Świat się nareszcie zatrzymał

(fot. Alexis Fauvet / Unsplash)

Chciałabym, aby wyzwanie „zostań w domu!” zostało z nami na zawsze. Nie żebyśmy w tych domach się zabarykadowali na wieki, tylko żebyśmy nauczyli się pięknie trwać.

Żyjemy teraz mocniej, bo mocniej umieramy. Bałam się banału, ale właśnie uroda obecnego czasu tkwi w tym, że banał jest nareszcie święcie dozwolony. Świat zwolnił i dorównał nam tempa. Ludzie zaczęli robić tylko potrzebne, pierwotne rzeczy.

DEON.PL POLECA

Chciałabym, aby wyzwanie „zostań w domu!” zostało z nami na zawsze. Nie żebyśmy w tych domach się zabarykadowali na wieki, tylko żebyśmy nauczyli się pięknie trwać.

Wyzwanie tak proste — a tak przewrotne. Tak nie do zniesienia. Nie wyłącznie dlatego, że niektórzy nie wiedzą, co ze sobą w tym domu zrobić (o rany!), ale przede wszystkim dlatego, że ciężko jest im pojąć, że walczymy z niewidzialnym wrogiem, niewidzialną bronią. Którą jest spokojne, uczciwe oddzielenie się od dotychczasowego życia. Nie tylko zaś drzwiami od korytarza. Ścianami od sąsiadów. Murami od ulic. Ulicami od autobusów. Autobusami od instytucji. Instytucjami od innych ludzi. Ludźmi od ich drzwi. Nie na drzwiach mieszkania przebiega linia podziału. I nie na nich kończy się choroba, a zaczyna zdrowie.

Koronawirus rozłożył na łopatki tańcowanie na krawędzi przesady, eksploatacji przyrody, zużywania też innych ludzi. Jak zapalenie płuc zadusił chwilowo te tysięczne rozgorączkowane pretensje ludzkie, totalizatory lotto, prywatne samoloty, mentalne ćpanie, dyskoteki ciała przy ciele. Robić coś! — podjudza rozenergetyzowany tułów, rozpędzony „dawnym życiem” umysł. Robić, robić, ponoć nie wiadomo tylko co. A gdy nawet przeczyta ten czy ów w internecie, „co można robić w domu”, to tak naprawdę przecież złudne robienie jest. To prawdziwe zatrzymuje się w pół ruchu, w pół obecności, w jednym zgięciu samotnego popołudnia. Rozwija ciało w słusznej nudzie, w mocnym jak gorzka herbata skupieniu, medytacji, pracy nad sobą. Wielu z nas nawet nie wie, jak ogromny zasób duchowy i intelektualny ma w sobie, bez potrzeby sięgania po medialne protezy.

„Czym byłoby nasze życie bez kultury?” — mówi jeden z nagłówków prasowych. Z podtytułem: „Zwyczajną kolejką po maski, testy, jedzenie i papier toaletowy?”. Mam nadzieję, że nikt nie łapie się na takie nostalgie, które powierzchownie do kultury wliczają tylko galerie sztuki, koncerty, kina, teatry, literaturę itp.

Serio, prowadząc życie z domów, pozbawiamy się kultury?! Przeciwnie, czasy przemiany są wylęgarnią zupełnie nowych potrzeb i nowych rozwiązań. Może też powstaną nowe profesje lub przegrupują się stare. To poza tym idealny czas dla medytacji, przygotowania gruntu psychologicznego. Ale przede wszystkim kultura na szczęście obejmuje zjawiska, których na co dzień do niej w potocznym rozumieniu nie zaliczasz, takie jak życie rodzinne i jego jakość, samotność jednostki. Dalej: kultura sąsiedztwa, kultura reagowania wobec kryzysu i inne. I ten dopisek redakcji, że staniemy się zwyczajną kolejką po maseczki i papier toaletowy, mnie w ogóle nie ubliża. Co za niedocenienie spraw prymarnych, źródłowych! Dawno nosi mnie pragnienie zawrócenia biegu (mojej) rzeki i przywrócenia życia jego idei o prostocie. Fatalnie, że akurat teraz symbolizują je maseczki antywirusowe, ale jeśli sprostamy tym czasom w pokorze, zachowaniach obywatelskich, życzliwości i głębokiej twórczości własnej, dalsze dzieje zaskoczą nas hojnością. Nauczymy się na powrót, jak mało nam do szczęścia potrzeba.

Wielu z nas, wtórnie udomowionych, zachowuje się obecnie tak, na co wskazują liczne zwierzenia medialne, jakby kompletnie nie miało własnych myśli. Nie umiało wytrzymać ze swoimi głowami sam na sam te pięć minut, pięć dni, pięć raptem tygodni czy miesięcy. Oszołomieni, szukają ciągłego pobudzenia, spektakularnych czynności, które swymi rozmiarami wychodzą poza zarys mieszkania. Kręcą się w tej kwarantannie, wiercą. Nie chodzi o to, że pożądają zajęcia (to bardzo dobrze!). Tylko że rzekomo nie potrafią go sobie znaleźć sami. To bardzo, bardzo źle.

Póki co świat oszalał na punkcie kopiowania harmonogramów dnia. A to od maleńkich osobistych rytuałów i bardzo uświadomionych pragnień zależy indywidualny i zgodny z nami styl życia. Rano lekcja jogi online, na hurra, na dźwięk kolektywnego dzwonka, to nie do końca jest uczciwy pomysł. Ćwiczenia posłusznie razem z innymi oszukują owe wyosobnienie. Wieczorem teatr online, opera online — ktoś krzyknie i od razu zbiega się tłum do klikania, filharmonia z całą orkiestrą symfoniczną online, widzę te kontrabasy, co się przepychają z wiolonczelami, klarnety, co w łeb walą altowiolistkom, bo ciasno na jednym ekranie, ten biedny pan dyrygent, co im rękoma i batutą wychodzi z kadru komputera. Rozpytywanie na fejsie, co czytać, jakbyśmy nie mieli na półce od dawna przecież ułożonej stertki z pozycjami „na potem”! Mieszkanie już całe posprzątane i nie wiedzą, w co ręce włożyć. Ataki paniki rąk, nóg, bioder i głów, które zajmujesz czymkolwiek, byle nie dopuścić do siebie pełnego zanurzenia w kondycji: „siedzę w czterech ścianach”, podsuwają spostrzeżenie, jakbyś miał nie posiadać własnych, ekscentrycznych i najdziwniejszych potrzeb i pomysłów. Na razie zachowujemy się tak, jakby to nie był nasz dom, jakbyś znaleźli się w jakiejś obcej sytuacji. Którą obserwujemy z tą swoją zewnętrzną, światową wyższością.

W wielu krajach biedy i wojny ludzie w ogóle nie mają domu, w bardzo ciężkiej obecnie sytuacji są też osoby nomem omen bezdomne. I niech to będzie pierwszorzędny argument, dla domnych; byśmy docenili to, jak wiele teraz, w Europie, w Polsce, nadal możemy. Przede wszystkim z pozycji domów.

Prowadziłeś życie aktywne, outdoorowe, pełne powiązań. I świetnie. W obecnej sytuacji, epidemiologicznej historia rozdała ci odmienne, ale to nie znaczy, że to nie jest życie; że masz przestać żyć. W tobie, w środku jest nieodkryta ilość życia, wigoru, myśli, dążeń, możliwości — do zrealizowania również w zaciszu domowym. Powrócić do idei prostego życia, oddać światu, co mu skradliśmy: spokój i ciszę. I jednostkowo to nam wyjdzie na dobre. Bo nic, nic doprawdy, nie ma w sobie takiej siły i zdrowia jak prostota.

Idę na łąkę z moją suczką, jest początek kwarantanny powszechnej. Od półtora roku przychodzę tu z małą kilka razy dziennie i nagle na początku marca tego roku spotykam na niej więcej ludzi niż zwykle. Rozmawiam z dużej odległości z rodziną: mama, tata, dwójka dzieci. Dzieci grzebią patykami w strumyku, rodzice trzymają po jednej kawie w plastikowych kubkach. Kupili na wynos i mówią: „O rany! Tu taka łąka jest! My się tu wprowadziliśmy w 2011 i dopiero pierwszy raz tu jesteśmy”.

Jedyne, czego faktycznie brak, to kontaktu realnego z drugim człowiekiem, gestów, zapachu, bycia, po prostu. Że się ktoś zakrztusi ze śmiechu, ktoś inny spoci, tamten nas opluje niechcący, w rozmowie. Tego w istocie brak. Samotność, ona zawsze z nami była. Więc nic się nie zmieniło. Teraz stała się widzialna, podczas gdy wirus nadal jest „niewidzialny”. Nie bój się tego, jak bardzo dziwny być możesz na osobności. Jakże przecież promienne dla zdrowia psychicznego jest tak zwane dochodzenie do siebie, ale takie naprawdę uczciwe dochodzenie do siebie we własnym kącie. Jakże teraz wreszcie masz ku temu sposobność.

Uwspólniony, domowy punkt odniesienia pozwolił mi na przejrzenie się w sobie i w innych, neutralną miarą. Takie zanurzenie pozwoliło mi i może pozwolić tobie nareszcie na bycie sobą, poza konwenansem społecznym. Na uwierzenie, że to, co robisz dla siebie, robisz najlepiej jak potrafisz. I że nikt nie zrobi tego lepiej. Istnieje lepszy sposób na przetrwanie niż podwyższony stan paniczny. A jeśli nawet, nasze organizmy obecnie reagują wybuchem kortyzolu, to wiedzmy, że właściwie walka o życie jest tego życia esencją. Że mamy szansę żyć mocniej, gdy mocniej umieramy.

Rodzice na mojej dzikiej łące wołają do dzieci: „Patrzcie, a to strumyk”. Z tymi kubkami, jakby do biletowanego Parku Jurajskiego przyszli. Ojciec rodziny znów do mnie: „No bo jak się ma czas, he, he, he, to można zaszaleć, nie?”. Czuję się lekko ugodzona, jakby ktoś obsikał matkę naturę popkulturowym moczem. Przyszli do natury w gościnę, włączyli „play” i myślą, że się da oglądać. Nie wiedzą, że trzeba się w nią wgryźć, wcielić, że to wszystko jest obiegiem zamkniętym, że musimy zacząć wszystko od początku.

absolwentka Université Sorbonne-Paris IV, Uniwersytetu Jagiellońskiego i Warszawskiego, uczyła się w szkole teatralnej Cours Florent w Paryżu, w Warszawskiej Szkole Filmowej i szkole muzycznej w Łodzi. Pracowała dla TVP Kultura, PAP-u i agencji prasowej Label News w Paryżu. Publikuje w "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym", "Kulturze Liberalnej", Anywhere.pl, "Życiu na gorąco", "Twórczości" i "Tyglu Kultury"

 

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Świat się nareszcie zatrzymał
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.