Ks. prof. Andrzej Kobyliński: katolicyzm trzeba w pewnym sensie wymyślić na nowo
"Pytanie brzmi, jak przeprowadzić tę reformę, żeby Kościół katolicki pozostał po niej wciąż sobą” – mówi profesor UKSW.
Na łamach „Znaku” ukazała się rozmowa redaktorów miesięcznika z ks. Prof. Andrzejem Kobylińskim wykładowcą Uniwersytetu Kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Kapłan od wielu lat przygląda się przemianom w Kościele katolickim, skupiając się w ostatnich miesiącach na procesie oczyszczenia Kościoła w Polsce.
W udzielonym wywiadzie kapłan wskazał, że jesteśmy dziś świadkami zmierzchu Kościoła jaki funkcjonował od Soboru Trydenckiego. Zdaniem ks. Kobylińskiego widzimy to zwłaszcza w decentralizacji struktur, która zachodzi na różnych poziomach. Z jednej strony jest to nurt ogólnoświatowy zapoczątkowany przez sam Watykan i papieża Franciszka, z drugiej na poziomie lokalnym siłą wewnętrzną tych zmian jest w Polsce kryzys Kościoła lokalnego.
„Nowe, zrodzone w Rzymie treści stopniowo rozlewają się po świecie i zaczynają odmieniać katolicyzm. Z drugim czynnikiem mamy do czynienia wewnątrz naszego kraju. Najmocniejszym zapewne tąpnięciem były protesty młodych ludzi, wywołane perspektywą zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych. Padające tam ostre, niekiedy antyklerykalne hasła są wyraźnym dowodem, że młode pokolenie w dużym stopniu odwróciło się już od Kościoła” – mówi ksiądz profesor.
„Obecny papież właściwie nie jest reformatorem, lecz rewolucjonistą. Dla jego pontyfikatu fundamentalne znaczenie mają dwa dokumenty, które sprawiają, że do lamusa odchodzi tradycyjna wersja Kościoła” – dodaje.
Jego zdaniem symboliczne dla tego procesu są dwa dokumenty wydane przez papieża Franciszka, które rewolucjonizują myślenie i podejście Kościoła do pewnych prawd i stylu ich nauczania. Chodzi o adhortacje „Amoris laetitia” i „Evangelium gaudium”. „(Amori laetitia – przyp. red.) wprowadza zasadę dynamicznej interpretacji depozytu wiary. To zmiana paradygmatu: podporządkowanie doktryny duszpasterstwu, a teorii praktyce” – wyjaśnia ks. Kobyliński.
Wykładowca UKSW zauważa również, że decentralizacja ta na poziomie struktur jest widoczna zwłaszcza w „Evangelium gaudium”, którą można uznać za dokument programowy pontyfikatu Franciszka. Zadała ona szereg pytań o to, czy Kościół w wymiarze globalnym, jest też Kościołem, który zna realia życia i wiary swoich wiernych w wymiarze lokalnym.
Ks. prof. Kobyliński widzi dalszą potrzebę decentralizacji i umacniania tych zmian, obserwując Kościół w Polsce, który traci autorytet zwłaszcza w osobach biskupów uwikłanych w tuszowanie przestępstw seksualnych księży, a niejednokrotnie dopuszczających się podobnych nadużyć. Jego zdaniem wsparcie Franciszka dla tych zmian w Polsce widać choćby w decyzjach, jakie Watykan podjął w ostatnim czasie wobec kard. Gulbinowicza oraz bp. Janiaka. Opublikowanie raportu nt. kard. McCarricka, w którym wielokrotnie pojawia się nazwisko kard. Dziwisza to również rezygnacja z pewnej kultury milczenia wobec niewygodnych faktów.
„Jeszcze nigdy żaden polski kardynał nie został przez papieża potraktowany w taki sposób. Zakaz pochówku kardynała i biskupa w ‘jego’ katedrze to wymowna kara – może dla ludzi spoza Kościoła nie wydaje się ona bardzo dotkliwa, ale w Kościele ma wymiar niezwykle mocny i symboliczny Podobne jest znaczenie drugiej watykańskiej decyzji: zamknięcia seminarium w Kaliszu. To także nie miało precedensu w naszym kraju” – wyjaśnia ks. Andrzej Kobyliński.
Profesor UKSW wyraźnie daje do zrozumienia, że sprawy te pokazują jak głębokich mian wymaga system nominacji biskupów, aby nie dochodziło do podobnych patologii, co miałoby odebrać z rąk biskupów część władzy, aby nie byli władcami absolutnymi i sędziami we własnych sprawach. „Wspólne jest to, co papież Franciszek słusznie nazywa klerykalizmem, a więc patologiczna forma koncentracji władzy w Kościele, skupionej w rękach kardynałów, biskupów, księży, zakonników” – mówi.
„W analizach tego raportu (nt. kard. McCarricka – przyp. red.) dwie sprawy zostały jednak niedostatecznie wydobyte, a może nawet po prostu przegapione. Sprawa pierwsza to specyfika monarchii absolutnej, czyli pewnego modelu sprawowania władzy, w którym monarcha jest otoczony dworem. Papiestwo to monarchia absolutna. Jak długo Stolica Apostolska nią pozostanie, tak długo różnego rodzaju patologie związane z tym modelem sprawowania władzy będą się powtarzać. Druga kwestia to sposób mianowania biskupów” – wskazuje ks. Kobyliński.
Dlaczego jest to takie ważne, ksiądz profesor wyjaśnia, ukazując jak wyglądały nominacje dla Kościoła w Polsce za czasów Jana Pawła II. Dziś na wielu biskupach nominowanych przez papieża Polaka ciążą poważne oskarżenia, a niektórzy z nich zostali już zdymisjonowani przez Stolicę Apostolską lub czekają na wyrok w swojej sprawie.
„Wygląda na to, że ta ‘specjalna’ ścieżka awansów trwała aż do 2005 r. Oznacza to, że za wszystkie ówczesne polskie nominacje biskupie odpowiada bezpośrednio bardzo wąski krąg współpracowników Jana Pawła II na czele z kard. Angelo Sodano, abp. Józefem Kowalczykiem i nieformalnie pewnie także kard. Dziwiszem. Obecnie sposób mianowania biskupów trzeba dopasować do nowego modelu Kościoła zdecentralizowanego” – ujawnia ks. Kobyliński.
„Obecnie w rękach biskupa skupione są trzy władze: ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. A dodatkowo jeszcze władza sakralna, którą symbolicznie wyraża przysięga składana na kolanach przez młodych mężczyzn wyświęcanych na księży. Dłonie kandydata są wówczas złożone w dłoniach biskupa, który pyta: Czy mnie i moim następcom przyrzekasz cześć i posłuszeństwo?. A kandydat odpowiada: Przyrzekam. To gest sakralny wyrażający zależność służbową o charakterze feudalnym, przysięga religijna, która jest fundamentem władzy sprawowanej przez biskupa wobec swoich księży (…) Tę władzę absolutną – wracam na nasze podwórko – sprawowali ludzie tacy jak kard. Gulbinowicz, abp Wesołowski czy abp Paetz. Przed nimi na kolanach przez długie dziesięciolecia powtarzały słowa przysięgi setki młodych księży i zakonników. Jeśli w tym momencie nie przechodzą nam ciarki po plecach, jeśli nie dostrzegamy konieczności zmian, to znaczy, że jesteśmy wciąż w jakimś ciemnym tunelu” – zauważa.
Problem jednak dotyczy również katolicyzmu na całym świecie. „Przez stulecia kandydatów na biskupów wskazywali Stolicy Apostolskiej cesarze, królowie, książęta. Tego rodzaju uprawnienia zachowały do dzisiaj niektóre kapituły katedralne w Niemczech czy Szwajcarii. A współcześnie mamy zamiast tego rzymskie „fabryki biskupów”, które nie podlegają de facto żadnej kontroli. Wydaje mi się, że wbrew intencjom ojców soborowych Vaticanum II doprowadziło do głębokiej klerykalizacji władzy w Kościele” – podsumowuje ks. prof. Andrzej Kobyliński.
Całą rozmowę można przeczytać pod tym linkiem>>
Skomentuj artykuł