Religijność młodych - co poszło nie tak?

(fot. Katie Treadway on Unsplash)

Powoływanie się na to, że wielu młodych ludzi chodzi na religię, bierze ślub kościelny i chrzci swoje dzieci, świadczy nie tylko o naiwności, ale także o lęku przed przyznaniem, że jednak coś poszło nie tak.

Raport opublikowany przez Pew Research Center dotyczący religijności młodych Polaków jest jak spojrzenie w lustro po wielu dniach, podczas których prowadziliśmy niezbyt higieniczny tryb życia, a jednocześnie unikaliśmy oglądania własnej twarzy, by nie dostrzec na niej śladów zaniedbania. Można obrazić się na brak litości, jaki zwykle cechuje zwierciadła, można tłumaczyć, że mamy dziś wyjątkowo złe oświetlenie - ale można też wyciągnąć wnioski.

Spadek czy przemiana?

DEON.PL POLECA

Badania przeprowadzone przez Pew Research Center miały na celu porównanie religijności osób przed i po 40. rokiem życia w 108 krajach na świecie. I chyba wielu z nas, wierzących Polaków, już szybciej spodziewałoby się Hiszpańskiej Inkwizycji, niż następującego wniosku:

Ze wszystkich przebadanych państw, największy spadek religijności - z generacji na generację - nastąpił w Polsce.

Tak, w kraju nad Wisłą, który opiera się na "chrześcijańskich wartościach" i niedawno obchodził 1050. rocznicę Chrztu, a w każdym mieście przynajmniej jeden obiekt jest nazwany imieniem św. Jana Pawła II, młodzi ludzie najszybciej ze wszystkich krajów odchodzi od Kościoła i religii.

Ciekawe jest również to, jak odbywa się nasza laicyzacja - młodzi Polacy wciąż mają w zwyczaju bywać w kościele (choć też stają się "nienachalni" wobec Boga), ale... przestają się modlić - jak mówią wyniki badania, W Polsce codziennie modli się 39 proc. starszych i tylko 14 proc. młodszych. To generacyjny spadek o 25 punktów procentowych. Większy zanotowała tylko Japonia.

A przecież modlitwa jest podstawą budowania osobistej, głębokiej relacji z Bogiem, absolutną podstawą duchowości chrześcijańskiej. Oznacza to, że religijność młodych ludzi nie ulega takim zmianom, jak w innych krajach laicyzujących się - my nie zmieniamy się w wierzących niepraktykujących, lecz raczej praktykujących niewierzących. Można humorystycznie powiedzieć, że nasz przekorny naród nawet dechrystianizację przechodzi "na opak" - ale tak naprawdę ten stan rzeczy nie jest wcale zabawny. Nie sposób uciec od pytania o przyczynę tych przemian - a ja jestem przekonana, że obwinianie o młodzieńczy kościelny exodus hedonistycznej mentalności młokosów, procesów globalizacyjnych oraz "zachodniego liberalizmu" do niczego sensownego nas nie doprowadzi.

Rozpocznijmy żałobę

Badaczka procesu żałoby, Elizabeth Kubler-Ross dowiodła niegdyś, że gdy ludzie otrzymują druzgocącą wiadomość (na przykład o śmierci lub chorobie kogoś bliskiego), to zwykle pierwszym etapem radzenia sobie z tym jest tak zwane zaprzeczanie - nie pozwalamy, by trudna wiadomość przedarła się przez nasze emocjonalne zasieki, których zadaniem jest ochrona normalnego funkcjonowania. Wiele osób w tym celu podważa diagnozę lekarską, szuka innych osób (często reprezentującymi medycynę alternatywną), które powiedzą, że wszystko jest dobrze i ktoś widocznie chciał nas oszukać. Nie inaczej jest z częścią nas, wierzących, którzy zapoznali się z danymi na temat spadku religijności młodych Polaków: oszukujemy się, że może badania były prowadzone złą metodą, że prowadził je ktoś nieżyczliwy, że to nic nie znaczy, że przecież pokolenie JPII i piękne ŚDM... Jest to jednak klasyczny przykład zaprzeczania, który do niczego dobrego nie doprowadzi - trwanie w tym stanie może sprawić, że przegapimy "strzał ostrzegawczy", nie zrobimy nic, by pomóc młodym ludziom odbudować nadszarpniętą relację z Matką Kościołem. Powoływanie się na to, że wielu młodych ludzi chodzi na religię, bierze ślub kościelny i chrzci swoje dzieci, świadczy nie tylko o naiwności, ale także o lęku przed przyznaniem, że jednak coś poszło nie tak.

Jak palą się mosty

Sądzę, że jedną z głównych przyczyn, dla których młodzi na stałe odchodzą od praktyk religijnych, jest słabość katechizacji w Polsce. Prawie wszyscy uczniowie chodzą na lekcje religii (w miejscowościach w południowo-wschodniej części kraju bywa to nawet sto procent), ale jakąkolwiek teologiczną wiedzę posiadają nieliczni. Młodzi ludzie zwyczajnie nie rozumieją swojej wiary, przez co, gdy spotykają (głównie w Internecie) wojujących ateistów, nie zamieniają się w biegłych apologetów, lecz dają się oczarować "zdroworozsądkowością" ateizmu lub agnostycyzmu. Czas, który ma być przeznaczony na przygotowanie do sakramentów - pierwszej komunii bierzmowania - zwykle spędzany jest na nauce modlitw i pięknego siadania w ławkach na trzy-cztery, a nie na dostosowane do możliwości dziecka w danym wieku rozmowy o Bogu.

Trudno jest mi oprzeć się wrażeniu, że Kościół polski nie oparł się pokusie tryumfalizmu - chwalimy się organizacją pięknych Światowych Dni Młodzieży, pielgrzymkami na Jasną Górę, ale chyba jednak nie jesteśmy z młodymi (często gniewnymi) w codziennym życiu. Nie umiemy im mądrze towarzyszyć, przewodzić z szacunkiem do ich doświadczeń. Kazania dla młodzieży zbyt często dotyczą spraw seksu, "wyboru drogi wiary", a nawet polityki - zbyt mało jest natomiast słów o rozwoju duchowości, poszukiwaniu Boga w codziennym życiu, prawdziwym znaczeniu Bożej miłości. Bóg wydaje się więc znacznej części młodych elementem kulturowego pejzażu Polski, a nie żywą Osobą, która jest przy nich na dobre i na złe.

Jasna strona kościelnej mocy

Jasne, że są na mapie Kościoła w Polsce są miejsca, ludzie i media, które pomagają młodym budować żywą wiarę. Dominikańskie i Jezuickie Duszpasterstwa Akademickie, wolontariaty Caritasu, charyzmatyczni duszpasterze i vlogerzy robią kawał dobrej roboty - ale jednak nie każdy młody człowiek wie, jak ma dotrzeć na te "niwy zielone" w Kościele. Części z nich Kościół jawi się jako instytucja zamknięta, gdzie na starcie zostaje się ocenionym i zaetykietowanym. A przecież katolicka wspólnota powinna dla wszystkich - młodych i starych - być bezpiecznym azylem, "szpitalem polowym", jak mówił papież Franciszek. Zabiegany człowiek współczesny nie przestał odczuwać przecież duchowego głodu, apetytu na sens życia. Jeżeli młodzi ludzie spotkają na swojej drodze ludzi, którzy wytłumaczą im piękno Ewangelii (bez używania zakurzonego, archaicznego języka), otrzymają poczucie bezpieczeństwa i doświadczenie wspólnoty, to żadne "lewackie ideologie" nie będą w stanie odciągnąć ich od Boga. Nie bójmy się więc jako katolicy być krytyczni względem siebie - potraktujmy ten raport jako szansę na naprawienie tego, co zostało zaniedbane i pominięte.

Dajmy wiarę słowom Jezusa, które tak często przytaczane są w kazaniach: to właśnie prawda nas wyzwoli.

Angelika Szelągowska-Mironiuk - psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Religijność młodych - co poszło nie tak?
Komentarze (25)
AW
Aga Walk
27 marca 2021, 20:07
Ja jako osoba zaliczająca się do młodszych (34 lata) nie czuje, ze jestem ofiara "lewackich ideologii, zachodniego liberalizmu", czy globalizacji. Juz od czasow szkolnych nie do konca kleiło mi się to, co kościół głosi, a co od dziecka tluczono na sile do glowy. Oczywiscie jest wiele pozytywnych aspektow i wiary i przynaleznosci do KK (sama nalezalam do scholki, uczestniczylam we mszy). Z roku na rok coraz czesciej jednak dostrzegalam wady kosciola jako organizacji, dwulicowosc ksiezy, a juz wiecej o samym seksie nie nasluchalam sie od nikogo niz od wlasnie piewców wiary, ktorzy negujac osiagniecia nauki, bardzo krytycznie do tego pieknego aktu milosci się odnosili. Moja "wiara" a raczej poczucie przynaleznosci do KK slabla z kazdym dniem. Jedyne co mnie trzymalo przy KK to przywiazanie do tradycji i wartosci wpojonych przez rodzicow. ALE wiara w Boga nie ma monopolu na dobro, milosc i wartosci ktore powinny byc podstawa zycia. (cd nizej)
AW
Aga Walk
28 marca 2021, 00:03
Znam mnostwo wartosciowych ludzi innych wyznan, ateistow i serio od nich wolę czerpac zyciowa madrosc niz od glow KK. Podobnie moj stosunek do aborcji i eutanazji jest taki sam od 20 lat. Nie dlatego ze lewackie ideologie, ale dlatego ze w glebi duszy czuje ze TO (czyli wolnosc wyboru matki i chorego na skraju zycia) jest najwlasciwsze i to jest jego swiete ludzkie prawo i objaw milosierdzia. Malo tego, moja mocno wierzaca babcia miala tez takie zdanie, i pamietam ze uwazala ze nie wszystko co glosi kosciol jest takie idealne, ze do wielu rzeczy musi jeszcze ta instytucja dojrzec. Z ogromnym smutkiem patrze na to co dzieje sie obecnie, bo Kosciol zawsze towarzyszyl memu zyciu. Ale obecnie mamy za duza polaryzacje :( z jednej strony przybywa wrogow Kosciola, a z drugiej radykalnych fundamentalistow, fanatykow. Naprawdę, chcialabym powrócic do sytuacji sprzed lat, gdy Kosciol/Bog naszym zyciu był ale bez przesadnego pchania z butami w kazdy aspekt zycia i to wystarczalo w zupelnosci.
BC
Bety Croix
8 lipca 2018, 19:18
Oczywiście, że religijność dziadków, rodziców oraz ich wiara przeżywana i wyznaczająca drogę życia są kluczowe, a „katecheza szkolna i parafialna ma wspierać ...” Właśnie, powinna wspierać, nie przeszkadzać. Autorka trafnie zauważa, że katecheza szkolna wymaga przemyślenia, udoskonalenia, a tu i tam zdecydowanej zmiany z chrześcijańskim upomnieniem niejednego katechety włącznie. Jak mówi Ks.Adam Boniecki „….jeśli Ci, którzy reprezentują Kościół i są z nim utożsamiani, zawiodą zaufanie, to do całej bosko-ludzkiej instytucji”* Wypowiada się również o tryumfalizmie Kościoła „...nie w sensie pałaców czy złocistych szat. Broniliśmy [my duchowni] obrazu Kościoła, jako instytucji niepodlegającej słabościom, stojącej zawsze po słusznej stronie, Boskiej. A Kościół – jak wierzymy – jest „sakramentem obecności Boga” złożonym w ludzkie ręce. Ta ludzka strona może błądzić i podlega doskonaleniu. „ Święty Kościół grzesznych ludzi”...”* Przyjmijmy może, że artykuł nie stanowi diagnozy, a „badanie” jest jedynie katalizatorem do rozpoczęcia szerszej dyskusji na temat „przeżywania wiary i przynależności do Kościoła”* w naszym kraju i to dobrze, że autorka włącza się w tę dyskusję. Pozdrawiam. * Ks.A.Boniecki  TP 28/2018
AK
Ania K
7 lipca 2018, 11:01
Kochani! Zapominamy, że to rodzina jest pierwszym środowiskiem katechizacji, a katecheza szkolna i parafialna ma wspierać rodziców w wychowywaniu dzieci i młodzieży. W dzisiejszych czasach dzieci i młodzież w coraz mniejszym stopniu wynoszą wiarę w Boga, dlatego też katecheza szkolna zazwyczaj staje się pierwszym miejscem, gdzie dziecko słyszy o Bogu. W międzyczasie powinna być ewangelizacja. "Tak więc katecheza rodzinna wyprzedza każdą inną formę katechezy, towarzyszy jej i poszerza ją." CT 68
6 lipca 2018, 15:24
Smutne , ale niestety prawdziwe. Nie dajemy  naszej młodzierzy tego  czego potrzebuje. Ptrzebują  Ducha A mają przepisy, zakazy, grożenie palcem.A GDZIE MIŁOŚĆ BOGA ?
WDR .
6 lipca 2018, 01:35
Czy aby na pewno poszło nie tak?
Zbigniew Ściubak
5 lipca 2018, 08:52
Młodzi ludzie w Polsce, to kwiat tego społeczeństwa i narodu. Widziałem trochę młodych ludzi z innych krajów, ale ich rówieśnicy z Polski są naprawdę wspaniali. Mądrzy, odpowiedzialni, piękni duchowo, potrafiący się świetnie bawić, szczerzy i konstruktywni w relacjach, posiadający owo "coś" wielkiego wewnątrz. Młodzi Polacy zasługują na wielkie słowa uznania, bo rosną w otoczeniu niełatwym. Z reguły są wierzący i to w rozsądny, prawdziwy sposób. Nie podchodzą do wiary "na wiarę", ale na serio, to znaczy, że jeśli czegoś nie rozumieją, to nie wpierają na siłę i nie kopiują na siłę wpieranym im twierdzeń o Panu Bogu i religijności. Spotykają się z sanhedrynistyczną katehezą i praktyką, sprowadzającą się, jak w czasach Świątyni Jerozolimskiej, do kultu, obrzędu, ofiary i władzy kapłana nad wiernymi, którzy mają słuchać i powtarzać, i wypełniać obowiązki im przekazane. "Wy macie diabła macie za ojca" - powiedział Pan Jezus do najbardziej religijnych ludzi, gdy przyszedł naczać. Niczego to niektórych nie nauczyło i powtarza się "nihil novi". Młodzi Polacy są wspaniali, także w religijnym wymiarze. Instytucja kościoła... no cóż... modlitwy o szybką śmierć papieża, fiksacja na sprawach intymnych, ciągłe potępianie, oskarżanie, straszenie nazywane "dobrą nowiną". Ale są i piękne i jasne punkty. Wspanialli księża, odważne głoszenia, niezwykli świeccy. Będzie dobrze, choć, chyba wypada mieć nadzieję wbrew tym co chcą stałości, będzie inaczej.
Zbigniew Ściubak
5 lipca 2018, 08:41
Podstawowe stwierdzenia, punkt wyjścia do rozważań, to: 1. Ze wszystkich przebadanych państw, największy spadek religijności - z generacji na generację - nastąpił w Polsce. 2. młodzi ludzie najszybciej ze wszystkich krajów odchodzi od Kościoła i religii. Otóż, jest to błędne odczytanie danych i informacji zamieszczonych w raporcie, do którego link podałem w poprzednim komentarzu. Jakie pytanie zadalibyśmy, by dowiedzieć się czy ktoś odszedł od religijności i kościoła? Otóż, brzmiałoby ono: "Czy jest Pan(i) katolikiem (lub chrześcijaninem). " To pytanie też padło jako element sondażu w owym raporcie i <a href="http://assets.pewresearch.org/wp-content/uploads/sites/11/2018/06/08150343/PF.06.13.18_religiouscommitment-02-24-1-1.png">różnica między pokoleniami Polaków</a> jest BARDZO MAŁA i wynosi ok 6%. Dla innych krajów, ta różnica bywa kilka razy większa. Pytanie, w efekcie którego zarejestrowano dla Polski największą rozbieżność było inne: Czy religia jest bardzo ważna w twoim życiu. Religia jest ważna w życiu młodego człowieka. Czy jest BARDZO ważna? Na takie pytanie młodzi ludzie mogą różnie odpowiadać i wyciąganie na tej podstawie wniosków, że oto w Polsce młodzi ludzie najszybciej na świecie odchodzą od kościoła i religii jest najzwyczajniej BŁĘDNY. Dalej na podstawie tego błędu prowadzone jest rozumowanie.
SK
Sofia Kowalik
8 lipca 2018, 19:36
gołym okiem widać szybki odpływ ludzi od KK, tu nie trzeba do tego statystyki to normalne zjawisko w kraju ludzi wierzących bo mama lub babcia każe iśc do kościoła
Andrzej Ak
4 lipca 2018, 18:27
Brak autentycznych wzorców do naśladowania! Młodzi potrzebują autentycznych wzorów zachowań w postaci osób konsekrowanych, których chcieliby naśladować w swoim życiu. Jeszcze 50 lat temu większość kapłanów stanowiła jakotaki autorytet. Dzisiaj tamten obraz wzorców chyba zupełnie przestał istnieć. Człowiek młody idzie na Mszę i słyszy godziwe słowa kapłana o poście, o Łazarzu, o Świętości. Po Mszy wychodzi ze Świątyni i przechodzi obok garaży parafialnych. On widzi te samochody za 30k lub 40k lub i więcej. I co myśli taki młody człowiek? Zaczyna łączyć te krągłości kapłana z jego obrazem żywej wiary. No niestety tak rodzi się w umysłach młodych ludzi "teatr świątynny" na Mszy Świętej. Oczywiście są na tym świecie jeszcze autentyczni kapłani, jednak taki człowiek musi  ruszyć tyłek i zechcieć ich poszukać. I być może tu jest nasza rola, aby być drogowskazami dla ludzi młodych i pokazywać takich autentycznych kapłanów.
KK
Kamil Kurant
6 lipca 2018, 22:35
"autentyczny kapłan" to nie ten w podartej sutannie i sandałach bez prawa posiadania jakichkolwiek dóbr materialnych. Jeżeli je posiada uczciwie - należą mu się. Natomiast oczekiwałbym od niego głoszenia mądrego słowa bożego i uczciwego, przykładnego życia, pomocy bliźnim jak nakazuje słowo zawarte w Piśmie.
SK
Sofia Kowalik
8 lipca 2018, 19:22
Samochód za 30k czy 40k to nic strasznego (nowy z segmentu B to wydatek rzędu 50k). Patologia to auta lususowe za min 150k np.  słynne Porsche probosza z Kasiny Wielkiej + rozrywki, wycieczki, lans na sieci (wszystko niby w imię Boże lub szerzenia wiary katolickiej). Wygodne i dostanie życie bez zmartwień i bez realnej pracy. Dobrze, że ludzie zaczynają to zauważać i ksiądz przestaje być bogiem. Za 10, 15 lat skończy się kasa i nie będzie już takiej sielanki. Zacznie się zamykanie kościołów i ich powolna sprzedaż, bo bez wiernych ich nie utrzymają. Zostaną zabytkowe, może część przekształci się w galerie lub hotele jak w Czechach.
KK
Kamil Kurant
4 lipca 2018, 17:24
Najlepsza katechizacja i najlepsi duchowni nie zatrzymają człowieka w Kościele, gdy brakuje mu WIARY w BOGA. Tendencja jest taka,że wielu uważa się za wierzących a nie stronią od hejtu na Kościół i innych ludzi świeckich, jakby sami byli w świętości, bez jakichkolwiek win. Stosują zasadę uogólnień bez powiązania z faktami dotyczącymi konkretnej osoby - jeżeli ta jest winna - i zwrócenia się do tej osoby, a nie na forach publicznych. Zasłona anonimowości, lekceważący stosunek do innych i przyjętych norm moralnych, sprzyjają takiemu zachowaniu na forach publicznych. Kościół to ludzie, którzy go tworzą, czyli Lud Boży, a więc MY sami. Jeżeli ktoś oczekuje jego naprawy i słusznie, powinien zacząć od siebie samego.
KW
Kornel Wolny
4 lipca 2018, 13:36
To tyko połowiczna diagnoza. Trzeba powiedzieć wyraźnie – Kościele (nie tylko instytucjonalny) – uderz się w pierś! Nie pomoże najbardziej wiarygodna modlitwa, jeśli za nią, za wiarą, nie pójdą czyny. A jaki obraz Kościoła ma młodzież, szczególnie ta rozwinięta, bo nie zapominajmy o przedziale wiekowym (do lat czterdziestu)? Klerykalizm, fobie, pazerność na mamonę, ludowa, czasami wręcz śmieszna obrzędowość i egzorcyzmy, z jednoczesnym propagowaniem ascezy (tylko dla owieczek) – bo nic innego Kościół nie ma do zaoferowania.
5 lipca 2018, 01:15
bardzo trafna diagnoza, kosciol to sredniowieczne zabobony  coraz mniej istotne dla ludzi , szczegolnie mlodych 
4 lipca 2018, 09:56
Gratuluję diagnozy, moim zdaniem bardzo trafna. Kościół katechizuje dziś przestarzałym językiem, zupełnie nierelewantnym dla myślenia współczesnego młodego człowieka. Religijność spełzła do bezkrytycznej akceptacji kilku twierdzeń (prawd) wiary oraz zestawu norm moralnych. Zupełnie przepadła w tym wszystkim jakakolwiek transcendencja, czyli warunek konieczny dla osobistego spotkania z Bogiem. W takiej sytuacji młody człowiek jest zupełnie bezbronny przeciwko ateistom, nijak nie potrafi uzasadnić swojej wiary i pokazać, że jest sensowna. Trudno się dziwić, że dla młodych kościoł (poza chwalebnymi wyjątkami) stał się nudny, ponieważ nie odpowiada ich językiem na kluczowe dla nich pytania. Pamiętajmy, przekaz teologiczny zawsze jest zrelatywizowany do języka, język teologii sprzed stu i więcej lat mało do kogo dziś trafia. Może do jakichś hisotrycznych odtwróców, ale to też wątpliwe.
KJ
k jar
4 lipca 2018, 11:15
Czyli według Pana jak Kościół będzie przemawiał do ludzi współczesnym językiem to doprowadzi do transcendentnego spotkania z Bogiem? Jakoś Kościoły w zachodniej Europie nie mogą tego potwierdzić. Zbliżyły się jak mogły do potrzeb wiernych i wiara jakoś nie wzrasta. Osobiście mogę powiedzieć,że niezależnie od tego, jakim językiem Kosciół mówi, to do spotkania między Bogiem a człowiekiem może dojść lub nie. To zależy tylko i wyłącznie od Boga. Kościół nie ma na to żadnego wpływu i nie jest od tego. Kościół jest sługą: przekazuje jedynie Dobrą Nowinę. Możemy powiedzieć: robi PR Bogu. Można się spierać,czy teraz lepszy,czy gorszy,ale tylko PR. Osobiście uważam,że im gorszy PR,tym lepiej dla duszy: tylko głodny Boga Jego odnajdzie. Jak się mamy dobrze,niczego nam nie brakuje,robi się nudno,zaczynamy być roszczeniowi.Nie dostrzegamy tego,że Bóg nie jest nam już do niczego potrzebny i tym samym znika z naszego życia. Bóg przychodzi jedynie do tych,którzy go pragną,szukają całe życie,cytrynę zjedzą,a pragnienia Boga sie nie wyprą.Jaki jest wtedy Kościół, to mało istotne. Może go wogóle nie być (przykład Japonii XVII-XIX się kłania),a Bóg i tak będzie przemawiał do ludzi,którzy chca z nim być.
4 lipca 2018, 11:49
Mówimy o dwóch różnych rzeczach. Czym innym jest zbliżanie się do wiernych i zaspokajanie ich chwilowych potrzeb, a czym innym pokazywanie, gdzie są prawdziwe, a nie pozorne potrzeby.,,Prawdziwie'' prawdziwą potrzebą człowieka jest Bóg, który w swoim objawianiu się człowiekowi musi polegać na tym, jak człowiek myśli i postrzega świat. Już Artsyoteles mówił, że omne quod recipitur, recipitur modo recipiendi. O tym świetnie też pisze znany niemiecki teolog, Karl Rahner. Polecam lekturę, choć niełatwa.
Szymon Żyśko
4 lipca 2018, 12:00
"To zależy tylko i wyłącznie od Boga" - w takim razie nie ma co się martwić, że młodzi tracą wiarę. Może po prostu Bóg nie chce, żeby wierzyli.
KJ
k jar
4 lipca 2018, 12:58
Coś na rzeczy jest,bo sama wiara nie jest tak istotna jak związek z Bogiem i miłość. Co z tego,że ktoś wierzy- to nie musi go wiązać z Bogiem. To wymazywanie Boga z przestrzeni społecznej poprzez brak wiary może być taką zasłoną, za którą ukrywa się Bóg, chcąc być bardziej kochanym, wybieranym dla niego samego,a nie z powodu wiary w niego.
MR
Maciej Roszkowski
4 lipca 2018, 20:45
W zasadzie zgoda, ale Bóg pomaga  tym którzy pomagają sami sobie. Nie włamie się do serca i rozumu obojętnego, czy wrogiego.
MR
Maciej Roszkowski
4 lipca 2018, 20:46
Czym zatem jest wiara, czym związek z Bogiem i czym milość. Uporządkujmy pojęcia podstawowe
KJ
k jar
4 lipca 2018, 09:47
2) Co do słabości katechizacji to trudno powiedzić jednoznacznie,gdy obserwujemy zanik w rodzinach tzw. wychowania religijnego. Jeśli dziecko przystępujące do I Komunii Św. po raz pierwszy w tym wieku dopiero zaczyna sie uczyć Modlitwy Pańskiej, to raczej nie wina katechety,ale rodziców. Dzieci z róznych powodów,ale nie doznają w rodzinach wtajemniczenia religijnego,skąd więc mają czerpać siły do zgłębiania wiary i pogłębiania znajomości religii.Stają się już ignorantami religijnymi za młodu. W Polsce,gdzie kultura społeczna jest wciąż przeniknięta wiarą (choćby jej oparami) młodzi nawet gdy sie buntują przeciw wierze, to instynktownie szukają o niej informacji.Chcą się zaczepić,aby wyrobić sobie jakiś pogląd na temat Boga- ich wiara jeszcze w dużej mierze nie jest ignorancyjna,ale poszukujaca. Problemem Kościoła w Polsce nie jest tym samym wiara młodych,ale wtajemniczenie religijne w rodzinach-jak je utrzymać i rozwijać.
MR
Maciej Roszkowski
4 lipca 2018, 20:50
Odchodzenie od wiary, to wynik odchodzenia rodziny od wzorca określonego w Piśmie Św. Jak to już pisałem dzieci nie słuchają, dzieci obserwują. Zatem przykład działa najskuteczniej. 
KJ
k jar
4 lipca 2018, 09:38
1) Modlitwa jest zawsze najtrudniejsza do badań zarówno socjologicznych,jak i kulturoznawczych,bo nie podpada pod kryteria ogólne z wyjątkiem niektórych sytuacji postraumatycznych,np. po wojnie zjawisko tzw. modlitwy permanentnej,czyli stałego,ustawicznego odmawiania modlitw jako wyrazu radzenia sobie z doświadczoną traumą i rozbiciem psychicznym. Gdyby diagnozować zaistnienie tego zjawiska w Polsce, to okazałoby się,że pobiliśmy wszelkie rekordy,gdyż ponad 80% Polaków w latach 1945-1947 modliło się codziennie. Mamy za mało kryteriów podanych w badaniu PRC,aby stwierdzić o jaką modlitwę chodziło (czy o pacierz,czy medytację,czy akty strzeliste,itd.). Raczej można mówić o zmianie parametru: przyjęty wskaźnik nie odpowiada następczym pokoleniom,czyli nie tyle młodzi Polacy nie modlą się,co nie modlą się tak jak pokolenie starsze by to widziało i przyjmowało. I w tym obszarze występuje przyśpieszenie zmian,co może raczej dowodzić ewolucji religijności,a nie słabnięcia jej dynamizmu. W innych krajach,o ile ten sam wskaźnik  był rozpatrywany jako wzorzec, może młodym już tak nie zależeć na religijności,że nie mają tendencji do zmiany i przyjmują modele obowiązujące. Gdyby patrzeć na ewolucję życia modlitewnego u każdego z nas, to mogłoby to pokazywać tendencje- ja w każdym razie widzę tą ewolucję u siebie i paradygmat modlitwy obowiazujacy w dzieciństwie i młodości u mnie juz nie obowiązuje od lat,choć trudno mi mówić,aby moje życie modlitewne opadło.