Maciej Biskup OP: z miłości do Kościoła pozostanę człowiekiem, który czuje i zadaje pytania

(fot. YouTube / Maskacjusz TV)
facebook.com / Maciej Biskup OP / df

Protest, aby mój Kościół nie przypominał dysfunkcyjnej rodziny, w której się nie widzi, nie słyszy i nie mówi, jest także wyrazem mojej do Niego miłości - pisze dominikanin, który podpisał "apel zwykłych księży".

Miłość do Kościoła wyraża się nie tylko w modlitwie i ofierze. Ewangelizacja bez społecznej wrażliwości jest redukcją przesłania Chrystusa. Protest, aby mój Kościół nie przypominał dysfunkcyjnej rodziny, w której się nie widzi, nie słyszy i nie mówi, jest także wyrazem mojej do Niego miłości.

Wśród ośmiu błogosławieństw jest nie tylko mowa o płaczu i cichości, ale również o łaknieniu i pragnieniu sprawiedliwości. A nawet o cierpieniu z jej powodu.

Wśród świętych Kościoła Katolickiego jest biskup Oskar Romero, który głośno sprzeciwiał się instrumentalizowaniu Kościoła i odważnie stawał po stronie ofiar, o których niektórzy ludzie Kościoła i prawicowi politycy mówili, że to "lewicowa hołota". Sam przeszedł długą drogę odejścia do wizji Kościoła lawirującego z władzą do Kościoła z ubogimi. Miał odwagę do prawicowych oligarchów mówić o prawie do życia, które przecież nie ogranicza się tylko do obrony życia nienarodzonego „Bracia! Jesteście z tego samego ludu co i my. Zabijacie waszych braci wieśniaków. Człowiek może dać wam rozkaz do zabijania, ale więcej musi dla was znaczyć prawo Boże, które mówi: „Nie zabijaj!”. Żołnierz nie jest zobowiązany do posłuszeństwa wobec prawa, które jest sprzeczne z prawem Bożym!” Odpowiedzią prawicowej junty, która rzekomo broniła konserwatywnych wartości i była w stanie chronić Kościoła, ale tylko za cenę przychylności i milczenia było po tej odezwie sprofanowanie na oczach arcybiskupa ołtarza i podeptanie Eucharystii. Potem kolejne pogróżki, które doprowadziły do zamordowania hierarchy.

DEON.PL POLECA

Gdy męczennik pastor Dietrich Bonhoeffer stawał w obronie Żydów i krytykował nazistowskie rządy, wielu ewangelików - świeckich i duchownych w Niemczech przekonywało go, że nie kocha Kościoła. On, który tak bardzo kładł nacisk na wychowywanie sumienia, nie mógł nie mówić odważnie do swojego ukochanego Kościoła: „Kościół wyznaje, że widział samowolne stosowanie brutalnej przemocy, widział fizyczne i psychiczne cierpienia niezliczonych niewinnych, widział ucisk, nienawiść i mord, a nie podniósł głosu w sprawie słabszych, nie znalazł dróg, by pospieszyć im z pomocą. Stał się winny śmierci najsłabszych i najbardziej bezbronnych braci Jezusa Chrystusa” („Wyznanie wiary”)

Męczennikowi bł. ks. Jerzemu Popiełuszko, stającego bez nienawiści ale z odwagą po stronie krzywdzonych, którym odbierano wolność i łamano sumienia, zarzucali nie tylko komuniści ale również księża i hierarchowie, że jest rozpolitykowany. A on mówił wprost o pewnych sprawach, które i dziś wydają się być bardzo aktualne: „Aby dobrze rządzić państwem, należy zaniechać gwałtu i kłamstwa, a wtedy powróci spokój i warunki do owocnego budowania. Ale spokój nie może być rozumiany jako wymuszone milczenie ludzi” (kazanie z 27 maja 1984 r.)

Księdzu Janowi Ziei przez całe, zarówno przed i jak po wojnie, próbowano zamykać usta. Robili to politycy i hierarchowie. Ale on chciał pozostać w Kościele i narodzie przede wszystkim człowiekiem, który czuje, myśli. Nie ograniczał się do kochanie Kościoła takiego jaki zastał, ale wzywał do jego reformy - do powrotu do Ewangelii:

"(...) myśmy tu, na ziemi, jako chrześcijanie, ludzie ochrzczeni, mieli się zająć budowaniem Królestwa Bożego, a zamiast tego zajęliśmy się budowaniem państw doczesnych, zupełnie doczesnych. Coś z tego zdradziliśmy, zapomnieliśmy. Trzeba wrócić i poczuć się znowu budowniczymi Królestwa Bożego. Święty Paweł ani myślał o tym, by zawierać umowy jakiejś z cezarem. Budowano Królestwo Boże przez wypełnianie Bożych przykazań. Zaczęło się to zmieniać od 313 roku, kiedy to Kościół za Konstantyna otrzymał wolność i nie był prześladowany. Odtąd ci ludzie, następcy apostołów, zaczęli współpracować z konkretnym, ziemskim państwem. Jemu służyli, będąc kanclerzami i pełniąc inne urzędy. Zaniedbane zostało natomiast budowanie Królestwa Bożego (...) Kościół tak obrósł sprawami ziemskimi... Jeśli się mówi, że nasi biskupi są następcami apostołów - to w ich życiu bardzo mały jest ślad apostolskiego sposobu życia (...) Od wieków działo się tak: jest ambona, ksiądz nakazuje, rozkazuje, a pod amboną tylko wierny lud. Ci ludzie - wierni w Kościele pozostawali pod władzą: parafialną czy biskupią. Tymczasem na mocy chrztu świętego każdy ochrzczony jest powołany do apostolstwa. To zaniedbano (...) Każdy człowiek ochrzczony jest powołany do apostołowania. Zamiast tego wszedł element rządzenia - proboszcz rządzi parafią, biskup diecezją, a nie zajmuje się realizowaniem świateł Ewangelii na swoim terenie. "Ja rządzę" - i rządzono. Do tej pory się rządzi. Władza, rządzenie, akt rządzenia, a nie służby apostolskiej - niesienie prawdy i życie według tej prawdy. Ja to widziałem, o to wolałem i teraz jeszcze do końca wołam" (Życie Ewangelią).

Pozwólcie więc proszę, że z miłości do Kościoła, z odpowiedzialności za przede wszystkim moje własne trwanie z wiarą w Kościele, pozostanę człowiekiem, który czuje i zadaje pytania. Nie patrzę na mój Kościół w Polsce z optymizmem. Na siebie podobnie. Mam jednak nadzieję, która nie jest wcale taka "fajna" ale jest wiarygodna, gdyż nie boi się widzieć, słyszeć i mówić.

„Optymista to człowiek, który ma niedostatek informacji” – głosi pewien znany bon mot. Myślę, że prawda jest bardziej brutalna: optymista jest fałszerzem pieniędzy: złotą monetę nadziei, która podarowana została człowiekowi na jego drogę życia, zamienia na iluzję, że słońce szczęścia musi się obracać wokół planety jego wyobrażeń i życzeń. Optymizm to nieco desperackie założenie, że „wszystko wypadnie dobrze”; podczas gdy nadzieja jest siłą wytrwania w takiej sytuacji, w której oczekiwanie to okazało się iluzją (…) ważne jest pielęgnowanie, pilnowanie i chronienie nadziei jak płomyka na wietrze. Chronienie jej przed pokusą beznadziei, ale jednocześnie przed skażeniem, zafałszowaniem - zamianą na to, co stanowi fałszywą namiastkę: iluzję, projekcję życzeń, utopijne obietnice i naiwny optymizm (…) Na dźwięk słowa „kryzys” natychmiast ze wszystkich stron jak sępy zlatują się religijni i świeccy mesjasze ze swoimi ofertami, prostymi i gwarantującymi receptę na zbawienie (…) " – ks. T. Halik „Drzewo ma jeszcze nadzieję”.

Tekst ukazał się oryginalnie na profilu facebookowym Macieja Biskupa OP.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Maciej Biskup OP: z miłości do Kościoła pozostanę człowiekiem, który czuje i zadaje pytania
Komentarze (2)
JO
Jan Ops
3 listopada 2020, 15:10
"Miłość do Kościoła wyraża się nie tylko w modlitwie i ofierze. Ewangelizacja bez społecznej wrażliwości jest redukcją przesłania Chrystusa" Trudno nie zgodzić się z Ojca słowami. Czekamy więc na gest wyrażający wrażliwość, zrozumienie, współczucie, dla każdego człowieka, do którego jest skierowane wyp...ć i każdego, którego tłum chciałby je..ć. Bez tego cóż, pozostanie szekspirowskie "słowa, słowa, słowa".
WR
Wow Ras
4 listopada 2020, 16:07
Jakoś Jezusowi udało się być ponad to co niewygodne, wulgarne i obraźliwe. Ale przecież był Bogiem - więc miał łatwiej. Nic bardziej mylnego, był także w 100% człowiekiem. Może czas zacząć go naśladować: zamiast walczyć o zysk, pogodzić się ze stratą, zamiast machać szabelką, schować miecz do pochwy i pogodzić się z tym co trudno przyjąć - że nie każdy ma życie w poważaniu.