Przykra wojenka o papieskie dziedzictwo

(fot. Kasia / flickr.com / CC BY-SA 2.0)

Jan Paweł II ma w Polsce swoje pomniki i liczne ronda w większych i mniejszych miejscowościach. Ma też instytucjonalne centra, które - to dobrze - pielęgnują i przekazują dalej jego dziedzictwo. Ale czy rzeczywiście towarzyszy naszym codziennym wyborom?

To pytanie postawili nam autorzy akcji billboardowej "Karol Wojtyła. Twój kandydat w codziennych wyborach" z warszawskiego Centrum Myśli Jana Pawła II. Inicjatywa bardzo się nie spodobała środowisku także skupionemu wokół kultywowania pamięci papieża z Polski, czyli krakowskiemu Centrum Jana Pawła II. Czy to jeszcze jedna odsłona starej wojenki między "warszawką" a "krakówkiem"? Czy to (niezamierzona) walka dwóch okołokościelnych instytucji o schedę po Janie Pawle II? Tak czy inaczej - nie wygląda to dobrze.

Bardzo podobała mi się kampania billboardowa "Konkubinat. Nie cudzołóż" (pisałem o tym felietonie dla Deon.pl). Przyznam szczerze: jeszcze bardziej podoba mi się ta obecna, zainicjowana przez CMJPII. Jest kontrowersyjna? "Koliduje" z gorącym okresem przedwyborczym? Świetnie! Tego nam właśnie trzeba - wchodzenia w przestrzeń publiczną, docierania do ludzkiej świadomości właśnie wtedy, gdy ludzie najmniej się tego spodziewają, daleko od utartych schematów i przyzwyczajeń Polaków, w większości ochrzczonych, ale często dalekich od Kościoła i wiary rzymskokatolickiej.

Jaki jest główny przekaz tej "kampanii z Janem Pawłem II"? Bardzo prosty. Mówi on, że nasze wybory życiowe, wybory polityczne, domowe, rodzinne, towarzyskie, zawodowe, pracownicze, szkolne, studenckie, choćby najdrobniejsze - powinny mieć przede wszystkim wymiar etyczny i duchowy. Jan Paweł II na tych billboardach jest świadkiem wiary, a nie monumentalną bogoojczyźnianą pamiątką, kimś tak wysoko usadowionym na piedestale, że w ogóle go stamtąd nie widać.

Bardzo dobrze, że właśnie teraz, w czas kampanii wyborczej, ma miejsce ta akcja. Bo dzięki niej możemy sobie uzmysłowić, że nasze życiowe decyzje nie sprowadzają się do tego, że jesteśmy "za" lub "przeciw" tej czy innej partii, że nasze wybory etyczne stoją przed wyborami/sympatiami politycznymi czy stricte utylitarystycznymi. Musimy w życiu - choć niejednokrotnie jest to trudne i wbrew popędom naszej ułomnej i grzesznej natury - kierować się osądem między dobrem i złem. I więcej jeszcze: musimy rozeznawać dobro i zło po chrześcijańsku.

Na marginesie: jeśli krakowskie Centrum Jana Pawła II jest tak wyczulone na obronę "sacrum" i stosownego wizerunku papieża z Polski, to proponuję stały monitoring postumentów i pomników Jana Pawła II, jakie powstają w całym kraju, a nierzadko - mówiąc eufemistycznie - nie grzeszą estetyką i próbują połączyć niezbyt udolnie sacrum i cześć dla papieża-Polaka ze zwykłym pacykarstwem i kiczem religijnym. Naprawdę sporo jest w tej materii do zrobienia, co widać w okolicach kościołów, na publicznych placach, kramach w czasie festynów okołoreligijnych. To jest prawdziwe wyzwanie - przeciwstawienie się fali kiczu, który za jedne swoje usprawiedliwienie ma to, że jest "religijny".

Niestety, w dzisiejszych realiach bardzo łatwo jest wszystko upolitycznić i to w złym tego słowa znaczeniu. Stąd nie tak rzadkie opinie, że kampania "Karol Wojtyła. Twój kandydat w codziennych wyborach" sprzyja jednej z partii politycznych, bo jest taka "luzacka". Ale naprawdę trudno dostrzec racjonalne przesłanki za taką argumentacją. Przecież wszyscy znamy fotografie, często reprodukowane i rozpowszechniane przez przeróżne katolickie i świeckie media, księdza/biskupa Wojtyły jeszcze z czasów nim został papieżem. To zdjęcia z sytuacji nieoficjalnych, z jakichś podróży krajoznawczo-rekreacyjnych, itp. Czy one także są w jakiś sposób "polityczne"? Skądże. Mają nam tylko i aż uświadamiać, że ksiądz Wojtyła był blisko ludzi, blisko wiernych, że nie był księdzem "zamkniętym na plebanii", że nie bał się przebywać pośród świeckich w sytuacjach nieoficjalnych i konfrontować się z ich życiem, ich radościami i kłopotami.

Myślę, że bardzo nam trzeba pamięci o takim "zwykłym" Janie Pawle II, a nie kimś raz na zawsze zastygłym w spiżu. Potrzeba nam pamięci o człowieku, który z ufnością i uwagą patrzył ludziom w oczy, który był radosny, ale potrafił się też mocno rozgniewać - także na nas, Polaków. Pytał, czy jesteśmy wierni, czy staramy się być wierni Ewangelii i Kościołowi, czy tylko markujemy tę wierność na różne sposoby. Jan Paweł II wciąż może dawać nam okazję do rachunku sumienia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Przykra wojenka o papieskie dziedzictwo
Komentarze (33)
V
vatyipity
24 marca 2015, 23:43
Ile można pisać o jednej sprawie? Pani Marta, pan Krzysztof, niedługo pan Piotr i pani Jola napiszą swoje referaty oby tylko zapełnić rubrykę. Moim zdaniem obrazy świętych mają JEDNOZNACZNIE wywoływać poczucie wyższych wartości, czegoś wspaniałego, czegoś co sięga nieba, a facet w garniturze i krawacie może kojarzyć się z przebiegłym biznesmenem, który spekuluje jak tu wykiwać Państwo na podatku albo pracowników, zatrudniając ich na umowy śmieciowe. WY REDAKTORZY NIE WIECIE JAK TO JEST Z TAKIMI KRAWACIARZAMI, BO MACIE CIEPLUTKIE POSADKI DZIĘKI PEWNEJ GRUPIE, KTÓRA WAS SPONSORUJE! I niech autor nie porównuje fotografii księdza/biskupa Wojtyły jeszcze z czasów nim został papieżem do tej obecnej, ponieważ: 1. na tamtych zdjęciach papież był SOBĄ, ubrany skromnie itd 2. przeważnie dołączone było JEGO hasło lub cytat np "NIE LĘKAJCIE SIĘ" czy coś podobnego. A tu co jest? Kłamstwo w obydwu wymienionych przeze mnie punktach. A może by tak św. Franciszka z Asyżu przedstawiać na obrazach w garniturze np. Kitona? Biedny i święty warszawiak XXI wieku. Jakby to poprawiło samopoczucie wśród niektórych bufonów. Czy wszystko co warszawskie jest (musi być) najlepsze na świecie?
R
Reprobus
26 marca 2015, 17:01
Czyżby Kraków??? Ból i żałość wielka, wielkie emocje i stereotypowe skojarzenia, a logiki i pozytywów brak. Smutno.
D
Damian
24 marca 2015, 20:38
Zgadzam się z opinią autora na temat warszawskiej kampanii blilbordowej. Nie mniej jednak wzbudza mój osobisty sprzeciw apropata dla akcji dotyczącej konkubinatu jako grzechu. Szczerze wątpię abym na forum uzyskał dopowiedz autora, ale pytanie zadam mimo wszsytko. Czy akacja potępiająca ludzki grzech zamiast akcji pokazującej piękno życia zgodnego z Ewangelią, np. "Małeżństwo - szansa na piękne życie", ma zdaniem autora uzasadnienie? Czy tak postępował w obliczu grzechu sam Jezus Chrystus ? Wątpię. Dal mnie to akcja którą określiłbym mianem: "Religijność bez serca". Pozdrawiam, Damian z Wrocławia
24 marca 2015, 14:22
@Milosc – mam do Ciebie pytanie. W związku z Twoją sporą aktywnością na forum Deonu od jakiegoś czasu, jednak wolałbym mieć jasność. Jaką religię/wyznanie/ideę reprezentujesz? Zależy mi na szczerości, a nie owijaniu w bawełnę, żebym mógł Ciebie lepiej i czytelniej zrozumieć:)
24 marca 2015, 23:18
Witaj Rafale, nie reprezentuję żadnej religii/wyznania/idei oprócz własnego rozpoznania najwyraźniej tak opartego na wielu powyższych jak i swojego doświadczenia. Mówię i piszę szczerze zawsze, choć jak zauważyłeś, "z zewnątrz" ubierane jest to w ramy. Dla mnie one "już" nie istnieją, ale dzięki temu, że "kiedyś" istniały, rozumiem to i akceptuję. Kiedy piszę - patrzę z pozycji osoby, która "wcześniej" też tak pojmowała i łączę z tym jak pojmuję "teraz", by pomóc rozszerzyć perspektywę. Słowa w cudzysłowie zamieszczam po to, by odnieść się do linearnego poczucia czasu, w którym żyjemy, a który jest tą chwilą, w której zachodzi wszystko jednocześnie. Dziękuję za to pytanie. :)
R
Radość
25 marca 2015, 03:32
Ja bym umieścił w takich ramach: samooświecenie z elementami okultyzmu
25 marca 2015, 07:07
A posiłkujesz się w tym wskazaniami duchowymi jakichś innych ludzi, jeśli tak, to jakich? Czy też wiedzę swoją czerpiesz wyłącznie z czytania samej siebie?
25 marca 2015, 10:47
Cóż, z pewnością chrześcijaństwo było punktem wyjścia, jednak przez lata życia obcowałam też z ludźmi innych wyznań i tak naprawdę zawsze interesował mnie przede wszystkim człowiek, jego dążenia i zmagania z wiarą. W międzyczasie czytałam Ramthę, a w przełomowym momencie u siebie sięgnęłam po myśli Dalajlamy, potem Sri Nisargadatta Maharaja, Alberta Einseina, Giordano Bruno, wskazówki Bhante Sujato, channellingi Abrahama - Hicksa i Bashara, a jednym z ostatnich punktów wędrówki był Neale Donald Walsch. To kilka znanych nazwisk, które przytoczyłam dla nakreślenia obrazu, lecz można powiedzieć, że to wiedza i mądrość tych ludzi mnie znajdowała. W mojej drodze towarzyszy mi ktoś, kto przypomniał mi jak to jest kochać bezwarunkowo i to ta Jedność jest dla mnie najbardziej właściwym Przewodnikiem, gdyż niesie spokój i zaufanie. Pielęgnuję to i rozwijam, bo skoro raz przypomniane - po prostu pamiętasz i kroczysz tą ścieżką dalej. Im więcej czasu poświęcamy na rozwój na wielu płaszczyznach i im więcej się rozjaśnia, tym więcej  rodzi się nowych pytań – i sam odpowiedzi już „dostajesz”, przypominasz je sobie, a tak naprawdę są zawsze w zasięgu. Wewnętrzny dystans, nieskończenie dużo dobrej woli bez spodziewania się nagrody, dawanie bez domagania się dla siebie, obserwowanie  świata i ludzi, neutralnie. Miłość, akceptacja i współodczuwanie. To naturalnie piękne i nieskończenie ciekawe.
25 marca 2015, 14:14
Bardzo ładnie to opisujesz. Tak naprawdę każdy chce dobrych rzeczy, w ostatecznym rozrachunku... Intryguje mnie jedna rzecz – a co w dążeniu do dobra, poznawaniu innych punktów widzenia, różnorodnych doznań duchowych w innych religiach, przeszkadza Ci zaufanie Jezusowi Chrystusowi? Oddanie Mu swojego życia, żeby to On, jako Boski Mistrz prowadził Ciebie bardzo indywidualnie? Przecież to najczystsze Słowo Wcielone Ciebie stworzyło i zna Ciebie na wylot tak, jak nikt na świecie. Zna Twoje najskrytsze pragnienia i wie oraz chce, żebyś je realizowała już nawet na tym ziemskim padole. Jak to kiedyś rewelacyjnie zobrazował Fabian Błaszkiewicz - jako swego rodzaju dopiero larwy – bowiem prawdziwym, całkowicie wolnym, przepięknym motylem będziesz dopiero po zbawieniu:)
25 marca 2015, 16:18
Widzisz Rafale, Jezus Chrystus jest i dla mnie Wielkim Nauczycielem, Mistrzem, Synem Bożym, Istotą Świadomą, Człowiekiem... W Kościele (tak nauczona?) postrzegałam Jezusa jako odrębną istotę, którą należy kochać całym sercem ponad wszystkimi innymi. A to u mnie zwyczajnie "nie zdawało egzaminu". Po prostu czułam, że w jakimś stopniu oszukiwałabym samą siebie gdybym miała wypowiedzieć słowa "Jezusa kocham najbardziej" (bardziej niż...).  Dopiero po bardzo intymnym i osobistym doświadczeniu, spojrzałam na naukę Jezusa w nowym świetle, tj. stało się dla mnie jasne, że to nie tę odrębną osobę mam kochać najbardziej, ale we wszystkich istotach widzieć właśnie jedną i tę samą miłość i spokój. Widzisz, odnoszę wrażenie, że wśród wielu wyznawców nadal pokutuje postrzeganie Jezusa jako kogoś odseparowanego, innego ("lepszego") niż oni sami Człowieka-Boga, co z kolei  powoduje, że nadal ludzie są gotowi sprzeczać się między sobą co do wypowiedzianych słów (czyż "niegdyś" to samo niezrozumienie nie doprowadziło nas do Jego ukrzyżowania?). Dla mnie nauka Chrystusa jest prosta "miłujcie się wzajemnie tak jak ja was umiłowałem" - tj. tak samo, gdzyż wszyscy jesteśmy Jednym. Jezus sam nazywa się naszym bratem czyli stawia znak równości pomiędzy ludźmi i sobą. Wiem, że tak samo kocha Ciebie, mnie, wszystkich... To jest Rafale moje zrozumienie nauki, którą głosił Chrystus. Dla mnie jest ona oczywista, lecz każdy ma prawo do swojego rozpoznania.   Obserwuję wśród wyznawców chrześcijaństwa niepopularność myśli o własnej boskości godnej dziecka Bożego. Przez całe wieki mimo wszystko podtrzymywana jest iluzja oddzielenia. Ma ona swój głębszy sens. Ale to już temat na nową dyskusję. :)
25 marca 2015, 17:43
Nie zgadzam się z tym, że my i Bóg to jedno. Tak mógł być może myśleć Niosący Światło. Jesteśmy odrębnymi istotami. Bóg jest odwieczny, 100% boski, a my - choć zaplanowani przed wiekami -  zmaterializowaliśmy się w konkretnym odcinku czasu, jesteśmy ludzcy, jakie by w nowym świecie po tamtej stronie nie dano nam szaty. Poza tym Milosc mam duży zgrzyt. Gdyby moja żona, prawie 15 lat temu, gdy mi ślubowała w pewnym kościele, mówiła mi, tak jak Ty się wypowiadasz o Jezusie, a potem szukała innych bogów, albo sama siebie czyniła boginią równą Bogu… Ehhh...
25 marca 2015, 19:23
Rafale, rozumiem dlaczego możesz się nie zgadzać. Spróbuję inaczej. Nie musisz się zgadzać - po prostu potrafimy dokładnie tak samo coś postrzegać, ale też potrafimy (jeśli chcemy) zmieniać perspektywę patrzenia, prawda? Wiesz, Boga objąć i opisać... to dopiero by było! To jakby opisać wciąż nowe doświadczenia wszystkich istot, działania całego wszechświata, z uwzględnieniem wszystkich zachodzących w nim procesów przy zachowaniu Jednej Stałej "Jestem, który jestem" :) Choć każdy na swój sposób może próbować - czyż to nie urocze samo w sobie? :) Można się dzielić, ale nic nie odda własnego rozpoznania. Każdy z nas żyje i kroczy swoją ścieżką. Jednak z jednego źródła się wywodzimy i do jednego zmierzamy. Zgodzisz się? Ostatecznie samym przyjdzie nam stanąć przed obliczem Jednego. Myślisz, że będzie ono całkowicie różne od tego, które znasz? Piszesz "jesteśmy odrębnymi istotami", ja - "wyodrębnionymi". I jeden i drugi ma rację. Dla mnie wyodrębnione zawiera jednak "choć odrębne, to pochodzące z tego samego źródła". Na poziomie mikrokosmosu można się tu pokusić o analogię do komórki macierzystej, Pierwotną Esencję, Stwórcę Wszystkiego przenoszę na skalę makro. W pytaniach o Boga... zapewne po to mamy ten konkretny odcinek w materialnej postaci, by go poznać jak najdokładniej, by przyglądać się detalom, bo to na ich podstawie możemy poznawać mechanizmy działania i re-kreacji. I zawsze warto zacząć od siebie, bo my tym mikrokosmosem jesteśmy. Co do szukania innych bogów :) Myślę, że żona wybierając widzieć całe życie twarz męża, widzi właśnie "twarz Chrystusa", a więc oblicze miłości, zaufania, podpory, zrozumienia,... I pozostając ze sobą "na dobre i na złe" i nawet jak śmierć rozłączy, można mówić o bezwarunkowej miłości. Nie jestem odbiorcą, a sprawcą swojego życia. Co powiesz na to?
25 marca 2015, 19:39
Jeszcze jedno Rafale. Gdybym miała opisać Boga jednym tylko słowem, z pewnością byłby to... Spokój.
?
?
25 marca 2015, 20:45
Święty? ;)
25 marca 2015, 20:57
Tak, ale nie mieściło się w jednym tylko słowie :))
26 marca 2015, 08:26
Oj Milosc, dlaczego chcesz tak ograniczyć Nieograniczonego? Spokój o którym piszesz – to mi się kojarzy z nirwaną… Rozumiem, gdybyś nie poznała Jezusa… A może Ty jednak nie poznałaś prawdziwego Syna Bożego, który za Ciebie umarł na krzyżu i wyzwolił ku wolności dziecka Bożego? Zaufaj Mu, pomódl się i poproś, żeby poprowadził Ciebie w dalszym życiu:)
26 marca 2015, 08:51
Dla mnie Spokój jest po prostu nieograniczony i nieskrępowany. Jest pełną i absolutną Wolnością. A Ty, czyż nie o Spokój modlisz się (do Boga właśnie) dla dusz, które odeszły?
26 marca 2015, 09:26
Spokój? W Cywilizacji Niebiańskiej? Tam to dopiero będzie prawdziwe życie, a nie ta marna ziemska namiastka. Pełną piersią i 100%-ową realizacją samego siebie w jedności (a nie: jednym) z Bogiem.
26 marca 2015, 09:46
A widzisz, to się dogadaliśmy - dla mnie też pełen spokój to prawdziwe życie :) Co więcej, ten stan jest do osiągnięcia już tu i teraz. :)
MA
Marek Aureliusz
24 marca 2015, 13:41
                     Drogi Autorze !                      Jedno małe pytanie może wyjasnić ...wszystko , no, prawie wszystko , pytasz czy Jan Paweł drugi stymuluje nasze codzienne wybory ...ok,ale w jaki sposób ? W czasie jego życia wśród nas i lata po jego śmierci czy kościół nauczajacy wydał choć jedną książkę poświęconą  praktycznej realizacji jego nauczania ? taki poradnik w rodz. Jan Paweł drugi mówil o rozwiązaniu takiego a nie innego problemu społ. [ trochę tego było ] ten problem naszym zdaniem nalezy rozwiązać  tak to a tak , proszę wymienić chociażby jedno takie wydawnictwo . Wychodzi na to ,że nauczyciel wymaga od ucznia tego czego nie nauczył ... Opoowiedź tkwi moim zdaniem w oficjalnym [ tak] sformułowaniu swej misji przez kościół nauczający. Wg. niego koscioł nie formułuje gotowych rozwiązań np. strukturalnych ale wskazuje ogólne zasady. Czy ktoś kiedyś posługiwał się niegotowym komputerem albo jeździł niegotowym samochodem ?...nie polecam . To nie  jest prawda ,że wierni nie wykonują nauki Jana Pawła II,  owszem wykonują ale...ogólnie . Jaki nauczyciel taki i uczeń, czego tutaj mozna nie rozumiec ? prosta jeśli nie prymitywna zależność , zrozumiała nawet dla dziecka.
A
alkit
24 marca 2015, 13:16
Artykuł na zasadzie szukania na siłę "plusów dodatnich" dla faktów dokonanych. I w tych znalezionych od biedy można przyznać rację, jednak tylko przy fałszywym założeniu równie twórczego i refleksyjnego podejścia do konsumpcji (działanie także podprogowe) przeciętnego odbiorcy billboardu. Szkoda też, że z tego błędnego założenia dostało się również krakowskiemu Centrum Jana Pawła II panie Wołodźko.  
JC
Jezus Chrystus
24 marca 2015, 10:54
I znowu ci moi domniemani uczniowie kłócą się o to który lepszy. I po co ja to kółko rybackie zakładałem? Może lepiej było zainwestować w rabiniczny judaizm?
24 marca 2015, 07:26
> Stąd nie tak rzadkie opinie, że kampania "Karol Wojtyła. Twój kandydat w codziennych wyborach" sprzyja jednej z partii politycznych, bo jest taka "luzacka". Luzackość jest słabszą okolicznością, choć sama zachęta do brania udziału w wyborach jest uderzająco podobna do poprzedniej/poprzednich kampani zachęcającej/zachęcających do udziału w wyborach przykrojonymi pod dostarczenie korzyści konkretnie PO. Bardziej niesmacznym elementem jest hasło eksponujące dokładnie słowo 'zgoda' które jest eksplicite hasłem wyborczym kandydata PO. Pan Bóg oczywiście jest w stanie zrobić ze zła dobro, ale to nie powód, by udawać Greka. Sam papież zapewne zapytywałbyłby się dlaczego to tak dużo ludzi w Polsce popełnia samobójstwa - więcej, niż ginie w wypadkach drogowych (co i Panu - zwykle uwrażliwionemu na sprawy społeczne obce być nie powinno), zamiast przyklepywać ulukrowaną fikcję uczciwych wyborów, szczególnie w świetle orgii niewytłumaczalnych wydarzeń mających miejsce przy ostatnich wyborach samorządowych. Osobną oczywiście sprawą jest, czy reakcja 'krakówka' na działania 'warszafki' była najtrafniejsza.
Jack French
24 marca 2015, 13:53
Zanim się odniosę do tych argumentów, mam pytanie: jaką ocenę u pana wywołał bilboard na temat konkubinatu/grzechu?
24 marca 2015, 14:10
Ocena jest IMO sprawą wtórną, pierwotną jest zasięg rażenia. Ocena - ani specjalnie za ani specjalnie przeciw, zasięg rażenia - w szerszej skali news "na parę minut" zmieciony prze kolejne cycki Dody, albo mamęmadzi. W skali, która może na kimś zrobić wrażenie głębsze niż "newsowatość", raczej znów ocena w okolicach neutralnych, bo nie przekonuje mnie skuteczność takich metod do takich działań. Omawiany billboard również de facto w kategoriach "siły rażenia" oceniam neutralnie, bo nie sądzę, żeby zmienił kogoś nieprzekonanego w przekonanego, albo przekonanego "za" w przekonanego "przeciwko" (lub vice versa).
Jack French
24 marca 2015, 15:10
Rozumiem. W takim razie nie uważa pan, że plakat z papieżem poza podtekstem odnoszącym się do szablonu kampani PO, nie jest dobrym przypomnieniem polakom, że istniał w ogóle taki ktoś jak papież? Mało tego, istniał taki ktoś, głosił pewną naukę, pouczenie wobec nas - polaków. A więc skoro był, głosił, to należałoby wziąć pod uwagę jego nauczanie przy tak ważnym wyborze, jakim jest urząd prezydenta. Przecież historycznie właśnie ta osoba przyczyniła się w wielkim stopniu do tego, że takowy wybór w ogóle mamy. Dlatego też osobiście uważam, że nie jest to neutralne, że takowy plakat, nawet w takiej formie zawisnął. Niech polacy sięgają pamięcią do tego co było, chociaż zgadzam się, że na pewno nie będzie pospolitego ruszenia ku zakupie encyklik itd itd... Ale coś zawsze jest więcej od nic. Uważam, że nauczanie papieża jest słabo rozpowszechniane i sama jego postać zanika w odmętach rytualnego śpiewania barki na Mszy, tudzież wspominania habemus papam...  Nie sądzi pan zatem, że dobrze się stało, że takowy plakat zawisnął? A ten szablon PO. No cóż, jeżeli twórca to działacz tej partii, trudno się dziwić. Każda partia robi takie i gorsze zagrywki, średnia klasa polityczna to nasze słodkie bagienko. Nie usprawiedliwiam i nie popieram tej formy, ale jest to dla mnie nivil novi.
24 marca 2015, 21:01
Nie, nie sądzę, że dobrze, iż taki plakat zawinsął, bo przycznia się jeśli do czegoś, to do dalszej pauperyzacji obszarów onegdaj otaczanych nimbem szacunku. W niewielkim uproszczeniu efekt jakiego po zawiśnięciu się spodziewam jest efektem rzucania pereł przed wieprze. NB: Zdaje się, że wskazówka o nierzucaniu pereł przed wieprze to jedno z tych martwych pouczeń dla otwartersów i sympatyków.
Jack French
27 marca 2015, 12:06
Uważa pan, że ogół społeczeństwa (jako adrsat) pełni rolę wieprzy, a bilboard z wizerunkiem papieża perłą? W sensie zgadzam się, że takowy wizerunek jest perłą, ale tej perle nie umniejsza wartości to, w jaki sposób zostanie odebrana przez zwykłych obywateli, a wręcz tej perle należy się miejsce w przestrzeni publicznej. Tak btw, zgadzałbym się z tym, że rzucanie pereł przed wieprze jest głupie, gdybym tylko kierwał się zasadą logiki i zdroworozsądku. Ale chrześcijaństwo uczy, że czasami trzeba zastąpić logikę i zdroworozsądek czymś innym, nie tak?
K
katecheta
23 marca 2015, 23:03
Mądry tekst, podpisuję się obydwoma rękami! Ja zresztą ten kontrowersyjny plakat rozumiem także jako przestrogę wyborczą - nie walczmy przeciw sobie, jesli powołujemy się na dziedzictwo JPII! On uczył, że solidarność to i jeden, i drugi, nigdy jeden przeciw drugiemu!
23 marca 2015, 23:34
Wszyscy jesteśmy Jednym i tym samym. Ewentualnie walczymy jedynie z sobą. A to, co istotne to nie walka lecz spokój. :)
24 marca 2015, 07:44
Spokój jest zawsze upragnionym stanem działania każdej mafii.
24 marca 2015, 11:23
Stan działania? Hm, ciekawe zestawienie. :)
24 marca 2015, 12:22
Zjadłem "dla", mea culpa. Stanem dla działania, powinno być.