W imię walki z przemocą nie można pokazywać, że jest ona śmieszna

(fot. depositphotos.com)

Osoby, które są bite, poniżane lub wykorzystywane seksualnie, potrzebują nadziei, że ich życie nie zawsze musi już tak wyglądać. Czynienie z tego tematu niezgrabnej groteski nikomu przecież nie służy - a już na pewno nie osobom pokrzywdzonym.

Jeśli chodzi o przemoc, to w obecnym świecie żyjemy w swoistym rozdwojeniu. Z jednej strony gry czy filmy z przemocowymi wstawkami (a nawet takie, gdzie można wcielić się w agresywnego bohatera lub z nim utożsamiać) są bardzo łatwo dostępne. Z drugiej - dla wielu Polaków przemoc, zwłaszcza ta mająca miejsce w czterech ścianach domu, stanowi silnie oddziałujące tabu.

Uzasadnionym kierunkiem działania mającego na celu zwalczanie przemocy jest zatem odtabuizowanie jej, na przykład przez kampanie społeczne na ten temat. Kampanie te muszą jednak być przemyślane i zaprojektowane tak, by przemoc nie była w nich ukazywana jako coś atrakcyjnego. Film powstały w ramach akcji #cucchallenge, choć zapewne powstał w dobrej wierze, niestety nie spełnia tych kryteriów.

DEON.PL POLECA

Przemoc domowa to nie wrestling w poduszkach

Akcja #cuchallenge ma - według deklaracji zaangażowanych w nią osób - zwracać uwagę na problem przemocy oraz zachęcać świadków do tego, by zgłaszali przemoc odpowiednim organom. Idea jest zatem jak najbardziej słuszna - zbyt wielu Polaków nadal uważa reagowanie na przemoc za wtrącanie się, albo kompletnie nie wie, co można w takiej sytuacji zrobić, aby pomóc osobie pokrzywdzonej. Poważne (i to bardzo) zastrzeżenia budzi jednak wykonanie całej akcji.

W jej ramach powstał film przedstawiający osoby cieszące się w Polsce popularnością, które… biją się, kopią, okładają kijem baseballowym. „Narzędziami” do bicia staje się także brzuch ciążowy (!) oraz mały, szczekający piesek. Całości towarzyszy rytmiczna, wesoła muzyka, kolory są jasne i nasycone, a gra aktorska utrzymana jest w konwencji przerysowania i komizmu. I tutaj docieramy do sedna problemu: przesłanie filmu jest absolutnie niezgodne z tym, co według autorów miało zostać przekazane widzom.

Jako społeczeństwo mamy ogromne zaległości w dziedzinie odpowiedniego, czyli pełnego szacunku, traktowania osób doświadczających przemocy oraz przyjmowania ich perspektywy.

Krótkie nagranie przedstawia przemoc jako coś atrakcyjnego, zabawnego, mało poważnego. Przemoc domowa, jeden najbardziej złożonych i trudnych do rozwiązania problemów społecznych, została ukazana jako niewinny wrestling w poduszkach. Jest to jawna kpina z dramatu osób pokrzywdzonych przemocą (nie tylko tą fizyczną, ale również psychiczną, ekonomiczną czy seksualną), których rzeczywistość nie wygląda ani kolorowo, ani zabawnie. Po drugie - osoby odpowiedzialne za powstanie i rozpowszechnianie filmu, choćby bardzo tego nie chciały, wysyłają do świadków przemocy komunikat, że przemoc nie jest zagrożeniem życia i zdrowia, ale czymś, na co adekwatną reakcją jest śmiech. Podobny wydźwięk i skuteczność miałaby pewnie akcja zachęcająca kierowców do trzeźwości podczas prowadzenia pojazdów, ukazująca atrakcyjną osobę, która najpierw pije wino, a potem ze śpiewem na ustach wsiada do lśniącego auta.

„Każdy się wstydzi, że obrywa”

Ale przecież internetowych wyzwań, które powstają w różnych celach (także tych szczytnych), jest na YouTube czy Instagramie mnóstwo. Niektóre filmy czy grafiki są naprawdę przemyślane, a inne - wywołują zachwyt wyłącznie u ich twórców. Dlaczego zatem to właśnie #cucchallenge spotyka się z tak negatywną oceną?

Myślę, że istnieje jeden bardzo istotny powód: ten film to nie jest „spontan”. Kiedy w internecie napotykamy kolejne nagranie wygłupiającego się nastolatka, możemy dać mu „łapkę w dół” i ewentualnie zasugerować, by następnym razem lepiej przemyślał swój performance. Wpadki zdarzają się przecież każdemu, dlatego w takich sytuacjach warto być wyrozumiałym. Jednak w powstawanie #cucchallenge zaangażowanych było wiele osób. Ktoś napisał scenariusz, popularne i wykształcone osoby zgodziły się w tym wyzwaniu wystąpić, ktoś inny te wyczyny montował w całość.

Mechanizmy sprawiające, że osoba krzywdzona nie odchodzi od oprawcy (na przykład wyuczona bezradność, polegająca na „zobojętnieniu” na bodźce bólowe lub wyzwiska) są przecież niezwykle silne.

Przeraża mnie zatem myśl, że nikt z ekipy twórców nie zadał sobie pytania „jak poczuje się osoba naprawdę doświadczająca przemocy, gdy zobaczy ten film?” albo „hej, czy świadkowie przemocy domowej otrzymają od nas jasny sygnał, że przemoc to zło?”. Właściwie wolałabym myśleć, że twórcy po prostu nie przemyśleli swojego działania - druga wersja jest przecież taka, że owszem, zrobili to, ale uznali, że ważniejszy od dobrostanu pokrzywdzonych jest wskaźnik zasięgów w social mediach. Tak czy inaczej, zaangażowanie tak wielu osób w tego typu akcje jasno dowodzi, że mamy jako społeczeństwo ogromne zaległości w dziedzinie odpowiedniego, czyli pełnego szacunku, traktowania osób doświadczających przemocy oraz przyjmowania ich perspektywy.

Tymczasem cały proces uwalniania się z przewodowej relacji i leczenia psychicznych urazów spowodowanych tym doświadczeniem zaczyna się często od tego, że ktoś zwyczajnie dostrzega i nazywa tę krzywdę. Jeden z moich pacjentów, który przez lata był bity przez ojca i poniżany przez matkę, wypowiedział niegdyś zdanie, które bardzo zapadło mi w pamięć: „Każdy się wstydzi, że obrywa, dlatego ludzie nie mówią sami z siebie, co się dzieje w domu”. Dziadkowie tego mężczyzny (wtedy chłopca) czasami nawet „żartowali”, że od ojcowskiego pasa skóra w pewnym miejscu zrobi mu się twarda jak stal. Dla nich przemoc domowa była czymś normalnym, na swój sposób zabawnym, a nie dramatem dziecka, które potrzebowało zdecydowanej reakcji z ich strony. Być może, gdyby ci państwo zobaczyli film z #cucchallenge, śmialiby się w głos.

Sztuka znalezienia odpowiedniego języka

Fakt, że znane osoby angażują się w kampanie przeciwko przemocy, odbieram, rzecz jasna, jak najbardziej in plus. Jednak sama obecność osób popularnych nie wystarczy, by stworzyć kampanię z odpowiednim przekazem, która wywoła odpowiednią reakcję odbiorców. Kiedy projektuje się kampanię społeczną na temat przemocy domowej, ogromną sztuką jest znalezienie odpowiedniego języka. Kampania tego rodzaju powinna przede wszystkim ukazywać przemoc jako coś jednocześnie negatywnego.

Bardzo ważne jest również to, aby kampania - czy to spot, czy seria plakatów lub grafik - zawierała przesłanie, że choć przemoc jest sprawą poważną, to osoby nią pokrzywdzone mogą szukać szukać pomocy oraz informacje, gdzie tę pomoc można otrzymać. Osoba, która przemocy doświadcza, z jednej strony potrzebuje bowiem empatii - bo wbrew temu, co mówią niektórzy „specjaliści”, wcale nie jest łatwo po prostu spakować się i wyjść. Mechanizmy sprawiające, że osoba krzywdzona nie odchodzi od oprawcy (na przykład wyuczona bezradność, polegająca na „zobojętnieniu” na bodźce bólowe lub wyzwiska) są przecież niezwykle silne.

Z drugiej strony - osoby, które są bite, poniżane lub wykorzystywane seksualnie, potrzebują nadziei, że ich życie nie zawsze musi już tak wyglądać. Osoby tworzące kampanie antyprzemocowe powinny po pierwsze zawsze konsultować się ze specjalistami, a po drugie - budując swój przekaz, przestrzegać stworzonej przez starożytnych Greków zasady decorum - czyli o sprawach trudnych i bolesnych mówić językiem odpowiednio dojrzałym i poważnym.

Czynienie z tematu przemocy domowej niezgrabnej groteski nikomu przecież nie służy - a już na pewno nie osobom przez tę przemoc pokrzywdzonym.

Psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W imię walki z przemocą nie można pokazywać, że jest ona śmieszna
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.