Polska rodzina made in China - debata

(fot. olebrat / flickr.com)
KAI / drr

Polityka prorodzinna to tylko jeden z czynników wpływających na dzietność. Równie silnie na liczbę dzieci w rodzinie oddziałuje tradycja, zmiany kulturowe, jakie zachodzą we współczesnym świecie, niezależnie od ustroju politycznego oraz stopień wolności gospodarczej. Do takiego wniosku doszli uczestnicy debaty "Polska rodzina made in China", zorganizowanej Warszawie, 26 czerwca, w związku ze Światowym Dniem Ludności, który przypada 11 lipca.

W gronie prelegentów zasiedli Sylvia Ting Yu Lee, lektor języka chińskiego w Polsce, która jednocześnie prowadzi badania w zakresie zarządzania w wielokulturowym miejscu pracy: Polska - Europa Wschodnia i Azja, ks. dr Artur Wysocki, adiunkt na Wydziale Nauk Społecznych i Historycznych UKSW, członek Stowarzyszenia Sinicum im. Michala Boyma SJ oraz dr Andrzej Sadowski, ekonomista, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha, współautor raportu nt. kosztów wychowania dzieci.

Ks. Wysocki nakreślił kontekst i skutki polityki jednego dziecka w Chinach, którą chiński rząd wprowadził w 1977 roku. Ekspert zwrócił uwagę, że chińska kultura i religia, taoizm, konfucjanizm i buddyzm wiążą się z szacunkiem dla natury, jej praw i życia rodzinnego. Choć ostre obwarowania polityczne powodują, że Chińczycy - mimo szacunku dla rodziny - ograniczają liczbę dzieci, to od 1980 roku do 2010, liczba ludności Chin wzrosła o 36 proc. Liczba Polaków w tym samym czasie zwiększyła się jedynie o 8 proc.

Młode Chinki, które urodziły się po 1980 roku, nie postrzegają rodziny jako wartości: nie miały braci ani sióstr, są materialistycznie nastawione do świata, nie potrafią się dzielić i nie mają potrzeby zakładania własnych rodzin - zauważa Sylvia Lee. Jednak kobiety urodzone wcześniej wciąż postrzegają rodzinę jako wartość. Emigrują do Polski, Wielkiej Brytanii czy USA, by tam prowadzić swobodne życie rodzinne. - Chińskie rodziny, które prowadzą własny biznes w Wólce Kossowskiej pod Warszawą mają troje, a nawet czworo dzieci i są szczęśliwe. Te rodziny nie podlegają polityce jednego dziecka, ponieważ ich dzieci nie urodziły się w Chinach, nie mają chińskiego obywatelstwa i najprawdopodobniej nigdy do Chin nie wrócą - wyjaśniła Sylvia Lee.

Andrzej Sadowski zwrócił uwagę, że zakaz posiadania dzieci, paradoksalnie rozbudził wśród Chińczyków pragnienie posiadania dużej rodziny, legalnie czy nielegalnie, a w Europie polityki prorodzinne okazały się nieskuteczne, bo doprowadziły do skrajnych patologii. Dwa lata temu w Wielkiej Brytanii powstał raport o rządowym programie wspierania rodziny. Okazało się, że doprowadzono do patologicznych sytuacji: rodzina wielodzietna, nie pracując posiadała z tytułu zasiłków takie same lub większe dochody niż rodzina z dwójką dzieci, w której rodzice ciężko pracowali. Dzieci, które nigdy nie widziały pracujących rodziców, później same nie podejmowały pracy, ale od 16 roku życia starali się mieć jak najwięcej potomstwa. Najczęściej z takiej możliwości korzystają imigranci - mówił Sadowski.

To był ślepy zaułek. Jego zdaniem ludzie zawsze szukają dogodnego miejsca do założenia rodziny i tam zostają. Tak jest z Meksykanami, którzy przekraczają granicę legalnie i nielegalnie, żeby znaleźć się w USA i tam zapewnić lepszą przyszłość swoim dzieciom, mimo tego, że polityka rządu USA, nie stosuje żadnej zachęty do posiadania dzieci. W Polsce dla zamożnych, dobrze wykształconych ludzi ważniejsza niż rodzina jest realizacja własnych pragnień, bo w naszych warunkach trudno te dwie sfery życia połączyć. Z kolei osoby, które dostrzegają radość i sens w posiadaniu dzieci, ograniczają ich liczbę ze względów ekonomicznych. - Polski system podatkowy traktuje posiadanie dzieci jako luksusową konsumpcję, na którą stać niewielu - mówi Sadowski. Konsekwencje tych zjawisk głęboko upośledzają społeczeństwo. W Chinach polityka jednego dziecka oraz selektywne aborcje, których ofiarami były dziewczynki, spowodowały maskulinizację społeczeństwa - na 100 dziewcząt przypada 118 chłopców (norma światowa wynosi 102 - 107 chłopców), a wśród noworodków na sto dziewcząt rodzi się aż 122 chłopców. Co więcej, jedno dziecko musi utrzymać aż cztery starsze osoby: rodziców i dziadków. - Rząd chiński próbuje z tego wybrnąć, budując domy opieki społecznej i szpitale - mówiła Sylvia Lee.

Polskie rodziny łatwiej decydują się na wielodzietność, żyjąc w wielkiej Brytanii, bo tam mają lepsze warunki do wychowywania potomstwa. - Nawet jeśli u nas wzrośnie dzietność, młodzi ludzie nie pozostaną w Polsce. Już teraz dyrektorzy liceów z Wielkiej Brytanii przyjeżdżają do polskich szkół i oferują polskiej młodzieży stypendia i bardzo dobre warunki nauki u siebie. Chcą w ten sposób wyrównać niekorzystną sytuację demograficzną, przy niskich nakładach. Bo koszty wychowania dzieci są znacznie wyższe niż koszty stypendium - mówił Sadowski. Jego zdaniem krokiem w kierunku rozwiązania problemu zapaści demograficznej w Polsce byłaby większa wolność gospodarcza.

Światowy Dzień Ludności został ustanowiony z inicjatywy Rady Zarządzającej Biura Projektowego Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP), jako konsekwencja obchodów Dnia Pięciu Miliardów. Taką liczbę ludności przekroczyliśmy w latach 80. ubiegłego wieku.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Polska rodzina made in China - debata
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.