W Łodzi czekamy na ingres

(fot. youtube.com/maskacjusz)

Czas oczekiwania na ingres ks. abp Grzegorza Rysia wiąże się z wieloma nadziejami. Przez cały październik te oczekiwania rosły. Nie mam wątpliwości, że wszyscy odczuwają, że idzie coś nowego. Nie wiem, czy to "coś" można nazwać. To powiew Ducha, który można odczuć.

Na początku października wszyscy kapłani Archidiecezji Łódzkiej otrzymali oficjalne zaproszenie do wzięcia udziału w ingresie. Jednak do oficjalnego zaproszenia było dołączone coś wyjątkowego - list od ks. abp Grzegorza. List bardzo osobisty, mówiący o tym, jak nowy Arcybiskup przygotowuje się do ingresu. Pisze, że będą rekolekcje w katedrze. Rekolekcje dla niego. Sam potrzebuje je przeżyć, aby posłuchać, co Duch Święty mówi dziś do Kościoła. Ale też zaprasza do udziału w tych rekolekcjach wszystkich kapłanów. W liście tym Arcybiskup napisał, że każdego dnia rekolekcji, na koniec zaprasza na herbatę i kanapkę "do siebie do domu". Zazwyczaj miejsce, w którym mieszka biskup nazywamy "pałacem biskupim". Tak się mówi w większości diecezji w Polsce. A tutaj nie ma mowy o pałacu - tylko zapraszam "do siebie do domu".

Rozmawiałem na temat tego listu z wieloma kapłanami. Dominowała radość. Wielokrotnie słyszałem, że "idzie nowe". Jedno słowo, że biskup zaprasza do siebie do domu, wnosi jakiś nowy powiew w struktury kościoła. Tutaj nie chodzi tylko o Łódź - myślę, że dla Kościoła w Polsce to zupełnie nowe słownictwo.

Czas rekolekcji przed ingresem też był przełamywaniem schematów. W całych rekolekcjach wzięło udział bardzo dużo kapłanów. Co rusz słyszałem w katedrze "zobacz, jak jest nas dużo". Było to tym większym zdziwieniem, że na rekolekcjach nikt nie sprawdzał obecności. Wszystko odbywało się w atmosferze wolności. Kto chciał - przyszedł.

DEON.PL POLECA

Drugi dzień rekolekcji był czasem pojednania i pokuty. Po wystawieniu Najświętszego Sakramentu kapłani chodzili po katedrze, aby się pojednać przekazując sobie znak pokoju. Była też spowiedź. Jako pierwszy do spowiedzi poszedł ks. biskup Grzegorz Ryś. Stanął na środku katedry, w prezbiterium i poprosił o spowiedź. Potem kolejni biskupi i w całej katedrze rozpoczęła się spowiedź - bez konfesjonału - po prostu kapłani spowiadali się wzajemnie - jeden podchodził do drugiego. To są drobne gesty - jak u papieża. Ale gesty, które chwytają za serce. Te wspomnienia wielu z nas będzie miało przed oczami do końca życia.

Ostatniego dnia rekolekcji ks. abp Konrad Krajewski mówił o miłosierdziu. To było słowo z mocą, które poruszało serce. Kapłani, z którymi rozmawiałem, mówili mi, o wielkim poruszeniu tego dnia - jeden płakał na tej konferencji, inny czuł, jak palą go w sercu te słowa. Nauczanie zakończyło się zebraniem od księży jałmużny na odbudowanie spalonego ołtarza w drewnianym kościele pod Łodzią. Znamiennym było, że diakoni nie weszli do prezbiterium - nie mieli odwagki, aby zbierać tacę od najbardziej zasłużonych kapłanów i biskupów, którzy tam siedzieli. Wtedy zostali wezwani, aby tam też zebrać tacę. Widziałem, jak bardzo pod wrażeniem tych gestów byli kapłani. Na koniec rekolekcji była adoracja, którą poprowadził ks. abp Konrad Krajewski. Całą adorację klęczał bez klęcznika na kamiennej posadzce. Dla wielu było to bardzo wymowne. Usłyszałem nawet komentarz jednego z księży "Arcybiskup klęczy bez klęcznika... co tu się dzieje...?".

Po rekolekcjach kapłani codziennie udawali się do domu ks. Arcybiskupa na posiłek. Dom otwarty, szwedzki stół - skromny, ale serdeczna atmosfera. Arcybiskup dostępny dla wszystkich. Rozmawiający z kapłanami codziennie, aż do ostatniego gościa. Jeden z księży mi powiedział "w tym miejscu jeszcze nie było tylu księży na raz". Inny mówił "czegoś takiego nie mógłbym sam sobie wyobrazić".

Nie mam wątpliwości, że wszyscy odczuwają, że idzie coś nowego. Nie wiem, czy to "coś" można nazwać. To powiew Ducha, który można odczuć. Wyraża się w gestach, drobnych słowach, w sposobie mówienia czy formułowania zdań. Niektórzy kapłani mówią, że na dłuższą metę tak się nie da. Inni są pełni nadziei, że przychodzi nowy powiew Ducha, na razie odczuwalny bardzo delikatnie, ale chwytający za serce.

Ks. abp Grzegorz Ryś odpowiada z ramienia KEP za Nową Ewangelizację. Teraz zostaje głową diecezji, która najbardziej w Polsce potrzebuje ewangelizacji. Wszystkie teorie na temat ewangelizacji będzie można testować na tym terenie. Pierwsze kroki ks. Arcybiskupa pokazują, że najpierw chce zadbać o armię. Tą pierwszą armią biskupa są kapłani. Potem jest zwarcie szyków ewangelizatorów świeckich. Przy Mocnych w Duchu mamy sztab ponad dwustu osób dorosłych gotowych do ewangelizowania. Myślę, że drugie tyle uzbieramy w mieście Łodzi. Przy Mocnych w Duchu dysponujemy ok. pięćdziesięcioma nastolatkami, którzy są przygotowani, aby ewangelizować. Już to robią każdego miesiąca. Najprawdopodobniej drugie tyle nastolatków zbierzemy w mieście. Oprócz tego jest kilkaset młodych w procesie przygotowania do ewangelizacji.

Kilka dni temu ks. Arcybiskup spotkał się z młodymi podczas Uwielbieniowej Łodzi Ratunkowej. Powiedział im wtedy, że ma już dla nich propozycję, ale wcześniej chce ich posłuchać! Ja właśnie na to czekam. Na plan wykorzystania ewangelizatorów świeckich w kościele. W Polsce mówimy dużo o ewangelizacji, ale nie mamy pomysłów, jak świeccy mogą ewangelizować. Głęboko ufam, że Łódź stanie się poligonem doświadczalnym. Z pewnością będzie to krytykowane przez wielu ludzi Kościoła. Wszystko co jest nowe musi przejść przez falę krytyki. Trzeba tę krytykę brać na klatę i robić to, do czego zaprasza Duch Święty.

Remigiusz Recław SJ - wieloletni dyrektor Ośrodka Odnowy w Duchu Świętym w Łodzi, asystent kościelny dwumiesięcznika "Szum z nieba"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

W Łodzi czekamy na ingres
Komentarze (45)
2 listopada 2017, 22:13
Rzadko oglądam telewizję, bo mnie nudzi, za dużo papki. Jeśli już to bardzo sporadycznie dedykowane programy, czy jakieś filmy, które coś mogą wartościowego wnieść. I akurat wczoraj wyjątkowo miałem ochotę coś obejrzeć wieczorem. Żona mówi – jest "Tytanic". Odpowiadam, że go przecież już oglądałem, na pierwszej naszej randce w kinie, zimą 1998 roku. Ona, że sobie jeszcze raz chętnie obejrzy. Mi szkoda czasu na film, który już znam, wolę coś wówczas poczytać. Ale mówię w końcu: „namówiłaś mnie”. I o dziwo, coś mi jednak wniósł ten film. Zrozumiałem już do końca, dlaczego nie aprobuję zachowania tzw. „lefebrystów”, dlaczego pomimo głądkich słów w deklarowanej trosce o należyte uszanowanie Boga coś mi cały czas zgrzyta w tym nadzwyczajnym zabieganiu o przepisy, ścisłym przestrzeganiu gestów, ach-ochnią wzniosłość. 20 lat temu i również teraz bardziej utożsamiam się z chłopakiem, którego grał Leonrado Di Caprio. Mierziły i mierżą mnie zwyczaje dworskie (u świeckich, tym bardziej u duchownych), bon-ton ludzi, którzy uważali, że są z lepszych, szlachetniejszych sfer, będąc jednak jakoś mało szlachetni dla innych, okazując im pogardę, czy przynajmniej niechęć swoim klubowiczostwem. Tym, że uczestniczą w czymś do czego nie mają dostępu pospolite, szare masy, ludzie bez kunsztownego, elitarnego przygotowania po dziesiątkującej selekcji. W przedkładaniu formy nad treścią. W przypadku wiary istotę treści stanowi serce, poprzez które Bóg przemawia do człowieka.
Z
Zbyszek
3 listopada 2017, 11:43
Po części przyznaję Panu rację - nie chodzi o formę ale o treść. Dramat polega na tym, że ludzie odrzucający formę równie często (a może i częściej?) zaniedbują treść. Nie tędy więc droga. I nie tego naucza abp Ryś (jeśli dobrze go rozumiem)
3 listopada 2017, 12:31
Zgadza się, zaniedbywanie, a tym bardziej odrzucanie treści jest niewłaściwe, prowadziłoby do jakiegoś jarmarku, czy wydmuszki religijnej nie mającej nic wspólnego z żywą wiarą. Dlatego specjalnie napisałem: „W przedkładaniu formy nad treścią” :) Artykuł zawiera pewien punkt widzenia bardzo aktywnej działalności duchowej Sienkiewicza 60 w Łodzi i niczego takiego tam nie spotkałem, w przeciwnym razie wywiałoby mnie stamtąd szybciej, niż przywiodło ponad 7 lat temu.
3 listopada 2017, 12:36
A, do Redakcji Deonu - ten drugi komentarz spróbowałem napisać z Mozilli. Super, że zostało to skutecznie naprawione i teraz nie było przeszkód i normalnie wszedł, nie musiałem kombinować z Chrome :-)
Z
Zbyszek
3 listopada 2017, 12:46
Gdy jestem w Łodzi staram się iść na Mszę do kościoła Najświętszego Imienia Jezus, o którym Pan pisze. Nie widzę tam przedkładania formy nad treścią, choć forma mnie odstręcza. Idę bo jest najbliżej. Gdy jestem w Krakowie próbuję się dostać do dominikanów, ale też byłem na Mszy Trydenckiej. W żadnym z nich nie było przewagi formy nad treścią. 
3 listopada 2017, 14:46
"Niczego takiego tam nie spotkałem" nie odnosiło się do "W przedkładaniu formy nad treścią", tylko do początku mojego wpisu o zaniedbywaniu treści, czyli podstawowego zarzutu.
Z
Zbyszek
3 listopada 2017, 15:44
A na czym bazuje Pańskie przypuszczenie że Lefebryści zaniedbują treść?
3 listopada 2017, 16:01
Pierwsze doprecyzowanie -  nie pisałem: Lefebryści, tylko tzw. "lefebryści", to jest szersze pojęcie. Drugie doprecyzowanie - zaniedbywanie treści to jest zarzut, ale wobec choćby tego, co się dzieje na Sienkiewicza (puste emocje itd.). Tego tam nie spotkałem. W przypadku tzw. "lefebrystów" jeszcze raz powtórzę sformułowanie z pierwszego mojego wpisu: Przedkładanie formy nad treścią, a nie zaniedbywanie treści.
Z
Zbyszek
3 listopada 2017, 16:41
W takim razie to co Pan pisze to jest raczej kwestia Pańskiej (lub w przypadku Odnowy mojej) wrażliwości. Dla mnie nabożeństwa charyzmatyków są bardzo męczące i bardzo przysłaniają treść. Dla Pan - gesty w trakcie Mszy Trydenckiej utrudniają zrozumienie. Oczywiście wielu tradycjonalistów gubi Chrystusa. Jak i wielu charyzmatyków ma ten sam problem. Takie zróżnicowanie mógłbym zrozumieć
3 listopada 2017, 20:29
Nie sprzeczam się z tą tezą, to w sumie może być dochodzenie do sedna. Jednocześnie dziękuję, że jest w Panu również wola zrozumienia drugiej strony, a nie hejtowania za wszelką cenę, czyli wytwarza się nareszcie pole do dochodzenia do prawdy obiektywnej. Dzięki temu zaczynam sam w końcu rozumieć, dlaczego tzw. „lefebryści” atakują namiętnie charyzmatyków. Tu po prostu chodzi o fundamentalne podejście do Boga. A więc, czy traktuje się Boga jak Dobrego Ojca, czy jak Surowego Sędziego. Z tego wyprowadzimy zrozumienie reszty.
Z
Zbyszek
3 listopada 2017, 20:47
Bogu niech będą dzięki! Już traciłem nadzieję że ktoś będzie chciał rozmawiac. Nie tylko trudno jest rozmawiac z konserwatywną stroną. Zwolennicy otwartości sa również bardzo zamknięci na dialog. Próbujmy unikać jakiegokolwiek oceniania drugiej strony Nie jestem nie tylko lefebrystą ale nawet tradycjonalistą wiec nie mogę wypowiadać się w ich imieniu. Choć niewatpliwie  całkiem mi do nich blisko mogę wyrażać tylko swoje zdanie.  Zanim jednak coś napiszę może Pan wyjaśnić co Pan rozumie przez Surowego Sędziego? Niechciałbym zaplatać się w swoich mylnych interpretacjach :)
3 listopada 2017, 20:50
Ci tzw lefebryści postrzegają Boga tak jak nasi katoliccy przodkowie,charyzmatycy zaś tak jak im wygodnie. 
3 listopada 2017, 21:22
Jeśli chodzi o poglądy, to wydaje mi się, że jestem odbierany raczej jako umiarkowany konserwatysta. A kiedyś pracując w środowiskach stołecznych korporacji usłyszałem nawet o sobie zdanie: „beton katolicki”, gdy próbowałem bronić podstawowych prawd wiary, będąc duuużo dalej od Matki Kościoła, niż jestem dzisiaj. Zdziwienia doznałem, gdy w następnych latach, zbliżając się na nowo do Kościoła Katolickiego, praktykując wiarę jak czuję sercem, a nie pustymi gestami, że jestem otwartersem, czy jakoś tak. Surowy Sędzia to obraz, a w zasadzie "obrazek" Boga, którym straszono ludzi przez wieki. Po prostu Surowy Sędzia, jak ludzki surowy sędzia. Wyobrażenie o Bogu jako Surowym Sędzim wpędziłoby mnie prostą drogą do piekła, bo mam zbyt duże wewnętrzne pragnienie wolności (w posłuszeństwie naprawdę Sprawiedliwemu, jednocześnie Miłosiernemu Bogu).
Z
ZbyszekMichal
3 listopada 2017, 22:51
Kojarzę to z drugą Prawdą Wiary: Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Jest to ujęcie nas obowiązujące i bardzo ewangeliczne. Św s.Faustyna zapisała: „nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, przychodzę wpierw jako Król miłosierdzia”. Ale chyba nie o to Panu chodziło?
3 listopada 2017, 23:08
Zdecydowanie nie, a św. Faustyna jest moją przewodniczką w przeprowadzce z Warszawy do Łodzi ponad 7 lat temu, jej „Dzienniczek” urzekł mnie na całego przed tą zmianą życiową. Wracając do surowego sędziego, a dobrego ojca. W tym pierwszym przypadku mamy zimny chów, gdzie ojciec jest niedostępny, surowy, karze za najmniejsze odstępstwo od ustalonych zasad (zawinione, albo niezawinione), wzbudza lęk, trzyma dzieci (i przy okazji żonę) w nieustannym strachu przed twardą, karzącą ręką. Mamy też innego ojca, wrażliwego wojownika, zdrowe wychowanie, gdzie są zachowane właściwe proporcje miłości vs dyscypliny, gdzie mądry ojcie umiejętnie prowadzi dziecko ojcowską (zdecydowanie inną niż matczyną) miłością, a to, nie bojąc się ciągle kary, rozwija się w wolności (nie swawoli, broń Boże) na w pełni dojrzałego, a nie zastraszonego, lękliwego człowieka.
Z
Zbyszek
3 listopada 2017, 23:25
Mój kolega, były lefebrysta i osoba niechętna Franciszkowi w identyczny sposób jak Pan pojmuje Boga. Sam rozumiem miłość jako połączenie afirmacji z wymaganiem. Nie to więc nas dzieli
Z
Zbyszek
3 listopada 2017, 23:34
Panie Stos, Proszę mnie skorygować ale Pan chyba tez zgodziłby się ze stwierdzeniem że Bóg łączy dyscyplinę z miłością
4 listopada 2017, 08:10
Charyzmatycy są zdania,że Duch Święty po długiej niebytności nawiedził Kościół dopiero na SV2,wcześniej zaś - XIX/XX w wstąpił z wizytą do heretyków.
Z
Zbyszek
4 listopada 2017, 11:38
Znam wielu charyzmatyków którzy absolutnie by się z tym nie zgodzili. Widzą ciągłość działania Ducha Świętego. Sądzę że obie strony za bardzo uogólniają swoje opinie na temat oponenta. Spieramy się o słowa a zapominamy o tym co najważniejsze. Dziś przeczytałem takie słowa: prawo i zasady mają służyć miłości Boga, bliźniego i siebie samego. Bez miłości prawo i zasady stają się pętem. Bez praw i zasad wyrosłych z Tradycji miłość stanie się sentymentalizmem. A my kłócimy się czy miłość czy zasady. Jak uczniowie w drodze do Jerozolimy wykłócamy się kto z nas jest najważniejszy. Czy prawa noga jest ważniejsza od lewej? Ważne by szły razem!
5 listopada 2017, 07:01
"Bez miłości prawo i zasady stają się pętem. Bez praw i zasad wyrosłych z Tradycji miłość stanie się sentymentalizmem." Myślę, że to dobra puenta na zakończenie naszej dyskusji:)
E
Ewcia
2 listopada 2017, 16:26
Ja się tylko zastanawiam, jak "zasłużył" Ryś na Łódź. Niejeden o nią się starał.
TK
Ter Ka
7 listopada 2017, 00:51
No właśnie, to mi się w tym wszystkim najbardziej podoba, że on się nie starał. Jeśli tacy skromni i mądrzy księża awansują w polskim Kościele, to  nie jest z Nim najgorzej :)
RR
Remigiusz Recław SJ
2 listopada 2017, 12:20
Zbyszek, Kościół to różnorodność. Ma w nim być miejsce dla każdego rodzaju wyrazu wiary. W modlitwie w ciszy (w kontemplacji) są zaangażowane uczucia i zmysły. I ja mocno zachęcam do takiej modlitwy. Sam tak sięmodlę codziennie. Biskup Ryś bardzo dużo o tym mówi. Problem nie dotyczy ciszy czy jej braku - ale bufonady. Wyreżyserowany (sekunda po sekundzie, krok po kroku, skłon po skłonie) teatr liturgiczny musi przejść w modlitwę. I to się stanie, bo Duch Święty prowadzi w tym kierunku, a on jest potężniejszy od wszystkiego, co wymyśla człowiek, aby przed tym się bronić.
Z
Zbyszek
2 listopada 2017, 12:58
Tak się nie da rozmawiać. Ojciec mówi o bufonadzie - a wielu widząc nabożeństwa charyzmatyczne o histerii. Chcemy naprawdę sprowadzić dialog do tkich inwektyw? To bez sensu. Hasło różnorodności w Kościele trzeba wprowadzać w życie, a nie tylko głosić. A to wymaga wysłuchania drugiej strony bez przylepiania jej łatek. Traktowanie argumentów (ich sedna) drugiej strony z szacunkiem. Tu niestety zły przykład dał Papież lekceważąc pytania zawarte w "Dubia". Jest i drugie pytanie - gdzie i kto będzie strzegł granic tej różnorodności?  Gdyby te kwestie były jasne powyższy artykuł byłby dla mnie powodem radości. I osobowość bp. Rysia jak i nowe metody z któymi wychodzi budziły by nadzieję. Niestety kierunek w jakim zaczęła zmierzać Łódź Piotrowa bardzo mnie niepokoi. Po stronie zwolenników Franciszka nie ma żadnej woli rozmowy, jest pouczanie i inwektywy. Traktuje ten wpis jako okazję do rozpoczęcia prawdziwego dialogu
2 listopada 2017, 22:42
"Wyreżyserowany (sekunda po sekundzie, krok po kroku, skłon po skłonie) teatr liturgiczny musi przejść w modlitwę".  W obronie tego "teatru litugicznego" wielu Twoich braci zakonnych dało się pokroić. Tymi słowami dajesz świadectwo ,że z Duchem Świętym ,jednak się rozminąłeś bowiem w istocie plujesz na Kościół Święty,którego sercem jest ofiara mszy świętej, od wieków przynosząca niezliczone łaski, dzięki którym wielu dostąpiło zbawienia. Z drugiej jednak strony rozumiem,iż analogia do teatru,której użyłeś płynie z Twojego najgłębszego przeżycia jako realizatora estradowego przedsięwzięcia, zwanego "ewnagelizacją". 
Z
Zbyszek
2 listopada 2017, 11:58
Cieszę się z radości o.Remigiusza. Nauczanie bp Rysia robi na mnie duże wrażenie. Nie wiem tylko czy w takim Kościele nadal jestem mile widziany. Nie jestem młody, a uwielbienie mnie odstręcza. Nie, nie będę od czci i wiary odsądzał tych którzy uczestniczą w takich nabożeństwach. Ja po prostu się w nich nie znajduje. Odczuwam po nich wielką pustkę. Zdecydowanie wolę kontemplację i ciszę. Nie szukam w Kościele emocjonalnego pocieszenia, szukam nauki jak żyć by już tu być w miarę dobrym człowiekiem. Darem jest to że nie jestem młody, bo to pozwala nie tylko widzieć prawdę o sobie ale i jakoś z nią żyć. Mam prawie 50 lat i wiem, że jestem dla wielu raczej przekleństwem niż błogosławieństwem. Sięgnąłem swoich granic. Nie umiem sam odpowiedzieć sobie na wiele pytań - stąd tak ważni są dla mnie pasterze i nauka Kościoła. Tylko czy On mnie jeszcze chce?
2 listopada 2017, 22:53
Kryzys Kościoła to kryzys kapłaństwa.Wielu pasterzy stało się heretykami, czy wręcz apostatami - sprzeniewierzyli się dziedzictwu,które otrzymali.Nie wymagają od wiernych, bo nie wymagają od siebie.Nie wymagają od siebie - bo nie wierzą.Nie odchodzą jednak z Kościoła, próbują Go zmienić na własną minimalistyczną modłę. Dlatego tak ważne jest trwanie przez nas świeckich przy tym w co "wszyscy zawsze i wszędzie wierzyli" -trwanie przy tym co katolickie, trwanie przy katechizmie i sakramentach. To jest taki czas ,że to na nas świeckich spoczął obowiązek dbania o  zachowanie tego co otrzymaliśmy, o zachowanie TRADYCJI. 
Z
Zbyszek
3 listopada 2017, 09:39
Dużo jest racji w tych słowach: "kryzys Kościoła to kryzys kapłaństwa". Wielu z nich pobłądziło. Tak było zawsze, dziś jednak zmienia się skala tego zjawiska. Chaos doktrynalny jest już dostrzegalny w Polsce. Każdy może interpretować Słowo Boże - każdy może uważać się za natchnionego przez Ducha Świętego. Następuje protestantyzacja Kościoła. Sola sc<x>riptura jest błędną doktryną - doprowadza ona protestantów do upadku. Wyczytać można wszystko co się chce. Nawet najbardziej święci słuchali nie tylko Boga ale i ulegali Złemu. Tradycja o której Pan pisze to nic innego jak ludzka interpretacja Pisma i wsłuchiwanie się w Ducha Świętego. Nie jest wolna od błędów, bo jest gromadzona przez ludzi. Jednak 2000 lat to długi czas. "Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu" [1P 1,7]. 2000 lat to więcej niż ogień. I choć święta, bo przeszła taką próbę Tradycja może się zmieniać. Bowiem to nie ona jest celem - jest pomocą do jego osiągania. Po smierci zbawienia, za życia - przykazania miłości. Papież odmawia dialogu. Idąc w jego ślady o. Remigiusz także nie chce go podjąć. Dlaczego?
3 listopada 2017, 11:31
Katechizm Gasparriego: 21. Gdzie się mieszczą prawdy od Boga objawione? Prawdy od Boga objawione mieszczą się w Piśmie św. i w Tradycji. 25. Co nazywamy Tradycją? Tradycją nazywamy wszystkie prawdy razem wzięte, które apostołowie otrzymali bądź z ust. Samego Chrystusa, bądź też z natchnienia Ducha  Świętego, a które podawane jakby z rąk do rąk i przechowywane w Kościele Katolickim dzięki nieprzerwanemu następstwu, doszły aż do nas.
3 listopada 2017, 11:33
Potrzeba Tradycji: Pismo Św. nie zawiera wszystkich prawd objawionych, nie opisuje wszystkich czynów Jezusa Chrystusa, nie podaje wszystkich Jego nauk. "Wiele innych znaków - pisze św. Jan - uczynił Jezus przed oczyma uczniów Swoich, które nie są w tych księgach napisane" (Jan 20, 30). Zbawiciel świata ani sam nie pisał, ani podobnego zadania nie zlecił Apostołom. Wysyłając ich na cały świat nie wydawał im rozkazu, żeby spisywali te prawdy, które im podawał, ale nakazał im ustnie nauczać ludzi. "Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody... opowiadajcie Ewangelię wszelkiemu stworzeniu" (Mt. 28, 19). Głównym tedy zadaniem Apostołów było "opowiadanie Ewangelii", czyli ustne nauczanie prawd objawionych. Zresztą samo Pismo Św. przyznaje pierwszeństwo ustnemu nauczaniu: ,, Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa" (Rzym. 10,17). Pismo Św. najgłębsze tajemnice podaje częstokroć w zwięzłych, nie zawsze dla nas przystępnych słowach. Są w nim ustępy i zdania bardzo zasadnicze tak ujęte i wyrażone, że je można rozmaicie tłumaczyć. Muszą przeto istnieć pewne reguły, jak należy takie miejsca rozumieć, bo inaczej najistotniejsze prawdy naszej wiary świętej mogłyby się stać przedmiotem nieporozumień i sprzeczek. Otóż takie wskazania znajdują się w Tradycji. 3. Przechowanie Tradycji. Tradycja przechowała się cała i nieskażona w nieomylnym Kościele Chrystusowym, przechodząc z jednego wieku na drugi, z pokolenia na pokolenie aż do dni dzisiejszych. Tradycja obecnie mieści się: 1) w Pismach Ojców Kościoła; 2) w wyznaniach wiary, liturgicznych obrzędach i modlitwach; 3) w określeniach dogmatycznych Kościoła; 4) nadto rozliczne rzeźby, pomniki, obrazy w katakumbach, w szczególności w Rzymie, świadczą, o tożsamości nauki Kościoła z wiarą pierwszych chrześcijan, a równocześnie plastycznie odtwarzają prawdy zawarte w Tradycji. (msza.net)
3 listopada 2017, 11:49
Chrystus Pan nie dialogował lecz nauczał.Tak też powinien robić każdy Jego następca i ci którzy od owych następców otrzymali mandat do sprawowania swych urzędów. Problem w tym,że część duchowieństwa posoborowego wypięła się na Świętą Matką Kościół i nie przekazuje już nam wiernym nieskażonego depozytu wiary. Prawda niepełna bądź pomieszana choćby w małym procencie z błędem nie jest już prawdą katolicką a tylko do słuchania takiej jesteśmy zobowiązani w sumieniu. Heretyckie tezy (sprzeczne z niezmienną nauką Kościoła)  zawarte w Amoris Laetitia wymagają potępienia przez Franciszka a nie dialogu. Nasi pasterze nie są bowiem upoważnieni do realizacji własnych pomysłów ale do dbania o nieskazitelność nauki Chrystusa Pana, którą przekazują.
Z
Zbyszek
3 listopada 2017, 12:09
Podobnie widzę Tradycję, ale nie zgadzam się że nie powinno się "dialogować". Kapłan uosabia Jezusa, ale Nim nie jest. W dialogu nie ma nic złego jeśli jest rozumnie prowadzony, oparty na solidnych fundamentach oraz dąży ku Prawdzie
TK
Ter Ka
7 listopada 2017, 01:05
Ja nie interpretuję milczenia Franciszka jako odmowy dialogu. Wręcz przeciwnie, powiedział, co miał do powiedzenia i tyle. A z tymi, co łapią go za słowa, po prostu nie chce sie kłócić.
TK
Ter Ka
7 listopada 2017, 01:09
Stos, ale Tradycja żyje, nie możemy jej zamknąć w przeszłości. Bo Duch św działa nadal i jest władny ją modyfikować (raczej twórczo kontynuować). Wpatrując się wyłącznie w przeszłość możemy przegapić, co ma nam do powiedzenia teraz, w XXI wieku.
Z
Zbyszek
7 listopada 2017, 08:13
To na czym polega dialog?! Skąd Pan i Papież możecie wiedzieć ze jest to łapanie za słówka? Ja tez łapię za słówka? Dramat...
TR
Teofil Rapacz
2 listopada 2017, 10:57
Powoli Kościół przestaje byc dworem z Jaśniepanem, służbą i poddanymi.
2 listopada 2017, 22:24
A nie uczono Cię,że bycie sługą to przymiot katolika?
RR
Remigiusz Recław SJ
2 listopada 2017, 10:12
Cześć STOS. Lefebrystów to z pewnością nie zachwyca. Ale ja mam radość z głoszenia Ewangelii. Ewangelia jest moją radością. A do Ewangelizacji wzywa mnie nieustannie Bóg. Ciebie wzywa do palenia kapłanów i świeckich (stos). A mnie mnie wzywa do wyciągania ich z ognia. Zarówno ognia diabła, jak i ognia Twoich poglądów.
MarzenaD Kowalska
2 listopada 2017, 15:34
O, a jakoś Ojciec z banowaniem się kojarzy. 
2 listopada 2017, 22:21
Witaj.Jak dla mnie to masz radość z pląsów przed Sanctissimum i z zachęcania do tego innych.No ale skoro czujesz się w tym spełniony, to mnie nic do tego.Pamiętaj jednak,że komu więcej dano od tego więcej wymagać się będzie.Kiedyś będziesz musiał zdać relację z tego co zrobiłeś z kapłaństwem Chrystusowym. P.S. Wy jezuici wierzycie w diabła?
2 listopada 2017, 09:54
Strach się bać.Wodzirej będzie podrygiwał wraz ze swoją "armią ewnagelizatorów nie tylko u jezuitów,zaś rytm będzie mu wybijał nowy arcybiskup. Faktem jest,że takiego poletka do realizacji swoich delikatnie powiedziawszy mało ortodoksyjnych pomysłów jak w Łodzi bp Ryś nie znalazłby w całej Polsce. 
Martino
3 listopada 2017, 20:43
Strach się bać ewangelizacji? Kim Ty jesteś, stos? 
3 listopada 2017, 20:54
Skoro przemawia do Ciebie kręcenie tyłkiem przed Naszym Panem w Najświętszym Sakramencie to Twoja sprawa. P.S. Jako katolik używam terminu nawracanie (choć podobno prozelityzm to nowy grzech)
Martino
4 listopada 2017, 13:37
1. Nie pierwszy to raz, gdy przypisujesz mi słowa i poglądy, których nigdy nie wyraziłem. Jako katolik powinieneś wiedzieć, że to jest - delikatnie mówiąc - mało uczciwe.  2. Jeżeli Ty w tańcu dostrzegasz tylko "kręcenie tyłkiem" to Twoja sprawa, ale radziłbym porozmawiać o tym z jakimś dobrym terapeutą. To mogą być objawy zaburzeń obsesyjno - kompulsywnych. 3. Nadal nie wiem, czym abp. Ryś powoduje, że aż "boisz się bać".
TK
Ter Ka
7 listopada 2017, 01:13
Poczytaj Psalmy, Stos. Dawid tańczył przed Panem. Na Jego Chwałę.