Zmartwychwstały w czasie nie-dobrej nowiny

(fot. deiadar / flikr.com / CC)

To jest Wielkanoc inna niż do tej pory. Przeczuwamy to jako społeczeństwo. Czujemy naszą złość i bezradność wobec wielu spraw, na które nie ma naszej zgody. Trzeba przyznać, że przez cały czas niekończących się deliberacji tak politycznych jak i duchowych jesteśmy karmieni nie-dobrą nowiną.

Dynamika całego roku liturgicznego prowadzi nas do Wielkiej Nocy. Wielki Post wraz ze swoją specyfiką i lokalnymi praktykami podprowadza nas do Misterium Zmartwychwstania. Byłoby cudownie, gdybyśmy mogli pozwolić prowadzić się tej dynamice w sposób duchowy i niezmącony. No, prawie niezmącony jeśli wziąć pod uwagę świąteczne zobowiązania, zakupy i wyjazdy.

Zmartwychwstanie najczęściej przychodzi jednak nie w porę. Wcina się w rwący nurt ważnych spraw. Wszechobecny głos mediów nie pozwala nam zapominać, że światowy pokój jest ciągle misternie wyważonym kompromisem między kilku graczami. Nasz kontynent jest areną wielkich sporów o politykę, pieniądze, kulturę i imigrantów. Jakby tego było mało, ta pełna niepokoju narracja niepewności dotyka sposobu w jaki mówimy, a więc również w jaki przeżywamy Kościół. Pewną cezurą w tej dominującej tendencji były wydarzenia minionego tygodnia. Oglądając serwisy informacyjne, na kilka godzin, wstrzymaliśmy oddech. Zrozumieliśmy jak łatwo, w ciągu paru chwil, może obrócić się w ruinę jeden z symboli naszej cywilizacji.

DEON.PL POLECA

Ten rok liturgiczny zainicjowały wyzwania z jakimi przyjedzie się mierzyć Kościołowi jako instytucji ale także nam, jako wspólnocie ludzi wierzących. Możliwe, że nawet przez wiele lat. Rozpoczęliśmy go w atmosferze gorących, a miejscami zaciekłych, dyskusji wywołanych jednym z obrazów polskiej kinematografii traktującym dość swobodnie o sytuacji Kościoła w Polsce. Jeśli skalę zjawiska mierzyć samą tylko frekwencją w kinach trzeba przyznać, że było to wydarzenie istotne. Dodając do tego ilość publikacji, tyrad i kontrowersji jakie w związku z nim ujrzały światło dzienne, niezależnie od poglądów, musimy się zgodzić, że film nie przeszedł bez echa. Jakie chciane czy niechciane procesy zapoczątkował? Tego jeszcze nie wiemy. Tragedią zakończył się finał WOŚP. Niedługo po tym dotarły do opinii publicznej informacje stawiające w podejrzanym świetle "Szlachetną paczkę", która od lat łączy i mobilizuje Polaków do pomocy potrzebującym. W Wielkim Poście natomiast byliśmy świadkami podjęcia problemu o ciężarze większym niż pozostałe. Zapoczątkowany został, z oporem, długi proces uporządkowania sprawy nadużycia zaufania i pozycji niektórych duchownych wobec nieletnich. Poruszono bardzo czułą strunę. Dotknięto społeczne tabu. Rozdrapano rany i wzbudzono wiele resentymentów niekoniecznie nawet związanych z samą tematyką seksualną, również funkcjonowania układów wewnątrz i okołokościelnych. Obnażono w wielu miejscach słabość instytucjonalną Kościoła, który przecież nie jest monolitem, i z którym zdecydowana większość Polaków się identyfikuje i który jest przez nich kochany.

To jest Wielkanoc inna niż do tej pory. Przeczuwamy to jako społeczeństwo. Czujemy naszą złość i bezradność wobec wielu spraw, na które nie ma naszej zgody. Trzeba przyznać, że przez cały czas niekończących się deliberacji tak politycznych jak i duchowych jesteśmy karmieni nie-dobrą nowiną. Rozmyślnie nie piszę "złą". Nie jest to promocja zła jako takiego, ale poświęcenie czasu i energii na jego analizowanie, tropienie, rozważanie skutków zaniedbań, zawiedzionych oczekiwań, przerzucenia odpowiedzialności i szukania winnych. Tematyka jest bardzo elektryzująca. Co więcej, w Polsce nie ma już praktycznie tematów, które by komuś się nie połączyły z jakąś "sprawą polityczną". Destrukcyjna siła jaką niesie ze sobą ujawienie zła już dokonanego pochłania i nakręca nas. Obracamy kontrowersyjne fakty na wszystkie możliwe strony, by tylko przekonać przekonanych i uspokoić własną niepewność i zagłuszyć tkwiący w nas lęk. To sprawia, że o wiele trudniej jest się nam skupić na dobru i dostrzeżeniu tego Kto i co nas jednoczy i inspiruje jako chrześcijan. Jesteśmy, jako wierzący, słusznie zmęczeni tematem, a zarazem bezradni wobec pewnych procesów społecznych i prawnych, które zapewne są jeszcze przed nami. Ta nie-dobra nowina trafia do nas tak z przekazu mediów publicznych jak i kościelnych. Głosy diagnozy i próby znalezienia rozwiązań są równie bolesne i trudne do przyjęcia jak te jawnie nieprzychylne. Wszyscy doświadczamy skutków klimatu uzasadnionych podejrzeń, oskarżeń, pretensji, prywatnych resentymentów ale także manipulacji informacją. Może jak nigdy przedtem czujemy, że to zło dotyka nas bezpośrednio. Bardzo pragnę wierzyć, że jest to cena jaką płacimy, jako wspólnota Kościoła za konfrontację z problemami, na którą do tej pory nie byliśmy gotowi, a która jest ceną wysoką, ale ufam, że również jednorazową.

Zatrzymanie się na tej perspektywie stawia nas w tym samym miejscu, co bliskich Jezusa w dniu Jego męki. Niedowierzanie, bezradność, wściekłość, zawiedzone nadzieje, pogrzebne ideały. Ogarniająca świadomość tego, że nigdy już nie będzie tak jak przedtem. "Myśmy się spodziewali". Przez kilka lat, może dekad próbowaliśmy zbudować idealny świat a ten znów został nam odebrany.

Jesteśmy bogatsi o dwa tysiące lat doświadczenia duchowego. To pozwala się nam zdobyć na inną perspektywę, by zobaczyć dobro nawet w wielkim dramacie. To nie jest podejście naiwne. Życzeniowe powiedzenie, że "Bóg zawsze wyciąga ze zła dobro" byłoby pobożnym zmuszaniem Pana Boga, by posprzątał po nas ten bałagan. Ucieczka w "Dobrą Nowinę" jest pokusą do niepodjęcia i zagłaskania trudnych spraw. Bóg natomiast, jak tego daje wielokrotnie przykład na kartach Pisma Świętego, daje szansę, by Kościół sam doszedł do pewnej dojrzałości, niczym Izrael na pustyni.

Bóg daje nam ten czas mroku, symbolicznego Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty, w którym twardo konfrontuje nas z naszą duchową pychą, trwaniu w iluzji i resztkach poczucia, że na naszych warunkach możemy osiągnąć zbawienie. Podkopuje instytucje i ich sposoby działania, w których pokładaliśmy ufność, by zwrócić uwagę, że Bóg żywy nie wyczerpuje się w strukturze. A ta, choćby najzacniejsza, zawsze będzie niedomagać. Ten czas milczenia Boga jest dla nas ludzi doświadczeniem otchłani, jego pozornego wycofania się; ukazania prawdziwego porządku rzeczy. Ile znaczymy sami dla siebie i nasze wizje świata bez Niego?

Bez Jezusa i bez jego pokoju widzimy tylko tę namacalną cześć rzeczywistości: brakującą, niedoskonałą, niedorastającą do oczekiwań, a więc skostniałą, wymagającą zmiany lub godną odrzucenia. Jest to część prawy o nas samych i o Kościele, ale nie cała prawda. Diabelska logika podpowiada skupienie się na braku, a w rezultacie na zanegowaniu większej całości. Karmimy się nie-dobrą nowiną. Na świat patrzymy jak na miejsce walki - o czułość, miłość, szacunek, rację, sprawiedliwość czy święty spokój. Jeśli dorzucimy do sporządzonej w tym kluczu listy "rzeczy do osiągnięcia" również świętość - to otrzymamy jej idealną karykaturę. Stanie się ona absurdem, banałem, pustym dźwiękiem. Pierwsi chrześcijanie nie myśleli o niej w ten sposób. Dla nich świętość była czymś, co określało ich z całą naturalnością. Często czytamy "pozdrawiają was wszyscy świeci" (2 Kor 13,12), "pozdrówcie każdego świętego w Chrystusie" (Flp 4, 21). Jezusowa logika nie neguje zła, nie daje też łatwego rozgrzeszenia, nie zabija w człowieku wolnej woli. Ona daje pokój, który nie przemienia w sposób cudowny naszych ludzkich struktur ale ma moc inspirować ludzi i zmienić ich serca.

Tak jak do wieczernika, tak i do naszego Kościoła, który jest, by nie powiedzieć na wyrost, w newralgicznym punkcie swojej drogi; Kościoła zaprzątniętego nie-dobrą nowiną przychodzi Zmartwychwstały Chrystus. Pokazuje nam swoje rany. Mówi: "Pokój wam"! oraz "Nie lękajcie się, jam zwyciężył świat". Tym samym jednak nie przekreśla doświadczenia bólu, straty i po raz kolejny już nadszarpniętego zaufania. Nie mówi, że to była próba, że to było na niby i teraz już będzie jak dawniej. Jezus powraca w uwielbionej postaci, by przeprowadzić swój Kościół do nowego wymiaru - do duchowej komunii w mocy Ducha Świętego. Nie ma tu jednak miejsca na cudowne odbieranie uczniom ich wątpliwości i słabości. Będziemy o tym rozważać w liturgii słowa przez cały okres Wielkanocny, zwłaszcza w najbliższych dniach.

Obietnica pokoju, to nie są słowa łatwe ani zbyt namacalne. Jak przed, tak i po Zmartwychwstaniu pokój był raczej towarem luksusowym ludzkości, a "zwyciężenie świata" wcale nie oznaczało upragnionego przez wielu: "Teraz wreszcie postawimy na swoim i teraz będzie dobrze. Amen". Tak zaczynały się wszystkie systemy totalitarne: obiecując ludziom chleb na pustyni mogły zaoferować jedynie kamienie. Pisał papież Benedykt XVI w komentarzu do sceny kuszenia Jezusa. Nie tak będzie w Królestwie Bożym.

Tajemnica wspominana w Wielką Sobotę, to zstąpienie Jezusa do Otchłani (nie koniecznie do piekła jak to czasami sobie wyobrażamy). Otchłań jest pełna ludzi, którzy zasnęli w śmierci nie doczekawszy wypełnienia się Bożej Obietnicy. Ta im zostaje obwieszczona przez Jezusa - pierwszego człowieka, który tę otchłań opuścił i dał nową nadzieję. Otwórzmy w tym świętym czasie nasze serca, nasze otchłanie, by Jezus mógł tam zstąpić. "Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska". (Rz 5,20). Pozwólmy mu na to. Inaczej nie będzie on w stanie tej otchłani rozerwać i nas z niej wywieść. Nie będzie w stanie wprowadzić nas w stan Zmartwychwstania - świętości, czyli życia w pełni, życia Jego obietnicą i Jego radością. Już tu i teraz.

Paweł Dudzik SJ - absolwent filozofii na Akademii Ignatianum i teologii na PWTW Bobolanum. Studiuje psychologię w Krakowie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zmartwychwstały w czasie nie-dobrej nowiny
Komentarze (1)
Dariusz Piórkowski SJ
23 kwietnia 2019, 17:35
Pawle, b. dobry tekst:)