Znaki obecności
Miejsca, w których przebywamy, które odwiedzamy, naznaczają głęboko nasze człowieczeństwo. Można powiedzieć: pokaż mi, jak żyjesz, jakie są miejsca ważne dla ciebie a powiem ci, jakim jesteś człowiekiem. Wraz z upływem czasu widzimy jednak, że pozostaje coraz mniej rzeczywistych, materialnych pamiątek po kimś dla nas ważnym. Trwa za to duch, atmosfera, a na dodatek, miejsca kojarzone z tymi osobami mogą inspirować, otwierać przed nami nowe horyzonty.
Bardzo jestem wdzięczny Bogu za to, że przez wiele lat mogę żyć, rozwijać się i pracować w Krakowie, miejscu przesiąkniętym historią, kulturą i wiarą. Nie jestem rodowitym krakowianinem, więc tym bardziej staram się chłonąć tę szczególną duchową atmosferę, a ona na przestrzeni lat mimo wszystko nie powszednieje.
Nie będzie zaskoczenia w tym, że miejsca uświęcone życiem i działalnością naszych polskich świętych, mają tu szczególne znaczenie. Czy to święta Jadwiga, królowa, biskup Stanisław, męczennik, czy św. Jan Kanty, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego a ze współczesnych św. Brat Albert Chmielowski, św. Siostra Faustyna czy św. Jan Paweł II. Tyle wspomnień, tyle obrazów i inspiracji do działania.
Nie inaczej jest i z jezuitami. Tymi wyniesionymi na ołtarze, jak bł. o. Jan Beyzym SJ, posługacz trędowatych na Madagaskarze, który na misje wyjechał z naszego kolegium na ul. Kopernika. Ale i tymi – jak o. Piotr Skarga SJ – który przed czterystu laty w Krakowie żył, pracował, głosił kazania, pisał i zakładał dzieła dobroczynne. Dopiero jednak niedawno rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny. Miałem przy tym także swój skromny udział z czego się niezmiernie cieszę.
Modlitwa o pojednanie w małżeństwie za wstawiennictwem św. Józefa
Miejscem szczególnym dla mnie w ostatnich latach stał się Cmentarz Rakowicki. Odwiedzam go prawie codziennie, jak tylko mogę. Mam swoją osobistą trasę po tej wspaniałej nekropolii.
Odwiedzam tam, co oczywiste, moich zmarłych współbraci, a lista nazwisk, które mogę kojarzyć z konkretnymi osobami i ich dziełami z roku na rok się wydłuża. Zwykle rozpoczynam jednak ten obchód od grobu Marka Grechuty, którego talent i artyzm zawsze mnie inspirował i w pewien sposób ukształtował. Zwykle zachodzę też na grób, gdzie był pochowany św. Brat Albert Chmielowski. Mało kto wie, że miał on swój – krótki, co prawda – epizod jezuicki, więc mogę się czuć jak wśród swoich.
Z Rozalią Celakówną wiąże się też wiele innych miejsc, w których jestem na co dzień. Przez wiele lat była ona bowiem najpierw salową, potem dyplomowaną pielęgniarką w szpitalu św. Łazarza przy ulicy Kopernika w Krakowie, który widzę każdego dnia z okna swojego pokoju. Chodziła po tych samych ulicach, odwiedzała te same kościoły, w których i ja dzisiaj bywam.
Modlitwa Jana Pawła II o dar pokoju
Poruszające jest, jak ona opowiadała o poszukiwaniu swojego powołania, o pragnieniu bycia tam i tylko tam, gdzie Chrystus ją postawi i chce mieć. Tym miejscem nie był klasztor klarysek na Grodzkiej, ale właśnie oddział chorób wenerycznych w szpitalu św. Łazarza. Praca, którą wykonywała nie była powodem do wielkiej nobilitacji. Zresztą, kiedy czytamy jej świadectwa, okazuje się, że miała w niej wiele przykrości i szykan od swoich współpracownic, także od swojej rodzonej siostry a nawet od sióstr zakonnych, które były przełożonymi. Mimo, iż mogła przenieść się w inne miejsce, mieć lepszą gażę, to jednak posługę chorym w szpitalu św. Łazarza odczytywała jako miejsce realizacji swojego powołania z woli samego Jezusa.
Za jakiś czas relikwie Sługi Bożej Rozalii Celakówny zostaną zapewne przeniesione z grobu na Cmentarzu Rakowickim do sarkofagu w Bazylice Serca Pana Jezusa przy ul. Kopernika w Krakowie. Kiedy pracowała w szpitalu, wiele razy tu zaglądała. To miejsce dla niej szczególne, bo była „apostołką osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu”. Grób na cmentarzu pewnie pozostanie jako pamiątka, podobnie jak w przypadku grobów św. Brata Alberta czy siostry albertynki bł. Bernardyny Jabłońskiej. Będzie znakiem i świadectwem.
Miejsca mają swego ducha i swoją atmosferę. Świadczą o nas, ale też nas kształtują. Mogą inspirować, poszerzać horyzonty. Dobrze jest odnajdywać te miejsca, które są związane z ważnymi dla nas osobami. To wielka sprawa móc iść po ich śladach. I dlatego warto pozwolić, by one nas inspirowały do dobra i pomagały stawać się pełniejszym człowiekiem.
Skomentuj artykuł