Jeżeli robię cokolwiek, co może nie jest najlepsze, ale w jakimś sensie racjonalnie uzasadnione, to jest to usprawiedliwione. Jeżeli mam świadomość, że nie jest to norma, ale wyjątek i w dogodnej sytuacji wracam do normy to okey. Wymaga to jednak od nas dojrzałości. Jeżeli w każdy piątek jemy mięso, a w sobotę naleśniki z jagodami, to chyba nie o to chodziło, jeżeli od wczesnej wiosny do późnej jesieni tak planujmy prace polowe, że najwięcej czasu mamy zajęte w niedzielę, to też nie to.
KP
~K P
9 listopada 2020, 17:32
Mądre, piękne, budujące słowa Oszajcy. Potrzebne na dziś. Pochwała rozumu. Pochwała rozsądku, o które tak trudno dziś. Zawsze się znajdą krytycy, tak jak faryzeusze krytykowali Jezusa bo uzdrowił w szabat. Ot wiedział Jezus aby dać przykład triumfu miłości i rozsądku nad suchym prawem. A tak przy oazji kardynał Gulbinowicz i równi mu na pewno przestrzegali obowiązku mszy w niedzielę i niepracowania w niedzielę i postów też pewnie choć nie widać. Ale rozumu i miłości to tam za grosz z tego nie przybyło...
KW
~Krzysztof Wojakowski
8 listopada 2020, 18:43
Jakoś tak nie do końca zgadzam się z tym podejściem do postu, pracy w niedzielę... Owszem, mój dziadek oraz ojciec czasem zbierali zboże w niedzielę, zwozili siano, czy kartofle (jak się u nas mówiło). Jednak w ten dzień znajdowali czas na to, by pójść rano do kościoła. Najczęściej rano... na pierwsza mszę, gdyż na wsi wstawało się wcześnie, czyli ok. 4:30, lub 5:00 . Mięso jadło się dwa, czasami trzy, lub cztery razy w tygodniu. A tak, normalnie, dominowały różnego rodzaju kluchy, zacierki, kopytka, naleśniki, itp., więc z postem w piątek, czy we środę popielcową lub w Wielki Piątek nie było problemu.
TC
Tomasz Ciski
8 listopada 2020, 08:02
Pamiętam tego surowego poetę-kapłąna jak odprawiał wieczorne Msze niedziene o 21 u św.Andrzeja Boboli. To była najpóźniejsza Msza święta w Warszawie. Dla tych zapewne którzy wracali do Warszawy ze słoikami na cały tydzień i tych, którzy od rana w letnie ipiękne dni woleli dzień zakończyć Eucharystią a nie zaczynać. Lubiący się wyspać albo pracujący w niedzielę, itp... A czemuż uznałem tego ksidza poetę surowym? Poniewa te późne Msze, to Msze ciche. bez organów, bo organista też czowiek i nie będzie kiblował w Dzień Pański od 6 rano do 22 bo to jest 16 godzin pracy. Znaczy podwójny trud. Rozchodzi się o to, ż w cichej Mszy, podczas przygotowywania eucharystii, ksiądz wypowaiada głośno formuły a wierni odpowiadają - czego nie robi się na Mszy granej z organami, bo wtedy my śpiewamy a kapłan formuły wypowiada szeptem. Księżulo nasz w swojej surowości gromił nas spojrzeniem albo i nawet czasem upomniał słowem znad ołtarza, kiedy prawie nikt tych formuł nie wypowiadał, bo i ch nie znał.
GW
~Gość w dom
9 listopada 2020, 13:48
Takie recytowane Msze to moje ulubione!
M*
Monika * Monika
9 listopada 2020, 16:17
Ja też pamiętam msze księdza Oszajcy u Boboli. Bardzo mi się podobały, nie zauważyłam niczego nie na miejscu. Żadnej surowości! Raz jakiś wierny uparcie śpiewał, wówczas ksiądz wytłumaczył mu grzecznie, że śpiewać może na innych mszach. Pełna kultura.
JB
~Jacek B.
10 listopada 2020, 19:19
Pamiętam jego msze u lubelskich wizytek... Wysoki poziom wymagany dla właściwego odbioru jego słów.
TC
Tomasz Ciski
8 listopada 2020, 07:58
Śwętny tekst. Prawie. Bóg woli posłuszeństwo niż nabożeństwo. Tylko jak wybrać pomiędzy psłuszeństwem oddawania czci Bogu w Dniu Pańskim a posłuszeństwem czynienia sobie ziemi poddanej i zebrania plonów właśnie tego dnia? Jak zamienić Nabożeństwo w Dzień Pański i w nakazane posty, na nabozeństwo do przykazania miłości i tłustego popasu kiedy przyjdzie gość w Adwencie albo WIelkim Poście? Jak nie urżnąć sie nienabożnie w te okresy abstynencji i umiaru ustanowione przez Boga? No jak? Może jednak obłudicy nie mają takiej siły przekonywania innych obłudników, bo ja o.Oszajcy nie rozumiem.
KW
~Krystian W.
7 listopada 2020, 23:01
Ja z kolei nadziwić się nie mogę, jak pięknie można zrobić z igły widły. Czytałem tekst red. Krzyżaka i przyznamy nie bardzo rozumiem o jakich problemach biskupów on pisze, a tym bardziej nie rozumiem tekstu Wacława Oszajcy SJ. Jest dyspensa, czy jej nie ma, to jeśli w Eucharystii może uczestniczyć bardzo ograniczona liczba osób, to jest to obiektywna trudność i tyle. Dyspensa ma tu więc raczej charakter porządkujący. Otóż wobec powszechnej obiektywnej niemożności uczestnictwa w Eucharystii poszczególni biskupi parafrazując Ewangelię, zdejmujà z wiernych ciężar moralnego osądu. Są wierni, którzy tego potrzebują(oczekują) i są tacy, którzy tego nie potrzebują, jednakowoż sama reakcja episkopatu jest oczywista i zrozumiała nawet dla przeciętnego świeckiego. Czego zatem nie rozumie autor, było nie było Jezuita...
TS
~Taki Sobie
7 listopada 2020, 16:30
Bardzo mądry tekst, bez nadęcia, a z mądrością i szacunkiem, zrozumienie różnicy pokoleń, znaków czasu, troche z "kiedyś " i teraz, no i świat wokół nas z "kiedys" i teraz. No i wcale się tak nie różnimy. Miło, ze można być dojrzalym starszym Panem a niekoniecznie nadętym, pouczającym, niewiele już "łapiącym" i nie pamiętającym już swojej młodości starym durniem. Czego i niektórym komentującym życzę.
KW
~ka we
7 listopada 2020, 14:56
Co do podanego przykładu znam kontrprzykłady prostych ludzi których spotkałam ze 20 lat temu i którzy mówili "Nigdy nie zbierałem w niedzielę i jakoś nie zdarzyło się żebym musiał głodować". Co do tej konkretnej sprawy: to wydaje mi się sztucznym problemem. Jak jestem chora to też nie idę i nie potrzebuję do tego specjalnych dyspens od biskupów. Uogólniając: nie da się zbudować wiary tylko na formalizmie i na prawie kościelnym i rozporządzeniach biskupów lub proboszczów (zresztą one się różnią w zależności od diecezji), ale niewątpliwie rozwija się ona jako osobista odpowiedź i poddanie swojego życia prawu Bożemu.
KP
~katolik pomniejszego płazu
7 listopada 2020, 12:11
Czy aby wnuki i prawnuki tych włościańskich zuchów są jeszcze wierzące?
IK
~In Kab
7 listopada 2020, 12:55
A pańskie są?
EA
~Ewa Adam
7 listopada 2020, 13:58
A jak to chcesz sprawdzić? Bo do kościoła chodzi i pości co piątek całe mnóstwo niewierzących. Ba, nawet do spowiedzi chodzą i komunię przyjmują. Tylko, że z sąsiadem zza płotu od lat nie rozmawiają, bo uważają, że on najpierw powinien przeprosić, "bo kiedyś jego pradziadek, naszemu pradziadkowi..." :-))))
KS
Konrad Schneider
7 listopada 2020, 15:29
Dobre pytanie, ale mysle, ze tak. Sa jeszcze wierzace. Tak jak wszyscy Polacy!
KP
~katolik pomniejszego płazu
7 listopada 2020, 21:44
@In Kab - nie mam wnuków, natomiast wnuki moich dziadków są wierzące. z tym, że dziadek nigdy nie pracował w niedziele kosztem Mszy.
KP
~katolik pomniejszego płazu
7 listopada 2020, 21:45
@Ewa Adam - opisujesz grzesznych, ja piszę o niewierzących.
KP
~katolik pomniejszego płazu
7 listopada 2020, 21:48
@Konrad Schneider - a ja myślę, że są tzw. nowymi ateistami
IK
~In Kab
7 listopada 2020, 23:49
Jak wszyscy? To kiepsko.
KS
Konrad Schneider
9 listopada 2020, 08:35
~katolik pomniejszego płazu: Oczywiscie ma Pan racje. Uzylem sarkazmu.
AW
~ania waliszko
7 listopada 2020, 11:51
oj to religijność rodziny tegoż jezuity była marna, dlatego już nie dziwię się jego poczynaniom
IK
~In Kab
7 listopada 2020, 13:00
A jaką religijność pani reprezentuje, teoretyczną? Proszę dać przykład i opowiedzieć nam. Najłatwiej uczymy się przez przykłady innych. A ja opowiem o znanej mi kobiecie, która leżała krzyżem przed ołtarzem, prowadziła kółko różańcowe, ale umierając przez wiele miesięcy, nie pojednała się z własną siostrą. Można codziennie chodzić do kościoła na msze św. i na wszystkie nabożeństwa, jakie były w pobliżu jej kościoła parafialnego, ale nie mieć miłości i pokory.
EA
~Ewa Adam
7 listopada 2020, 13:53
Nie z religijności nas Bóg będzie sądził, ale z okazywania miłości.
DL
~Dariusz Liwski
7 listopada 2020, 20:24
Tak. Wedlug pierwszego przykazania milosci bedzie nas sadzil z milosci do Boga. Brak ludzi w kosciele to raczej zaprzeczenie tego przykazania. Teraz juz wiem skad czerpal wzorce Ojciec Jezuita
IK
~In Kab
7 listopada 2020, 23:52
Ale odnosi się pani do religijności rodziny Ks. Oszajcy. Nawiasem mówiąc było to wyjątkowo niegrzeczne zapytanie .
GU
Grażyna Urbaniak
8 listopada 2020, 10:35
Ewo-Adamie - będziemy sądzeni również (a nawet przede wszystkim) z okazywania miłości Bogu. Jezus to krótko objaśnia :"Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje". Zachowywanie przykazań to wyznacznik religijności. Wychodzi więc na to, że twoje zdanie jest mylne.
KP
~katolik pomniejszego płazu
8 listopada 2020, 17:18
@ Ewa Adam - religijność jest okazaniem miłości Bogu. no chyba, że mówimy o miłości bezobjawowej. wtedy można pomyśleć, że jest zwykłym lenistwem
KS
Konrad Schneider
7 listopada 2020, 11:06
Fajne!
MT
~Marcin Tomczak
7 listopada 2020, 10:55
Czas założyć koloratkę i sutannę, wyjść do ludzi szukających Boga, a nie chować się za łachami świeckimi (przegląd garderoby świeckiej imponujący). Nie lękajcie się, nawróćcie się zagubieni Jezuici i wierzcie w Ewangelię. Amen
AJ
~anita janas
7 listopada 2020, 11:53
on już jest w zasadzie świeckim człowiekiem - zbliża się do niejakiego Sowy przez którego wypowiada się Nycz