Sumienie przed prawem

Sumienie przed prawem
ks. Artur Stopka

Zanim jeszcze francuska minister sprawiedliwości Christiane Taubira, komentując słowami "to wielki dzień w historii demokracji" fakt, że tamtejszy parlament ostatecznie przyjął we wtorek ustawę "o małżeństwie dla wszystkich", a na ulicach francuskich miast doszło do starć przeciwników nowych uregulowań prawnych z policją, kard. André Vingt-Trois wypowiedział bardzo ważne słowa. Ważne nie tylko dla "najstarszej córy Kościoła". Ważne dla Kościoła powszechnego. Dla sposobu sprawowania przez niego misji. Choć chwilowo, zdaje się, przeszły one bez echa.

Słowa kardynała Vingt-Trois można w pewnym sensie uznać za coś w rodzaju testamentu. A może przesłania dla następcy? Wypowiedział je w zeszłym tygodniu, kończąc sprawowanie przez dwie kadencje funkcji przewodniczącego francuskiego episkopatu.

DEON.PL POLECA

Co takiego powiedział? Jak poinformowało Radio Watykańskie, "wiele uwagi w swym wystąpieniu poświęcił legalizacji pseudomałżeństw homoseksualnych. Wezwał on Francuzów do wiernego trwania przy rodzinie. Odtąd wiemy, że nie mamy już oparcia w prawie cywilnym - podkreślił przewodniczący episkopatu".

Moim zdaniem słowa "odtąd wiemy, że nie mamy już oparcia w prawie cywilnym" niosą niesłychane spostrzeżenie, a raczej komunikat, który powinien, który musi jak najszybciej dotrzeć do katolików w bardzo licznych krajach świata, a najlepiej po prostu do wszystkich. Myślę, że bardzo głośno należy ogłosić te słowa również w Kościele katolickim w Polsce. Aby dotarły do wszystkich - od członków episkopatu po odwiedzającego świątynię raz do roku, ale jednak należącego do wspólnoty świeckiego.

W tym samym numerze, w którym na pierwszej stronie wielkim, dość wieloznacznym tytułem ogłosiła ostateczne zaprowadzenie nowych uregulowań prawnych dotyczących małżeństw we Francji, "Gazeta Wyborcza" doniosła, że "Hiszpański rząd nie ulegnie naciskom Kościoła". Według niej przewodniczący hiszpańskiego episkopatu zażądał od prawicowego gabinetu Mariano Rajoya zdelegalizowania aborcji oraz rewizji ustawy o małżeństwach homoseksualnych. "Rząd nie spełni tych żądań" zapewnia gazeta i cytuje wypowiedź jednego z liderów rządzącej Partii Ludowej, który miał stwierdzić, że "biskupi wyrażają poglądy, ale nie ustanawiają praw. My słuchamy biskupów, ale biskupi nie rządzą".

Wydaje się, że sytuacją idealną byłaby zgodność prawa państwowego z zasadami wyznawanej przez nas wiary. Nie byłoby wtedy problemu z rozróżnieniem, co jest grzechem, a co przestępstwem. Nie byłoby sytuacji, w których to, co jako katolicy, uznajemy za zło, jest nie tylko dopuszczalne przez prawo cywilne, ale nawet traktowane przez nie jako coś dobrego. Byłoby pod wieloma względami prościej i wygodniej. Nam, katolikom. Nam, Kościołowi.

Znając jednak nieco dzieje Kościoła, wiem, iż sytuacje dla niego wygodne, nigdy mu na dłuższą metę nie służyły. Dlatego błędem byłoby to, gdyby Kościół oczekiwał, że go w kształtowaniu sumień wyręczą struktury, narzędzia i mechanizmy państwowe. Takie zastępowanie Kościoła przez państwo prowadzi rychło do negatywnych skutków. Jednym z nich jest rozleniwienie w Kościele. Innym zwalnianie się z poczucia odpowiedzialności za sumienia przez wszystkich, którzy je kształtować i formować powinni (od duchownych po rodziców). Liczą, że państwo i jego prawo wystarczy.

Jest jeszcze coś. Spychanie na prawo państwowe kształtowania sumień prowadzi do niebezpiecznego dla wiary i dla Kościoła ryzykownego przekraczania granicy między tym, co religijne, a tym, co polityczne (w sensie walki o zdobycie i utrzymanie władzy). Bo Kościół, jako instytucja, zaczyna mieć ambicje kształtowania prawa cywilnego, a to nie należy do jego misji.

Raz po raz przekonuję się, że mocno rozpowszechnione, a nawet zakorzenione jest w Kościele katolickim (nie tylko w Polsce) przeświadczenie, iż prawo państwowe, cywilne, stanowione przez ludzi, kształtuje sumienie. Prawie wcale natomiast nie spotykam się z poglądem odwrotnym, a przecież prawdziwym, że to ludzkie sumienia kształtują prawo porządkujące życie obywateli. Od czasu do czasu ktoś sobie tylko przypomina, że "w sprawach światopoglądowych" stanowiący prawo powinni głosować "zgodnie z sumieniem". Wtedy zwykle już jest stanowczo za późno, bo okazuje się niejednokrotnie, że owe sumienia są mocno zwichrowane i pogubione.

Uważam, że właśnie w demokracji kształtowanie sumienia jest ważniejsze i pierwsze (uprzednie), przed stanowieniem prawa. Przekonaliśmy się o tym bardzo boleśnie w Polsce kilka lat temu, gdy z powodu niewystarczająco ukształtowanych sumień zmarnowana została okazja wprowadzenia prawa realnie chroniącego życie każdego człowieka mieszkającego w naszym kraju od poczęcia do naturalnej śmierci.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sumienie przed prawem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.