Stanowczo mówię "nie" biciu dzieci

Grzegorz Kramer SJ
Grzegorz Kramer SJ / DEON.pl

Wracałem sam ze szkoły. Kolejny dzień spędzony jako szara myszka w budynku, którego nie cierpiałem. Nie cierpiałem, bo było w nim pełno ludzi "lepszych ode mnie", mających lepsze domy, lepszych rodziców, i na dodatek mądrzejszych. Tak, oni byli ode mnie mądrzejsi, mieli lepsze oceny. Za mną ciągnęła się historia z I klasy, kiedy zostałem pokazany palcem jako ten inny.

Wracając, rozglądałem się, aż go znalazłem. Leżał sam, porzucony przez kogoś, jakby czekając na mnie. Zwykły czarny przewód elektryczny zakończony zwykłą czarną wtyczką. Z drugiej strony miał dwa gołe druty. Czekał na mnie jak kusiciel. Wiedziałem, że jak go wezmę, to będą z tego kłopoty, ale wziąłem. Pokusa wygrała.

Wróciłem do domu, nikogo nie było. Mogłem działać. Padło na gniazdko elektryczne pod biurkiem w moim pokoju. Tam można było się ukryć. Najpierw złączyłem dwa gołe druty, a później włożyłem wtyczkę do gniazdka. Nastąpił wielki huk, spięcie było tak duże, że gniazdko się nadpaliło, część z niego odpadła. Pierwsza myśl: dostanę mocne lanie, druga: gdzie się schować? Zostałem pod tym biurkiem. Pamiętam, że kiedy któreś z rodziców weszło do domu, dalej tam siedziałem i udawałem, że mnie nie ma. Nie, nie myślałem o tym, że mogłem umrzeć. Nie myślałem, bo miałem 8 lat. Było to w roku 1984, a więc historia ta jest sprzed 32 lat, a ciągle pamiętam każdy szczegół. Szczególnie lęk.

DEON.PL POLECA

Grzegorz Kramer SJ został odznaczony wyjątkowym tytułem od dzieci. "Skojarzyło mi się to z Noblem dla Obamy" >>

Takich historii, gdzie występuję jako dziecko, które majsterkowało, ale ze skutkiem destrukcyjnym, a w konsekwencji zostało ukarane, było sporo. Ostatnia próba miała miejsce, kiedy miałem już 18 lat. To było bardzo upokarzające. Wspominam o ostatniej, bo nieprawdą jest, że z tych metod rodzice wyrastają. Nie, wręcz się do nich przyzwyczają. Ja miałem odwagę powiedzieć STOP. Wielu nie ma takiej odwagi.

Tak, chyba wyrosłem na człowieka dobrego, dojrzałego, wiem, kim jestem, jakoś radzę sobie z kompleksami, nie mam w sercu nienawiści do swoich rodziców, potrafię ich dziś zrozumieć, nawet wytłumaczyć ich ówczesne działanie. A jednak stanowczo mówię "nie" biciu dzieci. Nie ma żadnego powodu, dla którego ktoś dorosły miałby mieć prawo (nawet jeśli jest rodzicem, albo tym bardziej) podnieść rękę na dziecko. Te wszystkie epizody, które wspominam (między innymi ten pod biurkiem), powinny się skończyć inaczej. Nie biciem. Wszystkie te momenty mają wspólny mianownik: upokorzenie, o którym długo nie miałem odwagi mówić. A to, że o nim nie mówiłem, nie znaczy, że wszystko było dobrze. Nie było.

Czy jako dorosły mężczyzna, ksiądz, mogę, dajmy na to, zatrudnić kobietę do pracy, a kiedy ona nie zrobi czegoś według moich kryteriów, ustaleń albo wizji świata, albo wpadnie w złość i zacznie na przykład krzyczeć, bo poczuje się z jakiegoś powodu słaba, to czy mogę podejść do niej i dać jej po prostu klapsa? Nie dla swojej przyjemności, wręcz z obrzydzeniem, ale po to, aby ją czegoś nauczyć, ukarać, tak, żeby w przyszłości nie była rozwydrzoną kobietą i "nauczyła się życia"?

Prawda, nie mam własnych dzieci, słyszę więc często, że nie znam się na ich wychowaniu. Jednak sam dzieckiem byłem, sporo pomagałem przy wychowywaniu mojego brata, przez lata pracowałem z dziećmi, uczyłem w szkole. Dlatego wiem, że bicie i przemoc psychiczna nie działają pozytywnie na człowieka - ani na dorosłego, ani na dziecko. Przecież te same osoby, które godzą się na bicie dzieci, nie godzą się na bicie swoich żon i mężów - dlaczego? Bo dorośli mogą oddać? Bicie zawsze zamyka człowieka na rozwój, nigdy nie staje się motywatorem do dojrzałej zmiany, a jedynie do poddania się tresurze. A już na pewno nie można usprawiedliwiać bicia dzieci chrześcijaństwem.

W Ewangelii jest moment, w którym mały Jezus robi coś bardzo złego - ucieka swoim rodzicom podczas pielgrzymki i zostaje sobie w Jerozolimie. Józef ani Maryja nie wyjmują narzędzia do wymierzania sprawiedliwości. Kilkadziesiąt lat później ten sam Jezus powie: wszystko, co zrobiliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili.

Grzegorz Kramer SJ - jezuita. Prowadzi bloga "Bóg jest dobry".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Stanowczo mówię "nie" biciu dzieci
Komentarze (62)
AK
Anna K
8 grudnia 2018, 16:38
Z wielu wpisów wynika, ze sporo osób nie widzi innych postaw wobec dziecka  niż dwie skrajności - bicie (klapsy) lub obojętność i przyzwalanie na wszystko. A przecież wychowanie to cały wachlarz różnych sposobów. To przede wszystko pokazanie dziecku, jak jest ważne, pokazaniu mu, jak trzeba się zachować. Ale to trzeba zacząć od początku, od dzieciństwa. Rozmawiać, szanować, a przede wszystkim pokazać na własnym przykładzie stosunku do żony, dziadków, sąsiadów itp. Pójść na wywiadówkę, porozmawiać o szkole, o problemach. Jesli nie ma codziennego zainteresowania, reagowania na bieżąco, to potem "nagle" rodzą się poważne problemy, z którymi rodzice sobie nie radzą. A jeśli nawet z różnych względów dziecko wpadło w trudne sytuacje, to bicie ich nie rozwiąże, raczej pogłębi.
AK
Anna K
8 grudnia 2018, 16:26
Bicie jest upokarzające dla dziecka, odbiera mu poczucie własnej wartości, to nie wychowanie, a "tresowanie". Wychowanie trzeba zacząć od wczesnego dzieciństwa, stworzyć bliskość emocjonalną, zaufanie, spędzać wspólnie czas (nie cały - chodzi o jakość, a nie o ilość), pokazać dziecku, ze jest ważne, ze się je kocha - a wtedy będzie się dobrze zachowywać. A jeśli zrobi coś złego - to raczej z niezrozumienia niz celowo przeciw rodzicom. Wtedy tez bicie nie pomoże. Stawianie granic jest konieczne i ważne, stawianie wymagań również - ale do tego trzeba zdecydowanego stanowiska, jasnej instrukcji, może czasem kłótni  - a nie bicia! Bo biciu zostaje tylko niechęć i nienawiść, a lbo poczucie własnej bezwartościowości u dziecka!
ZZ
Zyg zyk
19 listopada 2018, 09:48
"Bicie dzieci" to w wykonaniu lewactwa taki sam manipulacyjny eufemizm jak "faszyzm". Manipulanckie rozszerzenie niedopuszczalności patologii na zachowania nie mające z nią nic wspólnego, byle obryzgać insynuacjami mających odmienne zdanie. "Bicie dzieci" ma w wykonaniu lewactwa tyle wspólnego z rzeczywistością, co maszerowanie ćwierć miliona "faszystów" 11 Listopada 2018 w Warszawie i ten sam smród załgania je spowija, na który to smród lewactwo w pocie czoła permanentnym załgiwaniem rzeczywistości zapracowało.
WDR .
19 listopada 2018, 08:30
"zacznie na przykład krzyczeć" Stanowczo mówię "nie" krzyczeniu na dzieci!
.A
. Anakin
30 kwietnia 2018, 13:14
Nigdy nie uderzyłem mojej córki. Ale też nigdy nie rezygnowałem z tego uprawnienia. Jak przeskrobała przypasywała się poduszką. Wszystko zostało na poziomie śmiechu. Ale czasem są sytuację gdy nie ma czasu na śmiech lub rozmowę. Karanie jest trudne. Rodzice tez ludzie nie wyłączają emocji. A tak w zasadzie powinno być. Zakaz bicia chroni dziecko przed rozładunkiem emocjonalnym (wtedy jest strach nie przed winą tylko przed wkurzeniem rodzica). Ale - omen nomen - jest to wylewanie dziecka z kąpielą. Jak broń atomowa chroni przed wojną, tak to prawo staje się ostateczną instancją. Bycie rodzicem to trudna sprawa. Jest szkoła mniejszych i większych błędów. Ale jeszcze trudniejsze jest dekretowanie tego rodzicielstwa przez społeczeństwo/państwo. Rodzice zwalniajacy sie z odpowiedzialności za wychowanie jest gorsza stroną tego zagadnienia.
AA
a a
26 września 2016, 11:10
A co powiecie na czyny ''misjonarza'' ''Proszę sobie uważać, bo jak mnie kolega w pracy tak obraził, to doniosłem przełożonej a ona odpowiedziała tylko "dobrze" a mój kolega niedługo potem, wyleciał z roboty. No co, ja to nie umiem się bronić ? Ano właśnie, umiem, i będę się bronił - amen.'' ''...znowu doszło do kłótni między rodzicami i mój ojciec zaczął wyzywać, wobec mnie moją mamę. Nie wytrzymałem i dostał tak mocno "po pysku", że aż upadł, normalnie nie mógł wstać.
MR
Maciej Roszkowski
25 września 2016, 15:45
Dopóki będziemy mieszali klaps z biciem - nie dojdziemy do niczego.  Klaps niezbyt bolesny, mający być nie bólem, a wstrząsem nie tylko fizycznym jest przypomnieniem o konieczności opanowania i posłuszeństwa dziecka (straszne prawda?) w sytuacjachy skrajnych. Bicie staje się odwetem, wyładowaniem złych emocji. Nie jest karą za przewinienie, a wyrazem zdenerowowania rodzica, a często też wyładowaniem, jego frustracji wynikających z innych powodów. Dzieci,  starają się testować jak daleko mozna się posunąć. Samo w sobie nie jest to ZŁO, wynika z chęci poznania świata. Wychowanie polega również na określaniu granic, dokąd można, a gdzie jest ściana. I ta ściana musi być nieruchoma. Zdarzyło mi się dwa, czy trzy  ( w całym życiu) dać klapsa w ramię któremuś z synów, gdy widać było, że potrzebują wstrząsu- przejścia ze świata swojego chcenia do świata zewnętrznego i gdy mmieli po 12,13 lat. . NIe wyobrażam sobie klapsa córce, tu bunty są bardziej skomplikowane i trzeba apelować do uczuć. W skrajnej sytuacji może matka?   
MR
Maciej Roszkowski
25 września 2016, 15:46
PS Gdy dzicko się uspokoi potrzebny jest sygnał, że temat zamknięty, a przyszłość tylko jasna świetlana i kochająca.
AK
Anna K
8 grudnia 2018, 16:31
Klaps też jest zly. To też przemoc. A żonę też można uderzyć lekko? A złego pracownika można trochę posztarchać? Albo nieuprzejmą sprzedawczynię ?  A dziecko może trochę pobić koleżankę w szkole?Granica się przesuwa... Tak jak nie powinno być małych kłamst, małych kradzieży, małych oszustw, tak nie powinno być "małego bicia" czyli klapsa!!!
24 września 2016, 22:11
Nie można zrównywać jakichkolwiek incydentalnych klapsów z regularnym, systemowym niemalże ich wymierzaniem, nie mówiąc o katowaniu dzieci. Można też narobić dużo więcej szkód w psychice dziecka nie zadając najmniejszego bólu fizycznego, ale stosując terror psychiczny. Albo rozwydrzyć, rozpieścić, uczynić niezdatnym do samodzielnego życia, właściwego współżycia z innymi członkami społeczeństwa. Natomiast sam akurat nigdy nie musiałem używać klapsów do dyscyplinowania mojego syna. Jest mi posłuszny. A także jakoś nie mogę znaleźć powodu, dla którego nie miałbym całego wachlarza instrumentów dyscyplinujących wobec dziecka, żeby musieć je bić. Być może nie znam wszystkich sytuacji. Czy ktoś ma jakieś przykłady, że są przypadki bez wyjścia, że trzeba stłuc tyłek dziecku, bo inaczej się go nie zdyscyplinuje, niewłaściwie wychowa?
25 września 2016, 10:59
Nie wiem, czy incydentalne klapsiki to to samo co lanie pasem, ale od kiedy mężczyźni zniewieścieli zaczeły się problemy nawet z klapsikami. Nie ma nic bardziej żenujacego, niż ojciec proszacy swe dziecko, aby nie rozrabiało, czy aby nie biło kolegów. Nie ma nic bardziej zenujacego, jak bezkarne pyskowanie swej matce przez młodzieńców przy absolutnej obojetności ojca takiego dziecka. Kiedyś pas był ostateczną wyrocznią w wielu problemach i jakos ludzie dojrzewali na odpowiedzialnych dorosłych. Dziś, w dobie bez tzw. przemocy w domu, większośc dorosłych czuje sie nadal bezkarnymi młodziankami, którym wszystko wolno. A każde zwrócenie uwagi skutkuje furią malego dziecka w skórze dorosłej osoby. Pytasz sie kiedy można użyc "przemocy fizycznej" - otóż punktem pierwszym i to nie na klapsa, ale na złojenie skóry paskiem jest zapyskownaie przez młodzieńca matce. I to na tyle skuteczne złojenie, aby do końca życia szacunek do matki, ale tez do przyszłej żony pozostał jasno i dobitnie wytłumaczony.
25 września 2016, 11:48
Owszem, zdarzało się napyskować synowi nie tylko mi, ale również żonie, z którą na więcej sobie pozwala. Nie potrzebowałem użycia klapsów, ani paska, żeby skutecznie go przywołać do porządku i uczyć szacunku również dla łagodniejszej połówki naszego małżeństwa, swej mamy.
MR
Maciej Roszkowski
25 września 2016, 21:16
Ale nie w gniewie iumairkowanie. To ma być sygnł, że młody człowiek przekroczył granicę, a nie zemsta.
26 września 2016, 04:52
Podstawą jest konsekwencja, czyli dziecko musi mieć świadomość, iz pasem dostanie. Bo chodzi o postawienie granicy, a nie o bicie dziecka.
26 września 2016, 05:09
Wiesz, życie weryfikuje nasze matody wychowawcze i to bezlitośnie.
WD
Wojtek Duda
26 września 2016, 09:51
Dla mnie żenujące jest dojście do do takiego momentu, że jedynym sposobem na uzysakanie autorytetu przez ojca jest bicie.  doprawdy niezwykły miernik męskości :) 
A
akrzemi1
26 września 2016, 14:47
Panie Tomaszu, wprowadził Pan do dyskusji sformułowanie "przemoc w domu". Rózne temperamenty, różne punkty widzenia i różne doświadczenia powodóją, że łatwo się źle zrozumieć, więc chciałbym uściślić jedną rzecz. Pojęcie "przemoc domowa" wprowadzono, żeby dało się latwo rozmawiać o nie tak rzadkim zjawisku, że mąż bije albo zastrasza swoją żonę, albo swoje dzieci -- właściwie kogokolwiek, kto nie ma odwagi uciec od tej sytuacji, w której nieradzący sobie z życiem mężczyzna musi się na kimś wyżyć. I mam nadzieję, że wszyscy tutaj się zgadzamy, że takie zachowanie jest nieakceptowalne, a także, że dobre jest nagłaśnianie go. Oczywiście, sformułowania "przemoc domowa" można nadużyć i stosować go do określania każdej sytuacji, gdzie dziecko jest niezadowolone z ojca bo nie na wszysko mu pozwala i stawia granice. A potem taką sytuację wykorzystywać do odbierania rodzicom narzędzi do wychowywania dzieci. Rozumiem, że Pan wyraził krytykę tylko takiego nadużycia zwrotu "przemoc domowa"?
26 września 2016, 20:13
Chciałbym zauważyć, iz jest różnica pomiedzy zdefiniowanym prawnie pojęciem "przemoc domowa", a szerszym pojęciem "przemoc w domu".
26 września 2016, 20:21
Pokolenia ojców "tyranów" (wg obecnej nowomowy) i pokolenia wychowanych przez nich dzieci pokazują, iż ten wzorzec sie sprawdzał. Ale skoro dziś panuje nowy wzorzec wychowaczy "unisex", gdzie ojciec łagodny jak baranek wychowuje chłopców na potulnych baranków, to trudno się dziwić problemom z wybuchami niekontrolowanej agresjii w sytuacjach stresowych wsród nastolatków. Trudno sie dziwic wszelakim przypadlościom typu ADHD etc. Bo kto ma poskromić młodych ludzi? Ojciec fajtlapa, który boi sie postawić jasne granice i ich bronic (czasami nawet siłą fizyczną).
AK
Andrzej K.
27 września 2016, 16:35
Tamten system się "sprawdzał" i ten się "sprawdza": w tym sensie, że i po jednym i po drugim świat się nie zawalił, oraz i jeden i drugi ma swoje patologie. Można się spierać co do danych ilościowych, ale wtedy trudno obiektywnie "policzyć" zyski i straty. Zgadzam się z Panem, że istnieje niezdrowa skrajność polegająca na tym, że rodzice nie stawiają granic dziecku, i zaczyna się dziac wtedy coś niedobrego. Ale też dostrzegam inne niebezpieczeństwo: ojciec, który zbyt silnie przywiązał się do przekonania, "jak moje dziecko choć raz przekroczy granicę ustaloną przeze mnie, to stanie się coś strasznego, i muszę bić". Wydaje mi się, że metody wychowawcze są tylko środkiem do osiągnięcia celu: oddanie światu zdrowego, wartościowego, szczęśliwego człowieka. I trzeba zawsze mieć przed oczami, kiedy środek służy celowi, a kiedy jakiś środek staje się celem samym w sobie.
AK
Andrzej K.
27 września 2016, 16:58
"Rodzice powinni jasno postawić granice i ich bronic (jeżeli trzeba nawet siłą fizyczną)" -- tu się zgadzam, ale z dwoma ważnymi uwagami: 1. Rodzice powinni roztropnie ocenić, czy tu już trzeba użyć siły fizycznej, czy nie. Istnieje ryzyko, że za łatwo sięgną po to rozwiązanie, bo nie mają wyobraźni, albo nie kontrolują sytuacji. 2. Rodzice, stosując kary, powinni mieć pewność, że ich celem jest wychowanie dziecka, i nie wplątują się jakies drugorzędne i ukryte cele, jak np. (a) sotsowanie zasad dla samych, bez uwzględniania wpływu na wychowanie dziecka, (b) czy kara pomaga czy przeszkadza w wychowywaniu, (c) czy po prostu używa sobie na dziecku, w zwiazku z  własnymi trudnościami życiowymi, (d) czy nie robi tego ze strachu, (e) czy wyłożył dziecku wcześniej jasno zasady, których broni. Ja znam niestety rodziców, którzy przesadzają z biciem, widać to gołym okiem. Biją dużo, a rezultaty są przeciwskuteczne: aż sie czasem boję zostawiać swoje dzieci z ich dziećmi.
AK
Anna K
8 grudnia 2018, 16:33
Ależ alternatywą dla bicia nie jest obojętność i przyzwalanie na wszystko! I tu jest problem, ze wiele osób nie widzi innych sposobów wychowania niż bicie. A jest ich bardzo wiele, od zwyczajnej rozmowy zaczynająć.
AK
Andrzej K.
23 września 2016, 18:18
Dziękuję za ten artykuł. Padło już tyle opinii, że boję się wyłożyć własną. Ale nie daje mi spokoju to ostatnie odwołanie do Świętej Rodziny. Wydaje mi się, że opisów stosunku Jezusa do Maryji, Józefa i vice versa z Ewangelii nie da się użyć do wyciągania przykładów i wniosków na temat, jak wychowywać dzieci. Jest ich po prostu za mało, a z tych co są to też łatwiej wyciągnąć wnioski sprzeczne ze wszystkim co uważamy za dobre wychowanie. W takiej sytuacji, jak rodzice od dwóch dni szukaja dziecka w dużym mieście, i nie mają pewności, że chłopaka jeszcze zobaczą, to to że mu nie wymierzyli kary, nie oznacza, że tak robili zawsze. Oni zapewne byli w szoku, a wtedy wszystko robi sie inaczej niż zwykle. Z resztą nie wiemy co zrobili potem. A nawet jakby zrobili, to Łukasz pewnie niebyłby chętny, żeby to opisać; bo zresztą i po co? Kto nam powie, czy Józef nigdy nie dał klapsa Jezusowi. No i trzeba by pytać dalej: co tak Maryji zaprzątało głowę, że przez cały dzień nie zauważyła, że nie ma syna. Jakie to wychowanie, że dziecko ucieka z karawany do miasta i nie mówi ani słowa rodzicom? No, ale to droga donikąd, bo Ewangelie nie są po to, żeby pokazywać jak się wychowuje dzieci. No, może pośrednio.
Andrzej Ak
23 września 2016, 21:18
Dla Maryji i Józefa Jezus był Darem samego Boga Ojca. Jezus posiadał w Sobie Bóstwo Ojca, a zarazem ciało i naturę, lecz odmienną od ludzi. Józef i Maryja to widzieli. I choćby przez tą świadomość nie mogli wymierzać kar cielesnych Jezusowi, bo nawet nie było bardzo za co. Ponadto Jezus nigdy nie zrobił nic złego! A to, że się oddalił od rodziców by być bliżej Ojca, nie było Jego występkiem lecz nieuwagą Jego rodziców. Gdy to pojęli (Józef z Maryją) mogli mieć pretensje jedynie do siebie nawzajem, że Go zgubili.
AK
Andrzej K.
24 września 2016, 10:21
Ja nie chcę się dalej wdawać w takie chrystologiczne rozwiązania, bo się po prostu na tym nie znam. Ale z tego co Pan mówi, to wydaje się, że zgodziłby się Pan z taką tezą: na czym innym polega bycie rodzicem dla Boga, a na czym innym bycie rodzicem dla człowieka.
MR
Maciej Roszkowski
25 września 2016, 21:24
Każdy, kto wychowywał dzieci wie, że zdarza się chwuila lub chwile nieuwagi. Zagrożęnia dla dziecka w tamtych czasach były zapewne nieznaczne. Czyu Jezus od począku zdawał sobie sprawę ze swego pochodzenia i swej misji? To odrębne i bardzo ciekawe pytanie.
WD
Wojtek Duda
23 września 2016, 12:22
jako ojciec nie rozumiem, jako można stosować przemoc wobec własnych dzieci i jeszcze dobudowywać do tego teorie typu 'to dla jego dobra'. jest wiele (skutecznych (!)) sposobów, aby ukarać dziecko, pokazać naszą dezaprobatę dla danego zachowania . jak ktos nie wie jak to przecież można zapytać skonsultować z psycholgiem etc. Może najłatwiej jest po prostu przywalić słabszemu a później uzasadniać to pseudonauką jak Pan w rzeczonym artykule w "Plus i Minus" ? 
23 września 2016, 13:25
Generalnie w przypadku klapsa to nie ma on być wykorzystywany jako kara. Jeśli, ktoś w klapsie danym przez siebie, dostrzega przywalenie słabszemu to powinien mocno zastanowić się nad swoją motywacją i relacją z dzieckiem.
23 września 2016, 13:29
Czy jak dziecko wkłada rękę do ognia, sięga po gorący czajnik z wodą czy tylko bawi się zapałkami to okazujesz dezaprobate i tłumaczyć dwulatka iż może sobie zrobić krzywdę? Czy jak starsze dziecko pobije kolegę to nie dasz mu klapsa? A co zrobisz gdy dziecko dostanie ataku histerii?
WD
Wojtek Duda
23 września 2016, 15:06
Oczywiście, że nie dam klapsa ! Jak pisałem, jest wiele skutecznych sposobów (nie średniowiecznych) wychowywania dzieci, a nie stosowanie przemocy - po szczegóły odsyłam albo do stosownej literatury albo do pedagoga - forum internetowe nie jest od tego.  BTW: a co do histerri - że niby bicie ma być na nią antitodum  ? a to dopiero ciekawe.
WD
Wojtek Duda
23 września 2016, 15:11
bicie dzieci to nie kara ? a co, nagroda ? 
23 września 2016, 15:24
A konkretnie co zrobisz w sytuacjach krańcowych o kórych pisałem?
23 września 2016, 21:59
Czy odnosi się Pan do mojego wpisu? Jak Pan go zrozumiał? Pan pyta serio?
MR
Maciej Roszkowski
25 września 2016, 21:27
Dzieciak  awanturuje się i "chce" Chce i już! Więc proszę tak mniej więcej konkretnie jakie to skuteczne sposoby należy zastosować, gdy sytuacja się powtarza po raz piętnasty.
23 września 2016, 09:04
I jeszcze jedna uwaga – dziś nastąpiła moda na niszczenie autorytetów. I taki artykuł wprost pokazuje, jak łatwo jest niszczyć autorytet rodziców. Zresztą w oparciu o własną wybujała traumę.  Ale skoro ksiądz podjął już ten temat to postawię jedno proste pytanie, co ma zrobić rodzić, którego dziecko np. wsadza palce do kontaktu, albo bawi się gazem? Wytłumaczyć dwulatkowi? I aby nie było to teoretyzowanie, to taki przykład z ostatnich tygodni – grupka młodych (ale już dorosłych)  ludzi, która pali i rzuca pety obok przyłącza gazowego. Mocno skorodowanego. Nikt ich nie nauczył, iż jest to niebezpieczne i że mogą pozbawić życia siebie i jeszcze kilka innych osób? To nie są małe dzieci, to są ludzie dorośli, którym zapewne ich rodzice nie wytłumaczyli czym się może skończyć zabawa z gazem. Ale co ma zrobić rodzic terroryzowany przez media, które uważają iż nie wie, co jest dobra dla jego dziecka?  Co ma zrobić rodzic, który nie może pokazać małemu dziecku co znaczy fizyczny ból, bo nie może mu dać klapsa? Opowiedzieć o bólu, a dziecko to zrozumie?
23 września 2016, 08:47
Jest bicie i bicie. Zresztą można nie bijąc jeszcze bardzie upokarzać swoje dziecko, robiąc mu krzywdę. Ale jest też druga strona medalu – dziecko trzeba wychowywać, a jak widać po owocach współczesne światłe metody wychowawcze nie skutkują. To widać na ulicach naszych miast, gdy młodzi ludzie kompletnie nie rozumieją podstawowych zasad zachowania. Gdy „mi się należy” jest mottem życiowym dla wielu. I nie chodzi o typowe zachowania charakterystyczne dla młodzieńczego buntu. Wystarczy przejechać się tramwajem czy autobusem, aby zobaczyć młodych ludzi styranych życiem rozwalających się na siedzeniach i staruszki o laskach stojące nad nimi. Albo, co w miejscu, gdzie mieszkam jest już niestety normą, czyli bezmyślne zastawianie samochodami chodników przez młodych pracowników korporacji. Cóż, dla nich osoby na wózkach, czy matki z dziećmi są nieważne.
Agamemnon Agamemnon
22 września 2016, 22:08
Niebezpieczeństwo złego pojęcia "niestosowania przemocy" leży w klimacie myśli, jaka powszechnie panuje zwłaszcza wśród lewactwa oraz wśród ignorantów zwłaszcza z PO . Niestosowanie przemocy może być tu pewną formą moralnej agresji a nawet subtelną prowokacją obliczoną na spowodowanie zła. Nie może wychowanek otrzymywać w prezencie narzędzia, dzięki któremu wyzwoli się spod władzy rodzicielskiej. Chodzi o eliminowanie przemocy zawoalowanej w przesłankach, które w swoim dalszym ciągu objawią się w postaci rozwinięcia się osobowości dziecka w kierunku patologii a przez to w skali masowej naruszenia wewnętrznego ładu społecznego. Dlatego pomysł, POlszewi, by za klapsa rodzic szedł do więzienia czy wręcz odbierano mu za "klapsa" dzieci jest działaniem na rzecz destabilizacji wewnętrznej państwa poprzez wzrost patologii przemocy wśród dzieci i młodzieży. "Poradnik pracownika socjalnego" z 2009 r. precyzuje, że przemocą jest: dawanie klapsów, "zawstydzanie", "krytykowanie" np. "krytykowanie zachowań seksualnych" - co powoduje, że każdy rodzic podejmujący normalne działania wychowawcze, może być oskarżony o przemoc. Wypracowane przez prawo karne przed 2007 rokiem, zasady karcenia dzieci w ramach kontratypu przeciwstawia się lewackiemu pojęciu NP i stanowi podstawę władzy rodzicielskiej wobec tych wychowanków które, usiłują poszerzyć swój zakres wolności nieuprawnionej, znaczy to że rodzic w sytuacji uprawnionej jest zobowiązany do wymuszenia poprawnych postaw u dziecka gdy rozwój mózgu u dziecka nie idzie w parze z rozwojem woli a postępowanie dziecka zagraża środowisku, jak też rozwojowi samego dziecka.
MR
Maciej Roszkowski
25 września 2016, 21:31
Trafniej tego ująć nie potrafię.
Agamemnon Agamemnon
22 września 2016, 22:06
cz.II Prawo karne z przed rokiem 2007 zabrania stosowania bicia (za wyjątkiem kontratypu) i to jest zupełnie wystarczające na dzień dzisiejszy i nie ma potrzeby stosować lewackich polepszaczy ,mających na celu poszerzanie patologii przemocy w wykonaniu dzieci i młodzieży. Lewakom, PO ( ustawa o niestosowaniu przemocy uchwaloną przez PO) chodziło o uwikłanie rodziców w procesy sądowe z własnymi dziećmi czy odseparowanie dzieci od ich rodziców, a więc o naruszenie kontaktu psychicznego w korelacji dziecko - rodzic, doprowadzenie do destabilizacji życia rodzinnego, do odbierania dzieci pod byle jakim pretekstem. ( W okresie tussizmu w Polsce odebrano bezpodstawnie 2000 dzieci z rąk rodziców. Tu nie chodziło zatem o rzeczywistą przemoc, która jest zabroniona kodeksem karnym i jest słusznie napiętnowana przez społeczeństwo lecz o destabilizację proc esu wychowania (popartą gender). Natomiast zasada "niestosowania przemocy" w dobrym rozumieniu tego pojęcia stanowi podstawę procesu wychowania. Sądy wartościujące nie staną się sądami uznanymi za własne przez podmiot wychowawczy wdrażane przy pomocy siły. W wychowaniu chodzi o kształtowanie osobowości i jej utrwalanie. Zamiast zmuszać dziecko do wykonywania decyzji rodzica, zaprasza się je do wolnego podejmowania własnej decyzji w dialogu prawdy we współpracy z rodzicami i nauczycielami.
Andrzej Ak
22 września 2016, 20:35
Wszystko zależy od konkretnego dziecka. Od jego osobowości temperamentu, charakteru, a co najważniejsze od jego "serca". Nie każde zło uczynione przzez dziecko jest motywowane perfidią zakłamaniem, nienawiścią, czy też może nawet okrócieństwem, albo i nawet skrajnym okrocieństwem (np. morderstwo dokonane na innym dziecku). Skrajnie "odchylone" dziecko musi być wychowywane bardzo krótko. Jak bardzo, to zależy od decyzji podejmowanych przez konkretne dziecko. Piszę to daltego iż są takie dzieci, które potrzebują poznania granic dobra i zła, tak aby już w dorosłym życiu mogli rozeznać jak właściwie odpowiedzieć na cudzą agresję, aby komuś i sobie jakiejś strasznej krzywdy nie uczynić. Takich dzieci jest ok 3-7% w zależności od środowiska. Pozostałe dzieci faktycznie nie powinny doświadczać kar cielesnych, gdyż mogą one zaburzyć rozwój zgodny z ich naturą (np romantyczną, impresjonistyczną czy może innowacyjną). Wielu dzieciom tylko jeden klaps zostaje w pamięci do końca ich życia. Pamiętajmy jednak o tych nielicznych, które niestety muszą być wychowywane pod ścisłą i roztropną kontrolą, gdyż inaczej zasilą szeregi psychopatów, morderców itp. A co najważniejsze, to wychowawcami dzieci powinni być ich naturalni rodzice pod warunkiem posiadania świadomości odpowiedzialnego rodzica. Dlaczego? Każdy rodzic zna swoją naturę i dlatego tylko on jest w stanie zrozumieć naturę swoich dzieci, które przecież "wdają się" w rodziców. Tym samym adopcja jest wychowawczą porażką za którą płacą ogromną cenę same dzieci w ich późniejszym życiu. I znowu, nie dotyczy to wszystkich dzieci z adopcji...
22 września 2016, 19:38
Nie, nie mogą nam przecie osobiste zranienia o.Kramera przesłonić drogi jaką wybrał obecnie Kościół. Drogą tą jest zaś ekumenizm. Czyż bowiem w duchu ekumenicznym jest zakaz bicia dzieci, gdy Rosyjska Cerkiew Prawosławna takie oto słowa niedawno przesłała do wiernych: „Pismo Święte i Święta Tradycja przewidują możliwość rozsądnego i  stosowanego z miłością wykorzystywania fizycznych kar jako nieodłącznej części ustanowionych przez samego Boga praw rodziców” Precz z nieekumeniczną dywersją kramerową! P.S. W duchu ekumenicznym popieram w całej rozciągłości stanowisko Cerkwi
abraham akeda
22 września 2016, 18:39
Kary cielesne albo kary innego rodzaju np. nagany, publiczne upokorzenia, szlabany są prostackim sposobem wychowywania, obrazują bezradność rodziców wobec dzieci. Przypominają w swej istocie tresurę, przykład traktowania przedmiotowego. Przyczyną tego zjawiska jest różnorodności ludzkich charakterów i zmienność zasobów cierpliwości jakie są do dyspozycji. Jednakże mimo takiej mało pochlebnej oceny kar w wychowaniu, przywilej ich stosowania zarezerwowałbym dla rodziców. Jest to ich niezbywalne prawo wychwować potomków według własnego upodobania niezależnie ile szkód tym wyrządzą. Myślenie współczesnego, postępowego, otwartego na nowoczesność człowieka w dużej mierze sankcjonuje i określa jako normalne ograniczanie wolności innym wolnym osobom w imię mętnie pojętych wartości które są defacto antywartościami stojącymi w skrajnej opozycji do największego daru danego przez Boga człowiekowi i będącego w nim Jego podobieństwem - wolności. Przestrzegam przed tą abominacją.
Grzegorz Kramer SJ
22 września 2016, 16:26
Wolałbym dostać pasem, niż klapsa dłonią mojego sąsiada - drwala...
MR
Maciej Roszkowski
25 września 2016, 21:40
T Oba te przypadki "wyczerpują znamiona" bicia, a te nie jest metodą wychowaczą. Zwłaszcza chłopcy bywają niekiedy zupełnie zapamiętali w swoich niewłaściwych zachowaniach. Sprzyja temu brak konsekwencji w szkole i otoczeniu.  Klaps, (nie bicie!) ma być wstrząsem nie tylko fizycznym, ale bardziej psychicznym - Przekroczyłeś ważne granice - otrzeźwiej ! Nie wściekłem się, nie odgrywam się- przekroczyłeś bardzo ważne/ ważną granicę!
22 września 2016, 16:24
Stop manipulacji. Bicie a karcenie to dwie różne rzeczy. Klaps a bicie pasem lub kablem to też dwie zupełnie inne rzeczywistości. Czyżby Pismo Święte dla Autora nic nie znaczyło? Czyżby mądrość żydowska a poźniej chrześcijańska przez wieki była pomyłką, którą dopiero XX i XXI wiek  wspaniałomyślnie "poprawił"? "Jakiż to ojciec, który swojego syna nie karci". Czyżby Duch Święty się mylił? Oj oj, pycha i ideologia. Poniższe wpisy o tym świadczą. Odebrać dziecko za klapsa rodzicom, to dobre, wg tej teorii. Gdzie rozum, gdzie logika. Bicie, znęcanie się, itp. To co innego. Dam banalny, ale konkretny przykład. Dziecko zaczyna krzyczeć, tupać nogami, dosłownie "drzeć się w niebogłosy" na przejściu dla pieszych. Matka nie wie co robić. Samochody się zatrzymują, konsternacja. I co? Da klapsa, pociągnie za rękę? To przecież przemoc i może za to starcić prawa rodzicielskie? Ma tam tłumaczyć grzecznie i prosić, zechciało łaskawie zejść trochę na bok? A jak zejdzie na chodnik i nadal będzie tupało nogami i ani rusz? To co? Czekać? Ile? Aż się w końcu zdecyduje? Paranoja. Więc życzę trochę rozsądku tym, którzy nie rozumieją lub udają, że nie rozumieją o co w tym wszystkim na prawdę chodzi. 
AK
Andrzej K.
22 września 2016, 17:21
Ale podając ten przykład to myśli Pan o dziecku w jakim wieku? 2 lata? 6 lat? 12 lat?
MR
Maciej Roszkowski
25 września 2016, 21:50
Konsekwencja i cierpliwość, dobry przykład i konsekwencja rodziców, stanowcze stanowisko w sytuacjach oczywistych (Dzieci się nie uczą. Dzieci  obserwują.), udane przejście przez okres "buntu dwulatka" zazwyczaju wystarcza. Zupełnie sporadyczny, niezbyt silny klaps, bo to ma być wstrząs przede wszystkim psychiczny zazwyczaj wystarcza. W jakim wieku? Myślę, że nie wcześniej niż 10 -12 lat. 
K
Krzysiek
22 września 2016, 12:16
Nie rozumiem dlaczego w przypadku dawania klapsów dzieciom wyraża swoje zdanie ksiądz tak wyraźnie, a przypadku homopar już mówi zupelnie innym językiem. Klaps nie jest najlepszą metodą wychowaczą, ale biorąc pod uwagę nieidealność ludzi (rodziców i dzieci) nie zawsze jest złym wyjściem.
Grzegorz Kramer SJ
22 września 2016, 13:26
Nie rozumiem tej kiepskiej manipulacji. 
22 września 2016, 13:47
Klaps dany dziecku przez rodzica zrównuje Ojciec z zadawaniem cierpień Jezusowi? A seks chłopaka z drugim chłopakiem z jaką reakcją Ojca się spotkał?
JB
Jacek Babicz
22 września 2016, 12:00
Jestem tatą dwójki chłopaków, starszy 9 lat, drugi 1,5roku. Przeprowadziłem wiele rozmów o wychowaniu dzieci ze znajomymi, którzy również są rodzicami. Stałem na stanowisku, że rodzice mają prawo do tak zwanego "klapsa" w celu wychowawczym i nikt nie może go im odbierać bo to sprawa między rodzicem, który przecież chce jak najlepiej dla swojego dziecka, a dzieckiem. Oczywiście kara w postaci "klapsa" powinna była być realizowana tylko w konkretnych sytuacjach, które przykładowo wymienialiśmy ze znajomymi. Dla każdego z nas rodziców były to inne sytuacje, jednak zawsze ich waga była ciężka i dotyczyła "występków" poważnych. Sam jakoś nigdy nie miałem potrzeby wymierzyć "klapsa" swojemu dziecku. Mój pierworodny syn jest wyjątkowo układnym dzieckiem i w drodze rozmowy zawsze można z nim wszystko załatwić natomiast drugi brzdąc jest za mały na jakiekolwiek tłumaczenie, a tym bardziej na "klapsy", których i tak by nie zrozumiał. Pewnego razu odwiedzaliśmy znajomych, rodziców z dwójka dzieci w wieku i temperamencie kwalifikującym do "klapsa". I stało się. "Klaps". Znajomy rodzic wymierzył karę swojej córce... Wstyd i smutek dziecka, zażenowanie bezradnością rodzica i ja w roli świadka całej niezręcznej sytuacji. Ten moment uzmysłowił mi, że wydarzyło się coś naprawdę niewłaściwego. Wykreśliłem karę „klapsa” z mojego spisu metod wychowawczych. Może ktoś pomyśli, że przesadzam, ale teraz wiem że "klaps" nie wnosi NIC dobrego, a jedynie pokazuje rodzica w roli, która jest niezrozumiała ani dla dziecka, ani dla niego samego i nie ma nic wspólnego z rodzicielstwem bo nie rodzi nic pozytywnego, nic dobrego i nic co można zaakceptować. Modlę się o to, abym nigdy nie stał się tak bezradny jako tata, żebym świadomie albo nieświadomie uderzył dziecko. I mam nadzieję, że nie doświadczę takiej kary od mojego Taty, który jest w niebie.
Grzegorz Kramer SJ
22 września 2016, 12:54
Dzięki!
22 września 2016, 14:37
Po prostu trzeba wiedzieć co się robi i dlaczego. Złem jest: - wyładowywanie się na dziecku - znęcanie się nad dzieckiem - poniżanie dziecka Klaps nie jest też skierowany do 17-to latka. Rodzic powinien wiedzieć co robi i po co robi.
MR
Maciej Roszkowski
25 września 2016, 21:56
Lekki (podkreślam lekki!) klaps dany chłopakowi w wieku 10, 12, 13 lat w sytuacji  poważnego nieposłuszeństwa, bezczelnośći lub tp.  nie jest błędem wychowawczym. W starszym wieku jest dowodem na błędy wychowawcze w dzieciństwie. Nie wyobrażam sobie dania klapsa dziewczynce przez ojca.
KJ
k jar
22 września 2016, 11:01
Dyskusja z tych, które mają przykryć rzeczywisty problem, a on jest dość prosty: Kościół w Polsce ma daleko gdzieś przygotowanie ludzi do małżenstwa i rodzicielstwa. Od czasów Wielkiej Nowenny uwstecznił się do granic absurdu. Nie bez powodu z ostatniej wizyty Franciszka ludzie zapamiętali jego wskzówki dla małżeństw. Ludzie lubią konkret: co robić, jak żyć, jak wychowywać dzieci. Nie trzeba im kazań, że nie trzeba bić dzieci. Trzeba im kazań i praktycznych szkoleń na parafiach, jak wychowywać, zeby dzieci nie bić. Polecam ks. Grzegorzowi kazania Wyszyńskiego, Pluty, Kominka, Majdańskiego z czasów Wielkiej Nowenny: dowie się z nich, dlaczego małżonkowie winny spać we wspólnym łózku, dlaczego dziecko ma mieć biureczko pod oknem, kiedy kąpać niemowlaka i gdzie, ba Wyszyński miał też kazanie do inteligencji w 1958 roku jak powinien wygladać poród (odbierał jeden w czasie wojny) i dlaczego w domu. Co do wychowania: w diecezji częstochowskiej w 1959 roku wprowadzono szkolenia dla ojców jak rozmawiać z synem i słynne już szkolenia z wiatraczkiem, czyli jak przy przygotowaniu wspólnym wiatraczka na zajęcia ZPT uświadamiać go w materii seksualnej. Już nawet nie chcę przypominać wcześniejszych czasów, bo wstyd dla Kościoła byłby jeszcze większy. Panowie weźcie się do pracy, zamiast smutne kawałki sadzić o wspomnieniach z dzieciństwa. Wychodzicie na frustratów.
AK
Andrzej K.
22 września 2016, 11:23
A pan też jest Katolikiem (członkiem KK), czy to krytyka "z zewnątrz"?
KJ
k jar
22 września 2016, 11:37
Nie, zupełnie z wnętrza Kościoła i z troski o formację kapłanów, która jest tak lipna, że aż boli. Z troski też o ludzi, którzy miotają się, jak postąpić, szukają informacji, np. na portalach katolickich i znajdują takie kwiatki. Jesli nie umiemy pomóc, to przynajmniej się nie ośmieszajmy.
Grzegorz Kramer SJ
22 września 2016, 11:43
A Pan zna formację, którą przeszedłem, przechodzę?
JB
Jacek Babicz
22 września 2016, 11:54
Kościół w Polsce to Ty, ja i cała wspólnota wiernych. Nie wydaje mi się, że ktokolwiek z tego grona ma mnie albo Ciebie przygotować do małżeństwa albo rodzicielstwa. To nasza sprawa i sami bierzemy za to odpowiedzialność. Jasne, że można korzystać z podpowiedzi "autorytetów", ale już odpowiedzialności za nieudane małżeństwo albo rodzicielstwo, na "autorytety" chyba nie zwalisz ;) Kazania niech jednak pozostaną o tematyce ewangelijnej :) Pozdro.
AK
Andrzej K.
22 września 2016, 12:37
No to może to jest nisza, którą zapełnić powinien Pan. Przynajmniej z poprzedniej wypowiedzi widać, że ma Pan wiedzę na ten temat. Mnie czesto powtarzano taki przepis postępowania: ten kto zauważa i opisuje problem, powinien następnie sam zająć się jego rozwiązaniem. Kto powiedział, że dobrych rad rodzicielskich w Kościele powinni udzielać duchowni? Równie dobrze mogą to zrobić ćwieccy rodzice.
KJ
k jar
22 września 2016, 14:04
Niestety się mylisz: przed wojną jeśli nie przeszedłeś kursu jako wierzący w poradni katolickiej, jako niewierzacy w tzw. poradni eugenicznej nie mogłeś wziąć ślubu. Tzw. kursy bnińskie trwały 6 tygodni i uczono np. kobiety jak się gotuje obiad, mężczyzn jak zbic stół i łóżko, jak przewinąć niemowlę, jak rozmawiać z dziećmi. Na wsiach kursy skrócono do tygodnia, bo proboszcz miał mało czasu a tzw. aktywu Akcji Katolickiej oprócz ziemiaństwa nie było. To trwało do 1950 roku, kiedy komuniści to znieśli. Dokładnie ich cytujesz: nikt nie będzie nas uczył jak żyć. Skutkiem tego mamy wysyp rozwodów i niestety wiecej patologii. Przed wojną jak cię ojciec prał to leciałeś do proboszcza ze skargą, teraz uzyskałbyś wzruszenie ramion i poklepywanie, ze to Twój problem. Po 1956 roku Wyszyński chciał to rozruszać i przywrócił poradnictwo na parafiach, trochę to hulało w czasie Wielkiej Nowenny, ale potem przyszła inercja, choć instrukcja Kościoła z 1969 roku wyraźnie mówiła, jak ma wygladąc przygotowanie do małżeństwa. Ale jak zwykle po kościach się rozeszło. Teraz wszyscy są strasznie mądrzy i dobrze do życia przygotowani, ale jakoś lepiej nam się nie żyje, a problemów przybywa.
KJ
k jar
22 września 2016, 14:10
Z tego co wiem, to Ksiądz jest jeszcze cały czas w formacji, ale może trzecia probacja już była. W kazdym razie życzę zdrowia, bo co jak co, ale jezuicie w mocowaniu się ze światem sił trzeba