W co gra abp Lenga
Żydzi, środowiska LGBT+, jezuici , a nawet polski Episkopat - chyba łatwiej i szybciej byłoby wymienić grupy społeczne, których abp Lenga w swoim wykładzie nie obraża. Przekonuje też, że kondycją „zastraszonych” hierarchów w Polsce powinien zająć się psychiatra lub egzorcysta.
Prawdopodobnie, gdyby nie tajemnicze algorytmy YouTube i chwilowa niemożność wciśnięcia „skip”, sama nigdy bym nie wysłuchała ponadgodzinnego nagrania wykładu abp. Jana Pawła Lengi, zamieszczonego niedawno w sieci. Trudno mi zrozumieć, w jaki sposób serwis „stwierdził”, że po homilii pełnej ewangelicznych treści na temat Bożej dobroci, miłosierdzia i otwartości na drugiego człowieka (co wydaje się stałym motywem nauczania abp. Grzegorza Rysia), będę „zainteresowana” wysłuchaniem niemal skrajnie odmiennej narracji. Zapewne algorytm za kluczowe uznał słowo „arcybiskup”, choć w rzeczywistości to chyba jedyny punkt wspólny obu nagrań. Szczęście w nieszczęściu polega na tym, że dzięki niedoskonałości internetowego narzędzia, miałam okazję zajrzeć do świata, który na co dzień staram się omijać z daleka - nawet jeśli próbuje mnie skusić tak barwnymi przynętami jak tytuł owego feralnego nagrania brzmiący "Przerywam zmowę milczenia - odważne wystąpienie abp. Lengi”. Po drugie, gdyby nie to, że wykład arcybiskupa „zaatakował” mnie podczas treningu na bieżni, gdzie nie bardzo miałam możliwość przewijania filmików, pewnie nie wysłuchałabym tych pierwszych dziesięciu minut, które popchnęły mnie do tego, by krótko potem przyswoić sobie całość nagrania (nawiasem mówiąc, już dawno nie osiągnęłam takiego wysokiego tętna, jak podczas tych dziesięciu minut!). Ale po kolei.
Rozmawiać warto, ale czy promować również?
O abp. Janie Pawle Lendze zrobiło się w ostatnim czasie głośno za sprawą kontrowersyjnego wystąpienia w programie „Warto rozmawiać”, gdzie w rozmowie z Janem Pospieszalskim hierarcha podważał autorytet papieża Franciszka, zarzucając mu dopuszczenie do „zamętu” w Kościele Katolickim. Ten sam arcybiskup wielokrotnie publicznie chwalił się m.in. tym, że nie wymienia imienia obecnego papieża w trakcie sprawowania mszy świętej. Niedługo po emisji programu, Konferencja Episkopatu Polski zdystansowała się od abp. Lengi, zaznaczając w wydanym przez siebie komunikacie, że emerytowany biskup Karagandy nie jest członkiem KEP i nie reprezentuje Kościoła katolickiego w Polsce. Ks. Paweł Rytel-Andrianik, rzecznik prasowy KEP, wyraził również ubolewanie, że abp Lenga "występuje w środkach społecznego przekazu i wprowadza wiernych w błąd”. Po niemal natychmiastowej reakcji polskich biskupów, uznałam, że temat został zamknięty - w końcu gdybyśmy jako katolicy reagowali i rozkładali na czynniki pierwsze publiczną wypowiedź każdego kapłana, doszlibyśmy do granicy absurdu i drastycznego zachwiania priorytetów. Jednak to, co usłyszałam we wspomnianym wykładzie abpa Lengi na YouTube, a także fakt, że hierarchę regularnie wspiera jakaś część środowiska katolickiego (niszowego, ale jednak), dbająca o rozpowszechnianie jego wystąpień w każdej możliwej formie sprawiło, że trudno przejść obok fenomenu tego „niepokornego” kapłana obojętnie.
Żydzi to „naród mądry”, ale i „perfidny”
Żydzi, środowiska LGBT+, jezuici , a nawet polski Episkopat - chyba łatwiej i szybciej byłoby wymienić grupy społeczne, których abp Lenga w swoim wykładzie nie obraża. Ale czego można się spodziewać po księdzu, który urzędującego papieża nazywa per Bergoglio?
Zaledwie w pierwszych 10 minutach nagrania dowiadujemy się m.in., że:
- Wyznawcy judaizmu „do dziś błąkają się po świecie” i „modlą się przy kamieniach”, bo ich przodkowie „kłócili się z Jezusem jak ma wyglądać Kościół”
- Żydzi to co prawda naród mądry, ale również „chytry” i „perfidny"
- Polski kler żyje dziś pod większą presją, niż za czasów komuny
- Papież Franciszek nie głosi nauki Chrystusa i będzie z tego powodu „mocno odpowiadał” na sądzie ostatecznym
- Film braci Sekielskich o pedofilii w Kościele atakuje Jana Pawła II
- Przyczyną pedofilii wśród duchowieństwa jest homoseksualizm i gender
- Katolicyzm jest gwarancją polskości
- Za zmiany uchwalone podczas II Soboru Watykańskiego odpowiada libertyńsko-masońska mafia
- Ruchy charyzmatyczne funkcjonujące w Kościele to „plewa domieszana do czystego ziarna katolickiego”
Grubo, prawda? A to dopiero początek - w dalszej części filmu abp Lenga przekonuje m.in., że kondycją „zastraszonych” hierarchów w Polsce powinien zająć się psychiatra lub egzorcysta (sic!). Dodatkowo, ubolewa nad faktem, że nasi biskupi nie podpisali się pod petycją, której sygnatariusze zarzucają Franciszkowi herezję i domagają się wyjaśnień od Stolicy Apostolskiej w sprawie budzącej kontrowersje adhortacji "Amoris laetitia”.
Lenga współczesnym „męczennikiem”?
Kiedy już miałam wysyłać ten felieton do redakcji, dostałam powiadomienie o nowym nagraniu z abp. Lengą (najwidoczniej utwierdziłam system rekomendacji na YouTube w swoich „zainteresowaniach” - cóż, taka jest cena dziennikarstwa internetowego). Tym razem kapłan zdecydował się odpowiedzieć rzecznikowi KEP, a zarazem - jak to ujął prowadzący rozmowę Stanisław Krajski - na „ataki” skierowane ku arcybiskupowi (oczywiście nie obyło się bez obliczonego na masowe kliknięcia tytułu w postaci „Abp Lenga odpowiada rzecznikowi Episkopatu. Ostry komentarz Księdza!”). W swojej odpowiedzi Jan Paweł Lenga przyjął prezentowaną już wcześniej pozycję męczennika, wysuwając swoją działalność medialną do poziomu… misji Chrystusa na ziemi: "Kiedy Chrystus stworzył swój Kościół, to Żydzi też mogli powiedzieć, że «On nie wymawia się w naszym imieniu i nic wspólnego z nami nie ma» - stwierdza arcybiskup.
"Jeżeli biskup jest następcą apostołów, no to ja też się wypowiadam - na tyle, na ile mam wiarę i rozeznanie - broniąc Jezusa Chrystusa najwięcej poniewieranego przez środowiska lewackie, które opanowały Kościół" - dodaje duchowny.
Odnosząc się bezpośrednio do przywoływanego na początku tekstu komunikatu rzecznika KEP, Lenga odpowiada: "Chcę powiedzieć tylko, że Jezus Chrystus nigdy nie miał rzecznika, wypowiadał się w swoim własnym imieniu i mówił to, wiedząc, że mogą go i ukrzyżować […] Ja się też wypowiadam w swoim własnym imieniu […] Odpowiadam za każde swoje słowo - najpierw przed Panem Bogiem".
Dwie twarze arcybiskupa
Słuchając kolejnego wystąpienia abp. Lengi, wręcz trudno pogodzić wizerunek człowieka o pogodnej twarzy i śpiewnym, wschodnim akcencie mowy z treściami, jakie wypowiada. Nie uzurpuję sobie prawa do stawiania hipotez na temat przyczyn, dla których kapłan postanowił pójść na wojnę (na razie tylko medialną) już nie tylko z Franciszkiem (którego pontyfikat przecież możemy oceniać różnie), ale i polskimi hierarchami, uchodzącymi dotychczas za bastion katolickiego konserwatyzmu. Jednak trudno zachować milczenie w sytuacji, gdy osoba ciesząca się wielkimi zasługami pracy misyjnej (oprócz Kazachstanu, abp Lenga posługiwał na terenie Związku Sowieckiego w Tadżykistanie) i tak ciekawym życiorysem (duchowny ukończył seminarium potajemnie i w konspiracji przyjął święcenia kapłańskie) decyduje się na tak radykalną zmianę kursu. Bardzo chcę wierzyć, że to nie jest ani wyrachowana gra biskupa podsycana głaszczącymi ego owacjami skrajnej prawicy, ani tym bardziej kampania inspirowana przez środowiska wrogie Kościołowi.
Duchowni na smyczy polityków
Co ciekawe, w opisanym przeze mnie wykładzie abp. Lengi, padają bardzo interesujące słowa dotyczące rozdziału spraw Kościoła i od państwa. Duchowny przekonuje, że tak jak rządzący powinni dbać o dobrobyt obywateli, tak kościelni hierarchowie powinni skupić się na duchowej kondycji wiernych. To jeden z niewielu fragmentów wywodu kapłana, pod którym mogłabym się podpisać. Oczywiście zależy jeszcze pewnie jak tę rozdzielność sacrum i profanum rozumiemy, ale sądzę, że doświadczony represjami ze strony KGB i obserwujący z bliska mocne związki Putina z Rosyjską Cerkwią Prawosławną, aż za dobrze wie, czym może skończyć się romans Kościoła z polityką. W tym kontekście jego wywiady udzielane jednej z internetowych telewizji (celowo nie wymieniam tu jej nazwy, kto zechce - na pewno odnajdzie w internecie cytowane tu nagrania) zastanawiają i smucą jednocześnie. Zwłaszcza że podczas wystąpień biskupowi często towarzyszy wspomniany już redaktor Stanisław Krajski - doktor filozofii, ale również… kandydat w zeszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego z ramienia Konfederacji.
Po nitce do kłębka, czyli komu sprzyja biskup buntownik
Szczególnie interesujące są środowiska wspierające i promujące abp. Lengę. Jego książka pt. „Przerywam zmowę milczenia. O kryzysie w Kościele, herezji, apostazji i grzechach zaniedbania” (autor pisze w niej m.in. o „zmowie polskich hierarchów” i ochronie przed „perfidią Żydów”) ukazała się nakładem Wydawnictwa św. Tomasza z Akwinu, o której to oficynie trudno znaleźć jakieś bardziej konkretne informacje - może poza tą, że jej tytuły są promowane przez internetową „Polską Księgarnię Narodową”. Wystarczy wejść na stronę tej księgarni, by przekonać się o kolejnych „nitkach” łączących klakierów biskupa z budzącymi poważne wątpliwości tytułami - m.in. słynącą z pogardliwego języka „Warszawską Gazetą” (kojarzoną z przekazem przypominającym najgorsze kalki kremlowskiej propagandy). Te informacje zebrane w całość tworzą niepokojący obraz abp. Jana Pawła Lengi jako duchownego uwikłanego - świadomie lub nie - w coś więcej, niż oddolny, tłumaczony troską o Kościół, głos wiernych. Obraz, którego - biorąc pod uwagę zasięgi wystąpień biskupa emeryta (tylko ten konkretny, o którym tu piszę, przekroczył w ciągu dwóch tygodni ponad 100 tys. wyświetleń) - ignorować po prostu się nie da.
My, otwarci katolicy. Ale czy na pewno?
Skoro zaczęłam od wspomnienia abp. Rysia, na nim też zakończę. W jednej ze swoich homilii zachęca on, aby zakwestionować czasem nasze schematy myślenia i wygodne „banieczki”, w których żyjemy. Słuchając abp. Lengi i jemu podobnych głosów, łatwo wejść w rolę „tego oświeconego” katolika, adwersarza zerkającego na inne poglądy z góry. Nie chcę popadać w moralizatorski ton, ani tym bardziej kogokolwiek zrażać lub zachęcać do publicystyki (bo chyba tak to już należy nazwać) uprawianej przez biskupa emeryta. Siadając do tego tekstu, miałam w głowie dziesiątki „błyskotliwych” złośliwości pod adresem hierarchy (wszak niektóre jego wypowiedzi aż się proszą o siarczyste riposty), lecz coraz bardziej nabieram przekonania, że taka debata nie tylko donikąd nie prowadzi, ale wręcz wzmacnia zasieki między „nami”, a „nimi”. We wspomnianym wyżej kazaniu abp. łódzki, kojarzony z tzw. „kościołem otwartym” przestrzega przed samouwielbieniem i bezrefleksyjnym przytakiwaniem autorytetom - w końcu nikt z nas nie ma monopolu na prawdę, zwłaszcza w kontekście wiary i jej przeżywania. Obserwując swoje własne, teoretycznie postępowe, środowisko, spotykam się czasem z gorszym zacietrzewieniem i zgorzknieniem, niż po stronie tych drugich, których tak lubimy umieszczać w szufladzie z etykietką „ciemnogród”. I to, że druga strona nie wykazuje podobnej delikatności i respektu dla swoich oponentów, nie powinno być dla katolika żadnym argumentem. W końcu nie tak dawno, w niedzielnej Ewangelii słyszeliśmy, że samo nazwanie swojego brata bezbożnikiem, sprowadza na nas grzech. W swoim wystąpieniu abp Lenga stwierdza, że „całą Polskę przesiąknęła zgnilizna”. Palce świerzbią mnie, by zadać pytanie, co w takim razie sączy się z wypowiedzi arcybiskupa, ale w tym momencie zdejmuję nogę z gazu i stawiam kropkę. W takich przypadkach słowa abp. Grzegorza Rysia o dystansie względem własnych i cudzych przekonań nabierają szczególnego znaczenia i pozwalają - kontynuując motoryzacyjne porównania - „wrzucić na luz". A tego potrzebujemy czasem wszyscy.
AKTUALIZACJA (od autorki):
Tuż przed publikacją tego tekstu, w czwartek 20 lutego biskup włocławski Wiesław Mering nałożył na abp. Jana Pawła Lengę zakaz głoszenia kazań i publicznego przewodniczenia liturgii. Duchowny powinien też powstrzymać się od wypowiedzi dla mediów. Decyzja ta, choć wydaje się adekwatną odpowiedzią Episkopatu, wzbudziła szereg pytań i wątpliwości - m.in. dotyczących jej konsekwencji prawnych: czy zakaz nałożony na biskupa emeryta obowiązuje go tylko w zamieszkiwanej przez niego diecezji włocławskiej? Czy w razie podróży abpa do innej diecezji, obostrzenia te nadal będą mieć moc prawną? I wreszcie - czy arcybiskup podlega władzy bp. Meringa, skoro nie przynależy w sensie formalnym do diecezji? Czy to raczej nie papież Franciszek jest bezpośrednim przełożonym abp. Lengi? Niezależnie od tego, komu ostatecznie podlega arcybiskup, zdaje się, że mamy w kościelnych strukturach sytuację patową - Jan Paweł Lenga wyraźnie - zarówno w swoich publikacjach, jak i wypowiedziach publicznych - przekonuje, że w tle toczy się gra wokół „spisku” polskich hierarchów, a autorytetu papieża po prostu nie uznaje. Oprócz pytania o to, kto ma realny wpływ nad biskupem emerytem, jeszcze ciekawsze staje się pytanie, jak on sam zachowa się względem nałożonych na niego sankcji. Obraz biskupa wyłaniający się z powyższego tekstu każe przypuszczać, że zamiast autorefleksji i posypania głową popiołem, kara wzmocni w duchownym poczucie misji, a etykieta księdza wyklętego i niepokornego, zaostrzy tylko pasję, z jaką biskup występuje przeciw Kościołowi. Bardzo, bardzo chciałabym się mylić.
Skomentuj artykuł