Próby przezwyciężenia triumfalizmu

ks. Tomáš Halík

Cywilizacji chrześcijańskiej, triumfującej pod wieloma względami na polu kulturalnym i politycznym, zaczęło grozić, że popadnie w triumfalizm.

W okresie średniowiecza Kościół wziął na siebie ogromną odpowiedzialność za cywilizację europejską, a projekt "chrześcijaństwo" (christianitas) przyniósł wiele cennych owoców. Równocześnie jednak cywilizacji chrześcijańskiej, triumfującej pod wieloma względami na polu kulturalnym i politycznym, zaczęło grozić, że popadnie w triumfalizm. Kościół widzialny będzie utożsamiany w pewnym okresie z Kościołem doskonałym, a "cywilizacja chrześcijańska" z Królestwem Bożym (lub z apokaliptycznym "tysiącletnim panowaniem Chrystusa", jak w teorii millenaryzmu) - ze wszystkimi skutkami, jakie tego rodzaju pycha wywołuje.

Z nastaniem moderny projekt ten jako polityczno-kulturalna formacja rozpadł się, ale jako ideał - w wysoce idealistycznej i romantycznej postaci - stał się przedmiotem tęsknot niemałej części katolików. Budowali oni potem, z błogosławieństwem wielu papieży, przez całą epokę nowożytną - od oświecenia do Soboru Watykańskiego Drugiego - "katolicyzm", katolicki świat kultury, jako kontrkulturę wobec zwycięskiego projektu moderny. W ramach tej ideologii interpretowany był również kult niektórych świętych - do dziś na przykład znajdujemy wizerunek Joanny d’Arc na plakatach skrajnie nacjonalistycznej partii francuskiej prawicy (pewnie jako przeciwieństwo Marianny w czapce frygijskiej, symbolu "drugiej Francji").

Sobór Watykański Drugi wyraźnie przypomniał różnicę między Kościołem w konkretnym momencie jego dziejów a "Ecclesia triumphans", definiując Kościół za pomocą starotestamentowego obrazu pielgrzymującego Ludu Bożego - i wprowadzając liczne reformy, postanowił odrzucić symbolikę i mentalność triumfalistyczną. Wielkim aktem symbolicznego odejścia od triumfalizmu było publiczne wyznanie historycznych win Kościoła - słynne "mea culpa" papieża Jana Pawła II w Środę Popielcową jubileuszowego Roku 2000.

DEON.PL POLECA


Z pewnością pod wieloma względami ów odwrót od triumfalizmu pozostał "niedokończoną rewolucją". Wydaje się, że największe zadanie czeka na teologów w zakresie eklezjologii, ewentualnie w dziedzinie eklezjologii, nauki o Kościele, w połączeniu z pneumatologią, nauką o Duchu Świętym. O Kościele myśli się dzisiaj nie tylko jako o "Mistycznym Ciele Chrystusa", ale jako o "ikonie Trójcy Świętej" - natomiast Duch Święty wyobraża ową dynamikę i wolność Bożego działania poza widzialnymi, instytucjonalnymi strukturami Kościoła.

Z drugiej strony, posoborowe "aggiornamento" na pewno nie miało służyć zagubieniu perspektywy "punktu Omega" dziejów Kościoła i bezkrytycznemu kompromisowi z zeświecczoną kulturą humanistyczną późnej epoki nowożytnej: trzeba jednak przyznać, że pewien odłam Kościoła nie potrafił oprzeć się tej drugiej pokusie. Krytycy posoborowego rozwoju wydarzeń pytają, czy reformatorski nurt po Soborze Watykańskim Drugim przyniósł podobną falę świętych, jaka wyłoniła się w ramach "katolickiej reformacji" po Soborze Trydenckim. Niełatwo na to pytanie dzisiaj odpowiedzieć. Wiemy oczywiście, że wspólnota świętych jest szerszą rodziną, niż lista osób beatyfikowanych i kanonizowanych, aczkolwiek watykańskiej Kongregacji do spraw Świętych nie sposób w ostatnich dziesięcioleciach zarzucić niską produktywność.

Myślę, że długotrwały spór wokół roli i znaczenia Soboru Watykańskiego Drugiego między obrońcami "ciągłości" dziejów Kościoła a jej przeciwnikami rozstrzygnie się w końcowej fazie na korzyść nurtu, z którego wyłonią się osobowości zdolne swoim stylem życia w sposób przekonujący odpowiedzieć na "znaki czasu", kiedy to następują rewolucyjne zmiany paradygmatów cywilizacyjnych.

Tak, trzeba mieć przed oczami przykład postaci, które pokazują, jakie konsekwencje dla Kościoła ma owo wyrzeczenie się triumfalizmu - jak bardzo przez to rośnie pokora, cierpliwość, tolerancja, otwartość na innych, a jednocześnie odwaga bycia znakiem, bycia drogowskazem ku temu celowi, od którego jeszcze jesteśmy tak oddaleni, do którego to oddalenia tutaj się przyznajemy.

Tomáš Halík - czeski ksiądz katolicki, potajemnie wyświęcony na kapłana w czasach komunizmu, wykładowca Uniwersytetu Karola, rektor praskiego kościoła Najświętszego Salwatora, aktywnie uczestniczy w życiu publicznym, był jednym ze społecznych doradców prezydenta Václava Havla. Laureat Nagrody Templetona w 2014 r. Fragment pochodzi z jego książki "Wzywany czy niewzywany, Bóg się tutaj zjawi"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Próby przezwyciężenia triumfalizmu
Komentarze (1)
12 listopada 2016, 16:53
"Budowali oni potem, z błogosławieństwem wielu papieży, przez całą epokę nowożytną - od oświecenia do Soboru Watykańskiego Drugiego - "katolicyzm", katolicki świat kultury, jako kontrkulturę wobec zwycięskiego projektu moderny". W zasadzie można by darować sobie strzępienie języka wobec rewelacji przedstawiciela czeskiego Kościoła upadłego ,który to wyciera sobie gębę papieżami przedsoborowymi gdyby nie jeden ważki szczegół. Halik jest bowiem przedstawicielem Kościoła służalczego w tym najgorszym tego słowa znaczeniu.Propaguje on bowiem ideę wchodzenia w sempiternę suwerenowi dzisiejszego świata - demo-liberalnemu molochowi.Kościół wedle Halika ma dopasować się do demosa spłodzonego na nienawiści do Niego, dzięki czemu otrzyma przytulną suterenę w blokowisku róznorodności.Nie dziwi więc opluwanie przedsoborowej rzeczywistości.W rzeczywistości tej bowiem Kościół potrafił znaleźć dystans do systemów politycznych.Dziś składa on głęboki pokłon demosowi łasząc się ja piesek do swojego pana.Właśnie ten bałwochwalczy stosunek do demokracji jest najgorszą trucizną jaka dziś toczy Kościół.Z niej wynika fałszywy ekumenizm, wolność religijna jak i rozpasany kolegializm.Halik składa więc swymi tekstami ofiary na ołtarzu demosa, zapomina jednak jak i wielu jemu podobnych ,iż demoliberalna kreatura nie jest wieczna i kiedyś trzeba się będzie rozliczyć z łamania I przykazania.