Polski ksiądz z Charkowa: Dziennie docieramy z pomocą do nawet 2 tys. potrzebujących
Dziennie pomagamy od 700 do 2 tys. najbardziej potrzebującym osobom w Charkowie i okolicach - powiedział PAP dyrektor Caritas-Spes-Charków ks. Wojciech Stasiewicz. Zaznaczył, że dotarcie do nich bywa utrudnione, bo np. minionej doby było 48 ostrzałów i 21 pożarów. I tak już ponad 40 dni - dodał.
Pochodzący z Lublina ks. Wojciech Stasiewicz posługuje we wschodniej Ukrainie od 2006 r. Jest dyrektorem Caritas-Spes-Charków, wikariuszem w parafii katedralnej w Charkowie.
Duchowny poinformował, że około 30 wolontariuszy zaangażowanych jest w niesienie pomocy humanitarnej mieszkańcom Charkowa i okolic. Wśród nich są lekarki, pielęgniarki, nauczyciele, zawodowy kierowca, biznesman, taksówkarz i emerytki.
- Przede wszystkim od rana odbieramy telefony i rozwozimy artykuły spożywcze i lekarstwa dla najbardziej potrzebujących. Odległości w Charkowie są przeogromne, niestety kilka osiedli jest bardzo niebezpiecznych, więc musimy też zachowywać bezpieczeństwo - podkreślił ks. Stasiewicz, dodając, że w ten sposób docierają dziennie do 200-250 osób.
Pomoc kierowana jest również do osób ukrywających się w większych grupach np. w metrze, podziemiach czy w schronach. - Na stałe mamy pod opieką trzy przystanki metra. W jednym takim miejscu jest od 300 do 700 osób - podał ksiądz.
Wolontariusze charkowskiego Caritasu codziennie rozdają także w parku chleb, wodę i - jak przekazał duchowny - na zmianę pasztet albo konserwę.
- Trzy tygodnie temu zaczynaliśmy od 80 osób, a aktualnie po tę pomoc przychodzi 300-350 osób. Przywozimy też w to miejsce odzież, bo jest duże zapotrzebowanie. Z kolei pani doktor i pielęgniarka rozdają lekarstwa, głównie na ciśnienie, serce, uspokojenie. Czasami są też prośby o specjalistyczne leki np. o antybiotyki - dodał ks. Wojciech Stasiewicz.
Powiedział, że pomoc humanitarna przekazywana jest też w miarę możliwości do mieszkańców wsi pod Charkowem. Zwrócił uwagę, że pomoc nie dociera do wszystkich osób, ale do najbardziej potrzebujących.
- Jest to od 700 do nawet 2 tys. osób dziennie - poinformował ksiądz.
Podkreślił, że przekazywanie darów możliwe jest dzięki transportom humanitarnym docierającym z Polski na Ukrainę.
- Tydzień temu jako Caritas w Charkowie otrzymaliśmy 10 ton pomocy rządowej z Polski. Z każdym dniem wymiar tej wojny dramatyzuje się właśnie w postaci biedy ludzkiej, dlatego ta pomoc humanitarna jest bardzo konieczna. Mamy stały kontakt z Caritasem Polska, które razem z Caritasem Archidiecezji Lubelskiej przysyłają pomoc humanitarną na Ukrainę. W zależności od transportów w tym momencie otrzymujemy jeden tir co drugi dzień - powiedział w rozmowie z PAP duchowny.
Jego zdaniem Charków jest teraz ciągle atakowany. Duchowny podał, że tylko minionej doby było 48 ostrzałów trzech osiedli i 21 pożarów. - I to nie ustaje od ponad 40 dni - dodał ks. Stasiewicz.
Odnosząc się do doniesień o planowanej ofensywie sił rosyjskich na wschód Ukrainy, w tym na Donbas odpowiedział, że również w Charkowie panuje niepokój związany z tym niebezpieczeństwem.
- Gubernator miasta publicznie powiedział w czwartek, że jesteśmy przygotowani do ewentualnego zwielokrotnionego ataku na nasze miasto, nie musimy się bać i ewakuować. Trzeba pamiętać, że nie tylko Charków, ale całe województwo charkowskie też jest szczególnie doświadczane podczas wojny. Codziennie słyszymy o ofiarach śmiertelnych w takich miejscowości jak Izium, Bałaklija, Czuhujew i Dergacze - opowiedział ks. Stasiewicz.
Nawiązując do informacji o masakrze w Buczy, podkreślił, że pierwszą reakcją wśród mieszkańców Charkowa był szok.
- To była reakcja takiego jednego wielkiego krzyku jedności: Widzicie Europo i świecie, do czego są zdolni. Czy teraz nam już wierzycie? Co jeszcze musi się stać, żeby świat powstrzymał to ludobójstwo, które się dzieje. My to widzieliśmy od pierwszych dni wojny, dlatego było nasze zdziwienie, dlaczego świat patrzy na to z niedowierzaniem. Mam wrażenie, że dopiero teraz wielu osobom otworzyły się oczy. Oby też konkretna reakcja szła za tym - wyraził nadzieję duchowny.
PAP/dm
Skomentuj artykuł