Epidemia się rozpędza. Co zrobią polscy biskupi?

Epidemia się rozpędza. Co zrobią polscy biskupi?
fot. Episkopat news / flickr.com

Na niektóre pytania i wątpliwości trzeba sobie odpowiedzieć samodzielnie. Myślę, że warto, by księża i biskupi mocno to teraz wyakcentowali. Teraz, gdy miliony Polaków szykują się do wyjazdów na cmentarze jest na to odpowiedni czas.

Na ostatnim posiedzeniu Konferencji Episkopatu Polski w Łodzi biskupi dzielili się między sobą doświadczeniami jakie przyniosła ze sobą pandemia koronawirusa. Katolicka Agencja Informacyjna donosiła, że hierarchowie mówili m.in. o „staraniach o to, by godzić wskazania służb sanitarnych z życiem duszpasterskim”. „Biskupi zdają sobie sprawę, że pandemia koronawirusa wpłynęła znacznie na spadek uczestników niedzielnej Mszy św., zwłaszcza tych, którzy chodzili do kościoła ze względów kulturowych, tradycyjnych” - podkreślano.

Niemal natychmiast po zebraniu biskupów liczba zachorowań poszła w górę. To już nie 250-300 dziennie jak pod koniec marca, gdy hierarchowie zdecydowali się na udzielenie wiernym dyspensy od uczestnictwa w niedzielnych nabożeństwach i przeniosły się one do świata wirtualnego, lecz 5-6 tys. dziennie. Lada moment biskupi staną przed podobnym jak wiosną dylematem. Zwłaszcza, że nabożeństwa okazują się być – wbrew temu co twierdzą niektórzy duchowni – ogniskami zakażeń. W ubiegłym tygodniu sanepid w Garwolinie poszukiwał wiernych, którzy uczestniczyli w mszach i przyjmowali komunię z rąk zmarłego na koronawirusa kapłana. Parafia w Zalesiu Dolnym ze względu na chorobę proboszcza zawiesiła do odwołania wszystkie nabożeństwa, wirus obecny jest w gdańskim seminarium duchownym, chorych jest także kilku biskupów.

DEON.PL POLECA

Wiosenne dyspensy biskupów związane były z ograniczeniami wprowadzanymi odgórnie przez rząd. Najpierw ustalono limit 50 osób w świątyni, potem zmniejszono go do pięciu, następnie liczbę wiernych ustalano na podstawie wielkości danego kościoła czy kaplicy. Siłą rzeczy wierni nie mieli możliwości uczestnictwa w liturgiach. Dziś sprawa przedstawia się inaczej. Limitów – poza tzw. strefami czerwonymi - nie ma. I choć rząd ograniczył liczbę uczestników wydarzeń sportowych czy kulturalnych, to o wprowadzeniu podobnych zasad w kościołach na razie nic nie mówi. Ale dyskusja wróci. Na Słowacji, która ma mniejszą liczbę zakażeń niż Polska, ordynariusz diecezji spiskiej, bp Štefan Sečka na razie zdecydował o odwołaniu publicznych mszy św. w dni powszednie, ale na niedzielnych wprowadzono limit 50 osób. Z możliwością zamknięcia świątyń liczą się także włoscy biskupi.

W Polsce na przełomie maja i czerwca, gdy wydawało się, że sytuacja się stabilizuje, biskupi odwołali dyspensy od uczestnictwa w niedzielnych eucharystiach. Część odwołała ją bez wprowadzenia jakichkolwiek wyjątków. Inni przypomnieli, że niektóre osoby są z obowiązku zwolnione (na przykład te pozostające w kwarantannie). Jeszcze inni utrzymali dyspensę dla osób powyżej 65 roku życia, tych którzy mają jakieś objawy infekcji, a także tych, którzy czują obawę przed zakażeniem. Mamy zatem do czynienia z trzema różnymi rozwiązaniami. Nie ma jednolitego stanowiska, bo o dyspensie nie postanawia Episkopat Polski, ale biskupi stojący na czele danej diecezji. Trochę słabo to wygląda, bo inny rygor może obowiązywać w Krakowie, inny w Gdańsku, a jeszcze inny w Poznaniu czy Warszawie. Z tą ostatnią sytuacja jest jeszcze ciekawsza, bo może się okazać, że inaczej jest na jej lewym brzegu, a inaczej na prawym… Dezorientacja wiernych murowana.

Co zatem zrobić? Biskupi wiedzą lepiej niż jakiś tam dziennikarz, ale wydaje się, że koniecznym jest przypomnienie zasady ogólnej, która stanowi, że niemożność wypełnienia obowiązku po prostu z niego zwalnia. Słusznie kilka miesięcy temu zauważył na łamach „Więzi” ks. Andrzej Draguła: „Wtedy odpowiedzialność za podjętą decyzję spada na wiernego, który sam w swoim sumieniu musi ocenić, czy rzeczywiście ma do czynienia z obiektywną niemożnością. Warto przypomnieć, co mówi na ten temat Katechizm Kościoła Katolickiego: »Człowiek ma prawo działać zgodnie z sumieniem i wolnością, by osobiście podejmować decyzje moralne«. Także w odniesieniu do obowiązku Mszy św. niedzielnej – dodajmy. To on ma ocenić okoliczności, które ewentualnie sprawiają, że nie może wypełnić jakiegoś moralnego obowiązku”. No tak, ale przecież ludzie lubią wiedzieć co można, czego nie. Czarno na białym. Ale żaden biskupi dekret nie zastąpi sumienia i mojej – indywidualnej – odpowiedzialności moralnej.

Na niektóre pytania i wątpliwości trzeba sobie odpowiedzieć samodzielnie. Myślę, że warto, by księża i biskupi mocno to teraz wyakcentowali. Teraz, gdy miliony Polaków szykują się do wyjazdów na cmentarze jest na to odpowiedni czas. Oczywiście istnieje niebezpieczeństwo, że odwołując się do zasady ogólnej wierni w przyszłości będą szukać przeróżnych wymówek, by tylko „wykręcić” się od niedzielnej eucharystii. Spadek liczby wiernych w kościołach może być jeszcze większy niż teraz. Odejdzie pewnie jeszcze wielu katolików „kulturowych”. Pytanie tylko czy chodzi o utrzymanie stanu posiadania czy autentyczną wiarę. Z tym muszą się zmierzyć duszpasterze. Im szybciej tym lepiej.

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Tomasz Krzyżak

Mało jest w Polsce osób, które wzbudzają tak skrajne opinie. Ona jednak wydaje się tym zupełnie nie przejmować. Taki ma charakter, podobno niełatwy.

Ponad 60 lat temu jako młoda kobieta, była więźniarka obozu w Ravensbrück,...

Skomentuj artykuł

Epidemia się rozpędza. Co zrobią polscy biskupi?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.