Skąd się wziął klerykalizm?

Wacław Oszajca SJ

Ta deformacja Kościoła, jakim jest klerykalizm, nie wzięła się nie wiadomo skąd, to nasze dzieło, może przede wszystkim tych spośród nas, którzy sami siebie, ale innych też, uważali za tzw. "najlepszych synów Kościoła". Ponieważ klerykalizm jest naszym dziełem, nic dziwnego, że tak trudno jest nam się z nim rozstać.

W rozmowie z panamskimi jezuitami papież Franciszek powiedział: "Gdyby ktoś dawno temu przewidywał, że pewnego dnia prefekt Kongregacji Nauki Wiary przyprowadzi Gutiérreza, żeby odprawił Mszę z papieżem, to powiedzieliby mu, że się upił". Kim jest dominikanin Gustavo Gutiérrez i dlaczego to takie dziwne, że koncelebrował on mszę z kard. Gerhardem Ludwigiem Muellerem, łatwo się dowiedzieć. Wystarczy zapytać wujka Google’a. Trudniej wytłumaczyć, skąd się w ogóle bierze tego typu zdziwienie, które w naszym Kościele wyraża się w wypowiedziach, w prasie, w TV i radio posądzeniami Franciszka aż o herezję. Nienowy to kłopot, choć dzisiaj szczególnie odczuwalny, a jedną z diagnoz tego zjawiska postawił już dziesiątki lat temu Karl Rahner SJ.

Zastanawiając się nad sposobami opisywania rzeczywistości, w której żyjemy, z Kościołem włącznie, Rahner stwierdził, iż ulubione powszechnie dzielenie rzeczywistości na sacrum i profanum nie jest pomysłem chrześcijańskim. "Ta para pojęć nie nadaje się więc do wyrażenia sposobu, w jaki chrześcijaństwo widzi świat i jak interpretuje samo siebie". Swoje twierdzenie uzasadnia tak: "Schemat ten opiera się na przekonaniu, że pewną sferę świata można wyraźnie zarezerwować dla tego, co święte, że ludzi i rzeczy można w takiej sferze odizolować od reszty świata i przede wszystkim podporządkować sprawom kultu (…), tak że tylko w tej sferze byłby możliwy bezpośredni kontakt z Bogiem". No i mamy, co mamy. Stworzyliśmy Kościół, który zamiast być światłem i solą świata, a więc wydobywać z dziejącej się nieustannie rzeczywistości jej piękno i smak, zamknął się w najlepszym przypadku w wieży z kości słoniowej, jeśli nie w bunkrze, i każdego, kto się doń zbliża, zamiast po ludzku przyjąć, najpierw poddaje badaniom, czy przypadkiem nie zarazi nas jakąś światową chorobą.

Tymczasem według Rahnera, "Chrześcijaństwo rozumie świat jako profanum, to znaczy jako rzeczywistość, która mocą Bożej decyzji znajduje się w procesie osiągania coraz większej autonomii (i jednocześnie coraz większej bliskości w stosunku do Boga, która osiągnęła swoją ostateczną i nieprzewyższoną formę w Jezusie Chrystusie). Ale chrześcijaństwo nie uważa samo siebie za sacrum, ponieważ jako całość nie jest odizolowane od świata, lecz zostało ustanowione w świecie, żeby w świecie osiągnąć swoje spełnienie".

DEON.PL POLECA

A zatem dla Kościoła nie ma zbawienia bez świata. Pogardliwe traktowanie świata jako przemijającej doczesności, widzenie w nim jedynie marności nad marnościami, jedynie śmiertelnego zagrożenia dla odwiecznych wartości i dla ludzkiej duszy, krótko mówiąc, widzenie świata jako królestwa szatana nie jest chrześcijańskie. Takie dualistyczne widzenie świata jest przecież zbyt mocno naznaczone manicheizmem, a więc herezją.

Wychodząc z takich dualistycznych założeń, przez całe wieki głosiliśmy, że poza Kościołem, i to wyłącznie rzymskokatolickim, nie ma zbawienia, uważaliśmy też, że najdoskonalszy sposób życia to życie w klasztorach ściśle kontemplacyjnych, że jedyny sposób, by żyć prawdziwie po chrześcijańsku, to żyć w celibacie, to nie dziwmy się teraz, że zwłaszcza nam, "dowódcom wszelkiej rangi" tej twierdzy, tak trudno przyznać się, że przywłaszczyliśmy sobie, zawłaszczyli to, co należało do "załogi", do całego Ludu Bożego. Nie dziwmy się oskarżeniom papieża o to, że dla niego nie ma już nic świętego, skoro twierdzi, że inne religie też są chciane przez Boga. Zamknięci w twierdzy zachowujemy się jak monopoliści, robimy wszystko, żeby zniszczyć konkurencję, tymczasem Jezus oczekuje od nas gościnności.

Karl Rahner mówi: "Chrześcijański dystans i krytyka wobec sytuacji świata kształtowanej przez jego pragnienia nie polega na stworzeniu jakiejś sfery sakralnej. Także centrum życia chrześcijańskiego, czyli Eucharystia, w której uobecnia się «świeckie» życie i śmierć Jezusa i która daje siłę do urzeczywistnienia obietnic królestwa Bożego na świecie, nie jest działaniem sakralnym, w którym coś czy ktoś miałby być oderwany od świata. Tym bardziej nie można uważać za sakralne osób i instytucji kościelnych, które zawsze nacechowane są również duchem świata". Jak to, Pan Jezus prowadził świeckie życie? A nawet po świecku umierał? Jak to, Najświętsza Ofiara ma być aż tak zeświecczona, tak sprofanowana, że nie przenosi już nas z ziemi do nieba, a przeciwnie, jeszcze głębiej zanurza w doczesność, w świat, w jego dole i niedole. Jak to, jeśli już na tym świecie nie ma niczego świętego, to co z autorytetem Kościoła, papieża, biskupów i prezbiterów? Jak można się godzić na to, by obecny papież negował nauczanie poprzedniego papieża, na dodatek "naszego papieża", naszego, bo pochodzącego z naszego plemienia? Wreszcie, jak to możliwe, żeby ktoś, kto został kanonizowany, mógł się mylić, a więc i błądzić, a nawet grzeszyć? Święty powinien być święty i koniec, kropka. Jednym słowem, przy Kościele pojmowanym jako zbiorowisko tak rozumianych świętych i tak ujmowanej świętości, w takim Kościele nie ma miejsca na grzech, a więc na dobrą sprawę na grzeszników, a to znaczy nie ma miejsca dla człowieka uczciwego, który wie, że to nie grzech, jak mówi papież Franciszek, jest problemem, ale nasze zdeprawowanie.

Pewnego razu "nauczyciele Pisma i faryzeusze przyprowadzili do [Jezusa] kobietę przyłapaną na cudzołóstwie. Postawili ją w środku i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero co przyłapano na cudzołóstwie. Mojżesz polecił nam w Prawie, aby takie kobiety kamienować. A jakie jest Twoje zdanie?». Mówili to, wystawiając Go na próbę, aby móc Go oskarżyć. Jezus tymczasem pochylił się i pisał palcem na ziemi. A gdy oni nie przestawali się dopytywać, wstał i rzekł: «Ten z was, który jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem». I znowu się pochylił i pisał na ziemi. Gdy to usłyszeli, zaczęli po kolei rozchodzić się, poczynając od starszych ludu, tak że w końcu został tylko On i stojąca pośrodku kobieta" (J 8,3-9). Z czymś podobnym mieliśmy do czynienia dawniej i mamy również dzisiaj. Wciąż zjawiają się nowi uczeni w Piśmie i Prawie, którzy uważają, że Jezusowi Chrystusowi wystarczy dużo kadzidła, niby złotych szat, muzyka dawnych czasów albo i tylko współczesnych, kiedy tymczasem, jak mówi Franciszek, chce On wyjść do ludzi, puka do drzwi, ale od środka Kościoła.

Kilka tygodni temu papież Franciszek w liście do kard. Marca Ouelleta, przewodniczącego Papieskiej Komisji ds. Ameryki Łacińskiej, napisał: "Jedną z największych deformacji Kościoła jest dzisiaj klerykalizm… Prowadzi on do instrumentalnego traktowania świeckich. Duszpasterzem jednak nie jest ten, kto mówi świeckim, co mają robić i co mają mówić. Świeccy wiedzą to już bez naszych wskazówek i wiedzą to lepiej od nas. (…) Naszym zadaniem jako pasterzy jest natomiast umacniać lud w jego wierze i nadziei: będąc z nimi, dzieląc z nimi ich marzenia, wspólnie dokonując refleksji, a przede wszystkim wspólnie z nimi modląc się (…). Zbyt często myślimy, że świeccy zaangażowani w Kościele to ci, którzy pracują na rzecz parafii lub diecezji. Doprowadziliśmy do wytworzenia pewnej elity laikatu: osób, które poświęcają się «sprawom księżowskim». W ten sposób pozostawiliśmy na boku tych naszych braci, którzy każdego dnia wypalają swą nadzieję w walce, aby żyć wiarą"".

Ta deformacja Kościoła, jakim jest klerykalizm, nie wzięła się nie wiadomo skąd, to nasze dzieło, może przede wszystkim tych spośród nas, którzy sami siebie, ale innych też, uważali za tzw. "najlepszych synów Kościoła". Ponieważ klerykalizm jest naszym dziełem, nic dziwnego, że tak trudno jest nam się z nim rozstać.

Wacław Oszajca SJ - teolog, dziennikarz, publicysta i poeta. Wielokrotny laureat nagród dziennikarskich i literackich

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Skąd się wziął klerykalizm?
Komentarze (32)
7 marca 2019, 22:35
autor wyważa otwarte drzwi. stawia fałszywe tezy, przypisuje je jakimś rzekomym katolikom, a potem zwycięsko obala... ludzie, co za przypał! najważniejszy problem z klerykalizmem jest jeden: papież i część biskupów stosują go jako zasłonę dymną by nie rozprawiać się z innymi przyczynami kryzysu w KK (np. beznadziejną formacją w semianariach, kryzysem wiary, sekularyzacją, homoseksualnym lobby w KK, itd.)
8 marca 2019, 06:53
Trzeba narobić bardzo wiele hałasu i zmian, żeby status lawendowej mafii pozostał nieuszczuplony.
AK
Anna K
6 marca 2019, 16:22
Myślę, że Kościół stoi przed kolejnym niebezpieczeństwem - wiele osób rozliczając błędy, które ujrzały ostatnio światło dzienne, niestety w swojej gorliwości odrzuca też wiele rzeczy słusznych i dobrych. Myślę, że najważniejszy jest umiar i rozwaga.  -   Zgadzam się z większością teksu, ale boli mnie pomniejszanie, czy wręcz krytykowanie Jana Pawła II. Szybko zapomniano, jak wiele zrobił dla Kościoła w Polsce i na świecie. Tak, nie rozwiązał wszystkich problemów, ale to przecież niemożliwe, inni święci, nawet apostołowie, też nie zniwelowali wszystkich problemów świata. Mimo wszystko bierzmy od uwagę to, co dobrego zrobili w tamtych, konkretnych warunkach. - Po drugie Jezus powiedział do apostołów "Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody." Przecież apostołowie to robili, odbywali podróże misyjne i nawracali pogan, głosili wiarę w Jezusa. Jak więc można twierdzić, że wszystkie religie sa równie dobre? Czy ten nakaz misyjny się skończył? Nie mówię o nawracaniu siłowym, nachalnych, ale przecież świadczenie o Jezusie jest wyznacznikiem wiary, czy już może nie?
JK
Jacek K
6 marca 2019, 18:19
Nikt nie twierdzi, że wszyskie religie są równie dobre. Co najwyżej twierdzi, że wyznawcy innych religii bedą zbawieni. Spotkałaś Chrystusa w KK? Wystarczy Ci czy też odeszłaś smutna jak ten bogaty młodzieniec? Zostałaś przez Jezusa obdarowana? Kochasz nieprzyjaciół, dobrze życzysz tym, którzy cię prześladują itd. Jezus na prawdę daje na bogato. Nie wystarczy Ci? Potrzebujesz jeszcze widzieć ateistów, muzułmanów, hinduistów, Żydów, buddystów w piekle? Nie żal Ci, ze tu na ziemi Chrystusa nie spotkali?
6 marca 2019, 18:30
Skąd pochodzi informacja o zbawianiu wyznawców innych religii?
AK
Anna K
6 marca 2019, 19:36
Ależ ja nie chcę nikogo potępiać. Są różne okoliczności, wychowanie w innej kulturze, wierze, brak informacji itp. Ale co z wezwaniem do nauczania i nawracania? Ponowię swoje pytanie - po co więc apostołowie szli i nawracali narody, które miały już swoją wiarę?
JK
Jacek K
6 marca 2019, 19:48
Po to aby spotkać Chrystusa. Nawrócenie polega na spotkaniu tu na ziemi Jezusa Chrystusa. Ten kto go spotka jest szczęściarzem.
JK
Jacek K
6 marca 2019, 19:48
Np KKK
JK
Jacek K
6 marca 2019, 20:33
Wiara jest doświadczeniem bycia obrarowanym. Nawracamy narody po to, aby też doświadczyły tego szczęścia.
6 marca 2019, 20:48
A konkretnie?
JK
Jacek K
6 marca 2019, 21:06
KKK 847. Ci bowiem, którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć wieczne zbawienie (Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 16; por. Kongregacja Św. Oficjum, List do Arcybiskupa Bostonu (8 sierpnia 1949): DS 3866-3872). No i Pismo o tym mówi: Mat 25 .35 Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; 36 byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie". Tu nic nie stoi, że należałeś do Kościoła, który założyłem.
6 marca 2019, 21:47
Inaczej sprawa wygląda, gdy się nie wyrywa pojedynczego artykułu z kontekstu: "Poza Kościołem nie ma zbawienia" 846 Jak należy rozumieć to stwierdzenie często powtarzane przez Ojców Kościoła? Sformułowane w sposób pozytywny oznacza, że całe zbawienie pochodzi jedynie od Chrystusa-Głowy przez Kościół, który jest Jego Ciałem: Sobór święty... opierając się na Piśmie świętym i Tradycji, uczy, że ten pielgrzymujący Kościół konieczny jest do zbawienia. Chrystus bowiem jest jedynym Pośrednikiem i drogą zbawienia, On, co staje się dla nas obecny w Ciele swoim, którym jest Kościół; On to właśnie podkreślając wyraźnie konieczność wiary i chrztu, 161,1257 potwierdził równocześnie konieczność Kościoła, do którego ludzie dostają się przez chrzest jak przez bramę. Nie mogliby więc zostać zbawieni ludzie, którzy wiedząc, że Kościół założony został przez Boga za pośrednictwem Chrystusa jako konieczny, mimo to nie chcieliby bądź przystąpić do niego, bądź też w nim wytrwać307Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 14.. 847 Stwierdzenie to nie dotyczy tych, którzy bez własnej winy nie znają Chrystusa i Kościoła: Ci bowiem, którzy bez własnej winy nie znając Ewangelii Chrystusowej i Kościoła Chrystusowego, szczerym sercem jednak szukają Boga i wolę Jego przez nakaz sumienia poznaną starają się pod wpływem łaski pełnić czynem, mogą osiągnąć wieczne zbawienie308Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 16; por. Kongregacja Św. Oficjum, List do Arcybiskupa Bostonu (8 sierpnia 1949): DS 3866-3872.. (<a href="https://diecezja.wloclawek.pl/files/download_page/1512042855.doc">źródło</a>) (CDN)
6 marca 2019, 21:47
(CD) Zatem art. 847 nie ma charakteru, który mu Pan przypisuje, iż przynależność do Kościoła jest nieistotna, a ma charakter wyjątku w którym specjalne okoliczności mogą sprawić, iż warunek ogólniejszy nie będzie się stosował. W ten sam sposób mogę np. rozbić cegłą szybę zamkniętej apteki, by dostać się do leku który jest nagle potrzebny do uratowania czyjegoś życia lub zdrowia, ponieważ zachodzi sytuacja wyższej konieczności, z czego nijak nie wynika, iż sposób pozyskiwania leków z apteki jest dowolny.
JK
Jacek K
6 marca 2019, 22:15
A gdzie ja napisałem, że przynależność do KK jest nieistotna???? Ja uważam, że jest najważniejsza na świecie.
6 marca 2019, 23:19
> A gdzie ja napisałem, że przynależność do KK jest nieistotna???? Tu: > Tu nic nie stoi, że należałeś do Kościoła, który założyłem.
JK
Jacek K
6 marca 2019, 23:29
Ja należę do KK po to aby spotkać Jezusa. On tu na ziemi rozdaje prezenty, a ja chcę się na nie załapać. Daje dużo i obficie swojej łaski. A to, że do nieba po śmierci pójdą i ateiści i hinduiści, to super. Bardzo im współczuję, że nie spotkali Jezusa już tu na ziemi. Przynależność do KK jest potrzebna mi tu i teraz. Tobie nie?
7 marca 2019, 07:16
> A to, że do nieba po śmierci pójdą i ateiści i hinduiści, to super. My nie wiemy czy chrześcijanie tam pójdą, a raczej wiemy, że przynajmniej część z nich nie pójdzie. Wnioskując choćby z rozmaitych objawień wydaje się, że nawet ogromna większość nie pójdzie. Przyznawanie Zbawienia to kompetencje Boskie, a uzurpowanie ich sobie przez ludzi (powszechne u lewoskrętnych katolików) to zwykła pycha.
JK
Jacek K
7 marca 2019, 08:13
O czym my rozmawiamy? To czy pójdziemy do nieba czy nie, nie jest wprost zależne od tego czy jesteśmy czy nie katolikami - tu się zgadzamy. Nie wiem dlaczego katolików którzy Ci się nie podobają nazywasz lewoskrętnymi. To brzydki epitet. Jeżeli uważasz się lepszym bo nie lewoskrętnym katolikiem, to jesteś jak ten faryzeusz, który stanął i tak w duszy się modlił: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten lewoskretny katolik. 
7 marca 2019, 09:25
Pańskie projekcje działania własnego umysłu wobec innych stanowisk mówią jedynie o tym jak bardzo Pan innych stanowisk nie rozumie i jak prymitywne sposoby ich interpretacji stosuje. Nie potrafi Pan nawet oddzielić osoby od zajmowango przez nią stanowiska ("katolików którzy Ci się nie podobają"), co jest absolutnym fundamentem jakiejkolwiek rzeczowej dyskusji o stanowiskach, ale całkowitą Pańską nieporadność wobec tych niuansów już <a href="https://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,37221.html">przerabialiśmy w przeszłości</a> przy okazji nierozróżniania przez Pana oceny grzechu i grzesznika. (Bo przecież nie mataczy Pan celowo sensem wypowiedzi, skoro Pan tak bardzo się cieszy ze spotkania i obdarowywania, prawda?) Odnośnie meritum: czym innym jest możliwość zbawienia tych, którzy nie z własnej winy nie znają Ewangelii, a czym innym nonszalancja, jaką Pan zdemonstrował słowami "Tu nic nie stoi, że należałeś do Kościoła, który założyłem". Choć to znów niuanse, których Pan może nie odróżniać, bo aby je odróżniać potrzeba zaplecza intelektualnego, którego posiadania Pan na razie nie potrafi zademonstrować.
MR
Maciej Roszkowski
7 marca 2019, 17:24
Rozumieć mamy, że Osoby Minusujące minusują KKK.
7 marca 2019, 18:10
Sądzę, że nie KKK, a robienie z KKK książki życzeń i chciejstw.
JK
Jacek K
7 marca 2019, 18:21
Zapewne jest tak jak Pan pisze, nie mam zaplecza intelektualnego i stąd moje nielogiczne wypowiedzi. Ciekawy jestem czy zgodzi się Pan z tezą, że to my katolicy odpowiadamy za to, że w Boga inni nie wierzą. Jak to ujął kardynał Krajewski - swoją postawą czynimy Boga nie do uwierzenia. Tak czy siak nie mamy narzędzi, aby okreslić kto z ateistów jest winny a kto nie swojej niewiary.
8 marca 2019, 07:01
Sądzę, że katolicy nigdy nie byli jakoś specjalnie różni od tego, jacy są obecnie, a problemów z rozprzestrzenianiem (a przynajmniej zachowaniem) wiary nie było, więc mocno powątpiewam w jedynosłuszność diagnozy Kard. Krajewskiego. Chronologicznie upadek wiary idzie natomiast w parze z rozprzestrzenianiem się takiego jej modelu, jaki propaguje Deon. Dla Pańskiej informacji - na wadliwość poznania nie wpływa jedynie brak logiczności rozumowania. Bardziej (statystycznie) bierze się o z karykaturalnych wyobrażeń odnośnie tego jak działa otaczająca nas rzeczywistość i my sami.
8 marca 2019, 08:29
Przy okazji wywołania diagnozy Kard. Krajewskiego do tablicy: "Jeteśmy kiepskimi katolikami. Gdybyśmy byli lepszymi katolikami, to byśmy własnym przykładem przyciągali ludzi do Boga". Czy możemy być lepszymi katolikami do samego Chrystusa? Chyba raczej nie bardzo. A przecież wobec postępowania samego Chrystusa ludzie przechodzili obojętnie, uzdrowienia traktowali jako ciekawostkę, pośród Jego najbliższych współprcowników pojawił się zdrajca, a tłum który bił Mu brawo za mowy i zachwycał się Cudami dokonanymi przez Niego nieco tylko później krzyczał "Ukrzyżuj Go!!!". Samo to, co wiemy o życiu Chrystusa dowodzi, iż diagnoza Kard. Krajewskiego jest fałszywa.
AC
Anna Cepeniuk
6 marca 2019, 15:17
Bardzo Ojcu dziękuję za to rozważanie... i błogosławię tych, którzy mają podobne zdanie i tych, którzy się z nim nie zgadzają
6 marca 2019, 14:08
Dzięki ojcze za mądre rozważanie.
I
Ignacy
6 marca 2019, 13:27
"Przez całe wieki głosiliśmy, że poza Kościołem, i to wyłącznie rzymskokatolickim, nie ma zbawienia" Jeżeli jest, to rozumiem, że nie muszę być jego członkiem, ani tym bardziej dawać na tacę, by jezuici bez troski o codzienny byt mogli snuć swoje głębokie teologiczne rozważania? "pochodzącego z naszego plemienia" Ileż pogard trzeba  wsobie mieć, by Polaków nazywać "plemieniem". W takich drobiazgach najelpiej widac potworność Psyche tego jezuity
6 marca 2019, 13:51
Aby należycie kochać całą ludzkość Jezuici przestali już kochać własne plemię, a nawet zaczęli je mieć w pogardzie. Tylko nie rozeznało im się, że tędy droga do kochania całej ludzkości na pewno nie wiedzie.
E
efka47
6 marca 2019, 12:29
"Stanibor: Inny katolicyzm jest możliwy?" Oczywiście, że jest możliwy. W latach 60. miał miejsce Sobór Watykański II, którego głównym hasłem było aggiornamento, czyli dostosowanie się do świata, otwarcie na świat. Świat zaś w Kościele rozumie się dwojako: jako po prostu ten konkretny świat, w którym żyjemy (o ten świat chodzi w aggiornamento), oraz jako pewną "światową" mentalność, będącą, w skrócie, przeciwieństwem wiary, miłości i nadziei. Problem z Soborem Watykańskim II (obejmującym oczywiście o wiele więcej problemów, m.in. powrót do źródeł, do Ewangelii) jest taki, że Kościół polski praktycznie w większości go nie przyjął. Nie chce się otworzyć, woli tkwić w okopach klerykalizmu, psioczyć na ten świat i roztaczać ponure wizje "zgniłego Zachodu". Ciągle tkwi w teologii trydenckiej, przedsoborowej, i z jej punktu widzenia postrzega otwartego Franciszka jako "heretyka". Ostatnie skandale rozwalają jednak tę wizję Kościoła i jego funkcjonariuszy jako sfery Sacrum. I Bogu dzięki.
6 marca 2019, 12:31
Czyli tam, gdzie Kościół się na SV2 "otworzył" nie powinno być klerykalizmu, a tym samym pedofilii - zgadza się?
Piotr Stanibor
6 marca 2019, 13:10
Wiem, że był sobór. Tylko co on zmienił w praktyce. Celibat jako narzędzie kontroli kapłanów przez przełożonych dalej istnieje i Franciszek powiedział, że nie miałby siły uczynić go opcjonalnym. Kanonizowany kilka lat temu znany Polak, apolegeta SVII jak potraktował sprawę HIV w Afryce? Widać, że najwyższy sobór nie wystarczył.
Piotr Stanibor
6 marca 2019, 11:33
Wbrew tytułowi artykułu samemu problemowi klerykalizmu rozumianego jako uprzywilejowaniu kasty kapłańskiej i uchwyceniu stosunków społecznych poświęcone jest mało miejsca.  Tekst dotyka głębszego tematu. Znacznie głębszego. Czy katolikowi wolno w ogóle uważać inaczej jak to, że świat i natura są skażone grzechem pierworodnym i żeby go (świat, a więc i siebie) zbawić - wzorując się na Chrystusie i Jego drodze krzyżowej - należy go ukrzyżować - czyli odrzucić świat, wyzbyć się go, nie żyć według niego. Otwarcie się na świat oznacza otwarcie się na zło tego świata. Świat rozumiany jako nowoczesność, ziemskość, społeczeństwo przepełnione duchem humanizmu i psychologicznego optymizmu - należy mieć w nienawiści. Skoro za najwyższe formy "czystości" uznawane są dziewictwo i wstrzemięźliwość - jako najmilsze Bogu - a naturalne zachowania są czasami tylko łaskawie dopuszczalne to znaczy, że ideałem jest wycofanie się, asceza, wyparcie się "tego" świata. Inny katolicyzm jest możliwy? Z tekstu przebija się nadzieja, że tak. I jest to zgodnę z moją intuicją. Jednak ponura wizja, którą nakreśliłem powyżej ma bardzo mocne ugruntowanie w Tradycji, tradycji, zbiorach wysokich rangą oficjalnych pism i wypowiedzi Kościoła.