Rozważanie na adwent
"Gdyby tak co rano przyjąć nowy dzień jako początek nowego życia… Kto idzie ku Bogu, ten zmierza od jednego początku do następnego" (Brat Roger). Gdybyśmy przyjmowali co rano "nowy dzień jako początek", nasze życie zostałoby odnowione, odrodzone, odświeżone i odmłodzone. Byłoby wówczas podobne do wstającego poranka, do wiosny, do życia małego dziecka pełnego otwartości, fantazji, zaufania i szczerości. Obok trudów, ciężarów, zagrożeń i niebezpieczeństw życia dostrzegalibyśmy wzrastające w nas i wokół nas królestwo Boże.
Obsesyjna gloryfikacja fizycznej młodości obecna w mediach rodzi się z tego, że wielu ludzi, także młodych, czuje się wypalonych, znudzonych życiem; robią wrażenie "młodych starców". Boją się przemijania, utraty fizycznej atrakcyjności i sprawności. Usiłują maskować swoje lata, wydając spore kwoty na kosmetyki i zabiegi w gabinetach odmładzających. Przemijanie młodości jest dla nich potwierdzeniem "zestarzałego serca". Podeszły wiek nie kojarzy się dziś z doświadczeniem i mądrością, ale ze zmęczeniem, bezradnością, byciem odsuniętym na margines, z wycofaniem się z życia. Wielu czuje się dzisiaj "starymi" w negatywnym tego słowa znaczeniu. Gnębi ich obawa, że ich życie jest nikomu niepotrzebne. Nierzadko też przygniata ich ciężar życia. Nie wiedzą, co z tym ciężarem zrobić, komu go oddać, z kim go dzielić. Czują się nieraz samotni, nawet jeżeli są jeszcze młodzi.
"Gdyby co rano przyjąć nowy dzień jako początek nowego życia…". W tym kontekście słowa te brzmią jak marzenie. A jednak wprowadzenie ich w życie jest możliwe. Można przyjąć co rano nowy dzień jako początek życia tylko wówczas, jeśli poprzedni dzień zakończy się tak, jak winno zakończyć się całe ludzkie życie. Jeden dzień jest symbolem całego naszego życia. Jeżeli poranek to symbol nowego życia, wieczór jest symbolem końca życia - śmierci.
Cywilizacja, pośród której żyjemy, niechętnie zadaje sobie pytanie o ostateczny cel życia. Interesuje się przede wszystkim tym, co dzieje się teraz, dzisiaj. Wiele podstawowych błędów, jakie popełniamy, wynika właśnie z prostego faktu, że nie pytamy, skąd wyszliśmy i dokąd zmierza nasze życie. W trudnych chwilach ogromnie może nam pomóc spojrzenie na życie z lotu ptaka. W ten sposób łatwiej dostrzega się punkt wyjścia i jednocześnie punkt dojścia całego życia.
Pojedyncze sprawy dnia codziennego, jeżeli mają być dobrze rozwiązane, winny być wpisane w kontekst całego życia - od narodzin aż po chwilę śmierci. Nasze życie codziennie domaga się świadomości "własnego początku" i "własnego końca". Życie człowieka, jak życie Chrystusa, którego przyjścia oczekujemy, jest zamknięte w klamrach początku i końca: "Jam Alfa i Omega, Pierwszy i Ostatni, Początek i Koniec" (Ap 22, 9). Głębia zagubienia współczesnego człowieka wynika między innymi z "zapomnienia" tego prostego faktu, o którym przypomina nam poranek i wieczór dnia każdego.
Skomentuj artykuł