To jest Kościół, który znam i kocham

Piotr Żyłka

Kościół, który znam, kocham i do którego chcę zapraszać ludzi, niczego się nie boi, nikogo nie potępia, tylko chce dzielić się radością wiary i spotkania z Bogiem (który jest dobry). Dziś chciałbym Wam opowiedzieć o kilku osobach, które dokładnie tak działają i w ostatnim czasie "zrobiły różnicę".

Biskupi, co się uśmiechają od ucha do ucha

Dwaj biskupi - o których zresztą pisałem ostatnio - pojechali na Woodstock. Biskup Grzegorz Ryś i biskup Edward Dajczak. Pojechali do miejsca, które przez wielu katolików uznawane jest za przedsionek piekieł. Każdy dzień ich bycia, głoszenia i dawania świadectwa na Przystanku Jezus był szansą na to, że ktoś z uczestników imprezy, ktoś, kto do tej pory nie usłyszał Dobrej Nowiny, będzie miał szansę spotkać się z Kościołem, który wychodzi do człowieka i nie moralizuje, ale chce go wysłuchać, opatrzyć jego rany (jeśli jest to potrzebne) i zaprosić go do relacji, która może zmienić wszystko w jego życiu.

Biskup Ryś jednego dnia powiedział tak: "Dobrym ziarnem są synowie Królestwa. Zwykle mówimy, że ziarnem jest Słowo Boże, a siewcą jest Chrystus. Ziarnem jest też jednak Słowo Boże, które jest wcielone w osobę; które dostało ciało od dzieci Królestwa. My jesteśmy Słowem Boga, Jego ziarnem. Ile w nas jest życia, które się narodziło ze Słowa Bożego? Które jest ciałem dawanym Słowu Boga? Jesteśmy ziarnem, które Syn Człowieczy sieje. Chrystus chce nas posiać. Gleba zaś jest bardzo konkretna. Po Eucharystii pójdziemy na pole woodstockowe. Mamy być ziarnem, Słowem Boga, które Chrystus chce zasiać na polu woodstockowym".

Dowodem na to, że biskupi zapraszają do czegoś autentycznego, co sami przeżyli, jest poniższe zdjęcie. Takiej radości nie da się udawać. To trzeba mieć w sercu.

(fot. przystanekjezus.pl)

Ksiądz, co się młodych punków nie boi

Ksiądz Jan Kaczkowski ani na chwilę nie zwalnia tempa i wciąż żyje na pełnej petardzie. Po raz kolejny udowodnił to, przyjmując zaproszenie na Akademię Sztuk Przepięknych (również na Woodstocku). Nie bał się stanąć twarzą w twarz ze zbuntowaną młodzieżą, odpowiadać na ich pytania (często trudne). Swoim zachowaniem pokazał, że faktycznie "można być katolickim księdzem i nie być skostniałym palantem" (o czym sam w trakcie spotkania powiedział).

Wypowiedział też słowa, które z jednej strony pokazują, że nie jest hipokrytą i nie ma zamiaru udawać, że w Kościele jest wszystko OK, a z drugiej, że można kochać Kościół i równocześnie być mocno krytycznym w stosunku do różnych zaniedbań i wynaturzeń. "Lubię powtarzać słowa Franciszka, który powiedział: «przewietrzcie wasze duszne zakrystie». Ja to biorę do siebie. Wierni wchodzą do zakrystii trochę jak na nie swój teren. Na przygiętych nogach, bo się boją, że spotkają jakiegoś grubiańskiego księdza. A potem wychodzą szczęśliwi, mówiąc: «tylko opieprzył, a przecież mógł zabić». Czego w Kościele nie lubię? Braku kultury i tego poziomu argumentacji, który jest często poniżej krytyki, mowy nienawiści. Ale oczywiście Kościół - ten mój, który nazywam matką, wspaniały, z tradycją sięgającą czasów apostołów; ten, któremu przysięgałem wierność i posłuszeństwo - kocham, bo to jest mój Kościół i nigdy nie będę się stawiał wobec niego w kontrze".

Siostra, która szuka Boga we wszystkim

Ewa na Facebooku w polu informującym o miejscu pracy ma wpisane: Siostry Sacre Coeur. Jest młodą siostrą zakonną i łamie stereotypy o zakonnicach. Doskonale to wszyscy znamy. Typowa zakonnica? Cicha, niemająca własnego zdania, nudna, zniewolona przez straszną matkę przełożoną, siedząca w kaplicy dziewczyna, klepiąca różaniec. Bzdura. Im więcej sióstr osobiście poznaję, tym bardziej się o tym przekonuję. Wiele z nich to energiczne, szczęśliwe, pełne entuzjazmu kobiety, które wcale nie poszły do zakonu, "bo nie miały innego wyboru". Ewa Bartosiewicz RSCJ jest tego żywym i chodzącym dowodem.

Też była na Woodstocku. A jej tekst o tym, co tam zobaczyła i przeżyła, robi furorę w sieci (nie tylko w jej chrześcijańskiej części). Ewa pisze tak: "Nie miałam wielkiego przekonania, by podchodzić do ludzi i mówić im o Jezusie, choć takie było założenie. Któregoś dnia ktoś nazwał bpa. Rysia urodzonym ewangelizatorem. Ja ani urodzonym, ani wyuczonym, ani nawet w potencjale nie bardzo się nim czuję. Po prostu to nie mój klimat, ta nowa ewangelizacja. Mnie ciągnie w inną stronę. Moja dusza ciągle spragniona jest szukania Boga we wszystkim. Szukałam go więc pośród woodstockowego pyłu i porozrzucanych puszek, w oczach chłopaków w pofarbowanych na zielono irokezach i dziewczyn tańczących przed platformą kryszny. Bóg był wszędzie! Szczególnie tam gdzie się Go najmniej spodziewano. Doskonale, jak się okazuje, podsumował moje przemyślenia patron dzisiejszego dnia, święty proboszcz z Ars: «Nie mów ludziom o Bogu kiedy nie pytają, ale żyj tak, by pytać zaczęli»".

Młodzi jezuici z browarami... wiary

W tym roku na Woodstocku zadebiutowali też młodzi jezuici ze Szkoły Kontaktu z Bogiem. Prowadzili spotkania o nazwie "Browary Wiary". Można było na nich posłuchać o poszukiwaniu sensu życia, balansowaniu między wiarą a niewiarą oraz o tym, w jaki sposób można Boga usłyszeć i znaleźć we własnym życiu.

Rafał Wardowski SJ - jeszcze będąc na miejscu w Kostrzynie - pisał tak: "Chodzę sobie po polach woodstockowych. Po drodze od czasu do czasu rozmawiam z ludźmi, którzy zaczepiają gościa w czarnej sukni. W swoim sercu pytam siebie i Boga: «Czy Ty jesteś tutaj?». Podchodzę pod dużą scenę. Słucham niezłych gitarowych rifów. Wokół mnie ludzie tańczą, piją, przytulają się. Mnóstwo śmieci. Zamykam oczy, słucham muzyki. Nagle w moim sercu pojawia się głęboki pokój i wielka cisza, która koi wszystko. «Aha... Więc i tu jesteś obecny!». Woodstock to nie samo zło. To konkretni ludzie z wielkim pragnieniem autentyzmu i wolności".

A już po powrocie napisał jeszcze coś takiego: "Nie muszę rzucać cytatami z Biblii, biegać i krzyczeć: «Jezus Cię kocha», przekonywać innych jakimiś religijnie kosmicznymi argumentami, wysilać się na jakieś «przecudowne» modlitwy. Nie muszę ubierać nie wiem jakich strojów czy wywieszać tablic o Jezusie. Wystarczy śpiew ptaków, wspólny posiłek, spacer, życzliwa rozmowa, uśmiech... «To» ewangelizuje wiary-godniej i głębiej".

Ludzie są zarąbiście dobrzy

I na koniec jeszcze mały bonus wideo. Znowu młodzi jezuici. Nowicjusze nakręcili film, dokumentujący jedną z prób, którym tradycyjnie poddawani są kandydaci przygotowujący się do złożenia ślubów wieczystych. Na razie jest tylko zwiastun, ale gdy patrzę na chłopaków (daj Boże w przyszłości księży!), którzy nie boją się zaufać Bogu i mówią, że "ludzie są zarąbiście dobrzy", to wiem, że - mimo wszystkich zaniedbań i problemów - z Kościołem będzie wszystko dobrze. Bo się ciągle odnawia.

PS: Oczywiście kiedy mówię, że kocham taki Kościół, o którym napisałem w tym tekście, to wcale nie znaczy, że nie kocham całego Kościoła. Jest wręcz przeciwnie. Mi jest bliski taki sposób działania, ale to nie znaczy, że inne są gorsze albo niewłaściwe. Tak naprawdę nie obchodzi mnie, czy ktoś działa w Odnowie, Neokatechumenacie, środowiskach tradycjonalistycznych, Oazie, Opus Dei, zwykłej parafii, czy w kółku różańcowym albo grupie medytacji chrześcijańskiej. Jedynym miernikiem sensowności naszego działania jest to, czy sami spotykamy żywego Boga i czy innych do takiego spotkania prowadzimy. Całą reszta to mało znaczący margines.


Redakcja DEON.pl poleca bestsellerową książkę "Życie na pełnej petardzie". Przeczytaj i odkryj, jak żyć na maksa niezależnie od sytuacji, w której się znajdujesz:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To jest Kościół, który znam i kocham
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.