Mężczyzna po 46 latach wybaczył księdzu pedofilowi. "Podałem mu rękę i przytuliłem, jak najbliższego brata"

Fot. depositphotos.com
onet.pl / tk

Sławomir Mastek w dzieciństwie padł ofiarą księdza pedofila. Po 46 latach od tego traumatycznego zdarzenia postanowił spotkać się ze swoim oprawcą i przebaczyć mu. - Podałem mu rękę i przytuliłem, jak najbliższego brata. Po 46 latach powiedziałem mu: 'wybaczam Ci' – wyznaje mężczyzna. Historię Wadowiczanina Sławomira Masteka, która ukazała się na portalu onet.pl, opisali w reportażu "Błaganie pokutnika" Szymon Piegza i Janusz Schwertner.

W 2015 roku Sławomir Mastek zostaje wezwany do kurii bielsko-żywieckiej. To tam zostaje odczytany mu list, który własnoręcznie napisał ks. Filip Piotrowski. Od swojego oprawcy słyszy słowa, które wywołują u niego zdumienie. "Wobec poinformowania mnie o oskarżeniu skierowanym przez Sławomira Mastka stwierdzam, że rzeczywiście zachowałem się wobec niego w taki sposób, w jaki został przez niego opisany. Proszę Boga i jego samego o wybaczenie" – napisał ks. Piotrowski.

Nikt nie uwierzył pokrzywdzonemu

W dzieciństwie nikt nie brał na poważnie Sławomira Masteka i tego, że był molestowany przez księdza. Nie wierzyła mu jego rodzina, ani inni księża. - Pamiętam, że całe nasze życie toczyło się wokół kościoła – wspomina dziś mężczyzna. Jego rodzice zapewniali go, że w kościele nic mu nie grozi.

DEON.PL POLECA

Przez lata ucieczką od problemów był dla Masteka alkohol. Dopiero kiedy zaczął wychodzić z uzależnienia, w trakcie terapii usłyszał, że jeśli chce uporządkować teraźniejszość, powinien zamknąć sprawy z przeszłości. Już jako dorosły mężczyzna Sławomir Mastek postanawia zgłosić sprawę organom ścigania oraz zawiadamia kurię. Kiedy jednak rozmawia z księżmi z Wadowic słyszy, że walczy z Kościołem, a oni sami zarzucają mu kłamstwo.

- Do mszy służyłem sześć razy w tygodniu. Zazwyczaj przychodziłem na godz. 7.30, kiedy mszę odprawiał ksiądz kanonik Zdzisław Kałwa, opiekun ministrantów – mówi Sławomir Mastek, który dosadnie opisał to, co robił mu ks. Piotrowski.

- Księdza Filipa Piotrowskiego poznałem w 1977 r., w zakrystii. Odprawiał mszę świętą po ks. Kałwie, więc my, mali ministranci, służyliśmy także u niego, żeby zebrać jak najwięcej punktów, które na koniec roku ksiądz wymieniał na zabawki – wspomina Mastek.

Historia skrzywdzenia

- Pamiętam, że ks. Piotrowski zawsze ustawiał nas w rzędzie przed mszą i sprawdzał, jak mamy złożone ręce do modlitwy. Jak ktoś trzymał je zbyt nisko, to wtedy nas poprawiał. Ale unosząc nasze dłonie, dotykał każdego z nas po genitaliach. To było dziwne, choć wtedy po prostu się z tego śmialiśmy. Nie mieliśmy pojęcia, co to tak naprawdę oznacza. W tamtych latach nie mówiło się o złym dotyku. Oczywiście, że nam się to nie podobało, ale uznawaliśmy, że skoro tak robi ksiądz, to tak ma być – mówi mężczyzna i wyznaje, co jeszcze robił mu ks. Piotrowski.

- Nie potrafię sobie dziś dokładnie przypomnieć, który to był rok, myślę, że 1977 albo 1978. Na pewno to było lato, ponieważ chodziło o imieniny mojego ojca, na które miałem zaprosić zaprzyjaźnionego z naszą rodziną ks. Kałwę. Poszliśmy razem do domu katechetycznego, by ks. Kałwa zapisał sobie dokładną datę. Wtedy spotkaliśmy ks. Piotrowskiego – opowiada Sławomir Mastek.

- Ksiądz Filip usłyszał naszą rozmowę i przysunął się do mnie, po czym powiedział, że też chciałby poznać moich rodziców i przyjść na imieniny. Wtedy zdecydowanym ruchem wsadził całą swoją rękę do moich spodni i zaczął dotykać moich genitaliów. Odepchnąłem go, rozpłakałem się i wybiegłem. Pamiętam, że ks. Kałwa krzyknął jeszcze do niego: "Co ty robisz?!" - relacjonuje.

- Po latach doszły do mnie informacje, że nie tylko ja byłem przez niego pokrzywdzony, ale także kilku moich kolegów. Wiem, że w jednym przypadku ksiądz przyjaźnił się z rodzicami mojego kolegi i raz, już po kolacji, poszedł do jego pokoju. Chłopiec akurat przebierał się wtedy w piżamę, a wtedy Piotrowski złapał go za genitalia – opowiada Sławomir i dodaje: "Dziś myślę, że jeżeli ks. Filip włożył rękę do moich majtek przy ks. Kałwie, to znaczy, że to musiało być na porządku dziennym. Myślę, że wszyscy musieli o tym wiedzieć".

Kolejne skrzywdzenie przez księdza

"Ks. Filip Piotrowski nie był jedynym duchownym, który go skrzywdził. Kiedy był już w pierwszej klasie technikum, dał się namówić swojemu przyjacielowi na wspólny wyjazd na pielgrzymkę do franciszkańskiego klasztoru Niepokalanów. Duchowny, który organizował tamten wyjazd, był bliskim znajomym rodziców jego przyjaciela" – podaje onet.pl.

- Zwiedzaliśmy groty, klasztor, później była msza. Po niej ksiądz powiedział, żebyśmy przebrali się w piżamy i poszli spać. Pamiętam, że spaliśmy w tym samym pokoju, co on, na dużym, czteroosobowym łóżku. Obudziłem się w środku nocy i poczułem, że ksiądz próbuje się do mnie dobierać – mówi Mastek.

- Najpierw włożył mi rękę pod piżamę. Później ściągnął piżamę i po prostu zaczął mnie gwałcić. Powiedziałem mu, żeby natychmiast przestał. Nad ranem tłumaczył mi, że nie schodzi mi napletek i on to zrobił dlatego, żeby pokazać mi, jak trzeba ćwiczyć, żeby nie mieć w przyszłości problemów - relacjonuje.

Później duchowny po raz kolejny próbował wykorzystać Sławomira. - Dla mnie to była ponowna, potworna trauma. Coś, z czym później nie mogłem poradzić sobie przez całe dorosłe życie – zaznacza mężczyzna.

Alkoholizm i problemy w małżeństwie

- Moje problemy pojawiły się już po studiach, gdy się ożeniłem. Próbowałem powiedzieć o tym molestowaniu żonie, ale ona nie chciała uwierzyć. Wtedy odkryłem, że poza fotografią moją drugą słabością jest alkohol. Po upiciu się wszystkie troski znikały. Żona powiedziała mi, że muszę wybrać: albo małżeństwo, albo alkohol. Tak trafiłem na terapię – wspomina Mastek, który od tamtego momentu starał się doprowadzić sprawę do końca.

- Prokuratura wszczęła śledztwa, ale musiała je umorzyć z powodu przedawnienia. Drugi z księży już nie żył, ale osobnym torem toczyło się postępowanie kościelne w sprawie ks. Piotrowskiego. Na własną rękę próbowałem też szukać wsparcia bezpośrednio u księży. Czego oczekiwałem? Rozmowy, niczego więcej – mówi Mastek.

Mężczyzna spotykał się z różnymi księżmi, aby opowiedzieć im o problemie pedofilii oraz o swojej przeszłości. Duchowni jednak zarzucali mu kłamstwo, nie chcieli rozmawiać, a jeden z nich zagroził nawet Mastkowi, "że za to, co robię, i co mówię, nie będę pochowany na cmentarzu katolickim w Wadowicach".

Pomoc fundacji dla ofiary

W międzyczasie pokrzywdzony natrafia na Fundację "Nie lękajcie się", która udziela wsparcia dla ofiar księży pedofilów. "Wkrótce przedstawiciele fundacji kontaktują go z prawnikiem, który odtąd pomaga mu przy podejmowaniu formalnych kroków. Wspólnie piszą list do kurii krakowskiej z żądaniem przeprosin i zadośćuczynienia za molestowanie" – podaje onet.pl. W październiku 2015 roku Sławomir Mastek zostaje zaproszony do kurii bielsko-żywieckiej na rozmowę. Tam dowiaduje się, że ks. Filip Piotrowski przyznał się do winy i prosi o przebaczenie.

- Prawnik kurii mec. Michał Kelm odczytał mi list od ks. Piotrowskiego, w którym ten przyznał się do wszystkiego, wyraził żal i poprosił o wybaczenie. Pojechałem z tym listem do księży z Wadowic i Choczni. Jeden z nich spytał mnie, czy teraz w końcu "przestanę walczyć z Kościołem". Drugi chciał tylko zrobić sobie kserokopię. Żaden z nich mnie nie przeprosił. Nikt nigdy nie przeprosił mnie też w imieniu całego Kościoła – wspomina Mastek.

Mimo tego, że ks. Piotrowski prosił o przebaczenie, kuria nie sugerowała, aby doszło do spotkania sprawcy z ofiarą, by "nie traumatyzować siebie nawzajem". Mężczyzna sam odnalazł jednak numer do ks. Piotrowskiego i postanowił do niego zadzwonić. - Odebrał telefon, milczał, ale wiedziałem, że mnie słucha. Spytałem, czy moglibyśmy się spotkać. Niestety nie uzyskałem odpowiedzi. Domyślam się, że dla niego samego to też był szok. Nie był wtedy gotowy - mówi.

- Swoją historią chciałbym dodać odwagi innym pokrzywdzonym, by też zaczęli walkę o siebie, o swoją godność. Żeby dla nich też tu wszystko się zaczęło dodaje skrzywdzony - zaznacza skrzywdzony.

Pozytywne przyjęcie i pomoc z kurii

W maju 2023 roku Sławomir Mastek udaje się do siedziby kurii bielsko-żywieckiej, aby spotkać się z biskupem Romanem Pindlem. Ku jego zaskoczeniu, zostaje bardzo dobrze przyjęty. Biskup pozytywnie odnosi się do pomysłu Mastka, który chce spotkać się ze swoim oprawcą.

- Jako biskup zachęcam [ks. Piotrowskiego] do autentycznej pokuty, do przeproszenia… - zaznacza podczas spotkania. - Oczywiście u księży bardzo różne jest poczucie winy. Niekiedy po wielu latach ktoś mówi: "już chyba zapłaciłem, bo tyle cierpień miałem…". Ale ja odpowiadam na to, że pokuta jest podstawą każdego człowieka – dodaje.

Biskup oraz ks. Marek Studenski, jeden z przedstawicieli kurii postanawiają, że wraz ze Sławomirem Mastkiem udadzą się na spotkanie z ks. Filipem Piotrowskim, który mieszka w znajdującym się niedaleko kurii, Domu Księży Emerytów. 81-letni kapłan nie kryje radości ze spotkania.

"Chciałem osobiście uścisnąć twoją rękę i ci przebaczyć"

- Dla mnie to jest wielki dzień, bo chciałem osobiście uścisnąć twoją rękę i ci przebaczyć za to, co było wcześniej. Przebaczam ci z całego serca. Za wszystko, co było – zwraca się bezpośrednio do ks. Piotrowskiego Sławomir Mastek.

Kapłan nie wypiera się winy. Kilkakrotnie powtarza "Bóg zapłać" i z pamięci mówi kilka zdań z "Psalmu 51": "Zmiłuj się nade mną, Boże, w miłosierdziu swoim, w ogromie swej litości zgładź nieprawość moją. Obmyj mnie zupełnie z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego. Bardzo proszę…".

List do papieża Franciszka

W czerwcu tego roku Mastek pisze odręczny list do papieża Franciszka, w którym opisuje swoją historię. Dodaje także bardzo ważne słowa: "13 maja 2023 roku spotkałem się z ks. Piotrowskim. Podałem mu rękę i przytuliłem, jak najbliższego brata. Po 46 latach powiedziałem mu: »wybaczam Ci«. Widziałem w jego oczach żal i skruchę. Wszyscy byliśmy wzruszeni, a zarazem szczęśliwi. Ja przede wszystkim".

"Ojcze Święty, piszę do Ciebie ten list, ponieważ wiem, że wszystko można zmienić i naprawić. Doskonale wiem, że po bardzo wielu latach można się przepraszać i sobie wybaczać, jednak trzeba z nami, osobami pokrzywdzonymi w Kościele rozmawiać. Tak, trzeba też prosić nas o wybaczenie. Wiem, że jest to trudne, ale moja historia i historia księdza Filipa Piotrowskiego, pokazują, że jak najbardziej jest to możliwe. Szczerze chciałbym, by ta moja »droga krzyżowa« była przykładem dla innych" – czytamy w liście Sławomira Mastka.

***

Osoby, które zostały skrzywdzone na terenie diecezji bielsko-żywieckiej mogą skontaktować się z tamtejszą kurią. Wszelkie informacje dostępne pod tym linkiem.

Źródło: onet.pl / tk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mężczyzna po 46 latach wybaczył księdzu pedofilowi. "Podałem mu rękę i przytuliłem, jak najbliższego brata"
Komentarze (2)
AE
Anna Elżbieta
22 czerwca 2023, 12:06
Widać tu wielkie grzechy wielu ludzi Kościoła, fatalne podejście księży do osób skrzywdzonych, poczucie wyższości. Rozumiem, że często trudno uwierzyć, że takie rzeczy naprawdę się działy. A jednocześnie - jak widać - są kapłani, którzy słuchają, rozumieją, współczują, szukają dróg wyjścia. Potrzeba wielkiej modlitwy za kapłanów i o nawrócenie wielu z nich. I nie potępiania wszystkich księży w czambuł, co jest bardzo częste także w mediach katolickich. Panie Sławomirze, podziwiam Pana. To piękne świadectwo dążenia do prawdy, sprawiedliwości, a przede wszystkim podziwiam Pana podejście do grzesznika, który bardzo Pana skrzywdził. To jest właśnie prawdziwe chrześcijaństwo. To jest Chrystusowe miłosierdzie. Niech Bóg Panu wynagrodzi Pana krzywdę i błogosławi Panu i Pana rodzinie.
E3
edoro 333
21 czerwca 2023, 13:54
Chwała Panu!