Ci biskupi, którzy krótkowzrocznie wspierają nacjonalistycznych polityków cynicznie nadużywających chrześcijaństwa, ponoszą winę za to, że młode pokolenie na dobre odejdzie od Kościoła i "katolicka Polska" może podążyć za "katolicką Irlandią" w przepaść historii - pisze Ks. Tomáš Halík.
Ceniony na całym świecie czeski duchowny podzielił się swoimi przemyśleniami na temat kondycji Kościoła w Polsce i na świecie w eseju "Chrześcijaństwo jutra".
Na fragmenty dotyczące aktualnej sytuacji w Kościele w naszym kraju zwrócił uwagę na swoim blogu redaktor naczelny DEON.pl Piotr Żyłka.
Publikujemy jego wpis:
Niektórzy pewnie będą zgorszeni i zbulwersowani, ale tym, którzy chcą szukać odpowiedzi na pytanie, jak zmieniać nasz Kościół, żeby potrafił żyć Ewangelią i zarażać nią ludzi w XXI wieku, bardzo polecam lekturę eseju "Chrześcijaństwo jutra".
Jego autorem jest Tomáš Halík, czeski ksiądz, jeden z najmądrzejszych duchownych jakich znam, ceniony na całym świecie teolog, człowiek, który miał ogromny wpływ na ukształtowanie również mojej wrażliwości.
Poniżej zamieszam kilka obszernych fragmentów.
W Polsce trwa właśnie najszybszy proces sekularyzacyjny w całej Europie - ci biskupi, którzy krótkowzrocznie wspierają nacjonalistycznych polityków cynicznie nadużywających chrześcijaństwa, ponoszą winę za to, że młode pokolenie na dobre odejdzie od Kościoła i "katolicka Polska" może podążyć za "katolicką Irlandią" w przepaść historii.
Niemała część chrześcijan ma tak zredukowaną pozytywną stronę swojej wiary, że tożsamość chrześcijańską opiera na walce kulturowej, na wojnie przeciw prezerwatywom, aborcji, związkom homoseksualistów itp. Tak negatywnie określony katolicyzm Franciszek miał odwagę nazwać neurotyczną obsesją.
Po pewnym sławnym, apokaliptycznym kazaniu o zepsutym świecie, w którym nie było nawet małej iskry ewangelicznej wiary, miłości i nadziei, kiedy kaznodziei nie można było usprawiedliwiać tym, że to człowiek prostoduszny, straciłem ufność, że z ludźmi tej mentalności - choć formalnie jesteśmy w jednym Kościele - naprawdę łączy mnie ta sama religia.
W pełni podzielam stanowisko jednego z największych chrześcijańskich przywódców XX wieku, kard. Carla Marii Martiniego: „Nie boję się ludzi, którzy nie wierzą, ale ludzi, którzy nie myślą”. Uświadomiłem sobie jednak, że granica między ludźmi, którzy myślą, a tymi, którzy nie myślą, na pewno nie jest tożsama z podziałem na ludzi wykształconych i niewykształconych. Nie domagam się elitarnej religii dla wykształconych. Ten podział leży głębiej, w ludzkich sercach.
Czuję, że jestem na jednej łodzi z ludźmi, którzy kierują się współczesnym naukowym rozpoznaniem we wszystkich dziedzinach, w których wiedza jest kompetentna, a jednocześnie stawiają sobie poważne etyczne i duchowe pytania. Droga między religijnym fundamentalizmem niemałego odsetka chrześcijan i tak samo aroganckim, scjentystycznym fundamentalizmem wojujących ateistów jest czasem wąska i trudna. Jestem jednak głęboko przeświadczony, że dziś jest to droga naśladowania Chrystusa.
Potrzebujemy nowego Soboru Jerozolimskiego, który podzieli zadania: jedni zadbają o tych wierzących, którzy potrzebują bezpiecznych zasad z przeszłości, inni wsłuchają się w Boże wezwania nadchodzących czasów.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł