Wiara a życie rodzinne. Czy jest nam jeszcze potrzebna?

(fot. depositphotos.com)

Z jednej strony rozwodem kończy się połowa małżeństw, które wiąże jedynie kontrakt cywilny. Z drugiej nie możemy powiedzieć, że małżeństwa ludzi wierzących nie doświadczają trudności, kryzysów czy nawet rozpadów. Jak się w tym odnaleźć?

W czasie świątecznej przerwy obejrzałem oparty na prawdziwej historii film „Przypływ wiary” („Breakthrough”, reż. Roxann Dawson, 2019).

DEON.PL POLECA

Opowiada on o adoptowanym nastolatku – Johnie Smith, który ma kochających i bardzo wierzących rodziców adopcyjnych. Jest styczeń 2015 roku. John wybiera się wspólnie z kolegami nad jezioro, gdzie nastoletni bohaterowie mimo ostrzeżenia wchodzą na taflę lodową. Ta się pod nimi załamuje, a Johnowi nie udaje się wypłynąć na powierzchnię. Mimo szybkiej akcji ratunkowej i cudownego wyłowienia chłopca, reanimacja nie przynosi rezultatów. Już w szpitalu, podczas dalszej walki o życie chłopca, lekarze zdają sobie sprawę, że dzieciak nie ma szans, z uwagi na długi okres niedotlenienia mózgu.

Gdy pojawia się rezygnacja i rozpacz, matka chłopca rozpoczyna żarliwą modlitwę do Boga. W martwym ciele znów zaczyna być wyczuwalny puls. Tam gdzie nauka wydaje się bezsilna, wchodzimy na delikatny grunt zjawisk niewytłumaczalnych, które zwykło się nazywać cudami. Bo jak inaczej wytłumaczyć tętno u młodego chłopca, który nie reagował na bodźce zewnętrznego świata przez ponad czterdzieści pięć minut? Cud. Nie będę opowiadał, co było dalej. Zobaczcie sami.

Ten film to wzruszająca opowieść o fundamentalnym znaczeniu wiary w życiu rodzinnym. Wielu z nas widziało zapewne grafikę ukazującą wyniki badań socjologicznych, jakie przeprowadziła amerykańska socjolog Mercedes Arzur Wilson na temat trwałości różnych związków małżeńskich. Choć badania pochodzą z 2002 roku, a przy ich publikacji nie podano takich danych jak liczebność próby czy rodzaj zastosowanej metody badawczej, to jednak mogą być one dla nas inspiracją do poważnej refleksji. I tak rozwodem kończy się połowa małżeństw, które wiąże jedynie kontrakt cywilny. Pośród par po ślubie kościelnym, które jednak nie podejmują praktyk religijnych, rozwodzi się 33% małżonków. Rozwód wśród małżeństw po ślubie kościelnym i przy udziale w coniedzielnej Mszy św. przytrafia się jednej parze na pięćdziesiąt i stanowi to ok. 2%. Po ślubie kościelnym, przy coniedzielnej Mszy św. i przy codziennej wspólnej modlitwie małżonków, rozpada się jedno małżeństwo na 1429!

Warto Boga zaprosić do swojego życia, do swojej rodziny. On przecież chce być Emmanuelem – Bogiem z nami! W naszej parafii przypomina nam o tym bożonarodzeniowy żłóbek.

Oczywiście nie możemy powiedzieć, że małżeństwa ludzi wierzących nie doświadczają trudności, kryzysów czy nawet rozpadów. Byłoby to kłamstwo i poważne nadużycie. Można też powiedzieć, że to wcale nie wiara małżonków, rozumiana jako ich codzienna relacja z Chrystusem, ma wpływ na trwałość małżeństwa, ale przywiązanie do tradycyjnych wartości, szeroko rozumiany wstyd, czy poczucie większych konsekwencji w przypadku rozpadu małżeństwa. Pewnie za taką diagnozą również stoją jakieś, wcale nie bez znaczenia, racje. Jednak to wciąż nie podważa wyników badań Profesor Wilson.

Jeśli więc w pierwszą niedzielę po Narodzeniu Pańskim obchodziliśmy uroczystość Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa, to również po to, by przypomnieć sobie o tym, by Boga w życiu małżeńskim i rodzinnym nie trzymać na odległość, ale pozwolić Mu być Emmanuelem – Bogiem z nami. To prawda, że często wydaje nam się, że wygodniej jest trzymać Go w bezpiecznej odległości, „nie obnosić się z Nim” – jak mówimy. Wydaje nam się, że tak będzie wygodniej, niż żyć z Nim pod jednym dachem. Wolimy, żeby był w niebie, a w najlepszym razie w kościele, w złotym tabernakulum. Owszem, odwiedzamy Go, ale z Nim nie dzielimy naszego życia. A przecież przy coniedzielnej Mszy św. i przy codziennej wspólnej modlitwie małżonków, rozpada się jedno małżeństwo na 1429!

Dlatego warto Boga zaprosić do swojego życia, do swojej rodziny. On przecież chce być Emmanuelem – Bogiem z nami! W naszej parafii przypomina nam o tym bożonarodzeniowy żłóbek. Mamy to szczęście, że przez cały rok możemy oglądać jedną z najstarszych bożonarodzeniowych szopek w Londynie. Skromny, niewielki, niepozorny, ponad stuletni żłóbek stojący przy wejściu do świątyni, niemal przez cały rok pozostaje niezauważony. Dopiero w Świętą Noc Narodzenia, gdy rozbłyśnie w nim światło, pozwala się zauważyć. Choć kruchy, nadgryziony zębem czasu, wymagający prac konserwatorskich, to jednak wciąż pozostający dla nas „admirabile signum” – znakiem godnym podziwu.

Całoroczny żłóbek w Little Brompton Oratory przypomina nam też o bezdomności Jezusa.

To ważne dla nas – emigrantów, bo wielu z nas, zwłaszcza w święta, czuje się tutaj "nie u siebie". Wspomnieniami wracamy do domów rodzinnych, myśli kierujemy w stronę bliskich, którzy są daleko, z tęsknotą przywołujemy w pamięci wszystkie dawne „polskie wigilie”. Patrzymy jednak na Jezusa w żłobie złożonego i uświadamiamy sobie, że nasze położenie jest i tak nieporównywalnie lepsze. A patrząc na Jego całe życie, dostrzegamy, że miał niezwykłą zdolność zamieniania w dom tych wszystkich miejsc, w których Go przyjmowano. Skoro i my Go przyjmujemy, to również i my możemy poczuć się jak w domu, niezależnie od tego, gdzie mieszkamy.

Skromny żłóbek stojący przez cały rok u wejścia do naszego kościoła, jest również dla nas "admirabile signum" – godnym podziwu znakiem czułej bliskości Boga, który jest Emmanuelem w samym środku naszych problemów. Jego bliskość, czułość, miłość i zrozumienie przeprowadza nas przez nie. Jego obecność wszystko zmienia. Jest naszym bratem, „który wychodzi, by nas szukać, kiedy jesteśmy zdezorientowani i zatracamy kierunek; wiernym przyjacielem, który jest zawsze blisko nas; Synem Bożym, który nam przebacza i podnosi nas z grzechu” (por. List Apostolski Ojca Świętego Franciszka „Admirabile signum”, o znaczeniu i wartości żłóbka, 3).

Gdy John, bohater wspomnianego filmu, wpada do lodowatej wody na zamarzniętym jeziorze w Missouri, wszystko wydaje się stracone. Jednak niezachwiana wiara jego rodziców, a zwłaszcza matki, porywa wszystkich dookoła do modlitwy za uzdrowienie Johna. Przypływu tak gorliwej i niezachwianej wiary życzmy sobie w naszych rodzinach w rozpoczętym Nowym Roku 2020.

Proboszcz parafii na South Kensington w Londynie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wiara a życie rodzinne. Czy jest nam jeszcze potrzebna?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.