Odkryty obraz to jednak nie Caravaggio

KAI / psd

Przypisywany w pierwszym momencie Caravaggio obraz przedstawiający męczeństwo św. Wawrzyńca, znaleziony w zakrystii kościoła jezuitów„Del Gesu” w Rzymie nie jest dziełem tego mistrza. Informuje o tym dziś ten sam „L'Osservatore Romano”, który – 17 lipca, a więc w przeddzień 400. rocznicy śmierci artysty – donosił o niebywałym odkryciu.

W dzisiejszym wydaniu watykańskiego dziennika pisze o tym były włoski minister kultury, a obecnie dyrektor Muzeów Watykańskich, profesor Antonio Paolucci. Na życzenie redaktora naczelnego watykańskiego dziennika, Giovanniego Marii Viana, poszedł on zobaczyć obraz na własne oczy. Wyznaje: „Moim zdaniem chodzi o starą kopię, dla której oryginałem był nie Caravaggio (gdyby tak było, istniałyby jego ślady w dokumentach i źródłach), ile raczej dzieło jednego z jego uczniów, może ze środowiska neapolitańskiego alla Battistello Caracciolo”. Prof. Paolucci stwierdza następnie, że „poziom płótna przechowywanego z zakrystii Cappella dei Nobili w kościele Del Gesù w Rzymie jest mierny”. „Piękny jest pomysł św. Wawrzyńca, prowadzącego dramatyczny dialog w czasie swej męczeńskiej śmierci, wrażenie robią typy uwijające się przy okrutnej egzekucji. Jednak potem, gdy przyglądamy się bliżej, widzimy ręce w złej perspektywie, niezgrabne sylwetki nagich postaci na drugim planie po prawej, niepewną ręką namalowane draperie, nieadekwatną kompozycję dzieła. Jednym słowem, brak jakości, gdy tymczasem u Caravaggia jest zawsze i to najwyższej próby, nawet kiedy okazuje maksymalne lekceważenie i używa najskromniejszych środków wyrazu”.

Ciekawa jest nie tylko ta ekspertyza włoskiego historyka sztuki, ale również jego uwaga na temat „caravaggiomanii”. Paolucci przypomina, że artykuł w „L'Osservatore Romano” na temat sensacyjnego odkrycia ukazał się 17 lipca, po czym rozdzwoniły się telefony połowy włoskich historyków sztuki, „na których naciskali z całą brutalnością i niecierpliwością dziennikarze, chcąc wiedzieć od razu, czy to autentyczny Caravaggio, czy też nie”. „Z drugiej strony naciski prasy są zrozumiałe. Żyjemy w czasach paroksyzmu 'caravaggiomanii. Przekonuje nas o tym niemal sześćset tysięcy zwiedzających na wystawie w stajniach Kwirynału, makabryczną ekshumację (domniemanych) kości malarza, które wypełniły strony gazet i ekrany telewizorów. Sto lat temu Caravaggio był tak nisko ceniony, że w momencie zakupu przez państwo zbiorów sztuki księcia Borghese, oficjalnie obraz 'Buona ventura' wart był jedną trzecią 'Madonna col Bambino', namalowanej przez niemal nieznanego dziś Sassoferrato. Za naszych dni przeciwnie, Merisi sięga szczytu powszechnego uznania. Nie dlatego, aby publiczność wystawowa była w stanie zrozumieć rzeczywiście jego sztukę, ale po prostu dlatego, że jego dzieje i los 'przeklętego malarza', skandalisty i wywrotowca odbijają się niby w lustrze w temperamencie, w oczekiwaniach i w sympatiach współczesnych ludzi. Co dowodzi, że artyści i dzieła sztuki nie są wartością absolutną i niezmienną, lecz zmieniają się wraz z przemianami kultury i wrażliwości patrzących” – stwierdza na łamach „L'Osservatore Romano” prof. Antonio Paolucci.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Odkryty obraz to jednak nie Caravaggio
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.