Pokrzywdzony, który wystąpił w filmie Sekielskiego: córka napisała do mnie smsa. Popłakałem się jak dziecko

(fot. "Tylko nie mów nikomu" / youtube.com)
Onet.pl / sz

"Zastanawiałem się, co się stanie, gdy ten film zobaczy moja rodzina. Jak zareaguje? Jak zareagują moi rodzice? Jak zareagują córki? To, o czym mówiłem w filmie, te szczegóły, nikt o tym nie wiedział" - powiedział Marek Mielewczyk.

"Mam poczucie, że to, co się wydarzyło, jest ważne. I że ten film jest większym dobrem" - mówi w rozmowie z Piotrem Olejarczykiem Marek Mielewczyk. Mężczyzna, który wystąpił w filmie "Tylko nie mów nikomu", opowiedział portalowi Onet.pl, co się zmieniło po publikacji dokumentu oraz jak wyglądała praca z Tomaszem Sekielskim. Poprosił jednocześnie, aby do tego nie wracać, bo jest mu niezwykle trudno za każdym razem, kiedy przypomina sobie szczegóły tamtych wydarzeń.

DEON.PL POLECA

Prymas komentuje słowa abpa Głódzia. Mówi o szczegółach przyjazdu do Polski papieskiego wysłannika ds. pedofilii>>

Publikacja filmu wiązała się dla niego również z ujawnieniem swojej historii, której nie znała nawet najbliższa rodzina. "Przed ślubem nie powiedziałem tego żonie. Czułem strach. Bałem się, że jak komuś to opowiem, to zostanę sam w życiu. Nikt mi nie pomoże. Żadna dziewczyna nie będzie mnie chciała, bo przecież spałem z mężczyzną. Zaczną im się pojawiać pytania w głowie. Myślałem, po co mi to potrzebne? Lepiej być cicho. A to nieprawda" - stwierdza.

"Długo przygotowywałem się do tego emocjonalnie. Ale emocje narastały. Zastanawiałem się, co się stanie, gdy ten film zobaczy moja rodzina. Jak zareaguje? Jak zareagują moi rodzice? Jak zareagują córki? To, o czym mówiłem w filmie, te szczegóły, nikt o tym nie wiedział" - mówi Mielewczyk.

"Moja córka napisała do mnie esemesa «Tatko, bardzo cię kocham». Popłakałem się. Jak dziecko" - dodaje mężczyzna.

Ujawnienie swojej dramatycznej historii i tożsamości miało również wpływ na jego relacje ze znajomymi z dawnych lat. "Odezwało się bardzo dużo moich znajomych. Ale i osób, z którymi dawno nie miałem kontaktu. Nauczyciele ze szkoły, moje wychowawczynie z przedszkola. Osoby, które opiekowały się mną, jak miałem kilka lat. Jedna z nich, pani Basia, napisała do mnie taki wielki poemat. To było dla mnie wielkim wzruszeniem. Odezwali się do mnie ludzie, którzy od ponad 20 lat ze mną nie rozmawiali na żaden temat. Kuzyni, kuzynki. Dostałem od nich wielkie wsparcie" - czytamy na portalu Onet.pl.

Jacek Prusak: nadchodzi sąd nad wilkami w koloratkach>>

Dziennikarz zapytał Marka Milewczyka również o to, jak ocenia reakcję. "Są bardzo różne, ale mimo tego bardzo chłodno to wszystko przyjmuję. Nie widzę tutaj uczucia. Brakuje mi też takiego męskiego podejścia i poklepania po plecach. Porozmawiania z nami. Dlaczego ci odziani w purpurę, dorośli faceci nie staną z nami twarzą w twarz? Czy to tak trudno zrobić? Przecież nasze historie wskazują, że ksiądz zawinił, a jego przełożeni to ukrywali. Ale w Kościele nie widzę takiej chrześcijańskiej skruchy. Żeby podejść, żeby przeprosić. Tego nie ma" - odpowiada Mielewczyk.

Po czym dodaje w odniesieniu do wypowiedzi gdańskiego metropolity: "Arcybiskup Głódź powiedział, że byle czego nie ogląda. To ja się czuję byle kim, byle czym. Czuję się z tym źle. Nie chcę być tak traktowany po raz kolejny. Nie dość, że ksiądz mnie wykorzystał i zrobił ze mnie byle co, to teraz po raz kolejny dostaję - za przeproszeniem - w ryja. Dalej mam być niczym? Nie chcę tak".

Pokrzywdzony deklaruje też, że do Kościoła jako instytucji stracił jakiekolwiek zaufanie. "Jest to pewien wyrachowany system, dla którego nie liczy się jednostka, człowiek" - ocenia.

"W tym filmie wskazujemy, że w Kościele są chorzy ludzie. Że są zboczeńcy, którzy powinni być z niego usunięci. Pokazujemy zwierzchnikom Kościoła, że mają coś z tym zrobić. A oni to traktują jako atak na Kościół. To nie jest w żadnym wymiarze atak na Kościół" - dodaje.

Jednocześnie dodaje, że mimo wszystko jest pełen nadziei. "Ten film jest takim zaczątkiem zmian. Wierzę w to mocno" - mówi Marek Mielewczyk.

* * *

Ruszyła inicjatywa skierowana do osób, które doświadczyły przemocy na tle seksualnym w Kościele. "Kościół to nie tylko księża i biskupi. Jako świeccy również ponosimy za niego odpowiedzialność" - mówią inicjatorzy. Doświadczyłeś przemocy seksualnej? Kliknij w baner:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pokrzywdzony, który wystąpił w filmie Sekielskiego: córka napisała do mnie smsa. Popłakałem się jak dziecko
Komentarze (6)
CM
~Człowiek Mający Poczucie Przyzwoitości
9 stycznia 2020, 08:02
Każdy ksiądz i ine osoby które wiedziały o tych strasznych rzeczach i nic nie zrobił, powinni być oskarżeni o wspołudział. Pamiętajcie też za to odpowiadacie i nigdy z was tego nie zdejmiecie, to wasz krzyż a Bóg was rozliczy każdego z osobna
WK
Włodek Kizub
16 maja 2019, 08:01
oliver.zabiello ''27 A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. 28 Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: «Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! 29 Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: "Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły". 30 Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas!5 31 Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?»''
15 maja 2019, 18:42
Drogi Panie Marku! Jest mi cholernie wstyd i smutno, że doświadczył Pan czegoś tak okropnego w moim kościele. Patrzę na to i płaczę. Dlaczego biskup jeszcze do Pana nie przyszedł i nie poprosił o przebaczenie, nie rozumiem dlaczego nie jest wykonany ten jeden właściwy ludzki gest wobec Pana? Dlaczego nie ma tej życzliwości i wrażliwości, troski o Pana osobę, dlaczego nie ma odwagi stanięcia twarzą w twarz i prośby o wybaczenie krzywdy jaką wyrządził Panu mój kościół? Po prostu płaczę i rozrywa mi się serce, czuję tylko wstyd i bezradność. Nie rozumiem tego nie-działania, tego zasłaniania się informacjami że zastosowano procedury i koniec, tego wygłaszania komunikatów medialnych, jest to dla mnie bezduszne i bolesne. Tylko w tym widzę nadzieję, że Jezus swoją czułą miłością może uleczyć te rany które Pan tak długo nosi w sobie.
15 maja 2019, 22:32
To nie Kościół wyrządził krzywdę, ale konkretny człowiek. Nie dajmy się ogłupić. Od kiedy kto inny wyrządza krzywdę, a któ inny jest oskarżony. Jak się pokłócisz z żoną, to sąsiad ją przeprasza za ciebie, bo też mieszka w tym domu? To jest manipulacja krzywdą i robienie z krzywdy bicza na inne niewinne osoby.
16 maja 2019, 20:21
Ja rozumiem ojcostwo również tak, że gdy moje dziecko zrobi krzywdę mojemu sąsiadowi, to nie mówię że jestem w porządku, bo zachowałem wszystkie procedury, a dzieciak już dorosły i niech się sam tłumaczy - tylko jako jego ojciec idę do sąsiada i proszę o wybaczenie, bo jego krzywda boli mnie także i z miłości do sąsiada chcę tą krzywdę choć trochę zmniejszyć. Nie wypieram się swojego dziecka - gdy mój syn, członek mojej rodziny jest winny krzywdy sąsiada, to jako ojciec rodziny idę prosić o przebaczenie. Czyż biskup, lokalny pasterz - nie jest ojcem w duchowym wymiarze nad swoimi diecezjanami? Komunikaty które słyszę w rodzaju +Pokrzywdzony może do nas przyjść jeśli potrzebuje pomocy+ są dla mnie stawianiem się ponad krzywdę tego człowieka, mówią +To nie nasza wina, ale możemy pomóc, jak się zgłosi i będzie czegoś potrzebował+ - to mnie boli, bo to nie jest miłość do tego człowieka, to jest jak zgłaszanie się po zasiłek do MOPSu. Gdzie pasterz? Gdzie ojciec?
16 maja 2019, 20:23
c.d. Pan Jezus wziął na siebie nasze grzechy, a nie były przecież Jego osobiste - dlaczego nie możemy naśladować naszego Mistrza, wychodząc do skrzywdzonego człowieka bez krzyków +To nie moja wina ani nie moja odpowiedzialność, niech się winny tłumaczy+? Przypomina mi się Pierwszy List do Koryntian, rozdz. 12 - Pan Marek, jako część Ciała Chrystusa, został bardzo zraniony przez jednego z nas, przez jednego z członków Ciała Jezusowego, wszyscy jesteśmy częścią Ciała Jezusa, jego Kościoła. Mój kościół poprzez swoich (niektórych) członków zachowuje się tak jak na żywo możemy obserwować. Jeśli to nie jest jasne w tym i poprzednim wpisie - nie mówię o aspekcie prawno-karnym ani o zbiorowej odpowiedzialności, chodzi mi o miłość mojego Kościoła do tego skrzywdzonego człowieka. Chciałbym, aby mój kościół, mój ojciec-biskup spotkał się z tym człowiekiem twarzą w twarz i okazał mu miłość. Sprawca także - nie przestaje przecież być członkiem Kościoła Jezusa. Grzech jak granat rani wszystkich naokoło, ja nie mogę mówić +mnie to nie dotyczy, to kto inny+.