Zmartwychwstanie i wskrzeszenie

Małgorzata Bilska

Dawno temu miałam koleżankę. Miała niezły głos, lecz była nieśmiała. Bardzo chciała śpiewać w scholi. Żeby dodać jej odwagi, zapisałam się z nią. Przed mszą siadaliśmy z księdzem-dyrygentem w sali prób, dyskutując o czytaniu na dany dzień. Raz wypadł temat wskrzeszenia Łazarza i ksiądz zapytał: Czym różni się wskrzeszenie od zmartwychwstania?

Podzieliłam się refleksją: "Zmartwychwstanie jest bardziej naturalne. Rodzimy się, umieramy, zmartwychwstajemy tj. rodzimy do nowego życia. To konsekwentny ciąg zdarzeń. Wskrzeszenie nie jest naturalne, gdyż oznacza powrót do dawnego życia na ziemi. Wymaga specjalnej interwencji Boga". Usłyszałam: "No z tym naturalnym to może nie przesadzajmy...!"

DEON.PL POLECA


Miałam wrażenie, że palnęłam coś wysoce niestosownego. Zrobiło się nieprzyjemnie. Moja odpowiedź była prosta, intuicyjna, nie aspirowała do poziomu teologii czy biblistyki (to w końcu schola!). Młodej neofitce wydawała się logiczna. Księdzu jakoś nie. Z zapałem zaczął przekonywać, że to nie tak, przywołując różne "uczone" cytaty. Nie były chyba zbyt lotne czy inspirujące, żadnego nie zapamiętałam. W pamięć wryły się natomiast emocje: zakłopotanie i zdumienie. To był pierwszy kubeł zimnej wody na rozpalona głowę, który kiedyś wylać się musiał. Inicjacja w kościelną codzienność, która - jak powszechnie wiadomo - odstaje od ideału.

Incydent poruszył mnie na tyle, że straciłam ochotę na śpiewy chóralne pod kierunkiem księdza (koleżanka przełamała lody towarzyskie i mogłam zostawić ją samą). Nie, nie, bynajmniej nie z powodu urażonej dumy. Poszło o rzeczy absolutnie dla mnie kluczowe. Ujawnił się dysonans między moją (wtedy) neoficką, nieco naiwną, gorącą i lekko szaloną wiarą dziecka Bożego, a postawą kapłana. Uznałam ją za asekurancką i "w pół drogi". Bo jak to: Zmartwychwstanie każdego z wierzących jest tak pewne, jak narodziny i śmierć, czy nie? Bóg istnieje na 100 proc., czy prawdopodobnie? Niebo czyli Dom Ojca jest realne, czy tylko obiecane "na słowo"?

Po kolei. Istnienia Boga byłam pewna. Inaczej wołami nikt by mnie do Kościoła nie zaciągnął. Jeden dylemat z głowy. Ale skoro tak, to reszta także musi być prawdziwa. Krótka piłka: jak mówimy "A", to trzeba powiedzieć "B". To oczywiste. A nawet, jeśli czasem tak nie jest, bo mamy chwilę zwątpienia, to nie wolno podcinać skrzydeł tym, którzy biegną obok.

Jak to możliwe, myślałam, że człowiek, który został wybrany przez Boga, odpowiedział na Jego powołanie, pasterz, nauczyciel z pasją mnie przekonuje, że przesadzam, bo jestem zbyt pewna, hm, wiary? Boga? Chrystusowej kolei rzeczy? Był wręcz przestraszony prostotą wypowiedzi, która wydała mu się podejrzana. Nie na miejscu. Trzeba ją było skomplikować, bo a nuż wynika z pychy lub innych grzechów.

Czy przypadkiem nie on, jako kapłan, ma zarażać świeckich entuzjazmem wiary; nadzieją wbrew nadziei? Czy nie jego zadaniem jest zaszczepianie nam wiary w to, że gdy Pan zawoła, dojdziemy do Niego po wodzie? Złowimy mnóstwo ryb, choć wyciągamy tylko puste sieci? Z martwych wstaniemy do życia pomimo faktu, że nikt do nas nie przyszedł z tamtej strony? Dla Boga nie ma nic niemożliwego. To jest naturalne - bo taka jest natura Boga.

Zmartwychwstanie nie jest jednak cudem takim, jak np. chodzenie po wodzie. Zmartwychwstanie jest etapem życia. Znajduje się w Bożym planie.

"Apostołowie prosili Pana: Przymnóż nam wiary. Pan rzekł: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna." [Łk 17, 5-6] Szukałam u księdza wiary, co wyrywa morwę z korzeniem i "góry przenosi", a on dzieli włos na czworo i mówi, żeby nie przesadzać! Nie przesadzać z wiarą.

Dzisiaj ujęłabym to inaczej. Bardziej elegancko, uwzględniając różne aspekty i czynniki - trochę dlatego, że jestem starsza i bardziej dojrzała. Trochę - bo lepiej poznałam księży (zaznaczam, że znam fantastycznych księży, którzy w lot chwytają, o co chodzi i są świetnymi pasterzami; są też niestety w mniejszości) i ich specyficzny sposób myślenia. Wspomniałabym o Łasce, Darze i Woli Boga. Zaakcentowałabym fakt, że nic nam się nie należy, a wszystko stoi na Bożym Miłosierdziu. Zmieniłam się, wyrobiłam argumentacyjnie.

Nie zmieniłam natomiast zdania o księdzu. Pamiętam jego minę. Gdyby zareagował inaczej, mogłaby się wywiązać ciekawa rozmowa. Wolał uciec w regułki, schematy, podręczniki i to, co w nich wyczytał. Bezpiecznie czuł się na stałym gruncie. Cytując innych, którzy odezwali się przed nim. Myślenie wszak szkodzi. Zwłaszcza samodzielne.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zmartwychwstanie i wskrzeszenie
Komentarze (49)
Ż
żałosne
8 kwietnia 2013, 01:21
moderator o ksywie "lex" dalej szaleje i punkciki nabija
D
DPMS
8 kwietnia 2013, 00:38
Moja wcześniejsza uwaga, stwierdzenie że Bóg do niczego nie jest potrzebny dotyczyła tego, że idea boga sukcesywnie traci swoje znaczenie. Nie trzeba dziś boga żeby wyjaśnić powstanie praw fizyki,  wszechświata, życia na Ziemi, człowieka. Nie trzeba nawet idei Boga, żeby zrozumieć skąd się bierze i jak ewoluuje moralność. Z wyjaśnianiem tego wszytkiego radzi sobie nauka. Na pytanie "dlaczego" nauka też może udzieliś odpowiedzi - jeżeli jeszcze nie dziś - to w przyszłości. istnienia wszechświata, nie musi mieć żadnego celu, może być efektem przypadku. Może być samo w sobie bezcelowe, trzeba brać pod uwagę taką mozliwość na powarznie, w sytuacji kiedy nie widać oznak dzialania żadnej "wyższej" istoty. Jedyne do czego Bóg staje się w tej sytuacji potrzeby - to jako idea niosąca pocieszenie ludziom, dla których wizja śmierci wydaje się zbyt bolesna.
D
DPMS
8 kwietnia 2013, 00:37
Oczywiście, jest sporo naukowców, z obszrau nauk ścisłych, którzy wierzą w Boga, nawet teistycznego. Ale co najmniej równie wielu jest niewierzących. O znaczeniu religii w nauce wypowiedział się ciekawie m.in. S. Weinberg pod koniec tego wykładu: [url]http://www.youtube.com/watch?v=guvspR4UQys[/url] użył, ładnego porównania... Dość jednoznaczne jest jego stanowisko - ludzie pragną w życiu magii, metafizyki, odkrycia wielkiej ostatecznej, prawdy - wypisz, wymaluj - religia. Co oferuje nauka? Małe, mozolnie odkrywane i trudne do zrozumienia prawdy o świecie; życie w wątpieniu, niepewności, czy naszej wiedzy nie trzeba będzie zweryfikować. Z pewnością nawet dla wielu naukowców trudnym jest przyjęcie takiej postawy światopoglądowej, w której sensem życia jest poddawanie w wątpliwość wszystkiego, nawet w życiu osobistym. Problem w tym, że wiarę przywykliśmy traktować jako "cnotę", a zwątpienie jako coś pejoratywnego, podczas gdy raczej powinno być odwrotnie, jeżeli chcielibyśmy być naprawdę uczciwi wobec nas samych. Wg mnie wiara jest mniej lub bardziej świadomym okłamywaniem samego siebie. Jeżeli człowiek sobie to uświadomi, kłamstwo przestaje działać i traci się wiarę. Oczywiście chcąc być ontologicznie poprawnym przyznaję, że jestem agnostykiem. Ale w praktyce, mając na uwadze fakt, że nic nie wskazuje na istnienie świata metafizycznego, boga w takiej czy innej postaci, mogę na codzień przyjmować typowo ateistyczną podstawę.
L
lansjer
8 maja 2014, 00:59
" Wg mnie wiara jest mniej lub bardziej świadomym okłamywaniem samego siebie. Jeżeli człowiek sobie to uświadomi, kłamstwo przestaje działać i traci się wiarę." Myśli Pan że ludzie wierzący nie biorą tego pod uwagę? Ja w każdym razie niemal codziennie  zastanawiam się czy moja wiara nie jest tylko samooszukiwaniem się. I co? Wierzę dalej... Jak powiada ksiądz K. Paczos: "Nie mogę nie wierzyc bo wierzę." Ba! W swoim życiu próbowałem nawet być ateistą, ale to nie dla mnie. Poddaję wiarę refleksji, miewam wątpliwości, ale po każdym kryzysie moja wiara jest mocniejsza. Dlaczego wolę wierzyć niż nie wierzyć? To temat na dłuższą dyskusję na którą nie mam czasu. Kluczową rolę odgrywa tu Miłość. Ośmielę się powiedzieć że z wiarą w Boga jest podobnie jak z wiarą w Człowieka. Nie muszę sledzić żony żeby wierzyć/mieć pewność ze jest mi wierna. Pozdrawiam i żegnam się moim ulubionym tekstem na temat wiary: Nie przyszedłem pana nawracać zresztą wyleciały mi z głowy wszystkie mądre kazania jestem od dawna obdarty z błyszczenia jak bohater w zwolnionym tempie nie będę panu wiercić dziury w brzuchu pytając co pan sądzi o Mertonie nie będę pod skakiwał w dyskusji jak indor z czeroną kapką na nosie nie wypięknieję jak kaczor w październiku nie podyktuję łez, które się do wszystkiego przyznają nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką po prostu usiądę przy panu i zwierzę swój sekret że ja, ksiądz, wierzę Panu Bogu jak dziecko Jan Twardowski
MB
Małgorzata Bilska
1 kwietnia 2013, 23:27
@ DPMS Nie bardzo wiem, co chciał Pan powiedzieć. O ile dobrze rozumiem to to, że wiedza naukowa jest nie do pogodzenia z nauką. A nawet z rozumem, bo im bardziej umysł jest ścisły, tym mniej skłonny do wiary w Boga. Dwie krótkie kwestie: 1. jako socjolog: radzę nie wyciągać prostych wniosków z różnych statystyk - popełnia Pan typowy dla myślenia potocznego błąd. Jeśli A i B występuje razem, to nie znaczy, że na zasadzie zależnosci przyczynowo-skutkowej. Trzeba uwzględnić inne czynniki, takie jak np. bogactwo związane z pozycją społeczną, traktowanie kariery jako wartości absolutnej itd. Okaże się zapewne, że nie tylko dobrze sytuowani naukowcy mają kłopoty z zaufaniem do Siły Wyższej i wiarą w Transcendencję; 2. polecam lekturę takich ścisłych umysłów jak ks. prof. Michał Heller czy o. dr Maciej Zięba OP. Sama znam kilku fantastycznych, świeckich prof. fizyki, którzy żyją wiarą na co dzień i mają wkład w jej rozwój. Fizykiem jest i prof. Stefan Jurga: http://ekai.pl/wydarzenia/x51/lednica-tys-osob-modlilo-sie-w-deszczu-przez-cala-noc/ Od początku bardzo wspierał powstanie Jamnej i Lednicy jako rektor UAM :-).   Pozdrawiam - Małgorzata Bilska
J
jacek
1 kwietnia 2013, 23:21
cd.. W tym krótkim zestawieniu wspomniałem 2 noblistów. Feynman uchodził w niektórych ateistycznych kręgach - za ateistę, lecz wypowiadał zdania, które wymagałyby raczej przemyślenia tej etykietki. Był raczej agnostykiem, czy "poszukującym", a nie ateistą. Drugi z nich, Lederman, jest wierzącym, ale niezbyt dogmatycznym Żydem. Nawet przy tak małej próbce najwybitniejszych naukowców Twoja klasyfikacja się rozpada :) Niedawno nawet Hawking (o nim nie pisałem) stwierdził otwarcie, że nie uważa się za ateistę, tylko za agnostyka, mimo wcześniejszych swoich licznych wypowiedzi krytycznych w stosunku do wiary. Cały problem z ateizmem jest taki, że żaden naukowiec nie może uczciwie być ateistą. Brak wystarczających dowodów. Jeśli chodzi o wiarę, to tutaj to raczej kwestia zaufania świadkom i przeniesienia problemu poza naukę. To dopuszczalne. Zakładam, że obserwowalny świat nie jest wszystkim, co istnieje i nie mam żadnych gwarancji, że to, co istnieje poza światem, nie ingeruje w sposób, który potocznie nazywamy "cudami". Mogę w to wierzyć, bo wystarczająco wielu ludzi wystarczająco dobitnie o tym zaświadczyło. Jestem wierzącym. Ty możesz w to wątpić, bo takie rzeczy nie zdarzają się na co dzień. Jesteś agnostykiem. Ale nie możesz powiedzieć, że na pewno się mylą :) więc nie możesz być ateistą. Jeśli chcesz być racjonalistą i chcesz zrozumieć relację nauki do wiary, to poczytaj Lewisa. Wspominałem go tutaj. Też był naukowcem. Jeśli będziesz odpisywał, to wybacz, jeśli przegapię Twoją odpowiedź, nie lubię nieskończonych wojen na forach ;) To strata czasu. W życiu nie widziałem człowieka, który dałby się w ten sposób do czegokolwiek przekonać. Zresztą, jeśli możesz uwierzyć w Boga, to On sobie z Tobą poradzi, ja na pewno nie ;)
J
jacek
1 kwietnia 2013, 23:19
@DPMS Eeeeeee tam :) Pracuję jako adiunkt na jednej z lepszych polskich uczelni technicznych, moja dziedzina jest pokrewna fizyce doświadczalnej. Statystyki wśród nas są podobne, jak w reszcie społeczeństwa. Naukowcy to nie nadludzie. Mamy rodziny, wierzenia, auta, długi do zapłacenia, buty itp. Poza sposobem argumentacji i prowadzenia rozumowania (to zdecydowanie nie dotyczy jednak wszystkich naukowców, Lederman coś o tym napisał w swoim znanym hicie), nie różnimy się od innych ludzi. Wrzuć do sieci zapytanie o naukowców - chrześcijan, znajdziesz dość wyników. Co jest istotne, to fakt, że w takich rankingach nikogo nie interesuje dr X z uniwersytetu w Bydgoszczy, w nich są wypisywani wyłącznie znani naukowcy. Jeśli do google wrzucisz wyszukiwanie naukowców ateistów, to lista nazwisk będzie również skończona, i nie będzie na niej prof. Y z PW.  Poza tym, częstym błędem wojujących ateistów jest utożsamianie Boga z wyjaśniaczem zasad świata, a nauki - z mechanizmem tłumaczącym cokolwiek we Wszechświecie. Nauka niczego nie tłumaczy. Nauka opisuje. Tłumaczenie zakłada odpowiedź na pytanie "dlaczego". Nauka odpowiada na pytanie "w jaki sposób", wskazując konkretne liczby. Uzasadnienia brak. Doczytaj w tym względzie na przykład Feynmana. Polecam. cd..
D
DPMS
1 kwietnia 2013, 22:27
W nauce jednak tak naprawdę nikt sobie głowy bogiem nie zaprząta i to jest oczywiste dla kogoś, kto się nią zajmuje. Nie dyskutuje się o bogu na konferencjach naukowych, nie pisze się o nim artykułów. To nie jest przedmiot zainteresowań nauki. Naukowcy - jeżeli wierzą (czy w Chrystusa, czy w deistycznego kreatora), to w znakomitej większości zachowują ten pogląd na świat dla siebie. Wynika to z tego, że w nauce bóg do niczego nie jest potrzebny. Nie potrzeba go do rozumienia zjawisk, do badania rzeczy. Jeżeli coś jest niewiadome, to się stwierdza - nie wiemy, szukamy naturalnego sposobu wyjaśnienia problemu i zwykle to działa, prędzej czy później dochodzi do postępu wiedzy, znajduje się naturalne wyjaśnienia. Co ciekawe - od dawna tak było - Kopernik, Newton, Galileusz - byli wierzący, ale zapamiętano ich w nauce nie dzięki ich rozważaniom o bogu, tylko dzięki pracom naukowym.
D
DPMS
1 kwietnia 2013, 22:26
Czytam sobie tak tą zażartą dyskusję i stwierdzam, że się włączę. Z wiarą w boga przez naukowców to jest tak, że odsetek wierzących jest dużo mniejszy wśród przedstawicieli nauk ścisłych, przy czym, im lepsze wykształcenie, tym mniejsza skłonnoć wiary w Boga, wiem coś o tym z autopsji. Ale tu są konkretne dane i sporo można ich znaleźć w necie poza tym: [url]http://www.stephenjaygould.org/ctrl/news/file002.pdf[/url] Jest jeszcze jedna "subtelna" kwestia, którą trzeba tu wyraźnie postawić - wiarę w jakiego Boga deklarują fizycy, biolodzy czy inni badacze z nauk ścisłych? Wiarę w boga osobowego? Zbawiciela? Jezusa Chrystusa? W takiego boga wierzy znikoma część z nich. Większość tych naukowców-przyrodników (fizyka, biologia, chemia) wierzy, ale  w deistycznego boga - siłę sprawczą, która spowodowała powstanie wszechświata, która określiła stałe fizyczne (np. stała kosmologiczna), ale która nie interweniuje w ludzkie życie doczesne. Ich bóg to nie jest Jezus Chrystus, który odkupił ludzkie grzechy na krzyżu, w celu zbawienia. Trzeba dostrzec tę różnicę, chyba że nie ma różnicy między deistycznym bogiem a Chrystusem? Wydaje mi się, że jednak jest to ważna różnica dla chrześcijan. Hipoteza o istnieniu Boga, lub hipoteza przeciwna - o nieistnieniu Boga (jeżeli traktować boga jako hipotezę) - żadna z nich nie została jeszcze udowodniona/ obalona, ale nie oznacza to, że skoro nie odrzuca się jakiejś hipotezy, tzn. że można traktować ją jako prawdziwą. W metodzie naukowej poznawania świata zakłada się, że hipotezy nie poparte dowodami, pozostają poza zbiorem aktualnej w danym momencie wiedzy o świecie. Są domysłami, spekulacjami. Gdyby więc ktoś chciał naukowo podchodzić do poznania boga to mieści się on w sferze spekulacji, domysłów, ale nie wiedzy na temat świata.
T
tak
1 kwietnia 2013, 21:17
adamie, nie jestem teologiem, ale jeżeli jesteś naprawdę poszukującym to ,masz dwie możliwości: 1. Po to czytasz Pismo Święte, aby znaleźć wątpliwości i na tej podstawie wątpić w Objawienie, czyli jest to postawa podchwytliwa - "widzisz Boże tu Cię złapałem", 2. Wierzysz , że Bóg istnieje i działa i z pokorą przyjmujesz fakt, że człowiek nie jest Bogiem, a więc nie może do końca zrozumieć Boga, ale wierzy, że to co robi Bóg jest bardzo dobre. Przypomnij sobie co Bóg powiedział: myśli moje nie są waszymi myślami a wasze drogi nie są moimi drogami. My za mało wiemy, żeby wiedzieć czy to co się dzieje jest dobre, czy złe i co to oznacza w długiej i skomplikowanej historii Świata. Pozostaje nam ufność i zawierzenie, że  Bóg, który jest naszym Ojcem i nas kocha na pewno chce naszego dobra. Zatem należy starać się zrozumieć świat poprzez naukę Boga , a nie "testować" Pana Boga poprzez zadawanie mu podchwytliwych pytań. Od Ciebie zalezy który wariant wybierzesz, ale wydaje mi się, że więcej osiągniesz, jeżeli założysz, że dobry , miłosierny, wszechmocny Bóg istnieje i postarasz się  z pokorą rozmyślać pozytywnie nad tym co Cię niepokoi, własnie w świetle tej prawdy. Staraj się zrozumieć  na ile jest to możliwe, działanie Boga, a unikaj recenzowania Go na zasadzie : to Boże zrobiłeś dobrze, ale to inne to już źle. Chyba nie wyobrażasz sobie aby człowiek mógł być recenzentem Boga, bo oznaczałoby to , że jest od Niego mądrzejszy.  Niektórzy przemądrzali teologowie zdają się o tym nie pamiętać. Przyznasz chyba, że to o co pytasz nie ma zasadniczego znaczenia dla problemu czy Bóg istnieje czy nie.
T
tak
1 kwietnia 2013, 20:58
O moim smarzeniu się w piekle pisał Sagan a odpowiada używając słowa "ja" Ferrero. Jacku, gratuluję Tyś to rozszyfrował , że Ferrero i Sagan to to samo. Saganie-Ferrero, może na nauce się nie znam, ale wiem, że hipoteza naukowa może być postawiona jako twierdzenie lub przeczenie. Zatem hipoteza w tym wypadku może brzmieć: "Bóg istnieje", a hipoteza zerowa: " Bóg nie istnieje". Udowodnienie jednej z tych hipotez jest automatycznie udowodnieniem drugiej - obie te hipotezy nie mogą być jednoczesnie prawdziwe. Co do rozwoju nauki to zastanów się. Jak sam słusznie zauważasz nauka przez tysiąclecia, ciągle się rozawija i jest równie daleko jak przedtem w udowodnieniu, że Boga nie ma. Jeszcze raz Ci powtarzam, nie zważając na Twoje szyderstwa z mojej wiary: katolicy nie boją się nauki , wprost przeciwnie zapraszaja naukowców, aby rzowijali wiedzę i poznawali świat dla dobra ludzi. My wierzymy , że wszechświat stworzył Bóg i on jest odzwierciedleniem Jego wielkości i niemożliwości ostatecznego poznania przez człowieka. Im więcej poznajemy tym więcej jesteśmy zadziwieni mądrością i wspanialością Boga- styworzyciela tego wszystkiego. Zauważ , że w Boga wierzyły i wierzą najświetniejsze umysły ludzkości włączając do nich przedstwicieli nauk ścisłych: fizyki, chemii , biologii. Nauka nie ma szans na udowodnienie, że Boga nie ma , więc nie powołuj się na nukę w swojej postawie antyteistycznej , bo niestety, w tym przypadku, ośmieszasz się.
A
Adam
1 kwietnia 2013, 20:31
Właśnie. Czasami warto, żeby nasza wiara miała też solidne podstawy intelektualne. Pomimo, że bardzo wierzę, trapią mnie następujące pytania (proszę tylko bardzo o to, żeby nie odpowiadali mi na nie ateiści, jak poniżej - jak będę chciał wątpić czy odrzucić wiarę, wejdę sobie na ich portale): 1. skoro pierwszym, który wszedł do raju był Dobry Łotr, to z kim rozmawiał Pan Jezus na górze Tabor? Czy ze zbawionym Mojżeszem i Eliaszem? A jeżeli tak, to dlaczego nie mówi się św. Mojżesz czy św. Eliasz?  A jeżeli nie byli jeszcze zbawieni, to kim byli w tamtym momencie? 2. Dlaczego Pan Jezus miał ślady na ciele po gwoździach i włóczni?   To na razie dwa pytania...
F
Ferro
1 kwietnia 2013, 17:32
Tak, Niekonsekwencja z mojej strony? Ja Ci proponuję rozważyć wizję tego jak smazysz się w piekle, bo rozumiem, że gwarancji od boga pójścia do nieba nie masz? Nie twierdzę że tak będzie, albo że nie będzie. Twierdzę tylko, że najbardziej prawdopodobne jest to, że po śmierci Ty i wszystkie inne żywe istoty zostaną rozłożone na proste składniki chemiczne; natomiast jeżeli upierasz się przy tym że bóg istnieje, to nie wiem skąd ta pewność powinieneś, że ja będę czegoś żałował? Masz informację na ten temat od boga? Czy tak sobie paplesz? Zakładam, że jednak rzekomy bóg Cię nie informuje co do swoich planów względem mnie, więc prawdopodobne jest też i to, że to Ciebie pośle do obróbki termicznej w piekle.
F
Ferro
1 kwietnia 2013, 17:22
Tak, Właśnie, dobra refleksja, uczeni badają, badają i im dłużej to trwa, tym więcej zjawisk które kiedyś wydawało się niezrozumiałych i mistycznych, okazuje się że ma naturalne wyjaśnienie - w zakresie nauk przyrodniczych. Jeżeli badać coś naukowymi metodami to nic nie skzauje na istnienie boga. Takie są wnioski z dotychczasowego rozowju nauki. To, że nie udowodniono nieistnienia boga, bogów, to nie jest problem nauki. To na tym kto twierdzi, że bóg istnieje spoczywa ciężar dowodu, a nie na kimś kto odpowiada - "istnieje bóg - to pokaż mi dowody". Nauka nie zajmuje się udowadnianiem nieistnienia rzeczy, bytów itp. Wnioskuję, że to Ty masz zerowe pojęcie o tym jak działa nauka. Twój bóg jest tylko i wyłacznie nieudowodnioną hipotezą. Może mam dość prymitywną wiedzę nt. religii katolickiej, ale to wynika z tego, że jest to dość prymitywny zbiór wierzeń: wiara w to, że można uzyskać przebaczenie własnych życiowych przewinień (grzechów) wyznając prawdziwość istnienia jakiegoś hipotetycznego boga i co niedzielę spożywając jego ciało? Kanibalizm dokonywany na bogu przybliż Cię do zbawienia? Wg mnie jest to wyjątkowo prymitywne, widać w tym odniesienia do zachowań ludzkich z czasów kiedy składano żywe ofiary i spożywano je ku czci wybranego boga. Dziś chrześcijanie robią to samo choć bardziej symbolicznie, co powoduje, że nie jest to już obzrydliwe, lecz po prostu śmieszne. Co do ewangeli - to dokładnie o tym o czym piszesz mówiłem. Nie ma żadnych relacji o śmierci Chrystusa spisanych w trakcie tego wydarzenia. Istnieją legendy na ten temat, przekazywane ustnie i spisane dopiero po śmierci Jezusa i to w dodatku nie przez bezpośrednich świadków. Z drugiej strony jest mnóstwo innych spisanych opowiści o zmartwychwstaniu innych bogów. Też uznasz je za prawdziwe?
1 kwietnia 2013, 16:55
Naprawdę myślisz Jacku, że Pan Bóg kopnął ją w tyłek? Finał twojej anegdoty nie nastraja zbyt pozytywnie.
J
jacek
1 kwietnia 2013, 10:41
@tak Sagan to ferrero, tutaj taka wypowiedź z tej strony głupoty to rzadkość :) "Przeczą prawom fizyki" - hihi, rozwiń tę myśl, geniuszu :))) Stop. Nie ma się co pysznić. Są dwie drogi: albo można próbować wytłumaczyć (dotąd w 100% takich przypadków to strata czasu, człowiek rozumny, otwarty na nowe doświadczenia nie obraża innych), albo zostawić kapuścianego głąba działaniu Boga.  Opowiem Wam anegdotę. Dawno temu, w bliższej rodzinie miałem zagorzałą, wojującą ateistkę. Niestety, byłem za mały, by jej wytłumaczyć, że Bóg z pewnością istnieje - zresztą doczytałem o tym wiele lat później*. W każdym razie podczas którejś rozmowy z moimi rodzicami mocno wkurzona (brak argumentów :) ) stwierdziła, że jeśli Bóg istnieje, to niech ją kopnie w ... (cztery litery). "Bardzo wkrótce" później dostała taaaaakich hemoroidów i wylądowała w szpitalu, ale niestety, nie zrozumiała dowcipu. Parę lat później umarła jako ateistka. Niech łaskawy Bóg się nad nią zlituje. Pan Bóg ma poczucie humoru :) ------------------------- * jeśli będzie to czytał jakiś ateista - nie idiota, a takiego jeszcze osobiście nie spotkałem, co jednak nie znaczy, że takowy nie istnieje, to zamiast dyskutować i pyskować w pusty sposób nad tym, w co nie wierzy, niech ów jednorożec ateizmu przeczyta<a href="http://en.wikipedia.org/wiki/Argument_from_reason"> "Cuda" C. S. Lewisa i później pozostanie ateistą</a> ;)
T
tak
31 marca 2013, 21:14
Sagan, zabawne , że na początku pouczasz mnie, że nie mam prawa wiedzieć, czy będziesz żałował a potem dajesz mi lekcję wiedzy o mnie, że boję się śmierci i dlatego wierzę itd. Nie widzisz tu niekonsekwencji? Przyznałem się do swojej niepełnej wiedzy na tematy, które poruszyłeś bo to jest prawdą.  Nie chcę udawać, że posiadłem wystarczającą wiedzę. Może zlituje się , któryś z teologów na deonie i podejmie dyskusję. Ja teologiem nie jestem. Bardzo Ci dziękuję za interesującą analizę psychologiczną mojego stanu ducha. Co do mojej wiary, że będziesz żałował tych obrażliwych słów skierowanych do Boga , zdania nie zmieniam. We mnie wiara w coś czego nie rozumiem nie budzi pogardy , bo musiałbym np: gardzić ludźmi , którzy nie pojmują w pełni teorii względności, skomplikowanych zagadnień matematyki, teorii filozoficznych itd. Nie spieszy mi się do pogardzania innymi ludźmi.
T
tak
31 marca 2013, 21:02
Ferrero biedaku, jesteś po prostu niedouczony, krytykujesz to o czym nie masz za bardzo pojęcia. Pierwsze listy św. Pawła powstały około 20 lat po śmierci Chrystusa,Ewangelia św. Marka około roku 70., Ewangelia św . Mateusza i św. Łukasza około roku 80. a Ewangelia św. Jana około roku 90. Każda z nich  była przebadana pod względem stylu pisania, aby stwierdzić, czy pisał ją ten sam autorczy a może kilku. Biedaku. Najpierw poczytaj. Juz Ci to radziłem. Masz strasznie prymitywną wizję badań nad religią katolicką. Wyraźnie nie wiesz o tym , że Papież Jan Paweł II zachęcał do badań naukowych. Prawdziwie wierzący katolik nie boi sie nauki, bo sam chce się upewnić w swojej wierze. Dlaczego Ci się wydaje, że my za wszelka cenę chcemy wierzyć w rzeczy, które nie są prawdziwe? Niech uczeni badają. Robią to od setek lat , a w Moskwie istniał potężny , instytut ateizmu,  którego jedynym zadaniem było udowodnienie, że religia chrześcijańska jest fałszywa. Działał ponad 60 lat obiecując ogromne nagrody za "pozytywne " wyniki, a ich  jak nie ma tak nie ma.Po prostu  kompromituje Cię Twoja niewiedza. Nie zabieraj głosu na tematy w których masz zerową wiedzę . Chodzi tu o każdą dziedzinę a nie tylko o religię.
S
Sagan
31 marca 2013, 20:52
tak, Udajesz, że wiesz rzeczy których nie możesz wiedzieć. Skąd wiesz, że "Będę tego ciężko i ze łzami żałował..."? No skąd? Rozmawiałeś o tym z rzeczonym Bogiem? Ośmieszasz się tego rodzaju stwierdzeniami. Skąd wiesz, może to pod Tobą w kotle diabły w piekle bądą dorzucały do ogniska ;-) Rozważ taką możliwość. Ja widzę  w tej historii ukrzyżowania raczej farsę, niż dramat no może trochę dramat też jak się ogląda filmy w stylu "Pasja" Gibsona), ale to co kto w tym widzi to nie jest żaden argument, czy to prawda, czy nieprawda i jakie to ma dla ludzi realne znaczenie. Możesz się wzruszać tą historią, tak jak wiele ludzi wzrusza się czytając tandentne romansidła. Sam piszesz że "nie wszystko co boże sam możesz zrozumieć", więc nie dziw się, że wiara w coś czego się nie rozumie budzi pogardę. Ja myślę, że banalna prawda jest taka, że boisz się myśli o tym, iż po śmierci mikrorganizmy rozłożą Twoje ciało na proste substancje mineralne, które użyźni glebę i to będzie prawdziwy, realny koniec tak Twojego życia, życia innych ludzi jak i w ogóle wszystkiego co żyje. Żyjesz złudzeniem boga, ze strachu przed śmiercią, której nieakceptujesz, a w której nie ma niczego mistycznego, to czysta biologia.
F
Ferro
31 marca 2013, 20:34
Wy, chrześcijańscy katolicy, to na każdą bylę luźną uwagę, która godzi w wiarę w zmartwychwstanie Waszego boga, to wytaczcie argumenty jakby się wam już niebo waliło na głowę. A podstawowy argument jest taki, że to przeczy prawom fizyki; ewentualnie bezpośredni świadkowie już dawno nie żyją, a wszystko co na ten temat wiemy, to opowieści przekazywane z ust do ust i spisane wyłacznie w ewangeliach długo po śmierci Chrystusa. Żadnych innych historycznych źródeł zmartwychwstania nie ma. Za to jest mnóstwo innych religijnych, ale niechrześcijańskich źródeł - pochodzących z czasów B.C. - o zmartwychwstaniu wielu innych bogów, obecnych we wczęśniejszych religiach. To jak to jest? Jednym - wierzymy, a innym - nie wierzymy?
T
tak
31 marca 2013, 20:28
Sagan, takich słów jakich Ty użyłeś nigdy bym nie użył w stosunku do Boga. Będziesz tego ciężko i ze łzami żałował.  Co do meritum, trudno na  pytanie o sens ofiary Chrystusa krótko odpowiedzieć. Sam zresztą nie posiadam aż takiej wiedzy, chociaż nie widzę tu żadnej sprzeczności. Przeciwnie widzę dramat i bó Ojca, który w ofierze daje swojego ukochanego Syna , aby zbawić ludzi. To nie szopka mój drogi to ból i ogromne poświęcenie ze strony i Syna i Ojca. Skoro to się dokonało to znaczy, że tak musiało być. Nie wszystko co Bożę mogę zrozumieć. Gdybyś naprawdę chciał znać odpowiedź to byś poczytał wżne ksiązki w mktórych wspaniali autorzy od prawie 2 tysięcy lat to dyskutuja.Ale podejrzewam, że chcesz w nas posiać wątpliwości. Jeżeli tak, to zmień portal. Tu takich , którzy dadzą się na to nabrać nie znajdziesz. Tu są ludzie, którzy wierzą i ufają Objawieniu.
T
tak
31 marca 2013, 20:18
Ferrero,  czy możesz jakoś logicznie wytłumaczyć po co mieliby  Rzymianie , jak piszesz, wykraść ciało Jezusa? To po pierwsze. Po drugie, piszesz , że kult Chrystusa zaczął narastać. A dlaczego miałby narastać? Musieliby go głosić apostołowie. Ale oni nie mieli żadnego powodu, żeby to czynić jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał. Zauważ, że  Chrustus zmartwychwstał po trzech dniach. Przed tymi trzema dniami został skazany na życzenie tłumów, które żadąły Jego śmierci. Jak zatem można twierdzić, żę kult się rozszerzał? W ciągu trzech dni?  Zaraz po śmierci Chrystusa apostołowie tak się bali, że zamknęli się z obawy przed Żydami. Może  pamiętasz, że ze strachu uciekli gdy aresztowano Jezusa. I ci przerażeni uczniowie Jezusa nagle wyszli na zewnątrz, głosili śmierć i zmartwychwstanie Jezusa płacąc za to śmiercią?. Wyszli odważnie bo przekonali się, że Jezus zmartwychwstał a zatem jest Bogiem. Zastanów się, czy znalazłbyś na świecie kogoś kto wymyśliłby kłamstwo a potem dla tego kłamstwa dał się zabić? Przecież apostołowie nawet nie mogli mieć pewności, że ich wiara tak się rozprzestrzeni po całym świecie.  Założmy jednak że Rzymianie wykradli ciało, to myślisz, że Żydzi, arcykapłani, straż świątynna , pobożni Żydzi by o tym nie wiedzieli? Przecież dla Żydów, synagogi , było to śmiertelne niebezpieczeństwo, bo zmartwychwstanie Chrystusa oznaczało, że to oni się mylili, stracili by popleczników. Przecież arcykapłani płacili straży aby świadczyła, że gdy żołnierze spali ciało wykradli apostołowie! Jeżeli koniecznie nie chcesz wierzyć w Jezusa  Chrystusa to Twój problem, ale przynajmniej wymyśl lepsze, logiczne  argumenty.
Ł
Łuker
31 marca 2013, 19:58
~Ferro - polecam książkę Vittorio Messori'ego pt. "Opinie o Jezusie" oraz artykuły z brytyjskiej wikipedii dotyczące sporu o historyczność osoby Jezusa, wiarygodności przekazu Ewangelii, powstania chrześcijaństwa itd. To, co piszesz jest zupełnie nieprawdopodobne. Poczytaj trochę o tym. Uczeni prowadzą w tej kwestii poważną dyskusję od XIX wieku...
F
Ferro
31 marca 2013, 19:31
A najprawdopodobniej było tak, że po pochówku Jezusa, Rzymianie widząc narastający kult jego osoby, po cichu wykradli zwłoki z grobu i zakopali gdzieś pod płotem lub spalili. Ludzie znaleźli pusty grób i tak narodziła się legenda.
K
k
31 marca 2013, 17:36
@Joanna, to ciekawa teza, że księża są po to, żeby służyć świeckim... Proszę się wsłuchać w to, co Pani napisała. skoro nie są po to, żeby służyć to po co obmywają nogi w Wielki Czwartek (przynajmniej biskupi)?
H
HK
31 marca 2013, 16:53
Nie czytałem dalszej dyskusji, a tu naroslo tyle słów, które nie mają na celu znalezienia prawdy, a obronę swoich pozycji. Nie, nie jestem teologiem, ale czytam teologiczne książki. Aby sobie dokladniej uzmysłowić różnicę między zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa jako Pierwszego, który Zmartwychwstał, a wskrzeszeniem, np. Łazarza proponuję przeczytanie ze zrozumieniem (co będzie może wymagało kilkakrotnego przeczytania) małego dziełka Romano Guardiniego "O rzeczach ostatecznych". Jest to fascynująca lektura. Pozdrawiam wszystkich w tych dniach obchodzenia Zmartwychwstania Jezusa, naszego Protoplasty.
D
DPMS
31 marca 2013, 14:42
A ja uważam, że ksiądz zareagował prawidłowo - nie można nazywać zmartwychwstania naturalnym, bo takie używanie pojęcia "naturalne", dewaluuje znaczenie słów, skutkiem czego po jakims czasie tracą one swój właściwy, precyzjny sens, skutkiem czego z kolei ludzie przestają się rozumieć, przypisując terminom dowolne znaczenie. Zmartwychwstanie jest kompletnie nienaturalnym zjawiskiem. Naturalny = występujący w przyrodzie, będący efektem procesów w niej zachodzących, istniejący bez ingerencji człowieka, a tym bardziej innego bytu np. Boga. W tym sensie zmartwychwstanie jest kompletnie nienaturalne, nigdzie na Ziemii się nie wydarzyło, nie ma na to dowodów. Żadnych. Mówienie, że zmartwychwstanie jest naturalne, jest typowym przykładem religijnej bezsensownej paplaniny na fali własnego infantylnego, religijnego uniesienia. Pisałem, już o tym kiedyś, ale teraz powtórzę - współczesna retoryka KK to bełkot, który momentami jest wręcz niestrawny do czytania i słuchania. Zdajcie sobie wreszcie sprawę - drodzy chrześcijanie, że jedynm z powodów odchodzenia od wiary, a może bardziej od struktur KK jest właśnie ten bełkot mowy o Bogu, wierze, Jezusie itp. Tego się nie da słuchać.
T
tak
31 marca 2013, 09:57
Joanna, przecież chyba znasz wyrażenie "pyskówka". Jest to wymiana zdań nie zmierzająca do prawdy : jedna osoba chce upokorzyć drugą przekrecając intencje tej drugiej. I tak jest i tym razem. Przeczytaj sama jak zareagowałaś na mój wpis:" kto się z tobą nie zgadza, ma pysk. I trzeba go bić po pysku, żeby był lepszym chrześcijaninem". Przecież nie napisałem tego co mi wmawiasz. Dlaczego tak postępujesz?. Czy nie umiesz normalnie rozmawiać z ludźmi? Nie oczekuj ode mnie dalszej wymiany zdań . Nie zwykłem w ten sposób rozmawiać z innym człowiekiem.
M
Mat
31 marca 2013, 01:03
Matko... nie rozumiem zupełnie tej całej dyskusji. Czy mi się tylko zdaje, czy sprawa jest prosta?: "Wierzę w Ducha Świętego, święty Kościół powszechny, Świętych obcowanie grzechów odpuszczenie, ____ciała zmartwychwstanie____ żywot wieczny. Amen" Przecież nawet w Credo zawarta jest odpowiedź, że wszyscy zmartwychwstaniemy....
K
Kinga
31 marca 2013, 00:07
Kurcze, no trochę bije z tego tekstu pycha, i przekonanie, że to ksiądz zareagował nieprawidłowo. Może i tak zareagował (trudno oceniać jak się nie jest świadkiem), ale fajnie w takim momentach podejmować rzeczową dyskusję. Każdy ma prawo do własnego zdania i dobrze jest to szanować...  a nie na podstawie tego innego zdania od naszego. wydawać opinie o człowieku w stylu, że ktoś niesamodzielnie myśli.... bo ma inne zdanie niż my?... No i poza tym cały tekst w bardzo dużym stopniu skoncentrowany na ocenie tego księdza.... a więc jak dla mnie nie wnosi za dużo dobrego.
J
Joanna
30 marca 2013, 23:47
@ tak Tak, każdy, kto się z tobą nie zgadza, ma pysk. I trzeba go bić po pysku, żeby był lepszym chrześcijaninem. Zmartychwstał Pan. Alleluja!   
C
czytając
30 marca 2013, 23:47
@Joanna, to ciekawa teza, że księża są po to, żeby służyć świeckim... Proszę się wsłuchać w to, co Pani napisała. Poza tym, nie o ocenianie chodzi, bo oceny są zawsze formą budowania murów i napięć; chodzi o dialog. Mam silne przeświadczenie, że to jest sztuka, której z jakichś powodów nie podjął rozmówca Autorki. Trudno jednak pozbyć się wrażenia, że i jej jest ona obca, podobnie jak i niektórym na tym forum. W tę Najświętszą Noc życzę - nam wszystkim! - byśmy potrafili słuchać się z miłością.
T
tak
30 marca 2013, 23:26
joanno, uprawiasz pyskówkę a nie dyskusję. Podobnie jak Autorka. Pewnie sie obruszysz więc Ci z góry odpowiem: w którym miejscu Pan/i "czytając" napisał/a, że świeccy nie mają prawa oceniać księży? Wykazujesz złą wolę w zrozumieniu cudzych tekstów. Zapewne sama nie chciałabyś  być tak traktowana.
J
Joanna
30 marca 2013, 22:45
Od kiedy świeccy nie mają prawa oceniać księży? Księża są po to, żeby służyć świeckim, ewangelizować. Papież przypomina nam o tym nie bez powodu. Znam mało księży, którzy odwołują się do swojego doświadczenia wiary. Może gdyby ksiądz to zrobił, byłaby z nim inna rozmowa? Miałam podobnego katechetę i bardzo źle wspominam lekcje religii.
C
czytając
30 marca 2013, 21:42
@Joanna Umiejętność czytania ze zrozumieniem się kłania. W którym miejscu HK powiedział, że życie na ziemi nie jest darem od Boga? Poza tym to nie on wprowadził podział na "głupiutką dziewczynkę i święty autorytet księdza", tylko autorka tego dziwacznego tekstu. To ona patrzy z neoficką wyższością na kapłana, dając sobie prawo nie tylko do tego, by go oceniać, ale też do tego, by swoją ocenę generalizować i rozciągać na innych księży. ...
J
Joanna
30 marca 2013, 21:13
Panie HK, czy jest pan teologiem? Bo mnie pana interpretacja nie przekonuje. Uważa pan, że życie po śmierci jest darem od Boga, a życie na ziemi nie jest. Przecież dlatego chronimy życie od poczęcia do śmierci, że dał je Bóg, stwórca wszelkiego życia. Natura pochodzi od Boga, tak naucza Kościół. Autorka pokazała ciekawe pole do dyskusji i nie ma znaczenia, kto miał rację. Jak czytam pana wpis widzę podział na głupiutką dziewczynkę i święty autorytet księdza, który trzeba ślepo przyjąć bez gadania. Pan też pisze z pozycji autorytetu, któremu można tylko przyklasnąć lub nie.
MB
Małgorzata Bilska
30 marca 2013, 18:38
@ HK Ale w którym miejscu straciłam niby twarz? :-)
H
HK
30 marca 2013, 18:16
Pomimo Pani "obrony", aby wyjść z twarzą, warto się bliżej zapoznać z różnicą między zmartwychwstaniem a wskrzeszeniem. Pozdrawiam.
T
tak
30 marca 2013, 17:16
Małgorzata Bilska, Pani odpowiedź dla MK wskazuje na niepoważne traktowanie duskutanta. Pan/i HK Małgorzata Bilska. Pan/i HK (Pani MB zamieniła HK na MK) w pierwszej części swojej wypowiedzi poruszył/a problem różnicy miedzy wskrzeszeniem a zmartwychwstaniem wykazując, że nie miała Pani racji obrażając się. A co Pani robi? Porusza Pani niepoważny temat czy była Pani wtedy dziewczynką czy nie. To nie jest poważne traktowanie dyskutanta a taka dyskusja ma charakter "mówił chłop do obrazu..."  Widzę, że nie ma sensu dyskusja z Panią bo zawsze może ją Pani zwekslować tak aby ośmieszyć rozmówcę.  Ja z takiej dyskusji się wyłączam, a i Pani to żadnej korzyści nie przynosi; kto ma zawsze rację nie potrzebuje dyskusji.
MB
Małgorzata Bilska
30 marca 2013, 16:35
@ MK Sprostowanie. Nie byłam dziewczynką, to była schola studencka. Zapisałam się tam tylko dla wsparcia koleżanki i to się udało. Reakcja księdza bynajmniej mnie nie dręczy. na co dzień :-) Sytuację uważam za zabawną, choć symptomatyczną - ksiądz, mówiąc kolokwialnie, zgasił mnie w mig, niepotrzebnie. Po moim pisaniu widać, że nie na długo. Obawiam się jednak, czy osoby mniej odporne, poszukujące, mogą dać się zgasić na dużo dłużej, niż ja...  Dlatego warto o tym pisać.    Pozdrawiam
H
HK
30 marca 2013, 16:02
Ksiądz miał racje, że się nie zgodził z autorki wypowiedzią, gdyż zmartwychwstanie w sensie ostatecznym nie wynika z natury człowieka (nie jest jakimś przedłużeniem życia na ziemi, choć to życie będzie w nim zawarte - Chrystus po Zamrtwychwstaniu). To za sprawą c z y n u Boga, Jego wolnej decyzji, zmartwychwstaniemy i otrzymamy inne ciało - jak pisze świety Paweł: ciało duchowe, pneumatyczne, które nie będzie już podlegało prawom czasu i przestrzeni, będzie w i e c z n e. Jest to związane z obietnicą "nowego nieba i nowej ziemi". Wytłumaczyć to dziewczynkom jest trudno, a poznać można to po reakcji autorki na protest księdza, który wciąż ją dreczy. Trzeba się trochę więcej dowiedzieć - właśnie od teologów - co to jest zmartwychwstanie, nie mające nic wspólnego ze wskrzeszeniem. Wskrzeszony potem umiera, nie zmienia swojej dotychczasowej zależności od czasu i przestrzeni.
T
tak
30 marca 2013, 14:41
Może ksiądz myślał o Zmartwychwstaniu przez dużę Z. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że nikt o umarłym nie mówi, że właśnie zmartwychwstał. Wskrzeszenie dokonuje się zawsze przez Boga, a zmartwychwstaje sam Bóg - robi to "własnymi siłami". Reakcję Autorki uważam za przesadzoną a już uogólnienia wniosków na innych księży wręcz niepotrzebnym nadużyciem. Wykorzystuje się tu drobny incydent do tak modnego ostatnio krytykowania księży. Tym bardziej mi się to nie podoba , że dopiero co jesteśmy po Wielkim Czwartku podczas, którego księża przyznawali się do swoich słabości i prosili o modlitwę za nich. Ten artykuł nie można zaliczyć do tego typu modlitwy.
P
pg
30 marca 2013, 11:44
Incydent z księdzem jest ciekawy z innego powodu. Czy zawsze musimy tracić humor jak  ktoś się z nami nie zgadza? Przecież to nie ma sensu. Natomiast sens mają również tak pogardzane "regułki, schematy, podręczniki". No, oczywiście nie wszystkie.
MB
Małgorzata Bilska
30 marca 2013, 10:28
@mhpaw Ksiądz nie był cyniczny, był na to za młody :-). On raczej wpadł w  popłoch, bo przechodząc do postawy prostoty dziecka Bożego skróciłam dystans, I do Boga, i do księdza. Zapewne uczono go, że do Boga to tylko z czcią, z namaszczeniem i pokłonami. Na lolanach i opuszczając wzrok, w lęku i trwodze. A ja się nawracałam śpiewając Abba Ojcze - Abba znaczy Tato :-).    Ewangelia emanuje prostotą, byciem z ludźmi. Dla części księży to chyba odległy świat. Dlatego podoba mi się Franciszek - który zresztą wciąż słyszy: Ewangelia Ewangelią, no ale może z tym ubóstwem i prostotą to nie przesadzajmy!
jazmig jazmig
30 marca 2013, 04:58
Autorkę cechuje pycha i zarozumialstwo. Obraziła się na księdza, bo powiedział jej nie to, co chciała usłyszeć. Mogła go spytać, co ma na myśli, ale obraziła się i wg niej to był zły ksiądz i basta. Zatem zadam pytanie: czy święci, którzy już są w niebie, zmartwywstaną? A ci, którzy umarli w grzechu śmiertelnym, czy zmartwywstaną na Sąd Ostateczny, aby za chwilę wrócić do piekła?
K
kirs
30 marca 2013, 03:48
Przede wszystkim ważne jest do czego zmartwychwstaniemy. Do wieczności z Chrystusem czy też na wieczne potępienie. Zmartwychwstanie powinno być naszą głęboką nadzieją. Ale ta sama prawdziwa nadzieja jest także lękiem przed obrażeniem miłości Bożej i spowodowaniem kary. Możemy mieć nadzieję na chwałę nieba, obiecaną przez Boga tym, którzy Go miłują (Por. Rz 8, 28-30) i czynią Jego wolę (Por. Mt 7, 21). I we wszelkich okolicznościach każdy powinien mieć nadzieję, że z łaską Bożą "wytrwa do końca" (Por. Mt 10). Trzeba się natomiast wystrzegać zuchwałej pewności (ufności) która albo przecenia ludzkie zdolności (mając nadzieję na zbawienie bez pomocy Boga), albo też zbytnio ufa wszechmocy czy miłosierdziu Bożemu (mając nadzieję na otrzymanie przebaczenia bez nawrócenia oraz chwały bez zasługi).
29 marca 2013, 23:35
Pani Małgorzato. Nic tak nie boli jak zawiedziona nadzieja. Czasem człowiek dużo się modli, podchodzi do Boga jak do kogoś kogo może dotknąć, posmakować. Tymczasem nic, cisza i pustka. Może ten ksiądz, też był jak wtedy Pani, gorliwy, lecz troski i zawody wykuły w nim cynizm. W końcu Pan Jezus rozmnożył chleb i ryby, wcześniej przemienił wodę w wino, lecz my musimy chodzić do pracy by zarobić na utrzymanie i wiemy, że życie to nie zabawa jak śpiewał Lady Pank. Pozdrawiam :)
Y
yat
29 marca 2013, 19:49
dobrze napisane
K
k
29 marca 2013, 17:40
świetny tekst